Cześć!
Obiecałyśmy powrót na początku
września, i jesteśmy! Minione dwa tygodnie były dla mnie naprawdę wyczerpujące
— w kółko jestem w pracy, a teraz dodatkowo dochodzą mi praktyki. Nie będę się
rozpisywać, ale za to mam nadzieję, że Wy opowiecie co u Was się działo w
ostatnim czasie. W końcu już w poniedziałek początek roku szkolnego! Przed kim
kolejna klasa? Piszcie! Czekamy na Wasze komentarze.
Ostatnim postem był post z
wynikami konkursu na miniaturkę — z racji tego, że miałyśmy urlop na KG,
postanowiłyśmy wykorzystać ten czas na przeprowadzenie wywiadu ze zwyciężczynią
trzynastej edycji — Empatią! Rozmowa z Empatią była dla nas ogromną
przyjemnością, o czym możecie się przekonać, czytając wywiad. Mam nadzieję, że
odezwiecie się w komentarzach; to bardzo nas zmotywuje! Kubki z herbatą w
dłonie, w drugiej ręce miski z popcornem; i do czytania!
M.
Ana Bella:
Hej! Na początku chciałyśmy Ci bardzo podziękować, że zgodziłaś się na
udzielenie nam paru informacji od Ciebie w postaci wywiadu! Cieszymy się
ogromnie, że jesteś zadowolona z wygranej. Oczywiście życzymy Ci dalszych
sukcesów w pisaniu. Aktualnie, z tego, co wiem, książka już do Ciebie jedzie!
Twoja miniaturka była bardzo ładna, zdecydowanie była jedną z moich faworytów!
Powiedz mi, w jaki sposób udało Ci się wpaść na taki zarys historii?
Empatia: Cześć! Jestem dość gadatliwym stworzeniem,
także tym bardziej cieszę się, mogąc z Wami porozmawiać. Jeśli chodzi o moją
miniaturkę, to cóż. Usłyszałam piosenkę, zobaczyłam Shawna w teledysku i pyk —
od razu w mojej głowie zrodził się pomysł utraty magii. Od lat siedzę w
Teomione i zawsze mam wielką frajdę z pisania o Teodorze, więc dobór bohatera
był dla mnie prosty 😀 No i w tej historii bardzo ważny jest dla mnie Ron, na
którego jury również zwróciło uwagę. Gdy zaczynałam w fanfiction, wszędzie,
dosłownie WSZĘDZIE Ron był chamem, burakiem, bił Hermionę czy generalnie ją
gnębił, a przecież takiego Rona w kanonie nie znajdziemy, choćbyśmy szukali
między wersami. Chciałam pokazać prawdziwego Rona, który kiedyś stanął na
złamanej nodze i chciał poświęcić życie za przyjaciela, i by on grał tutaj
pierwsze skrzypce.
M.:
Kreacja Rona w Twojej miniaturce naprawdę mnie zachwyciła! Często spotykałam
się w opowiadaniach z Ronem jako tą złą postacią, odrywającą czarny charakter,
a tego prawdziwego Rona znałam z naprawdę niewielu opowiadań. Twoja miniaturka
była interpretacją piosenki, jak sama napisałaś, usłyszałaś piosenkę i pyk, już
jest! Często muzyka jest dla Ciebie inspiracją w pisaniu? Co w ogóle jest dla
Ciebie inspiracją, jeśli chodzi o pisanie?
Empatia: Prawda? Ludzie wychodzą z założenia, że
skoro Hermiona skończyła z Ronem, to za coś go pokochała. A że w ich
opowiadaniu musi pokochać kogoś innego, to trzeba rozdzielić ją z Ronem.
Najłatwiej jest zrobić z niego dupka, by zaistniał dobry argument do rozstania.
Przyznam, że mając dwanaście lat, sama pisałam opowiadanie, w którym
sprowadziłam Rona do takiego prostaka, by Hermiona mogła się pobujać z
Draconem, ale na szczęście to było dawno i nieprawda. To było osiem lat temu...
ależ ten czas leci! Wtedy inspirowały mnie głównie inne fanficki, które czytałam
całymi dniami i nocami; po prostu myślałam, co można by było zrobić lepiej,
plus oczywiście własna inwencja. Muzyka od tamtej pory jest dla mnie wielką
inspiracją, motywem przewodnim Jednego Jedynego Wyjątku było „Lost” zespołu
Red, którego tekst ciągle się gdzieś pojawiał, teraz widnieje nawet na
szablonie. Obecnie wciąż czerpię z muzyki, bo dalej miewam to „pyk” — i widzę
jakąś scenę, ale w kreacji bohaterów pomaga mi własne życie. W Hermionę i
Teodora z Na Szczycie Życia wkładam bardzo, bardzo dużo siebie, przez co ani
jedno, ani drugie nie jest moim dokładnym odzwierciedleniem. Inne postaci też
mają coś z ludzi z mojego otoczenia, a sposób, w jaki Hermiona nauczyła się pić
kawę — przymusowo, masz spróbować i koniec — został wypróbowany też na mnie.
Ana Bella:
Również nie rozumiem zbytnio fenomenu zrobienia z Rona zwykłego tyrana. Choć
przyznam, że naprawdę to łatwy sposób do zerwania. Dla mnie muzyka również jest
naprawdę dobrą inspiracją do tworzenia opowiadań, scen. Powiem, że nawet jedna
piosenka pomogła mi stworzyć coś fajnego, z czego postaram się stworzyć dobre
opowiadanie. Jaki rodzaj muzyki najbardziej pomaga Ci w tworzeniu? Bardziej
spokojne piosenki, czy takie, które mają pewnego rodzaju „kopa”?
Empatia: Na temat światka fanfiction można rozmawiać
długie godziny, począwszy od tematu Rona-chama, poprzez Hermionę, „której włosy
przestały być splątane, a zaczęły spływać miękkimi falami na plecy, a ona sama
zaokrągliła się w kilku miejscach”, a skończywszy na Harrym-ciepłej klusze.
Rozumiem, że ludzie chcą dostosować postaci do swoich potrzeb, ale wtedy pisze
się własną książkę z własnymi bohaterami, a nie wchodzi się do czyjegoś
uniwersum. Albo przynajmniej jakoś sensownie uzasadnia się przemianę bohatera.
Wróćmy do muzyki, bo naprawdę
przez resztę czasu będziemy rozmawiać o problemach fanfiction! Nie mam jakiegoś
ulubionego gatunku muzycznego, ale mam ulubione utwory, które, wiadomo, z
czasem albo idą na listę ulubionych na zawsze, albo gdzieś tam się zatracają.
Od wielu miesięcy pomaga mi BTS – Go, go i Mic drop (K-pop rządzi, serio,
spróbujcie), Billie Eilish – Lovely i Ocean Eyes (w ogóle wszystkie jej
piosenki są niesamowite, bo ona jest niesamowita) utwory Otsochodzi i Taco
Hemingwaya (jeszcze sprzed Tamagotchi, choć Tamagotchi jest naprawdę dobre),
Blackbear – Chateau i Make daddy proud (świetny facet, w dodatku całkiem
niczego sobie wyglądowo), Alt-J większość utworów, Flume (mocniejszy trap, ale
kopa daje jak nie wiem), Rudimental – Rumour mill i Go far, piosenki Anne Marie
(chciałabym mieć taki głos) i absolutnie wszystko, WSZYSTKO Jaymesa Younga
(który zakończył karierę, niestety), Twenty One Pilots, The Neighbourhood,
Hoziera i Cheta Fakera (Chet przemienił się teraz w Nicka Murphy'ego, ale ten
projekt to takie meh). Och, i stary Justin Timberlake! To jest taka moja
podstawowa playlista. Jak widać, mamy tutaj wszystko i oczywiście jest więcej
utworów, które mają miejsce w moim sercu, ale do tych wracam najczęściej. I
serio, przesłuchajcie BTS, bo mnie zmuszono do jednej piosenki i przepadłam.
M.:
Moja przyjaciółka słucha BTS i również mnie tym zaraziła! A więc generalnie
jeśli chodzi o muzykę to jest to naprawdę szeroki zakres. Anne Marie od
koncertu Eda Sheerana, gdzie była supportem, również uwielbiam. Zresztą
większość wykonawców, których podałaś, kocham całym sercem. Chciałabym wrócić
jednak do początków — do Twoich początków. Jeden Jedyny Wyjątek – Twoje
pierwsze opowiadanie, które, jak sądzę po ilości wyświetleń i komentarzy pod
epilogiem, zrobiło furorę. We wrześniu miną cztery lata od jego zakończenia.
Wracasz czasami do tego opowiadania?
Empatia: W sumie to cały czas 😀 To wygląda trochę, jakbym była swoją
największą fanką, ale miałam wtedy czternaście lat, pisząc epilog — szesnaście,
i wciąż uważam, że, kurczę, to całkiem dobre opowiadanie! Uwielbiam w nim to,
że nie ma tam non stop wątku romantycznego, a jest masa wątków pobocznych.
Teraz widzę kilka rzeczy, które mogłam bardziej dopracować, ale nie miałam
bety, nie miałam nikogo, kto nadzorowałby moją pracę nad tym opowiadaniem, no i
jest już za późno na poprawianie tego wszystkiego. Uważam, że gdybym teraz
wzięła się za te potknięcia, JJW straciłoby swój urok. Lubię wracać zwłaszcza
do kilku ostatnich rozdziałów, gdzie czuć, że wszystko się kończy, że zbliża
się wojna, a drogi bohaterów po prostu zaczynają iść w dwie różne strony. Wielu
czytelników zarzuciło mi, że poszłam na łatwiznę i cóż, po prostu zrypałam
sprawę. Tyle że ja nie jestem Cassie Clare, która swoje dwie ostatnie książki z
cyklu „Dary Anioła” pisała pod swoich fanów. Bardzo lubię to opowiadanie,
dlatego jestem przeszczęśliwa, gdy wciąż widzę, że ktoś wchodzi na bloga, gdy
widzę komentarze od nowych osób oraz od tych, które tak samo jak ja co jakiś
czas do niego wracają (a przeczytanie Wyjątku to wyczyn — ma ponad siedemset
stron!). Jestem bardzo dumna z tego opowiadania i z tego, że przez nie przez
blogsferę przewinęło się sporo opowiadań z parą TeodorxHermiona.
Ana:
Dużo jest takich sytuacji, gdzie czytelnikom nie podoba się coś i próbują
sprawić, żeby autor zmienił wydarzenia pod ich wizje. Tak jak wspomniałaś wyżej
o książkach, gdzie autorka pisała je pod swoich fanów. Czegoś takiego, według
mnie, nie powinno być, pisze się swoje własne opowiadanie i tyle. Jeśli komuś
się nie podoba dane zakończenie, lub dany wątek w opowiadaniu, to niestety, ale
taka osoba musi to po prostu przełknąć i pogodzić się z wizją autora. Ja miałam
tak chociażby z serialem. Nie pogodziłam się z zakończeniem i nie jestem z
niego zadowolona, ale nie będę kazać komuś czegoś zmieniać.
Spotkałaś
się z takimi sytuacjami u siebie w opowiadaniu? Ktoś zarzucił Tobie, że robisz
coś źle i powinnaś to zmienić? W jaki sposób poradziłaś sobie w takich
sytuacjach?
PS
— siedemset stron to naprawdę bardzo dużo! Chętnie przeczytam Twoje
opowiadanie, jestem ciekawa jego historii!
Empatia: Dokładnie! Przecież w „Grze o tron”
ciągle dzieje się coś, czego fani do końca nie mogą przeboleć, a jednak i
książka, i serial w dalszym ciągu są wielkim fenomenem. To wizja autora. Trochę
mnie kusiło, żeby napisać alternatywne zakończenie Wyjątku, trochę dla
czytelników, trochę dla siebie, ale stwierdziłam, że to nic nie da. Był Epilog,
skończyło się jak się skończyło, nie ma już odwrotu. Wtedy, cztery lata temu,
prawie urządzono lincz na mojej osobie. Ludzie pisali wszędzie — na blogu, na
ask.fm, na maila. Początkowo nie mogłam uwierzyć, że tak pochłonęło ich moje
opowiadanie, że nie mogli pogodzić się z zakończeniem, następnie poczułam się
mile połechtana, ale potem tylko wzdychałam przy każdej takiej wiadomości i
odpisywałam, że inaczej to nie mogło się skończyć. I wiele osób się ze mną
zgadzało. Inną sytuacją był „big kiss”, którego w Jednym Jedynym Wyjątku nie
było przez wiele rozdziałów. Nie zdradzę, kiedy w końcu się wydarzył, jeśli
rzeczywiście wzięłabyś się kiedyś za czytanie tego tasiemca 😀 W każdym razie wciąż i wciąż dostawałam
pytania, kiedy oni się pocałują, kiedy powiedzą sobie, że są dla siebie ważni i
tak dalej. A oni wciąż to okazywali! Kurczę, nikt mi nie powie, że Teodor i
Hermiona nie dawali sobie wsparcia w naprawdę trudnych chwilach, że nie
połączyła ich niezwykle silna więź, że dzięki wspólnemu przekroczeniu granic
magii nie zbliżyli się do siebie bardziej, niż zdołałby to okazać pocałunek.
Tak, o to była największa afera na moim blogu, tym bardziej cieszę się, że
rozwiązałam to tak jak rozwiązałam — po swojemu.
M.:
W takich wypadkach autor powinien zdać się na siebie i na to, jaką miał wizję
od samego początku na swoje opowiadanie. Jestem jednak w szoku, że po
zakończeniu JJW czytelnicy tak bardzo przeżywali epilog! W zasadzie często
zachowuję się podobnie, kiedy coś skończy się nie po mojej myśli, ale jednak
trzeba uszanować pomysł, jaki autor miał na daną historię. Czytałam JJW, co
prawda ponad 4 lata temu, ale uważam, że zakończenie jest... właściwe. Po
prostu właściwe do tej historii. I nie wyobrażam sobie, że mogłoby wyglądać
inaczej!
Masz
jakieś typowe dla Ciebie rytuały przed pisaniem? Chodzi mi o jakieś zajęcia,
które musisz wykonać, zanim zaczniesz pisać — na przykład zrobienie herbaty,
zamknięcie się w pokoju, słuchawki w uszy. :D Ciekawi nas jak wygląda u Ciebie
ten proces.
Empatia: O tak, herbata jest obowiązkowa! Zielona
i w moim ulubionym kubku. Oprócz tego muszę mieć przy sobie notatki, żeby na
bieżąco kontrolować to, co piszę, zwłaszcza po tak długiej przerwie. Przed
powrotem do pisania musiałam jeszcze raz przeczytać Szczyt, z kartką i
długopisem w ręku, wypisując najważniejsze informacje. I tak znalazłam jedną
rzecz, której nie jestem w stanie wyjaśnić, jej rozwinięcia nie ma w notatkach,
a pamiętam, że była bardzo ważna. I weź się, człowieku, domyśl, o co mi
chodziło. Piszę zawsze z muzyką, odpowiednią do klimatu, jaki panuje w
rozdziale, w okresie jesienno-zimowym lubię dołączyć do tego świeczki
zapachowe. I najczęściej wieczorami, na spokojnie, kiedy mam chwilę dla siebie.
Wtedy mówię domownikom, że mnie nie ma, bo pracuję. Pamiętam, że często
zarywałam nocki, jeśli miałam wenę. Ale nigdy nie pisałam na przymus, wtedy to
nigdy nie wychodzi. Jeśli nie idzie mi pisanie, biorę się za grafikę. Kiedyś
dużo sią nią bawiłam, robiłam nawet szablony na zamówienie, teraz zajmuję się nią
tylko na własny użytek.
M.: Powiedz
nam jeszcze — czy na „Jeden Jedyny Wyjątek” miałaś pomysł od samego początku,
czy wymyślałaś historię Hermiony i Teodora na bieżąco, podczas pisania? Jak
generalnie wygląda u Ciebie pisanie — robisz sobie przed daną miniaturką czy
rozdziałem jakiś plan i realizujesz poszczególne podpunkty czy idziesz na
żywioł, tak jak leci?
Empatia: I to, i to. Przede wszystkim najpierw
powstał Teodor. Z kanonu mieliśmy kilka informacji na jego temat — że ma czarne
włosy, że był chorowity, że pochodzi z czystokrwistego rodu, no i że przynależy
do Slytherinu. Ja dopisałam całą resztę — że jego ulubiony przedmiot to
transmutacja, że ogólnie jest świetnym uczniem, że nienawidzi ojca, że brzydzi
się podziałami, a charakter właściwie stworzyłam od podstaw. Później przyszedł
pomysł buntu magii Hermiony (wolałam w ten sposób ją odsunąć od Rona, niż robić
z niego buraka, ale o tym już mówiłyśmy), następnie Ivy z niecnymi zamiarami, a
na koniec cała sprawa Cryte'a. O Katharsis jako rytuale pomyślałam później,
podczas tworzenia rozdziału dziesiątego. I zaczęło się rozpisywanie. Wciąż mam
swoje notatki, kilkanaście zapisanych kartek A4 oraz tyle samo mniejszych
karteluszek. Mam nawet mapę Hogwartu, żeby nie przesadzić z długością
przechadzki po błoniach. Rozpisywałam rozdział po rozdziale, z datami, żeby nie
pogubić się w np. opisywaniu pór roku. Oprócz tego osobno rozpisywałam wątki,
co po czym ma się zdarzyć. Wszystko posypało się koło czterdziestego rozdziału,
bo zdałam sobie sprawę, że to za długo trwa i rozwlekanie będzie niewskazane. Z
sześćdziesięciu rozdziałów skończyłam na pięćdziesięciu dwóch. W międzyczasie
okazało się, że nie potrafię pisać sześciostronicowych odcinków, tylko grube,
obfite dwunastki lub piętnastki. Przed rozdziałami, w których wiele się działo,
robiłam dokładnie to, o czym powiedziałaś — opracowywałam miniplan i po kolei
odhaczałam kolejne punkty. Do tej pory zresztą tak robię, w przypadku „Kuchni”
wyglądało to tak, że rozpisałam sobie, co Ron ma powiedzieć Teodorowi, a potem
co ten ma mu odpowiedzieć. Pisząc aktualnie opowiadanie, Na Szczycie Życia,
postępuję tak samo. To bardzo usprawnia pracę i nie pozwala o niczym zapomnieć.
Ana:
Widzę tu dobry profesjonalizm, jeśli chodzi o rozstawienie wątków w
opowiadaniu! Ja często mam tak, że rozmyślam o danych scenach, które maja się
potem pojawić, a dopiero później porządkuje sobie w głowie, na kartkach,
pierwsze rozdziały. Ja również do teraz mam swoje zeszyty ze starymi wątkami!
Lubię do nich wracać, niektóre nawet nie były aż tak kiczowate, jak
przypuszczałam, haha! Przyznam jednak, że to są w pewnym sensie pamiątki, do
których mam naprawdę ogromny sentyment. Jeśli chodzi o postać Teodora, to masz
rację, było mało informacji na jego temat. Czerpałaś skądś inspiracje, żeby
wykreować swoją własną wersję Teodora? Trzeba przyznać, że jest masa opowiadań
z Draconem w roli kochanka Hermiony. Teodor to dość twardy orzech do
zgryzienia. Skąd wzięłaś pomysł na takiego Teodora?
Empatia: No nie? Raczej nigdy nie wyrzucę tych
notatek. Mam też rozdziały od piętnastego w górę z notatkami od Niekonkretnej,
mojej przyjaciółki, z którą właśnie poznałyśmy się przez blogsferę. W końcu
spotkałyśmy się osobiście, a od tamtej pory Nieko przynosiła mi wydrukowane
rozdziały, które akurat weszły na bloga, ze swoimi bardzo subiektywnymi
spostrzeżeniami. Super sprawa, do nich wracam tak samo często jak do samego
opowiadania.
Nieko podobnie jak inni bardzo
polubiła Teodora, ale bardziej za to, jaki jest, a nie za to, jaki aktor robi
za niego na szablonie 😀 Zaczęłam zastanawiać się nad odpowiedzią na Twoje pierwsze
pytanie, ale właściwie chyba nie inspirowałam się niczym konkretnym.
Wiedziałam, jaki ma być — uszczypliwy, arogancki, ma zadzierać nosa jak
Hermiona, ale też bardzo inteligentny, by mieli o czym rozmawiać. Och, i coś,
co mnie zdenerwowało już po kilkunastu rozdziałach — jezusmaria, ten Teoś to
taki wspaniały chłopak! Nie. On nie był miły. Był wredny, wytykał słabości
Hermiony, chciał ją sobie podporządkować w kilku sprawach, w dodatku był hipokrytą.
Gardził Rogerem za to, że był w stanie okazać miłość do Hermiony, a Ivy za to,
że patrzyła na świat przez różowe okulary. Obrażał jej przyjaciół, a kiedy
przyszło co do czego, wybrał pójście na łatwiznę. Strasznie denerwowało mnie,
że ludzie postrzegali Teodora tylko przez pryzmat uczuć Hermiony — że nie mogła
skupić się w jego towarzystwie, że był dużo wyższy od niej, przez co czuła się
malutka, że był świetnym uczniem. Za wszelką cenę chciałam pokazać, że on NIE
JEST idealny. Niekonkretna od razu to dostrzegła i powtarzała mi, że inni też
to w końcu zobaczą. No i, mam nadzieję, zobaczyli.
Bardzo nie chciałam zrobić z
Teodora Dracona z innym kolorem włosów i wydaje mi się, że mi się to udało.
Ach, i Teodor nie był przystojny. Podobał się Hermionie i Ivy, ale obiektywnie
patrząc, raczej blado wypadał na tle innych chłopców. Tak samo jak sam Malfoy
nigdy nie został określony w książce jako przystojny. Wszystkie bajeczki o
umięśnionym brzuchu i pięknej twarzy to wymysł fandomu.
M.:
Świetnie, że o tym piszesz — często czytelnicy idealizują bohaterów, mimo że
autor wcale nie chce ich tak przedstawiać. Chce ich pokazać jako osoby z
wadami, ze swoim słabościami, a czasem
zalety, które mimo wszystko bohater ma, przysłaniają te negatywne
aspekty. I główny bohater staje się ideałem. Świetnie jest czytać o tym z
Twojej perspektywy. Utożsamiasz się z którymś z bohaterów z JJW? Jeśli tak, z
którym i czemu akurat z nim? W któregoś z bohaterów tchnęłaś trochę swojego
życia, swojego charakteru?
Empatia: Nawet nie muszę się zastanawiać — w
Hermionę. Niekonkretna, z którą znamy się odkąd zaczęłam JJW, czyli sześć lat,
wielokrotnie powtarzała mi, że czytając opowiadanie, widziała bardziej mnie,
aniżeli pannę Granger. Wczułam się w nią chyba głównie dlatego, że pisałam
wszystko z jej punktu widzenia, więc siłą rzeczy musiałam dać jej trochę
siebie. Zrobiłam to raczej nieświadomie, bo takie problemy, jakie napotkała na
swojej drodze ona, nigdy mnie nie dotkną, także nawet nie mogłam pomyśleć: „Ja
zrobiłabym w ten sposób...”. Inaczej ma się sprawa ze Szczytem, gdzie poruszam
bardziej, hm, przyziemne sprawy, jak pracoholizm, trudności z utrzymaniem ciąży
przez Astorię Malfoy, pogodzenie życia rodzinnego z zawodowym tak, by na niczym
nie stracić. Dlatego w tym opowiadaniu o wiele więcej widać mnie, z czym się
nie kryję, choć staram się zastanowić, czy bohaterowie po wojnie rzeczywiście
mieliby takie poglądy, jakie usiłuję przedstawić.
Ana:
Hermiona jest dobrze wykreowaną postacią, sama bardzo ją lubię. Może
niekoniecznie się z nią utożsamiam, ale w niektórych aspektach postąpiłabym
podobnie, jak ona. To dobre, żeby przelewać do opowiadania trochę samej siebie.
W ten oto sposób czytelnicy mogą wyczytać skrywane przez nas pragnienia, myśli.
Tak jest również z Twoim drugim opowiadaniem? Próbujesz wlewać odrobinę swojej
postaci w to opowiadanie? Kolejne moje pytanie, to czy od razu zaczęłaś je
pisać po zakończeniu pierwszego?
Empatia:
Z jednej strony to dobre,
ale z drugiej — potem może okazać się, że wrzucisz w opowiadanie jakąś
kontrowersyjną myśl i już ludzie stwierdzą, że to Twoje własne poglądy. A Ty
kreujesz postać. Dajmy na to któraś z moich głównych postaci potępi
homoseksualizm, a to jest kompletnie przeciwne moim własnym przekonaniom. I jak
się potem wytłumaczyć?
Tak jak mówiłam wcześniej,
robię to cały czas. Hermionie i Teodorowi daję po trochę samej siebie, przez co
żadne z nich nie jest moją idealną kopią, ale oboje żyją razem ze mną. Ich
historię zaczęłam z 2015 roku, zrobiłam sobie kilka miesięcy przerwy od
blogowania, choć pisałam cały czas. Tyle że Szczyt ma dopiero szesnaście
rozdziałów, a niby trwa od trzech lat. W trakcie tworzenia tego opowiadania
miałam chyba już dwie dłuższe przerwy, trzecia trwa do tej pory, chociaż
przyznam, że mam napisane już prawie trzy rozdziały do przodu. Nie publikuję
ich jeszcze, bo boję się, że to tylko taki zryw jak wielokrotnie wcześniej,
choć już samo to, że mam tak dużo tekstu, daje mi do myślenia. Jest mi o wiele
ciężej zebrać się do pisania, niż bywało to kiedyś. Moja mama powiedziała: „Dorastasz”,
chłopak: „Musisz napisać w takim razie własną książkę”, jednak chyba żadne z
nich nie ma racji. Nie wiem, zobaczymy, jak to będzie. Bardzo chciałabym
skończyć Szczyt, bo mam wielką frajdę z pisania tego opowiadania. Mój chłopak
uśmiał się jak norka przy niektórych tekstach. Duże pole do popisu daje wiek
bohaterów — dwudziestoczterolatkowie mogą pozwolić sobie na więcej niż
szesnastolatkowie.
M.:
Przeczytałam opis do „Na szczycie życia” i kurczę, chyba jeszcze dzisiaj zacznę
to opowiadanie czytać! A więcej; jestem pewna, że jeszcze raz zacznę JJW.
Zdarzyło się, że powieliłaś jakiś wątek, który wystąpił w Twoim pierwszym
opowiadaniu, i który również pojawił się w „Na szczycie życia”? Czy są to
historie tak różne, że raczej to niemożliwe?
Empatia: Hahah, bardzo mi miło! 😀 Hm, to jest trudne pytanie. Wydaje mi się,
że wchodzi druga opcja — to raczej niemożliwe. W Wyjątku mamy antagonistę
Voldemorta, który tak samo zostawia za sobą śmierć, mamy śmierciożerczynię,
która oszalała, dowiedziawszy się o okolicznościach śmierci brata, mamy rytuał
oczyszczenia, Hermionę, która wpakowała się w niezłe bagno i która stanęła jako
oskarżona przed Wizengamotem, no i mamy zbliżającą się wielkimi krokami wojnę.
A Szczyt? Jest luksusowy klub na Pokątnej, Zabini, który każdą noc spędza z
inną kobietą, bo matka nigdy mu nie powiedziała, że coś jest niemoralne, jest
Malfoy, który szaleje, bo Astoria nie może mieć dzieci, a bardzo chce, jest
Departament Tajemnic z jedną nieotwartą przez nikogo salą (i moim malutkim rozwinięciem
całej historii Ministerstwa Magii), w końcu jest Teodor, który złamał różdżkę i
wyjechał, a po powrocie Hermiona przypomniała mu, za co kochał magię. A sama
Hermiona miota się między utrzymaniem na pozór idealnego życia a znalezieniem
jakiejkolwiek radości z niego płynącej. I pytanie - jak tak naprawdę wygląda
drogą na jego szczyt? Nie, te opowiadania są zbyt różne, by je porównywać. Z
rzeczy, które są takie same, a które przychodzą mi od razu do głowy, to miłość
Teodora do transmutacji i jego szare oczy.
Ana:
To rzeczywiście bardzo mocno różnią się te opowiadania! Tutaj ciemność, a tu
taki jakby inny świat! Można powiedzieć, że lepszy, a z drugiej strony
niekoniecznie. W końcu bohaterowie mają do czynienia z dorosłym światem.
Pisanie „do szuflady” czasem również jest dobre, wtedy można na spokojnie
przeczytać i przeanalizować swoje teksty, czy czegoś w nich nie brakuje, czy
czegoś nie powinno się w nich zmienić. Wcześniej napisałaś, że na razie nie
publikujesz rozdziałów, bo boisz się, że to tylko taki zryw. Wcześniej też
miałaś takie hamulce w publikowaniu?
Empatia: Czasem sobie myślę, że pisząc Jeden
Jedyny Wyjątek, mogłam sobie pozwolić na brnięcie w takie mroczne, straszne
sprawy jak masowa śmierć, wyrok, śmierciożercy, wojna. A teraz już za bardzo
przeraża mnie prawdziwe, dorosłe życie, żeby musieć szukać innego tematu do
opowiadania.
Gdy pisałam JJW, miałam tylko
jedną, chyba dwumiesięczną przerwę, głównie ze względu na egzaminy gimnazjalne,
ale też dlatego, że zachorowałam na zaburzenia odżywiania i po prostu wszystko
mi zbrzydło. A teraz nie mam pojęcia, co się dzieje. Mam czas na pisanie i mam
pomysły, a jednak nie mogę się zmusić do naskrobania choćby paru zdań. Ciągłość
publikacji Szczytu jest bardzo poszatkowana i ubolewam nad tym, zwłaszcza że po
jednej z dłuższych przerw wróciłam i miało być już pięknie, ładnie, a tutaj nie
ma rozdziału od roku. Wiem, że ludzie czekają, piszą mi to w komentarzach, co
bardzo mnie motywuje, ale często nie mogę się zmusić i po prostu trzeba
odpuścić. Nie chcę mówić: „Tym razem będzie inaczej”, bo nie mogę być tego
pewna. Postaram się napisać do szuflady jeszcze dwa rozdziały i jeśli dalej
będę czuła, że wracam do żywych, wznowię publikację. Strasznie mi tego brakuje.
M.:
Ja również przestałam publikować (oprócz oczywiście KG) na długi czas, ale
sytuacja wygląda podobnie jak u Ciebie — trzeba odpuścić i poczekać, aż
wszystko to, co tak bardzo się kocha w pisaniu, znowu wróci. Rozmawiamy o
Hermionie, o pairingach, ale czas wrócić do korzeni, a więc do tego, od czego
ta cała przygoda się zaczęła! Zaczęłaś publikować JJW 6 lutego 2012, czy to
właśnie w tym roku poznałaś serię książek o Harrym Potterze? Pamiętasz w jakich
okolicznościach to miało miejsce?
Empatia: Byłabym bardzo biednym dzieckiem, gdybym
tak późno zaznajomiła się z panem Potterem 😀 Moja mama zaczęła zbierać tę serię, jak
tylko zaczęto ją wydawać w Polsce. Co roku kupowała kolejną książkę i robiła to
dla mnie! Wciąż powtarza, że gdyby nie ona, żaden Teodor nie ujrzałby światła
dziennego. Zbierała sagę, choć ja wzięłam się za nią, dopiero mając osiem czy
dziewięć lat, więc chyba po wyjściu ostatniej części. To była chyba przerwa
świąteczna, kiedy usiadłam na fotelu i po prostu zabrałam się za pierwszą
część. Teraz już się rozsypuje, bo tyle razy po nią sięgnęłam. Do Harry'ego
podeszłam, mając już kilka informacji, np. kto jest Księciem Półkrwi albo czym
są horkruksy. Wypytywałam o to mamę, kiedy ta brała te książki na wakacje,
także wiedziałam już to i owo, ale w ogóle nie przeszkodziło mi to w odbiorze,
do tej pory właściwie spoilery nie robią na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia.
Moja mama do tej pory pomaga mi w tym i owym — jest pielęgniarką, więc jej
wiedza bardzo przydawała mi się w opisach zranień i tym podobnych — i bardzo
cieszy się, widząc mnie przy laptopie z otwartą stroną w Wordzie.
Ana:
To coś wspaniałego, że mama pomagała Ci się zaznajomić z tą wspaniałą sagą! Ja
w podobnym wieku postanowiłam zabrać się za czytanie książek. Po pierwszej
części bardzo zatraciłam się w tym świecie! Wtedy zdałam sobie sprawę, że świat
magii jest dla mnie czymś naprawdę bardzo ważnym. To wspaniałe, że masz wokół
siebie ludzi, którzy wspierają Cię w Twoich pasjach. To bardzo ważne, żeby mieć
wsparcie w swoich bliskich, robiąc coś, co się naprawdę szczerze kocha. Z rozpoczęcia
przygód z Harrym przejdźmy może do rozpoczęcia przygody z pisaniem. Jak to się
stało, że postanowiłaś tworzyć swoją historię bohaterów z Harry’ego Pottera?
Empatia: O tak, ktoś, kto raz wejdzie w to
uniwersum, już tak łatwo z niego nie wyjdzie. A moja mama zawsze mi pomagała,
bo zawsze dużo rozmawiałyśmy i nie wstydziłam się przed nią, że piszę. Gdy
okazało się, że wygrałam w Waszym konkursie, była dumna jak paw! Z pisaniem było tak, że w któreś wakacje,
chyba to był 2010 rok, odkryłam coś takiego jak fanfiction. Zobaczyłam, że
ludzie piszą własne wersje opowieści pani Rowling i że niektóre z nich są
niemalże lepsze niż oryginał. Wtedy pochłaniałam wszystko: czasy Huncwotów,
Dramione, Harmione, Hermonię Riddle, Młode Pokolenie nie było chyba tak popularne,
ale też coś się znalazło, coś, czyli Scorpius/Rose. I zapragnęłam stworzyć coś
swojego, ba! Dać to innym do oceny. Pamiętam, że swój pierwszy prolog napisałam
w piątek wieczorem któregoś dnia października, a w sobotę go wrzuciłam. Było to
Dramione, sztampowe i banalne, z Hermioną, która wyładniała przez wakacje, i
Draconem, w którego blond czuprynie ona zatapiała dłonie :DDD Przepraszam, ale
właśnie sobie to przypomniałam i nie mogę wytrzymać. Ron był oczywiście
brutalem, wszyscy kochali Hermionę łącznie z Harrym, a Ginny w przypływie
zazdrości zrzuciła ją ze schodów. Chyba byłam wtedy pod wpływem filmu „Ze
śmiercią jej do twarzy”, Hermiona wprawdzie przeżyła, ale wszystko się
rozpadło. Na szczęście potem wpadłam na pomysł Wyjątku i jakoś poszło.
M.:
Myślę, że większość osób zaczynała właśnie w tej sposób! Ale! Bez tego nie
byłabyś w tym miejscu, w którym jesteś teraz. Myślę, że te pierwsze opowiadania
wiele Cię nauczyły. Jeszcze na chwilkę wrócę do Harry'ego — jest w tej serii
jakaś scena, która szczególnie zapadła Ci w pamięci? Może śmierć któregoś z
bohaterów, której nadal nie możesz przeboleć?
Empatia: O tak, tamto opowiadanie nauczyło mnie
tego, jak nie sprowokować potencjalnego czytelnika do wydłubania sobie oczu 😀 Z fragmentów, które bardzo zapadły mi w
pamięć... Myślę, że z szóstej części fakt, że Crabbe i Goyle przebierali się za
dziewczynki, żeby kryć Malfoya w Pokoju Życzeń. A z poważniejszych scen to na
pewno scena z siódmej części, kiedy Remus pyta, czy może wybrać się ze Złotą
Trójcą na wyprawę po horkruksy, bo tak bardzo przeraża go wizja ojcostwa. Och,
i pogrzeb Dumbledore'a. Na to czekałyśmy z mamą przez cały film! I tak się
zawiodłyśmy. Obie miałyśmy ciarki, czytając jego opis w książce.
Ana:
Oj tak, scena pogrzebu Dumbledore’a według mnie powinna pojawić się w filmie.
No ale, jak to w życiu bywa, takie filmy trwałyby wieki, gdyby wszystko miało
być w nich zamieszczone. Obie z mamą przeżyłyście śmierć dyrektora Hogwartu?
Czy może jakaś inna śmierć w książce przejęła Was jeszcze bardziej?
Empatia: Prawda? Ta scena była cudowna, tak pełna
emocji, wszyscy żegnali Dumbledore'a... Mama chyba przeżyła też śmierć Zgredka,
ja pamiętam, że dopiero na filmie popłakałam się jak dziecko. A Syriusza nie
mogę przeżyć od początku. Jedyna rodzina Harry'ego, ktoś, kto mógł go wyrwać z
Privet Drive, nadzieja na lepsze życie... odeszła. Nie poruszył mnie natomiast
Fred, wiele osób uważa jego śmierć za bezsensowną, a ja uważam, że pokazała
ogrom strat po wojnie. No i Colin. Nawet machnęłam miniaturkę o nim na bodajże
drugą edycję konkursu u Was, za którą nagrodziłyście mnie wyróżnieniem 😉 Było mi go bardzo szkoda, znalazł się na
bitwie „nielegalnie”, nie miał nawet siedemnastu lat. Jest taki tekst na Forum
Mirriel, „Wypalić rany”, o jego bracie Denisie. Polecam, bo tutaj znów ryczałam
jak bóbr, a ciarki mam teraz, tylko o nim wspominając.
M.:
Kurczę, wieczorem będę miała co czytać! Tytuł zapisany, podobnie jak otwarte
strony na Twoich opowiadaniach. 😀
Teraz takie pytanie z cyklu „a co by było gdyby...”. Próbowałaś może wyobrazić
sobie jak wyglądałaby historia o Hogwarcie, czarodziejach, walce z Voldemortem,
gdyby to Neville był Wybrańcem? Przepowiednia mówiła o chłopcu urodzonym pod
koniec lipca, co pasowało zarówno do Harry’ego jak i właśnie Neville’a.
Empatia: O nie, tego tematu nie ruszałam i ruszać
nie będę. Nie przepadam za opowiadaniami „co by było gdyby...” — gdyby Neville
był Wybrańcem, gdyby rodzice Harry'ego przeżyli, gdyby Syriusz nie umarł i tak
dalej. Co kanon, to kanon. Bardzo lubię czytać łatki albo opowiadania, których
akcja dzieje się między ostatnim rozdziałem a Epilogiem, ewentualnie jeszcze po
Epilogu. No i wiadomo, coś, co dzieje się na szóstym/siódmym roku, wtedy ma się
największe pole do popisu, jeśli chodzi o wepchnięcie swoich trzech groszy, bez
rażącego zmieniania całej reszty. Wywrócenie na drugą stronę całej serii?
Jestem niestety na nie.
M.:
Pamiętam, że na którymś stowarzyszeniu kiedyś była taka akcja, w której
czytelnicy pisali historię o Neville'u, gdyby to on był Wybrańcem, ale za nic
nie mogę tego już znaleźć — stąd moje pytanie. 😀
Empatia: Jezus, nie! W sensie Neville to cudna
postać, wielkie wrażenie wywarł na mnie w ostatniej części, ale jednak Harry to
Harry. To taka postać, z którą identyfikujesz się w wieku jedenastu lat, jak i
w wieku lat dwudziestu.
Ana:
Mimo że uwielbiam kanon bardzo, to czasem lubię wyobrażać sobie coś zupełnie
innego, co bardzo wyróżnia się od całej sagi. Chociażby właśnie związek Draco i
Hermiony. Czy w ogóle ich relacja miałaby jakikolwiek sens, czy to by się
udało? Pamiętam, że kiedyś Rowling wspomniała, że Draco miał wobec Hermiony
romantyczne uczucia, ale ze względu na mocno zakorzenione zasady i sytuację z
ojcem, nie mógł traktować jej w bardziej przychylny sposób. Takich sytuacji
jest jeszcze więcej. Chociażby kanoniczny związek Rona i Hermiony. Rowling
wspominała, że po latach trochę żałuje, że ich ze sobą związała i, że wolałaby
Hermionę z Harrym. Przynajmniej tak mi się wydaje, że gdzieś coś takiego miało
miejsce. Śmierć Freda mną ogromnie wstrząsnęła i tu znowu autorka tłumaczyła
się, że uśmierciła tę postać, żeby pokazać, w jaki sposób wojna jest brutalna i
jakie konsekwencje za sobą niesie. Czy według Ciebie w całej serii o Harrym
Potterze jest coś, co nie do końca Ci się spodobało? Sama autorka nie jest z
niektórych rzeczy do końca zadowolona i tu właśnie pojawia się u mnie taka
ciekawość, czy cokolwiek, nawet najmniej szczególnego, nie do końca przypadło
Ci do gustu?
Empatia: Cóż, Dramione to dla mnie kolejny temat
rzeka. Osobiście uważam, że ten parring nie ma szansy na powodzenie. Przyjaźń?
Też nie bardzo. Myślę, że Draco nigdy nie spojrzałby na nią jak na kobietę, a
jak na szlamę, kogoś niewartego rozmowy z czarodziejem czystej krwi i dopiero
po latach ewentualnie mógłby potraktować ją obojętne. Co do Rona, przez lata
uważałam to za najgorszy możliwy wybór i o wiele bardziej wolałam, by skończyła
z Harrym. Teraz uważam ten pairing za w sumie jedyny możliwy i sensowny. Z
Harrym zawsze traktowali się jak rodzeństwo, więc wątpię, by nawet po wielu
latach to się zmieniło, sama mam przyjaciela, którego nigdy nie ujrzę w świetle
romantycznym, bo nie, nie i koniec. I myślę, że w ich przypadku byłoby
podobnie.
Jeśli chodzi o to, co mi się
nie podobało... Szczerze powiedziawszy, nic nie przychodzi mi do głowy, bo
większość zastrzeżeń mam do filmów. Drażnią mnie tylko niedopowiedzenia, takie
„techniczne” sprawy, typu: co z wampirami w uniwersum Rowling, czy ich
społeczność jest podobnie rozbudowana jak wilkołaków, albo jak można było
tworzyć własne zaklęcia, albo co z tą elektrycznością w Hogwarcie? Zwracałam
uwagę na takie rzeczy podczas pisania Wyjątku i kiedy nie znajdywałam
odpowiedzi, sama je sobie tworzyłam. Pamiętam, że rozbudowałam sprawę łaciny.
Jak wiemy, większość zaklęć ma łacińską bazę, więc wspomniałam o tym, że na
zajęciach uczniowie miewali lekcje z tegoż właśnie języka. O, inna sprawa, nad
którą się zastanawiałam: czy transmutując martwą materię w żywy obiekt, dajmy
na to mysz, trzeba było znać jej budowę anatomiczną? Takie otwarte furtki dają
duże pole do popisu podczas pisania, ale z drugiej strony ktoś może Ci
zarzucić, że przesadzasz, że Rowling nic takiego nie powiedziała i generalnie
ogarnij życie. Jestem zwolenniczką trzymania się kanonu, jeśli chodzi o prawa
magii, ale to, co nie zostało wyjaśnione, wręcz prosi się o malutkie
dopowiedzenie.
M.:
Super, że w swoich pracach dbasz o takie szczegóły, bo to naprawdę ważna sprawa
— niewiele osób zwraca na nie uwagę! Grunt to znaleźć rozwiązanie, nawet jeśli
ma być wymyślone przez nas samych — autorów ff. Wypytałyśmy Cię o wszystkie sprawy związane z pisaniem, z
opowiadaniami, więc teraz chciałybyśmy dowiedzieć się czegoś o Tobie! Jaka jest
Empatia w codziennym życiu? Co ją motywuje, czego się boi, no po prostu — jaka
jesteś?
Empatia: Może
zacznę od
podstaw. Mam dwadzieścia lat i od października zaczynam elektroradiologię na
UJ. Jestem jedynaczką, ale mam kota, dwunastoletniego grubasa o imieniu Maurycy,
który uwielbia spać w szafce z ubraniami mojego chłopaka.
Przez sześć lat byłam tancerką w
szkolnym zespole muzyki dawnej i odnosiliśmy spore sukcesy na różnych
festiwalach, i nawet zaproszono nas do udziału w ŚDM-ach,
ale na dwa dni przed występem na Błoniach przed
Franciszkiem zwichnęłam kolano i tak zakończyła się
moja przygoda z tańcem. Uwielbiam przedmioty ścisłe i
języki
— umysł ścisły, a dusza humanisty, bo odkąd
pamiętam,
uwielbiam książki, teatr, no i pisanie oczywiście 😀 W
szkole byłam prymuską i angażowałam
się we
wszystko, co było możliwe. Liceum ukończyłam z
najwyższą średnią na
roczniku i bardzo tęsknię za tym etapem edukacji. Do nauki — jak
i do wszystkiego innego — motywuję się sama, bo jak nie ja to
kto? Wielokrotnie z problemami musiałam radzić sobie sama i wciąż ciężko
jest mi przyjąć do wiadomości, że nie musi tak być, bo
są
wokół
mnie ludzie, którzy mi pomogą. Jestem freakiem organizacji i muszę mieć
wszystko poukładane, posegregowane, a z kalendarzem się nie
rozstaję. Lubię czarną mocną kawę,
palę LD
czerwone, przez kilka lat nie jadłam mięsa, ale teraz nie
stronię od kabanosików lub hamburgerka. Piję
hektolitry zielonej herbaty. W mojej szafie dominuje czerń. Brązowe
oczy odziedziczyłam po tacie, a blond włosy po mamie. Mam tunel w prawym uchu,
przez co miałam spore problemy w szkole, ale wyszłam
obronną ręką. Nie chcę mieć
tatuaży,
jednak nie dlatego, że mi się nie podobają, a
dlatego, że (jeszcze) nie znalazłam wzoru, który chciałabym
uwiecznić na swoim ciele. Boję się bezsilności i
wpadam w złość, gdy napotykam opór podczas rozwiązywania
problemów. Przez moją aktualną pracę mam rozwalony zegar
dobowy, przez co chodzę spać o drugiej, a wstaję o
dziesiątej, bardzo mnie to męczy. Pracuję z
ludźmi i
uwielbiam się do nich uśmiechać i patrzeć,
jak oni odpowiadają tym samym. Jestem cholerną optymistką i
przez to trochę naiwną, ale wciąż wierzę, że świat
nie jest tak zepsuty, jak się wydaje. I boję się
tego, że jeszcze kilka lat, a ludzie skutecznie udowodnią mi,
jak bardzo się mylę.
Ana: Z Twojego opisu wynika, że
jesteś
bardzo interesującą osobą! Ścisły umysł, była tancerka, kociara, lubisz kontrolować.
Bardzo to pasuje do naszej Hermiony Granger. Jak wcześniej
wspomniałaś, że to z nią się utożsamiasz,
tak po krótkim przedstawieniu swojej osoby mogę śmiało przyznać, że
trafiłaś w
dziesiątkę! O
tym zepsutym zegarze coś o tym wiem, przez swoją
pracę
zepsułam
swój zegar tak samo, jak Ty. 😭
Co robisz w wolnym czasie, jak
odpoczywasz? Masz może gdzieś wokół siebie jakieś miejsce, do którego udajesz
się, gdy życie nie do końca Ci sprzyja? :D
Empatia: Lubię
się „odmóżdżyć”, oglądając ulubione kanały na YT. Beauty, lifestyle, poradniki,
jakieś Beksy albo Abstrachuje. Wtedy wchodzi też kawa z kawiarki, ulubiona muzyka.
Jeśli jest ładna pogoda, idę na spacer, najczęściej nad Wisłę, oczywiście ze
słuchawkami w uszach, i daję myślom biec przed siebie. Z książkami sprawa
wygląda bardziej krucho niż kiedyś, wcześniej pochłaniałam jedną po drugiej,
teraz jakoś nie mogę się wyłączyć na tyle, by oddać się lekturze. Jeśli już się
za jakąś biorę, to za coś lekkiego, nieprzygnębiającego. Generalnie nie lubię
odpoczywać, wolę być ciągle w ruchu. W pracy na przykład nie przepadam za
przerwą, bo ona wybija mnie z rytmu i potem ciężko jest mi znów w niego wejść.
Będąc w liceum, brałam na siebie wszystko, byle tylko nie musieć nie robić nic.
Ana: Było pytanie o czas wolny, więc teraz coś
przeciwnego — opowiedz nam proszę
trochę
o nauce! Sama uczysz się chętnie nowych rzeczy, jak języków,
itp. czy nie? Może masz jakieś
swoje tajniki w nauce?
Empatia: Od
zawsze bardzo lubiłam poznawać nowe rzeczy i się ich
uczyć,
dlatego na przykład miałam bardzo duży
problem z wyborem rozszerzenia w liceum. Po gimnazjum nie wiedziałam
jeszcze, że chcę iść w stronę nauk medycznych,
wiedziałam tylko, że humanem już na
pewno nie jestem. Więc wzięłam wszystko, co się dało:
biolo, chemię, matematyką, angielski i francuski, z czego chemię dołożyłam
dopiero pod koniec drugiej klasy, kiedy zdecydowałam się
próbować z medycyną. Także sporo tego było,
ale dawałam radę dzięki systematyczności i
właśnie
organizacji. Uważam, że to są dwie najważniejsze
rzeczy, żeby dać w ogóle radę w
szkole czy na studiach. Wszystko da się zrobić, o ile dobrze
rozplanujesz czas i będziesz konsekwentna. Tak właśnie
działam
od początku mojej edukacji i zdawało to egzamin za każdym
razem. Kalendarz, kolorowy zakreślacz i cienkopis, karteczki
samoprzylepne i dobre zorganizowanie dnia. Nigdy nie miałam
problemu z nielubianymi przedmiotami, pamiętam, że tylko plastyka była
dla mnie nieprawdopodobnie nudna i nie umiałam się jej
uczyć, po
prostu nie pamiętałam obrazów, tak samo jak teraz nie pamiętam
twarzy czy imion nowopoznanych ludzi 😀 I z geografią było
zawsze ciężko, ale mimo wszystko lubiłam się jej
uczyć. Na
to niestety nie mam recepty, bo jeśli ktoś za czymś nie
przepada, nie może tak po prostu tego zmienić. Mnie to się
nigdy nie udało.
M.: Dużo w swoich wypowiedziach mówisz o
medycynie — czy to właśnie w tę stronę chcesz iść? Wiążesz
przyszłość z
kierunkiem, który będziesz studiować?
Jakie w ogóle masz plany na przyszłość, gdzie widzisz siebie za 10-15 lat?
Empatia: Chciałam.
Kiedy zdałam maturę, okazało się, że
jednak niewystarczająco, żeby iść na medycynę.
Pomyślałam
wtedy, że trudno, nie udało się, pójdę na
inżynierię
biomedyczną i będzie cudownie. Nie było.
Zrezygnowałam ze studiów przed zakończeniem pierwszego
semestru z zamiarem poprawy matury. Mama strasznie to przeżyła,
nie mogła przyjąć do wiadomości, że będę mieć rok
w plecy i nie spodziewała się, że
kiedykolwiek rzucę studia. Bardzo bała się, że
rezygnuję na amen, na zawsze, wybieram pracę z
umową
zlecenie i koniec. Musiałam jej udowodnić, że
jej obawy są mylne. Przygotowałam się do poprawy, jednak
znowu nie poszło, ale wylądowałam na
elektroradiologii. Te studia zapowiadają się o niebo lepiej niż
wcześniejsze,
jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać października!
Bardzo chciałabym się na nich odnaleźć, a
na drugim/trzecim roku planuję jeszcze dorzucić
analitykę medyczną, o ile wiatry będą
sprzyjać. Może medycyna po prostu nie była mi
pisana? Bardzo chciałabym za dziesięć lat mieć stałą
pracę z
normalnymi godzinami pracy, tak by wrócić do domu nie po zachodzie słońca.
Usiąść w
kuchni przy herbacie, pobawić się z dzieckiem,
przygotować na następny dzień, wieczorem wyjść z mężem
na kolację. Chciałabym poukładanego, prostego życia,
chciałabym
mieć
rodzinę i życie zawodowe, a nie stać się kurą
domową i
dni spędzać na wychowywaniu dziecka i praniu
skarpetek męża. Bardzo chciałabym móc to pogodzić,
ale czy to się uda, czas pokaże.
M.: Czy to Twoje marzenie — proste, poukładane
życie,
z dobrą
pracą
i rodziną, czekająca na Ciebie w domu? Jeśli
tak, a nawet jeśli nie, o czym marzysz? Trzymają się
Ciebie jakieś większe czy mniejsze marzenia?
Empatia: To
nie jest marzenie, a plan, który staram się powoli realizować.
Marzenia mam inne — pojechać do Francji, bo tyle lat uczyłam
się języka,
a nigdy nie byłam w jego ojczyźnie; wydać książkę,
choć to
marzenie jest raczej na pewno nieosiągalne; przebiec maraton; pójść na
koncert jednego z moich ulubionych artystów; pomieszkać
przez parę miesięcy w każdym z tych miejsc:
Londynie, Nowym Jorku i Paryżu; nie musieć
uciekać z Polski za pracą, bo choć nie jestem jakąś
superpatriotką, to wiem, że tu jest moje miejsce i bardzo nie
chciałabym
opuszczać tego kraju.
Ana: Myślę, że z pewnością uda Ci się
zrealizować te wszystkie cele. Na pewno będziesz
miała,
co opowiadać swoim dzieciom, wnukom. Trzymam kciuki
za Ciebie, żeby tak było!
Nic tylko życzę Ci wszystkiego najlepszego! Masz taką samą
definicję szczęścia? Czy może
szczęście
objawia się u Ciebie w czymś
jeszcze?
Empatia: Dziękuję
bardzo! Szczęście dla mnie to wczorajsze wyjście z koleżankami
z pracy i zaśpiewanie dwóch piosenek karaoke przy oklaskach publiczności -
naprawdę poczułam się jak gwiazda! Szczęście
to poranna kawa bez pośpiechu, to bieganie o piątej
rano, kiedy Kraków jeszcze śpi, szczęście to wieczorne
pisanie przy pomarańczowo-cynamonowych świeczkach, szczęście
to duma w oczach mojej mamy, kiedy coś mi wychodzi, to budzenie się
przy człowieku, z którym chciałabym spędzić
resztę życia,
i szczerość na jego twarzy, gdy mówi kocham. I szczęście
to dorwanie pierdółek w Tigerze za kilka złotych! 😀
M.: A przyjaźń — w
kim widzisz osobę, którą uważasz za przyjaciela? Masz kilka takich
osób, czy jedną/dwie osoby, na które zawsze możesz
liczyć?
Empatia:
Mam
kilka takich osób, które jednak nie tworzą paczki, tylko z każdą mam
indywidualny kontakt. Jedną z nich jest moja mama, z którą
naprawdę jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami.
Pijemy razem kawę i palimy papieroski, a ostatnio wieczorem otworzyłyśmy
wódeczkę i było przesympatycznie. Drugą
osobą
jest Niekonkretna, na którą zawsze mogłam i
mogę
liczyć w
sytuacjach wszelakich. Kocham ją strasznie i choć nie
widujemy się bardzo często, to zawsze z tą samą
radością.
Trzecią osobą jest Dośka, moja przyjaciółka
jeszcze z gimnazjum, która jest najbardziej zwariowanym człowiekiem,
jakiego znam, i która wysłucha mnie nawet o trzeciej w nocy, jeśli
wyrwę ją ze
snu. A czwartą osobą jest mój chłopak,
który najpierw jest przyjacielem, a dopiero potem ukochanym. Z nikim tak dobrze
się nie
rozumiem, jesteśmy do siebie podobni, choć tak bardzo się różnimy.
Mamy to samo poczucie humoru i poglądy na świat. Wspierał
mnie, kiedy było ze mną źle, a nie przestraszył się i
uciekł,
jak byłam pewna, że zrobi. Jesteśmy
dla siebie wielkim oparciem i strasznie go kocham. Reszta ludzi, których mniej
lub bardziej cenię, to po prostu dobrzy znajomi, ale przyjaciółmi
mogę
nazwać tę
czwórkę.
Ana: To bardzo miłe, że
masz przy sobie ludzi, którzy Cię wspierają i
stoją
za tobą
murem. To niezwykle ważne w dzisiejszych czasach. Opowiedz nam
jeszcze — czy jest jakiś jeden dzień w roku, na który czekasz z ogromną
niecierpliwością — i czemu właśnie on? Może święta, swoje urodziny czy urodziny
bliskiej osoby?
Empatia: Moje
urodziny, zdecydowanie :D Wtedy dostaję dużo książek i zawsze ten dzień spędzam
najlepiej, jak mogę. Dobrze wspominam swoją osiemnastkę, w kameralnym gronie,
ale za to zabawa skończyła się o dziewiątej rano. I kocham Święta! Zapachy
roznoszące się po domu, choinkę i tę szczególną atmosferę. Z mamą mamy swoje
własne rytuały, które praktykujemy od lat, i chociażby dla nich nie żałuję
wstawania wcześnie rano w Wigilię. I wtedy dostaje się prezenty, a kto nie
kocha prezentów? :D Uwielbiam oglądać radość na twarzach obdarowanych przeze
mnie ludzi, ale nie mogę zignorować wspaniałości, które sama znajduję pod
choinką.
W
tym roku z niecierpliwością czekam na 1 października, bo zaczynam studia, a mam
już dość pracy i poczucia, że utkwiłam w jednym miejscu. Nie mogę doczekać się
rozpoczęcia kolejnej przygody i stawienia czoła kolejnym wyzwaniom.
Ana: Wspomniałaś wyżej Niekonkretną,
opowiedz nam, jak to się stało, że się poznałyście?
Empatia: Chyba
wcześniej
o tym wspominałam. Nieko przeczytała ocenę Wyjątku
na jednej z ocenialni, potem weszła na bloga, zapoznała się z
historią, spodobało jej się. No i do mnie napisała.
Rozpoczęłyśmy korespondencję i dopiero po jakimś dłuższym
czasie wyszło, że mieszkamy w jednym mieście.
No i spotkałyśmy się - nigdy tego nie zapomnę,
pamiętam wszystkie szczegóły tamtego dnia, jakby to było
wczoraj - a potem kolejny raz i jeszcze jeden. I trwa tak do dzisiaj.
Ana: O kurde, musiało to
być
dla Ciebie ogromnym zaskoczeniem, jak dowiedziałaś się, że mieszkacie obok siebie! W sumie to
musi to być bardzo fajne uczucie, haha.
M.: Piękna historia! Masz z kimś
jeszcze kontakt z blogowego świata oprócz Niekonkretnej?
Empatia: Hah,
o tak. Obie byłyśmy bardzo zaskoczone, ale w sumie wyszło
nam na dobre. Miałam kontakt z kilkoma osobami, głównie
moimi czytelnikami. Dwie osoby, które bardzo ceniłam, niestety już nie
publikują, a kontakt nam się urwał. Wraz z Niekonkretną i
Damą
Kier, która też mieszka w Krakowie, stworzyłyśmy
naszą Złotą
Trójcę,
ale z Damą już niestety też nie
mam kontaktu. Widziałam się też z naszą
Princess Expecto, w rzeczywistości jest tak samo sympatyczna i kochana
jak w blogsferze!
Ana: Bardzo miło
jest patrzeć na to, jak bardzo blogosfera łączy
ludzi! Opowiedz nam może skąd wziął się pomysł na Twój nick? Ma on jakaś
swoją
historie?
Empatia: Och,
historia jest banalna. Kiedy zaczynałam w blogsferze w 2011, byłam
Niką.
Mam na imię Weronika, więc wybór był
prosty. Wyjątek zaczęłam pisać na przełomie
roku 2011 i 2012, miałam wtedy niecałe
czternaście lat, bo urodziny mam pod koniec maja, a ktoś,
chyba mama, w jakiejś rozmowie powiedział mi, że jestem pełna
empatii. Młode dziewczę, czyli ja, pomyślało: „Hej,
czy to nie idealny pomysł na nick, skoro jestem TAKA EMPATYCZNA?”
No i tak też się stało.
M.: Haha, ten nick zdecydowanie do
Ciebie pasuje! Zmierzając powoli do końca
naszego wywiadu chciałybyśmy zapytać
jeszcze o konkurs — co dzięki niemu zyskałaś, jeśli w
ogóle coś takiego jest?
Empatia: Przede
wszystkim wygrana dała mi wiarę w to, że nie wyszłam z
wprawy i wciąż potrafię operować słowem.
Sam konkurs pokazał mi, że być może
powinnam pisać krótsze formy niż takie na siedemset stron. Do tej pory
jestem przeszczęśliwa i dumna, że mnie doceniono, i mam nadzieję, że to
dobry wstęp do mojego powrotu do pisania i blogsfery.
Ana: Odwaliłaś kawał świetnej roboty, naprawdę!
Twoja miniaturka ujęła moje serce. Mamy nadzieję, że
uda Ci się wrócić do publikowania, żeby
znów poznać ten dreszczyk emocji po naciśnięciu
przycisku „Publikuj”! Powiedz mi, czy mogłabyś wypisać kilka rad dla autorek? Zmotywować do
działania,
do dalszego pisania?
Empatia: Nie
wiem, czy jestem odpowiednią osobą do dawania rad, zwłaszcza
w kwestii motywacji do pisania, skoro od trzech lat nie mogę ukończyć
opowiadania. Mam jednak taką sugestię — rozpisujcie fabułę Wątki,
chronologię, historie i charaktery bohaterów. Dzięki
temu unikniecie wpadek, dziur fabularnych, sprzeczności i
niedociągnięć. I nie piszcie na siłę, bo
znienawidzicie swoją twórczość, że tak bardzo nie chce z Wami współpracować.
Szukajcie różnych miejsc, nie tylko przy biurku czy w łóżku.
Może
lepiej Wam pisać na kanapie w salonie? I nie na laptopie, ale w zeszycie ołówkiem?
To trochę tak jak z nauką, każdy ma inne preferencje,
każdy
czuje się dobrze w innej pozycji czy miejscu. A, i jeszcze jedno: chłońcie
rady z komentarzy pod rozdziałami. Nie wszystkie są
warte wdrożenia w życie, ale na pewno wszystkie warto
przemyśleć i przeanalizować,
czy nie da się z nich czegoś wyciągnąć.
Waszego opowiadania nie będzie czytała
jedna osoba, więc każdemu spodoba się coś
innego, także nie przejmujcie się też tym, że
ktoś
uzna Waszą twórczość za słabą.
Moja koleżanka nienawidzi Kinga, gardzi nim i pluje na niego, a ja uważam
go za jednego z lepszych pisarzy wszechczasów. Nie dogodzi się każdemu,
to niewykonalne.
M.: Czy to właśnie on jest Twoim
ulubionym autorem książek? Masz książkę, do której możesz wracać i wracać, i
nadal jesteś w niej tak samo zakochana, jak za pierwszym razem, gdy ją
czytałaś? Jakie gatunki książek przeważają u Ciebie na półce i po jakie
najchętniej sięgasz?
Empatia:
Tak, on jest moim Królem. Mam wiele jego cytatów zapisanych kolorowym
cienkopisem. Wiem, że niektóre schematy wciąż się u niego powtarzają, co wiele
osób mu zarzuca, sama uważam, że kilka z jego książek skończyło się tragicznie,
jak choćby „Pod kopułą”. Przez całą lekturę nie mogłam usiedzieć w miejscu,
ledwo trzymałam nerwy na wodzy, a końcówka? Kompletne rozczarowanie.
Bardzo
lubię wracać do „Cmętarza zwieżąt”, bo chyba żadna z jego książek tak bardzo
nie trzymała mnie w napięciu. Seria „Cztery pory roku” jest cudowna, każde z
opowiadań jest wyjątkowe i sięgam po nie przynajmniej kilka razy w roku,
najczęściej na jesień. Warto wspomnieć, że przez cały rok zbieram książki Kinga
(wszyscy moi bliscy wiedzą, co chcę dostać na urodziny czy Święta), a potem
robię sobie maraton właśnie w okresie, kiedy szybko zapada zmrok, a dni są
krótkie. To zdecydowanie najlepsza pora na strach oraz niepokój. Wtedy też
czytam dużo kryminałów, najczęściej skandynawskich autorów, jednak w ciągu
całego roku one również lądują w moich rękach. Nie jestem w stanie określić
mojego ulubionego gatunku, bo na mojej półce stoi „Władca Pierścieni” oraz
„Mali bogowie” tuż obok „Dotyku Julii” i „Cienia wiatru”. Czytam wszystko i ze
wszystkiego staram się wyciągnąć jakąś wartość.
M.: Dziękujemy za tak piękną
wypowiedź! Droga Empatio, dziękujemy, że zgodziłaś się udzielić nam wywiadu — była to
dla nas ogromna przyjemność! Mogłybyśmy rozmawiać z Tobą
godzinami, a wywiad mógłby spokojnie osiągnąć sto stron. :D Jesteś
cudowną
osobą,
więc
z naszej strony życzymy Ci jak najwięcej sukcesów.
Empatia: To
ja dziękuję za możliwość
porozmawiania z tak fajnymi dziewczynami! Super, że tworzycie Katalog i
staracie się podtrzymać życie blogsfery. Nie czułam, że
przeprowadzano ze mną wywiad, a ktoś rozmawiał ze mną
przy kawie. Jesteście ekstra, mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja do pogadania
o uniwersum Harry'ego i jego bohaterach.
Ana: Jesteśmy pewne, że
takie dni jeszcze się wydarzą! Kto wie, może
kiedyś
właśnie
przy takiej kawce się spotkamy! Najlepiej mrożona
hahaha 😂. Pozdrawiamy Ciebie i wszystkich,
którzy Cię wspierają!
Już jakiś czas temu przeczytałam wywiad, ale jakoś wciąż nie miałam czasu skomentować. Rzeczywiście dosyć długi! :D
OdpowiedzUsuńTwórczość Empatii poznałam za czasu JJW i tak naprawdę było to pierwsze fanfiction w którym czułam, jakby to dalej J. K. Rowling pisała tą opowieść! Bardzo fajnie było poznać samą Empatię trochę lepiej poprzez wywiad!
Gratuluję Jej również wygranej w konkursie i życzę żeby dobra passa na pisanie nie minęła, bo chyba nie tylko ja czekam na nowe rozdziały NSŻ!