Ariana dla WS | Blogger | X X

23 wrz 2016

7 pytań do Agatte!

Cześć i czołem! 
Dziś przychodzimy do Was z 7 pytaniami (plus małym bonusikiem) do Agatte, zwyciężczyni pierwszej edycji konkursu na najlepsze opowiadanie! Zanim jednak przejdziemy do tytułowej części posta, możecie się podzielić w komentarzach wrażeniami ze szkoły! Minął już prawie miesiąc, jakieś oceny już macie? A może dla kogoś nadal trwają wakacje i studia zaczną się dopiero niedługo? Piszcie śmiało. ;) 
Nie przedłużając, bo muszę się jeszcze nauczyć na sprawdzian z prawa, zapraszam do tej właściwej części posta. :) 
1. Jako że jestem stałą czytelniczką Twojego bloga wiem, że zajmujesz się tłumaczeniem tekstów – więc moje pytanie: jak to się zaczęło, że zaczęłaś tłumaczyć zagraniczne teksty? Co w tłumaczeniu jest według Ciebie najprostsze, a co najtrudniejsze?

Moja pierwsza myśl: nie mam zielonego pojęcia! Nie potrafię wskazać jednego konkretnego momentu, dzięki któremu zadecydowałam – tak, chcę coś przetłumaczyć. Nie było takiego punktu zapalnego. Dopiero po chwili zastanowienia stwierdzam, że to był dłuższy proces zachodzący we mnie. Bo przez większość czasu nie uważałam, bym umiała język angielski na tyle dobrze, by zrozumieć coś bardziej złożonego. Edukacja szkolna mnie totalnie zawiodła, taka prawda. A jednak ten język zawsze był gdzieś wokół mnie, choć nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Gdy zaczęło brakować mi odcinków seriali z polskimi napisami, przerzuciłam się na angielskie (a czasami nawet na sam oryginał), bo nie mogłam się doczekać – i co z tego, że nie rozumiałam wszystkiego? Najważniejsze rzeczy wywnioskowałam z kontekstu, a z czasem szło coraz lepiej. Gdy chciałam nowych opowiadań, sięgnęłam w końcu po angielskie, bo większy wybór. Gdy poszłam na studia, okazało się, że ten język jednak w jakimś stopniu umiem. Z czasem zaczęłam bardziej w siebie wierzyć. Potem zobaczyłam, że ludzie dla zabawy, własnej satysfakcji tłumaczą zagraniczne teksty, więc uznałam – czemu nie? Chcę spróbować, czy to trudne. :) Wszystko opierało się na wyzwaniach i przekraczaniu granic, które same się we mnie wybudowały (a czemu nauka języków obcych w naszym kraju, niestety, pomogła).
Co w tłumaczeniu jest najprostsze? To, że nie muszę głowić się nad fabułą! :D Nie muszę wykazywać się kreatywnością w tym względzie, bo wszystko zostało już przez autora wymyślone, spisane i wyjaśnione. No cud, miód! Raj na ziemi dla leni. :D Czasami, oczywiście, łapki świerzbią, żeby dodać coś od siebie, upiększyć, ale trzeba się powstrzymać. To taki drobny minus. Co jest najtrudniejsze? Rzucę sztampą, która jest już nudna, ale doskonale oddaje moje rozterki: wierne czy piękne? Dylemat, czy to, co właśnie przetłumaczyłam, nie odbiega zbytnio od oryginału. Niestety, nie ma oficjalnej miary, trzeba zdać się na intuicję (głównie swoją, ale także można zwrócić się o pomoc do bardziej doświadczonej osoby, która doradzi, i serio – gdyby mi Rzan. nie pokazała moich kalek językowych na samym początku, to byłoby mi dużo trudniej w tej chwili).

2. Potrafiłabyś żyć bez pisania? Jeśli byłaby taka możliwość, jaką pasją/pasjami zastąpiłabyś pisanie? 

Próbowałam! Z ręką na sercu próbowałam odejść od pisania i tworzenia historii. I zawsze, kurczę, wracałam. Nie wiem, czy to była wina (zasługa?) pbfów czy samego pisania, ale ilekroć mówiłam: „Już nie mogę, robię sobie dłuższą przerwę”, zawsze wracałam (zwykle prędzej niż później ;)). Ja i pbfy (co utożsamiam z moim pisaniem i tworzeniem historii) to burzliwy romans. Byliśmy razem, rozstawaliśmy się na jakiś czas, a potem znów do siebie wracaliśmy. I tak przez ile…? Dziewięć lat? A i wcześniej coś tam bazgrałam po zeszytach. Gdy rok temu powiedziałam, że to już koniec, znalazłam ten fandom, Dramione, grupy na fejsie, blogi i co…? I znów przepadłam. Mam ochotę wywrócić oczami. Chciałabym powiedzieć, że mogłabym przestać pisać, ale ta historia temu zaprzecza. Nie wyobrażam sobie, bym w przyszłości miała pisać fanfiki czy jakieś autorskie opowiadania, ale w zagranicznym fandomie osoby piszące nawet po czterdziestce dość łatwo znaleźć, więc… Hm, szczerze mówiąc, naprawdę nie wyobrażam sobie, bym miała nadal to robić, mając na karku więcej niż trzydzieści lat, co chyba znaczy, że CHCIAŁABYM móc żyć bez pisania.
Co do drugiego pytania… Zakładając, że ktoś by mi kiedyś, gdy miałam te 13 lat, podciął skrzydła, gdybym nie odczuwała do pisania aż takiego pociągu, to podejrzewam, że czas wypełniłabym rysowaniem. Najpierw w ołówku, potem pastelami, by w końcu odkryć digital art. Zainteresowałabym się też szeroko pojętym designem stron internetowych. Myślę, że rozwijałabym się właśnie w takim kierunku. Albo nauczyłabym się gwizdać i puszczać kaczki na wodzie, kto wie.

3. Która część Harry’ego jest Twoją ulubioną, a która najmniej lubianą? Dlaczego?

Do osoby, która zadała to pytanie: z góry przepraszam za tak beznadziejną odpowiedź! Po prostu nie potrafię zbyt wiele tutaj napisać. Książki czytałam pewnie z dziesięć, jedenaście lat temu, tylko raz, więc nawet nie pamiętam ich tak dokładnie, by powiedzieć, która była najlepsza. Znam te główne fakty, filmy w tym pomagają, fanfiki też, ale ocenić, która część była dobra, a która słaba? To najtrudniejsze pytanie z puli! xD
Dobra, żeby nie zostawić tego pustego, po dłuższej rozkminie (założę się, że żyły wyszły mi na czole) powiem, że lubię Księcia Półkrwi, bo wydaje mi się najbardziej przełomową częścią. Dowiadujemy się bardzo wiele o postaciach, które w poprzednich książkach nie grały aż tak ważnej roli albo nie było o nich zbyt wiele wiadomo. Dodatkowo mamy tam misję Malfoya, co pokazuje, że to nie był do końca taki okrutny chłopak. Mamy horkruksy, czyli klucz do całej układanki. Tak, niech będzie Książę Półkrwi. A najgorszej nie wskażę, bo – serio – nie wiem.

4. Opowiedz coś więcej o powstaniu „Wiary”. Co Cię natchnęło do napisania tej historii i czy miałaś na nią zamysł od początku? Czy raczej rozwijała się wraz z kolejnymi rozdziałami, a Ty sama nie do końca wiedziałaś co też wymyślisz w kolejnej części?

Okej, cofnijmy się mniej więcej rok. Zobaczyłam, że administracja fejsowej grupy Dramione PL organizuje konkurs miniaturkowy. Najpierw trzeba było się zgłosić, a potem otrzymywało się trzy wytyczne. Do tamtej pory nie napisałam żadnego tekstu w tym fandomie, nikt mnie nie znał, więc pomyślałam sobie: „A co tam, spróbuję, jak okaże się beznadziejne, to i tak nikt nie będzie wiedział, że to moje, i dam sobie spokój”. xD
Jako wyzwanie dostałam obrazek, Mroczny Znak i eliksir. Uznałam, że oczywiste byłoby podpięcie znaku do postaci Dracona, a ja nie chciałam nic oczywistego, więc z góry założyłam, że to Hermiona musi przyjąć ten znak. To była jedyna podstawa, jedyna pewna rzecz w tej historii. Wzięłam kartkę i zapisałam sobie jakieś drobne informacje, wypowiedź postaci, która wpadła mi do głowy. Pamiętam, że w pewnym momencie chciałam wsadzić tam do nich OCkę, teraz już nie wiem po kiego grzyba. W jednym zamyśle Draco miał zostać nawet porwany, ale nie przeszło to dalej. Ostatecznie nie wiedziałam, jak mają się potoczyć ich losy ani jakie będzie zakończenie. Wiedziałam tylko, że to Hermiona przyjęła Mroczny Znak, więc usiadłam na łóżku, owinęłam się w koc i zaczęłam pisać właśnie od tego, czego byłam pewna, co później stało się takim… prologiem? Wstępem? Potem zaczęłam opisywać, jak wyglądał świat. Zupełnie naturalnie przyszły dalsze rozdziały. Nie było żadnego większego planu. Właściwie, gdy myślę o tym teraz, to z ręką na sercu mam wrażenie, że ta historia wzięła się z kosmosu, kompletnie znikąd, po prostu wyszła mi spod palców w błyskawicznym tempie, bez dłuższego zastanowienia. Chciałabym, żeby następne opowiadanie też się tak po prostu… pojawiło. :D

5. Czy miałaś momenty zwątpienia, w których brakowało Ci weny? Co Ci wtedy pomogło?

Przy Wierze nic takiego nie miałam. Po prostu przelałam na klawiaturę, co mi w duszy grało, i napisałam „koniec”. Sprawa miała się inaczej podczas edycji, gdy dodawałam parę fragmentów, które przy pierwszym pisaniu potraktowałam bardzo po macoszemu. Przy opisie bitwy z punktu widzenia Malfoya spędziłam długie, bezowocne tygodnie. Nie miałam pojęcia, jak to zmienić, jak rozwinąć, rozpisać. Kompletna pustka.
Co mi pomogło? Gdy doszłam do momentu, że tak dużo czasu minęło i że jeśli teraz czegoś nie zrobię, to już w życiu tego nie zrobię, usiadłam na tyłku, otworzyłam plik, przescrollowałam pinteresty i tego typu strony z obrazkami, zobaczyłam róże i pomyślałam: „Okej, róże – Narcyza – ogród – Malfoy Manor”. I zmusiłam się do napisania pierwszego zdania o tych zwiędniętych po wojnie kwiatach i metafora przyszła sama.
I następnym razem też tak zrobię. Gdy będę już na granicy załamania, otworzę Worda i wypluję z siebie jakiekolwiek zdanie, które łączy się z tematem. Potem kolejne i jeszcze jedno, aż stworzy się akapit. Wierzę, że potem będzie coraz łatwiej, i gdy już skończę, wrócę do początku i jeśli okaże się beznadziejny, wykasuję go albo napiszę od nowa (bo przecież już resztę napisałam, szkoda marnować całości ;)). Wszystkie blokady siedzą tylko w naszych głowach, w żadnej sile wyższej niezależnej od nas. Trzeba się przełamać, czasem siłą.
Och, i jeszcze ostatnio miałam moment zwątpienia. Po Wierze nie miałam pojęcia, co mogłabym więcej napisać, czułam się, jakbym wszystko już z siebie dała. I myślałam, że to naprawdę koniec, że nie powstanie już nic. I niedawno Irlandka tak ni z gruchy, ni z pietruchy zapytała, czy kiełkuje we mnie pomysł na coś dłuższego, bo nie może się doczekać. Odpowiedziałam, że nie, że nic nie planuję. Wieczorem wykiełkowała we mnie chęć na pewną historię, a dwa dni później miałam już połowę pomysłu! <3 Nie mówię, że już zaczęłam pisać, ale to jest ogromny krok naprzód w porównaniu ze stanem stagnacji, w jakim tkwiłam. Jeśli więc widzicie, że komuś brakuje weny, napiszcie mu coś takiego miłego. Uwierzcie, że to naprawdę może baaardzo pomóc. :)
I przy okazji, jeśli opowiadanie nie wymaga wielkiego przemyślenia fabularnego, nie planujcie zbyt wiele na zaś, bo to też potrafi zabić chęć do pisania.
Dopiero gdy naprawdę pisanie nie sprawia nam radości, możemy się rozstać w pokoju i powiedzieć: „To była fajna przygoda, ale to już ten czas, ruszam gdzieś dalej, sayonara”. I to też będzie w porządku.

6. Pewnie nie tylko ja jestem tego ciekawa, ale inni też – jaka jest agatte w codziennym życiu? 

Introwertyczna. Uwielbiam rozmawiać, ale są dni, gdy po prostu nie jestem w stanie powiedzieć jednego słowa. Zbiorowiska ludzi mnie przytłaczają, wolę mniejsze, bardziej kameralne grona. Na ogół jestem spokojna, ale potrafię trzasnąć drzwiami, wrzasnąć i być… niepokojąca? To w ogóle interesująca kwestia, bo znajomi ze studiów powiedzieli mi kiedyś otwarcie, że nie droczą się ze mną, bo jak się wkurzę i stracę cierpliwość, to wtedy się mnie boją. Autentycznie usłyszałam takie słowa. Przyszłam do domu i zapytałam o to bliskich, no bo… kurczę, jak to? Mama powiedziała, że tak, że mam czasami siekierki w oczach. A koleżanka uznała, że moim patronusem byłby sokół.
Poza tym jestem chyba bardziej pracowita niż ambitna. Gdy trzeba coś zrobić, to mega się do tego przykładam, potrafię siedzieć po nocach, żeby tylko dopracować jakiś projekt, cokolwiek. I gdy coś nie jest zrobione dobrze, to mnie to gnębi i męczy niesamowicie, co nasuwa mi na myśl perfekcjonizm. Ale pomijając te sytuacje, gdy „trzeba”, to jestem kanapowym leniwcem. :) Staram się też jak najmniej rozmyślać nad rzeczami, na które nie mam wpływu, narzekać i stresować, bo wiem, że to ani zdrowe, ani produktywne. Doceniam małe rzeczy i jestem nocnym markiem. Mam problemy z utrzymaniem dłuższych kontaktów, choć z tym walczę. Trudno mi się zmotywować do długotrwałych działań (tyłek rośnie wszerz i wzdłuż :c), potrafię przyznać się do błędu, uwielbiam robić research, wszelki możliwy research, i nie wierzę w siebie tak, jak powinnam, przez co wiele mnie w życiu omija.

7. „Wiara” to opowiadanie wojenne, więc dość trudna tematyka. Miałaś problem z jakimś wątkiem i musiałaś podchodzić do niego kilka razy? A z drugiej strony – która scena w „Wierze” jest Twoją ulubioną, do której masz sentyment? 

Dla mnie trudniejsze byłoby opowiadanie szkolne, szczególnie jakaś komedia, ale rozumiem, skąd to pytanie. Nie miałam problemów z żadnym z typowych wątków wojennych, choć nie powiedziałabym też, że Wiara zawiera ich aż tak wiele – więcej tam relacji ludzi niż typowej wojny i bitew. Miałam natomiast problem z jednym fragmentem, ale nie ze względu na tematykę. Moment, w którym Hermiona wyjawia Harry’emu, Ronowi i Ginny, że spotyka się z Draconem… O rany! W pierwszej wersji było zbyt sucho, więc przy edycji zamierzałam to upiększyć, rozwinąć. I wiecie, o ile pisanie rozmowy pomiędzy dwójką bohaterów nie sprawia mi szczególnej trudności, o tyle rozmowa czterech kompletnie różnych postaci sprawiała, że nie miałam pojęcia, w co włożyć ręce, od czego zacząć, na czym się skupić. Po prostu było tam bardzo dużo do ogarnięcia i mega mnie to przerażało.
Spory sentyment miałam do sceny w wannie, ale potem spotkałam się z opinią, że była ona banalna, i teraz, gdy o niej myślę, pozostał mi na języku taki lekko nieprzyjemny smak, choć nie znaczy to, że przestałam tę wannę lubić. ;) Tak naprawdę cały ten rozdział ósmy, gdy Hermiona przyszła do Malfoya po ataku na bazę, gdy on się nią zajął, zatroszczył, zwrócił do niej „mała” i kazał wziąć się w garść, bo ma świat do uratowania, i dalej to wszystko, co się wydarzyło i zaiskrzyło, to wszystko jest najbliższe mojemu serduchu. To był ten taki przełomowy moment, w którym wreszcie mogłam pokazać, jak Draco i Hermiona pięknie wyglądają razem. :) I przy okazji mogłam zabawić się słowami.

+
1. Jedna piosenka i tylko jedna, którą możesz zapętlać. Jakie wzbudza w Tobie uczucia?

Jest ich co najmniej kilka, ale jedna jedyna…? Simon & Garfunkel – The Sound of Silence, tylko wersja z ’64 (https://www.youtube.com/watch?v=4zLfCnGVeL4). Bez żadnych interpretacji, bo ich bardzo wiele, co we mnie wzbudza? Pełność. Taką melancholijną, niepokojącą kompletność. Czuję się mała i jednocześnie wielka. Smutna i spokojna. Przez te trzy minuty wszystko jest harmonią, może czasami nieperfekcyjną, ale to jednak równowaga. A gdy się wsłucham z zamkniętymi oczami w ten spokój, mam cholerne dreszcze. Podejrzewam, że te słowa i ta melodia nigdy się nie zestarzeją.

2. Są inne fandomy, w których po cichu piszesz lub czytasz?

Zabrzmiało to tak, jakbym miała prowadzić podwójne życie. ;D Nie, nie piszę nic po cichu. Nie udzielam się w żadnym innym fandomie, nie czytam regularnie (bo wiadomo, że raz na jakiś czas wpadnie na mnie jakiś pojedynczy tekst, ale to prędzej poprzez znanych mi autorów). W ogóle czytanie i pisanie w więcej niż jednym fandomie? Szczerze podziwiam ludzi, którzy potrafią zorganizować sobie na to wszystko czas. :)
~E.

8 komentarzy:

  1. Cudowny wywiad!
    Droga Agatte, po raz kolejny gratuluję Ci wygranej, bo z pewnością na nią zasłużyłaś :D Z ciekawością przeczytałam ten wywiad, dzięki czemu poznałam Cię o wiele lepiej :D Mogłabym nawet rzec, że kilka cech charakteru mamy wspólnych :P Ehh... Te "siekierki w oczach" :D
    Pozdrawiam i życzę kolejnych, równie dobrych opowiadań :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo! Haj fajf. :D Niby siekierki w oczach, a takie serdeczne i sympatyczne z nas dusze, co nie? :D
      I pięknie dziękuję! <3

      Usuń
  2. W tym momencie jestem ciekawa, jakie seriale możesz polecić - zwłaszcza, jeśli dzięki nim jeszcze bardziej zainteresowałaś się językiem angielskim. ;)
    I po raz kolejny gratuluję - to zwycięstwo było w pełni zasłużone!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Działało to raczej na zasadzie, że chciałam coś obejrzeć szybciej/w lepszej jakości, więc musiałam obejrzeć to z napisami. ;) Pamiętam, że zaczęłam od takich łatwych typu Pretty Little Liars (te początkowe sezony były całkiem fajne), Witches of East End (to ma jeden albo dwa sezony tylko), potem poszłam w stronę Suits (angielskich terminów prawniczych nie rozumiem nawet w języku polskim, więc nie ma co się spinać :d), Arrow (tutaj tak samo, trochę technologicznych terminów), jeszcze Teen Wolf! The Carrie Diaries lekkie i przyjemne, nic ambitnego. Duuużo tego było. Jeśli jakiś temat albo aktor/aktorka Cię zainteresuje, to próbuj z angielskimi napisami, serio, warto. Z czasem będzie coraz lepiej. Trzeba się rzucić na głęboką wodę i nie zrażać od razu. Pamiętam, że jak się wciągnęłam w Murder in The First (chyba wiemy dlaczego - dla kogo! :D) i nie mogłam znaleźć wersji z napisami, to stwierdziłam - dobra, walić to, jadę z oryginałem. :D
      A co mnie tak TOTALNIE wciągnęło w j. angielski? ZDECYDOWANIE angielskie fanfiki i książki. Jak poczytasz trochę Dramione, to zobaczysz, że sporo wyrazów zacznie się powtarzać. ;)
      I dziękuję, dziękuję! :*

      Usuń
  3. A tak się martwiła, że pytań nie będzie ; ) Wywiad naprawdę fajny, nie nudził! i z niecierpliwością czytałam kolejne słowa, by wiedzieć co tam wyjawiłaś! : )

    OdpowiedzUsuń
  4. O, jesteś bardzo ciekawą osobą ;)

    OdpowiedzUsuń