Cześć!
Od
ostatniego posta, przygotowanego przez Arcanum, w którym mogliście zapoznać się
z nowościami na Waszych blogach, minęły cztery dni, więc czas pojawić się z
kolejnym! Z czym dzisiaj do Was przychodzimy? Z małym wywiadem! Konkurs na blog
miesiąca został zakończony całkiem dawno, bo prawie miesiąc temu, ale dopiero
teraz znalazłyśmy czas na publikację; mamy nadzieję, że nie macie nam za złe
takiego opóźnienia i wszyscy z chęcią przeczytają odpowiedzi Realistki na Wasze
pytania — bo to Wy mogliście zadać jej pytania. Z naszej strony jeszcze raz
pięknie dziękujemy Realistce, że chciała poświęcić trochę czasu na napisanie takich długich i wyczerpujących
odpowiedzi!
Ale zanim
przejdę do pytań i odpowiedzi zwyciężczyni ostatniego konkursu, opowiedzcie co
u Was słychać! Ostatnio już Was o to pytałam, ale że nie pojawiła się żadna
odpowiedź, powielam pytanie — a więc, co słychać, moi drodzy katalogowicze?
Odzywajcie się w komentarzach czy na chacie! Chciałybyśmy wiedzieć, czy ktoś
jeszcze czyta nasze posty. :D U mnie na uczelni zaczyna się zabawa z kolokwiami i egzaminami, więc od rana do wieczora siedzę w książkach! Mimo wszystko jak człowiek jest czymś zajętym to szybko mija czas. Może to i dobrze?
Już nie
przedłużając — zapraszam do czytania i komentowania. :)
Buziaki,
M.
1.
Historia, którą napisałaś, rozgrywa się w mugolskim świecie. Skąd pomysł na tak
oryginalną fabułę?
Pomysł
przyszedł sam i za długo nawet się nad nim nie zastanawiałam. Wybrałam mugolski
świat, ponieważ jest mi bliższy, jakby nie patrzeć wiem o nim więcej, a
wchodząc w „rzeczywistość” wykreowaną przez J.K. Rowling należy jednak trzymać
się pewnych wytycznych. Istnieją ludzie, którzy wychwycą jakieś
niedociągnięcia, na przykład, że u mnie jakiś czar jest przedstawiany zupełnie
inaczej, niż przez autorkę serii HP; nie chciałam ujawniać swej dość pospolitej
wiedzy o magicznym świecie, też wolałam nie narażać czytelników na takie
nieprzyjemności, ponieważ w przypadku nagromadzenia błędów na poziomie
podstawowym raczej niewiele osób zostałoby z moim opowiadaniem na dłużej.
Wybrałam trochę bezpieczniejszą drogę, gdzie magia nie występuje zbyt często,
co niekiedy razi i czasami jest mi wytykane, ale liczyłam się z tym od samego
początku. Wolę jednak stąpać po w miarę stabilnym podłożu ;)
2. W
Twoim opowiadaniu jest wiele wyrazistych postaci, ale najbardziej utkwił mi w
pamięci Lucjusz, a raczej jego kreacja na „tego dobrego”. Czy od początku
chciałaś pokazać go w innym świetle niż zazwyczaj?
Lucjusz
jest u mnie postacią wyjątkową, ale z pewnością nie jest aż tak oryginalny, jak
go sobie wyobrażamy. Kiedyś natknęłam się na dość krótkie opowiadanie, w którym
może nie został zmieniony tak diametralnie, jak u mnie, ale miał w sobie dużo
pozytywnych cech. Pamiętam, że czytałam wtedy fragment, jak Lucjusz z panem
Grangerem coś robili wspólnie w kuchni i w trakcie gotowania wybuchła im
kuchenka lub piec, teraz nie jestem pewna. W każdym razie mocno utkwiło mi to w
pamięci i w trakcie tworzenia jego postaci pomyślałam sobie, że właściwie czemu
nie wywrócić jego charakteru do góry nogami? Troszkę się bałam, jak zostanie
przyjęty przez czytelników, ale jego zachowanie spotkało się z dużą aprobatą, a
to bardzo mnie ucieszyło i sprawiło, że miałam ochotę pisać dalej. Zresztą nadal
mam chęć, ale obecnie niekoniecznie mam na to czas. Liczę jedynie, że po
czerwcowej obronie pracy licencjackiej wreszcie będę mogła odpocząć,
zregenerować siły i jak najszybciej wrócić do moich czytelników. Też jednak
tęsknię za Draco i Hermioną, o Lucjuszu nawet nie wspominam :D
3. Czym
się kierujesz, pisząc dalsze rozdziały opowiadań? Czy sugestie czytelników mają
jakikolwiek wpływ na fabułę i przebieg wydarzeń?
Przy
tworzeniu rozdziału sugeruję się przede wszystkim swoim życiem; co się ostatnio
u mnie działo, z czego się śmiałam, co mnie zasmuciło, co w ogóle się dzieje,
co spotkało moich przyjaciół, znajomych, rodziców, etc. Wykorzystuję te słodkie
lub gorzkie chwile w opowiadaniu, przeobrażając je na perypetie bohaterów. Przy
pierwszym dramione oczywiście przyszedł taki moment, gdzie oczekiwania
czytelników brały nade mną górę i myślę, że każdy autor mniej lub bardziej
wsłuchuje się w swoich fanów. Ale świat został tak zaprojektowany, że nie
jesteśmy w stanie każdemu dogodzić. Ja się starałam, przez co większość
rozdziałów nie jest taka, jaka powinna być i nie jestem z nich jakoś wybitnie
zadowolona. Zmieniłam taktykę przy drugim opowiadaniu, pozwalając sobie ujawnić
swego wewnętrznego egoistę. W nim nie było miejsca na zachcianki czytelników.
Od początku byłam świadoma, że nie przypadną im do gustu rozbudowane opisy,
liczne zdania wielokrotnie złożone, ale chciałam, by „Zagadki” były inne, by
nie były tak oczywiste i miały w sobie coś specyficznego, poza (moim zdaniem)
dość oryginalną fabułą. Czy się udało? Nie wiem, nie mnie to oceniać, ale wiem,
że jestem z tej historii niesamowicie dumna.
4. Twoje
dramione to przeplatanka radości i smutku, ale także pairingów, które zazwyczaj
nie występują w ff. Mowa tu o Hansy, ponieważ znalezienie czegoś dobrego w
polskim fandomie graniczy z cudem, a Tobie udało się stworzyć coś naprawdę
dobrego. Skąd pomysł na taką oryginalność?
Mam
tendencję do przedobrzania, w sensie za bardzo kombinuję, co prawdopodobnie
wynika z tego, że chcę czytelnika zaskoczyć, pokazać mu coś nowego, choć nie
zawsze tak jest. Harry z „Miłości...” jest spokojny, ułożony, ale miałam zamiar
pokazać, jak jego aspiracje do bycia dobrym mężem i ojcem mogą więcej zepsuć,
niż naprawić. Wychowywał się bez rodziców, przez co zawsze gdzieś miał w głowie
pragnienie posiadania prawdziwej rodziny i w momencie, gdy wszystko to otrzymał
od życia, chciał zapewnić Pansy i Lilly wszystko, co najlepsze. Był tak
zapatrzony, by żonie i córce niczego nie brakowało, że zapomniał, iż tak
naprawdę najbardziej potrzebują jego samego, w skutek czego zaczął tracić to,
na czym od maleńkości mu zależało. Połączyłam go z Pansy, ponieważ Ginny nigdy
mi do niego nie pasowała. Zresztą w serii HP istnieją bohaterowie, z którymi
autorzy blogów mogą robić co chcą, ponieważ w książkach ich charaktery nie są
aż tak wyraziste, gdzieniegdzie pojawiają się jedynie jakieś wtrącenia. Według
mnie można do nich zaliczyć Ginny, również Blaise'a, który w blogosferze został
przeobrażony w dowcipnisia, czasami bawidamka, ale raczej rzadko można spotkać
się z nim w jakiejś wyrachowanej formie. Ja oczywiście też poszłam tą drogą.
Rozmyślając jednak nad Harrym szukałam kogoś, kogo będę mogła tak
przekształcić, by idealnie do niego pasował. Padło na Pansy, czego nie żałuję i
widzę, że czytelnikom też się to połączenie podoba. Największym zaskoczeniem
był oczywiście Snape i jego późniejsze perypetie miłosne. To nie jest tak, że
po związaniu się z Rolandą wymazał ze swej pamięci Lily, mamę Harry'ego, ale
zaczął w końcu rozumieć, że zasługuje na odrobinę realnego szczęścia, którego
doświadcza przy koleżance z grona pedagogicznego. A zatem czemu miałby nie
spróbować? To dla niej się zmienia, stara się o nią, bo już dawno nie czuł się
tak swobodnie, zwyczajnie szczęśliwie i chciałby się w ten sposób czuć już
zawsze. Poza tym nie wyobrażam sobie, że Snape'a miałoby w tym opowiadaniu nie
być; z kim spiskowałby wtedy Lucjusz, co?
5.
Obecnie piszesz inne opowiadanie, które bardzo różni się od
"Miłości...". Czym się kierowałaś, wymyślając fabułę? Nowymi
możliwościami, lub chęcią napisania czegoś innego?
Odpowiadając
na to pytanie należy zacząć od mojej obsesji na punkcie Federica Garcíi Lorki.
Poznaliśmy się na pierwszym roku studiów i tak już ze sobą trwamy w tej chorej
relacji, bo gdyby Lorca żył, bez problemu mógłby mnie podać do sądu o
stalkowanie ;) Jego język literacki jest niesamowity i serce się kraje, gdy
czyta się tłumaczenia jego wierszy, bo dramaty jeszcze ujdą. Był bardzo
świadomy siebie, krytyczny w stosunku do swych tekstów, ale zawsze gdzieś
dostrzegano w nim ten promyk szczęścia, gdy pojawiał się wśród ludzi. W
rzeczywistości doświadczył wiele cierpienia i wszystkie żale nosił głęboko w
sobie, mógł je wyrazić wyłącznie za pomocą poezji; został wielokrotnie
zraniony, jego wiersze są przepełnione bólem, rozdarciem, czuje się jego
wewnętrzną frustrację oraz pragnienie bycia kochanym. A ja go pokochałam i
dałam się w ciągnąć w jego świat, który każdego dnia potrafi mnie jeszcze czymś
zaskoczyć. Nawet mój licencjat poświęcony jest dziełom Lorki i wszystko
wskazuje na to, że magisterka również będzie. Do tego mam wspaniałą promotorkę,
która na każdym kroku mi powtarza, że nie mogę zrezygnować z tej miłości do
jego tekstów, bo rzadko kiedy się zdarza, że ktoś tak dobrze je rozumie. To
olbrzymia pochwała i chyba pierwszy raz w życiu czuję się aż tak doceniona, a
uwierzcie, że moja promotorka nie rozdaje komplementów na prawo i lewo,
praktycznie w ogóle nimi nie obdarowuje. Zmierzam do tego, że chciałam trochę
tej fascynacji pokazać swoim czytelnikom, zapoznać ich z tym, co lubię, co mnie
interesuje i przybliżyć im nieco hiszpańską literaturę, która nie składa się
tylko z Cervantesa i jego Kichota. Wymyślając fabułę chciałam odejść od formy,
którą operowałam do tej pory. Skoczyłam więc od razu na głęboką wodę,
zabierając się za kryminał. Budowa tekstu też od początku miała być inna, bo
chciałam pokazać, że też trochę się rozwijam i nie trzeba trzymać się wyłącznie
jednego stylu w pisarstwie. Pomysł kiełkował we mnie bardzo długo, bo jakiś tak
zamysł miałam, ale dopiero w trakcie pracy wychodzi, czy idea się do czegoś
nadaje. Poszłam dość niebezpieczną ścieżką, wykorzystując wiersze Lorki i
obrazy Salvadora, ponieważ łatwo można wpaść w pułapkę, czytając o tej dwójce,
wyobrażając sobie niesamowitą miłość między nimi, a taka nigdy nie istniała.
Też musiałam się napocić, by dobrze dobrać fragmenty wykorzystanych sonetów do
sztuki Dalego. Pewnego dnia zaczęłam tworzyć opis miejsca zamordowania
Blaise'a, co było o tyle trudne, że przypisałam mu jeden z najpopularniejszych
obrazów hiszpańskiego surrealisty i chciałam go dobrze dopasować do stylu „Zagadek”;
poświęciłam mu chyba dwa miesiące i po tym czasie zdecydowałam się poprosić o
opinię znajomych. Bardzo ich to wciągnęło i chcieli czytać więcej, a dla mnie
był to zastrzyk energii i utwierdziło mnie w przekonaniu, że ta historia
naprawdę może być całkiem oryginalna, jeśli dobrze ją zbuduję. Jest w niej
oczywiście kilka potknięć, ale człowiek uczy się na błędach, bo bez nich nie
dążyłby do żadnego poziomu. A ja chcę się rozwijać i dlatego za każdym razem
stawiam sobie coraz wyżej poprzeczkę. Podsumowując, jestem z tego opowiadania
wyjątkowo usatysfakcjonowana, ale za czytelników wypowiadać się nie mogę.
6. Jaka
jest Realistka w prywatnym życiu? Opowiedz nam trochę o sobie! ;)
Realistka
w prywatnym życiu jest realistką. Twardo stąpam po ziemi, lubię mieć wszystko
przekalkulowane i zaplanowane, nie podejmuję decyzji pod wpływem impulsu, nie
kieruję się uczuciami. Przy pierwszym kontakcie jestem bardzo zdystansowana,
wydaję się chłodna i w ten sposób zawsze oceniam jakieś sytuacje. Nie jestem
spontaniczna i z reguły wszelkie niespodzianki, których nie uwzględniłam w
terminarzu działają mi na nerwy, ponieważ zaburzają mi rytm dnia. Ale kiedy się
mnie pozna bliżej, dostrzega się zupełnie inną osobę. W towarzystwie, w którym
dobrze się czuję, jestem głośna i dużo gadam, przez co często zaliczam jakieś wtopy,
na przykład mówię o tym, co mnie w kimś niemiłosiernie drażni, a ta osoba stoi
kilka metrów ode mnie, a ja się wydzieram na cały instytut. Jestem też dość
dyplomatyczna i potrafię tak okręcić sytuację, żeby rozmówca prędzej czy
później zgodził się z moją opinią. Bardzo nie lubię, gdy ktoś się nad sobą
użala, typ drama queen lepiej niech do mnie nie podchodzi, tak samo nie lubię,
gdy ktoś nie jest samodzielny. Życie nauczyło mnie, że jeśli chcę na kogoś
liczyć, to tylko na siebie, bo wtedy nie rozczaruję się podwójnie. Często
słyszę, że mam tendencję do matkowania i rzeczywiście coś w tym jest, ale tylko
w przypadkach, gdy na kimś bardzo mi zależy. O moich zajęciach w ciągu dnia nie
będę pisać, bo to nic ciekawego, wszystko sprowadza się do uczelni i do Lorki.
W czasie wolnym, którego mam coraz mniej, przede wszystkim poświęcam się sobie,
czyli odpoczywam na kanapie z kotem, planując następne dni. Nic szczególnego,
niczym się nie wyróżniam i na ulicy nikt by mnie nie rozpoznał.
7. Co
uważasz za klucz do sukcesu? Miałabyś jakieś rady do początkujących pisarzy?
Moim
kluczem do sukcesu jest przede wszystkim motywacja, bo na niej można dużo
zbudować. Jeśli jestem zmotywowana do napisania jakiejś historii, to będę ją
pisać. Nie zraża mnie wytykanie błędów przez czytelników, bo one też motywują
do pracy nad tekstem i nad swoim stylem. Nie zawsze można iść w zaparte, że ja
wiem lepiej, a inni guzik się znają. Nie, trzeba właśnie słuchać porad innych i
uczyć się na błędach, wyciągać z nich jak najwięcej wniosków, by w przyszłości
pisać jeszcze lepiej. A jakie są moje rady? Przede wszystkim, jeśli
początkujący „pisarz” nie jest czegoś pewny, to niech się lepiej za pisanie nie
zabiera; opowiadanie musi mieć początek, rozwinięcie i zakończenie, a często
jest tak, że po kilku pierwszych publikacjach nie ma zbyt wielu komentarzy, nie
zbiera się samych pochwał, co z kolei prowadzi do porzucenia bloga. Następna
sprawa, to dobre określenie celu pisania; jeśli ma się zamiar robić to pod
publikę, grożąc, że jeśli nie będzie pięćdziesięciu komentarzy pod postem, to
nie będzie kolejnego rozdziału, lepiej sobie darować. I tak wszyscy wiemy, że
rozdział będzie, napisany na kolanie między lekcją historii a przyrody, czy jak
to się teraz w podstawówkach nazywa, a wrzucony na bloga w drodze do domu w
autobusie, zatem nie będzie dobry, nie będzie nawet mierny. Ostatnia rzecz, to
świadomość swoich wad. Ortografia i interpunkcja nie są naszymi wrogami; jeśli
mamy z nimi problem, lepiej poświęcić trochę czasu na korektę, nawet przez betę,
bo tekst prezentuje się korzystniej, gdy nie pojawiają się w nim błędy rażące
po oczach. Pośpiech nie jest przyjacielem i lepiej go unikać; napisać rozdział
czy jakiś jego fragment, odłożyć go na kilka dni i dopiero po nich wrócić do
niego, przeczytać jeszcze raz i zabrać się za poprawki. Wielu niedociągnięć nie
jesteśmy w stanie dostrzec na bieżąco. I trzeba być otwartym na krytykę, bo
dzięki niej mamy możliwość rozwijania swojego stylu.
Miłego tygodnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz