Ariana dla WS | Blogger | X X

15 maj 2018

7 pytań do... Realistki!


Cześć!
Od ostatniego posta, przygotowanego przez Arcanum, w którym mogliście zapoznać się z nowościami na Waszych blogach, minęły cztery dni, więc czas pojawić się z kolejnym! Z czym dzisiaj do Was przychodzimy? Z małym wywiadem! Konkurs na blog miesiąca został zakończony całkiem dawno, bo prawie miesiąc temu, ale dopiero teraz znalazłyśmy czas na publikację; mamy nadzieję, że nie macie nam za złe takiego opóźnienia i wszyscy z chęcią przeczytają odpowiedzi Realistki na Wasze pytania — bo to Wy mogliście zadać jej pytania. Z naszej strony jeszcze raz pięknie dziękujemy Realistce, że chciała poświęcić trochę czasu na napisanie takich długich i wyczerpujących odpowiedzi!
Ale zanim przejdę do pytań i odpowiedzi zwyciężczyni ostatniego konkursu, opowiedzcie co u Was słychać! Ostatnio już Was o to pytałam, ale że nie pojawiła się żadna odpowiedź, powielam pytanie — a więc, co słychać, moi drodzy katalogowicze? Odzywajcie się w komentarzach czy na chacie! Chciałybyśmy wiedzieć, czy ktoś jeszcze czyta nasze posty. :D U mnie na uczelni zaczyna się zabawa z kolokwiami i egzaminami, więc od rana do wieczora siedzę w książkach! Mimo wszystko jak człowiek jest czymś zajętym to szybko mija czas. Może to i dobrze? 
Już nie przedłużając — zapraszam do czytania i komentowania. :)
Buziaki, 
M.

1. Historia, którą napisałaś, rozgrywa się w mugolskim świecie. Skąd pomysł na tak oryginalną fabułę?

Pomysł przyszedł sam i za długo nawet się nad nim nie zastanawiałam. Wybrałam mugolski świat, ponieważ jest mi bliższy, jakby nie patrzeć wiem o nim więcej, a wchodząc w „rzeczywistość” wykreowaną przez J.K. Rowling należy jednak trzymać się pewnych wytycznych. Istnieją ludzie, którzy wychwycą jakieś niedociągnięcia, na przykład, że u mnie jakiś czar jest przedstawiany zupełnie inaczej, niż przez autorkę serii HP; nie chciałam ujawniać swej dość pospolitej wiedzy o magicznym świecie, też wolałam nie narażać czytelników na takie nieprzyjemności, ponieważ w przypadku nagromadzenia błędów na poziomie podstawowym raczej niewiele osób zostałoby z moim opowiadaniem na dłużej. Wybrałam trochę bezpieczniejszą drogę, gdzie magia nie występuje zbyt często, co niekiedy razi i czasami jest mi wytykane, ale liczyłam się z tym od samego początku. Wolę jednak stąpać po w miarę stabilnym podłożu ;)

2. W Twoim opowiadaniu jest wiele wyrazistych postaci, ale najbardziej utkwił mi w pamięci Lucjusz, a raczej jego kreacja na „tego dobrego”. Czy od początku chciałaś pokazać go w innym świetle niż zazwyczaj?

Lucjusz jest u mnie postacią wyjątkową, ale z pewnością nie jest aż tak oryginalny, jak go sobie wyobrażamy. Kiedyś natknęłam się na dość krótkie opowiadanie, w którym może nie został zmieniony tak diametralnie, jak u mnie, ale miał w sobie dużo pozytywnych cech. Pamiętam, że czytałam wtedy fragment, jak Lucjusz z panem Grangerem coś robili wspólnie w kuchni i w trakcie gotowania wybuchła im kuchenka lub piec, teraz nie jestem pewna. W każdym razie mocno utkwiło mi to w pamięci i w trakcie tworzenia jego postaci pomyślałam sobie, że właściwie czemu nie wywrócić jego charakteru do góry nogami? Troszkę się bałam, jak zostanie przyjęty przez czytelników, ale jego zachowanie spotkało się z dużą aprobatą, a to bardzo mnie ucieszyło i sprawiło, że miałam ochotę pisać dalej. Zresztą nadal mam chęć, ale obecnie niekoniecznie mam na to czas. Liczę jedynie, że po czerwcowej obronie pracy licencjackiej wreszcie będę mogła odpocząć, zregenerować siły i jak najszybciej wrócić do moich czytelników. Też jednak tęsknię za Draco i Hermioną, o Lucjuszu nawet nie wspominam :D

3. Czym się kierujesz, pisząc dalsze rozdziały opowiadań? Czy sugestie czytelników mają jakikolwiek wpływ na fabułę i przebieg wydarzeń?

Przy tworzeniu rozdziału sugeruję się przede wszystkim swoim życiem; co się ostatnio u mnie działo, z czego się śmiałam, co mnie zasmuciło, co w ogóle się dzieje, co spotkało moich przyjaciół, znajomych, rodziców, etc. Wykorzystuję te słodkie lub gorzkie chwile w opowiadaniu, przeobrażając je na perypetie bohaterów. Przy pierwszym dramione oczywiście przyszedł taki moment, gdzie oczekiwania czytelników brały nade mną górę i myślę, że każdy autor mniej lub bardziej wsłuchuje się w swoich fanów. Ale świat został tak zaprojektowany, że nie jesteśmy w stanie każdemu dogodzić. Ja się starałam, przez co większość rozdziałów nie jest taka, jaka powinna być i nie jestem z nich jakoś wybitnie zadowolona. Zmieniłam taktykę przy drugim opowiadaniu, pozwalając sobie ujawnić swego wewnętrznego egoistę. W nim nie było miejsca na zachcianki czytelników. Od początku byłam świadoma, że nie przypadną im do gustu rozbudowane opisy, liczne zdania wielokrotnie złożone, ale chciałam, by „Zagadki” były inne, by nie były tak oczywiste i miały w sobie coś specyficznego, poza (moim zdaniem) dość oryginalną fabułą. Czy się udało? Nie wiem, nie mnie to oceniać, ale wiem, że jestem z tej historii niesamowicie dumna.

4. Twoje dramione to przeplatanka radości i smutku, ale także pairingów, które zazwyczaj nie występują w ff. Mowa tu o Hansy, ponieważ znalezienie czegoś dobrego w polskim fandomie graniczy z cudem, a Tobie udało się stworzyć coś naprawdę dobrego. Skąd pomysł na taką oryginalność?

Mam tendencję do przedobrzania, w sensie za bardzo kombinuję, co prawdopodobnie wynika z tego, że chcę czytelnika zaskoczyć, pokazać mu coś nowego, choć nie zawsze tak jest. Harry z „Miłości...” jest spokojny, ułożony, ale miałam zamiar pokazać, jak jego aspiracje do bycia dobrym mężem i ojcem mogą więcej zepsuć, niż naprawić. Wychowywał się bez rodziców, przez co zawsze gdzieś miał w głowie pragnienie posiadania prawdziwej rodziny i w momencie, gdy wszystko to otrzymał od życia, chciał zapewnić Pansy i Lilly wszystko, co najlepsze. Był tak zapatrzony, by żonie i córce niczego nie brakowało, że zapomniał, iż tak naprawdę najbardziej potrzebują jego samego, w skutek czego zaczął tracić to, na czym od maleńkości mu zależało. Połączyłam go z Pansy, ponieważ Ginny nigdy mi do niego nie pasowała. Zresztą w serii HP istnieją bohaterowie, z którymi autorzy blogów mogą robić co chcą, ponieważ w książkach ich charaktery nie są aż tak wyraziste, gdzieniegdzie pojawiają się jedynie jakieś wtrącenia. Według mnie można do nich zaliczyć Ginny, również Blaise'a, który w blogosferze został przeobrażony w dowcipnisia, czasami bawidamka, ale raczej rzadko można spotkać się z nim w jakiejś wyrachowanej formie. Ja oczywiście też poszłam tą drogą. Rozmyślając jednak nad Harrym szukałam kogoś, kogo będę mogła tak przekształcić, by idealnie do niego pasował. Padło na Pansy, czego nie żałuję i widzę, że czytelnikom też się to połączenie podoba. Największym zaskoczeniem był oczywiście Snape i jego późniejsze perypetie miłosne. To nie jest tak, że po związaniu się z Rolandą wymazał ze swej pamięci Lily, mamę Harry'ego, ale zaczął w końcu rozumieć, że zasługuje na odrobinę realnego szczęścia, którego doświadcza przy koleżance z grona pedagogicznego. A zatem czemu miałby nie spróbować? To dla niej się zmienia, stara się o nią, bo już dawno nie czuł się tak swobodnie, zwyczajnie szczęśliwie i chciałby się w ten sposób czuć już zawsze. Poza tym nie wyobrażam sobie, że Snape'a miałoby w tym opowiadaniu nie być; z kim spiskowałby wtedy Lucjusz, co?

5. Obecnie piszesz inne opowiadanie, które bardzo różni się od "Miłości...". Czym się kierowałaś, wymyślając fabułę? Nowymi możliwościami, lub chęcią napisania czegoś innego?

Odpowiadając na to pytanie należy zacząć od mojej obsesji na punkcie Federica Garcíi Lorki. Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów i tak już ze sobą trwamy w tej chorej relacji, bo gdyby Lorca żył, bez problemu mógłby mnie podać do sądu o stalkowanie ;) Jego język literacki jest niesamowity i serce się kraje, gdy czyta się tłumaczenia jego wierszy, bo dramaty jeszcze ujdą. Był bardzo świadomy siebie, krytyczny w stosunku do swych tekstów, ale zawsze gdzieś dostrzegano w nim ten promyk szczęścia, gdy pojawiał się wśród ludzi. W rzeczywistości doświadczył wiele cierpienia i wszystkie żale nosił głęboko w sobie, mógł je wyrazić wyłącznie za pomocą poezji; został wielokrotnie zraniony, jego wiersze są przepełnione bólem, rozdarciem, czuje się jego wewnętrzną frustrację oraz pragnienie bycia kochanym. A ja go pokochałam i dałam się w ciągnąć w jego świat, który każdego dnia potrafi mnie jeszcze czymś zaskoczyć. Nawet mój licencjat poświęcony jest dziełom Lorki i wszystko wskazuje na to, że magisterka również będzie. Do tego mam wspaniałą promotorkę, która na każdym kroku mi powtarza, że nie mogę zrezygnować z tej miłości do jego tekstów, bo rzadko kiedy się zdarza, że ktoś tak dobrze je rozumie. To olbrzymia pochwała i chyba pierwszy raz w życiu czuję się aż tak doceniona, a uwierzcie, że moja promotorka nie rozdaje komplementów na prawo i lewo, praktycznie w ogóle nimi nie obdarowuje. Zmierzam do tego, że chciałam trochę tej fascynacji pokazać swoim czytelnikom, zapoznać ich z tym, co lubię, co mnie interesuje i przybliżyć im nieco hiszpańską literaturę, która nie składa się tylko z Cervantesa i jego Kichota. Wymyślając fabułę chciałam odejść od formy, którą operowałam do tej pory. Skoczyłam więc od razu na głęboką wodę, zabierając się za kryminał. Budowa tekstu też od początku miała być inna, bo chciałam pokazać, że też trochę się rozwijam i nie trzeba trzymać się wyłącznie jednego stylu w pisarstwie. Pomysł kiełkował we mnie bardzo długo, bo jakiś tak zamysł miałam, ale dopiero w trakcie pracy wychodzi, czy idea się do czegoś nadaje. Poszłam dość niebezpieczną ścieżką, wykorzystując wiersze Lorki i obrazy Salvadora, ponieważ łatwo można wpaść w pułapkę, czytając o tej dwójce, wyobrażając sobie niesamowitą miłość między nimi, a taka nigdy nie istniała. Też musiałam się napocić, by dobrze dobrać fragmenty wykorzystanych sonetów do sztuki Dalego. Pewnego dnia zaczęłam tworzyć opis miejsca zamordowania Blaise'a, co było o tyle trudne, że przypisałam mu jeden z najpopularniejszych obrazów hiszpańskiego surrealisty i chciałam go dobrze dopasować do stylu „Zagadek”; poświęciłam mu chyba dwa miesiące i po tym czasie zdecydowałam się poprosić o opinię znajomych. Bardzo ich to wciągnęło i chcieli czytać więcej, a dla mnie był to zastrzyk energii i utwierdziło mnie w przekonaniu, że ta historia naprawdę może być całkiem oryginalna, jeśli dobrze ją zbuduję. Jest w niej oczywiście kilka potknięć, ale człowiek uczy się na błędach, bo bez nich nie dążyłby do żadnego poziomu. A ja chcę się rozwijać i dlatego za każdym razem stawiam sobie coraz wyżej poprzeczkę. Podsumowując, jestem z tego opowiadania wyjątkowo usatysfakcjonowana, ale za czytelników wypowiadać się nie mogę.

6. Jaka jest Realistka w prywatnym życiu? Opowiedz nam trochę o sobie! ;)

Realistka w prywatnym życiu jest realistką. Twardo stąpam po ziemi, lubię mieć wszystko przekalkulowane i zaplanowane, nie podejmuję decyzji pod wpływem impulsu, nie kieruję się uczuciami. Przy pierwszym kontakcie jestem bardzo zdystansowana, wydaję się chłodna i w ten sposób zawsze oceniam jakieś sytuacje. Nie jestem spontaniczna i z reguły wszelkie niespodzianki, których nie uwzględniłam w terminarzu działają mi na nerwy, ponieważ zaburzają mi rytm dnia. Ale kiedy się mnie pozna bliżej, dostrzega się zupełnie inną osobę. W towarzystwie, w którym dobrze się czuję, jestem głośna i dużo gadam, przez co często zaliczam jakieś wtopy, na przykład mówię o tym, co mnie w kimś niemiłosiernie drażni, a ta osoba stoi kilka metrów ode mnie, a ja się wydzieram na cały instytut. Jestem też dość dyplomatyczna i potrafię tak okręcić sytuację, żeby rozmówca prędzej czy później zgodził się z moją opinią. Bardzo nie lubię, gdy ktoś się nad sobą użala, typ drama queen lepiej niech do mnie nie podchodzi, tak samo nie lubię, gdy ktoś nie jest samodzielny. Życie nauczyło mnie, że jeśli chcę na kogoś liczyć, to tylko na siebie, bo wtedy nie rozczaruję się podwójnie. Często słyszę, że mam tendencję do matkowania i rzeczywiście coś w tym jest, ale tylko w przypadkach, gdy na kimś bardzo mi zależy. O moich zajęciach w ciągu dnia nie będę pisać, bo to nic ciekawego, wszystko sprowadza się do uczelni i do Lorki. W czasie wolnym, którego mam coraz mniej, przede wszystkim poświęcam się sobie, czyli odpoczywam na kanapie z kotem, planując następne dni. Nic szczególnego, niczym się nie wyróżniam i na ulicy nikt by mnie nie rozpoznał.

7. Co uważasz za klucz do sukcesu? Miałabyś jakieś rady do początkujących pisarzy?

Moim kluczem do sukcesu jest przede wszystkim motywacja, bo na niej można dużo zbudować. Jeśli jestem zmotywowana do napisania jakiejś historii, to będę ją pisać. Nie zraża mnie wytykanie błędów przez czytelników, bo one też motywują do pracy nad tekstem i nad swoim stylem. Nie zawsze można iść w zaparte, że ja wiem lepiej, a inni guzik się znają. Nie, trzeba właśnie słuchać porad innych i uczyć się na błędach, wyciągać z nich jak najwięcej wniosków, by w przyszłości pisać jeszcze lepiej. A jakie są moje rady? Przede wszystkim, jeśli początkujący „pisarz” nie jest czegoś pewny, to niech się lepiej za pisanie nie zabiera; opowiadanie musi mieć początek, rozwinięcie i zakończenie, a często jest tak, że po kilku pierwszych publikacjach nie ma zbyt wielu komentarzy, nie zbiera się samych pochwał, co z kolei prowadzi do porzucenia bloga. Następna sprawa, to dobre określenie celu pisania; jeśli ma się zamiar robić to pod publikę, grożąc, że jeśli nie będzie pięćdziesięciu komentarzy pod postem, to nie będzie kolejnego rozdziału, lepiej sobie darować. I tak wszyscy wiemy, że rozdział będzie, napisany na kolanie między lekcją historii a przyrody, czy jak to się teraz w podstawówkach nazywa, a wrzucony na bloga w drodze do domu w autobusie, zatem nie będzie dobry, nie będzie nawet mierny. Ostatnia rzecz, to świadomość swoich wad. Ortografia i interpunkcja nie są naszymi wrogami; jeśli mamy z nimi problem, lepiej poświęcić trochę czasu na korektę, nawet przez betę, bo tekst prezentuje się korzystniej, gdy nie pojawiają się w nim błędy rażące po oczach. Pośpiech nie jest przyjacielem i lepiej go unikać; napisać rozdział czy jakiś jego fragment, odłożyć go na kilka dni i dopiero po nich wrócić do niego, przeczytać jeszcze raz i zabrać się za poprawki. Wielu niedociągnięć nie jesteśmy w stanie dostrzec na bieżąco. I trzeba być otwartym na krytykę, bo dzięki niej mamy możliwość rozwijania swojego stylu.

Miłego tygodnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz