Cześć i
czołem!
Dziś przychodzimy do Was z 7 pytaniami (plus
małym bonusikiem) do Agatte, zwyciężczyni pierwszej edycji konkursu na
najlepsze opowiadanie! Zanim jednak przejdziemy do tytułowej części posta,
możecie się podzielić w komentarzach wrażeniami ze szkoły! Minął już prawie
miesiąc, jakieś oceny już macie? A może dla kogoś nadal trwają wakacje i studia
zaczną się dopiero niedługo? Piszcie śmiało. ;)
Nie przedłużając, bo muszę się jeszcze nauczyć
na sprawdzian z prawa, zapraszam do tej właściwej części posta. :)
1. Jako że jestem stałą czytelniczką Twojego bloga
wiem, że zajmujesz się tłumaczeniem tekstów – więc moje pytanie: jak to się
zaczęło, że zaczęłaś tłumaczyć zagraniczne teksty? Co w tłumaczeniu jest według
Ciebie najprostsze, a co najtrudniejsze?
Moja pierwsza myśl: nie mam zielonego
pojęcia! Nie potrafię wskazać jednego konkretnego momentu, dzięki któremu
zadecydowałam – tak, chcę coś przetłumaczyć. Nie było takiego punktu zapalnego.
Dopiero po chwili zastanowienia stwierdzam, że to był dłuższy proces zachodzący
we mnie. Bo przez większość czasu nie uważałam, bym umiała język angielski na
tyle dobrze, by zrozumieć coś bardziej złożonego. Edukacja szkolna mnie
totalnie zawiodła, taka prawda. A jednak ten język zawsze był gdzieś wokół
mnie, choć nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Gdy zaczęło brakować mi
odcinków seriali z polskimi napisami, przerzuciłam się na angielskie (a czasami
nawet na sam oryginał), bo nie mogłam się doczekać – i co z tego, że nie
rozumiałam wszystkiego? Najważniejsze rzeczy wywnioskowałam z kontekstu, a z
czasem szło coraz lepiej. Gdy chciałam nowych opowiadań, sięgnęłam w końcu po
angielskie, bo większy wybór. Gdy poszłam na studia, okazało się, że ten język
jednak w jakimś stopniu umiem. Z czasem zaczęłam bardziej w siebie wierzyć.
Potem zobaczyłam, że ludzie dla zabawy, własnej satysfakcji tłumaczą
zagraniczne teksty, więc uznałam – czemu nie? Chcę spróbować, czy to trudne. :)
Wszystko opierało się na wyzwaniach i przekraczaniu granic, które same się we
mnie wybudowały (a czemu nauka języków obcych w naszym kraju, niestety,
pomogła).
Co w tłumaczeniu jest najprostsze? To,
że nie muszę głowić się nad fabułą! :D Nie muszę wykazywać się kreatywnością w
tym względzie, bo wszystko zostało już przez autora wymyślone, spisane i
wyjaśnione. No cud, miód! Raj na ziemi dla leni. :D Czasami, oczywiście, łapki
świerzbią, żeby dodać coś od siebie, upiększyć, ale trzeba się powstrzymać. To
taki drobny minus. Co jest najtrudniejsze? Rzucę sztampą, która jest już nudna,
ale doskonale oddaje moje rozterki: wierne czy piękne? Dylemat, czy to, co
właśnie przetłumaczyłam, nie odbiega zbytnio od oryginału. Niestety, nie ma
oficjalnej miary, trzeba zdać się na intuicję (głównie swoją, ale także można
zwrócić się o pomoc do bardziej doświadczonej osoby, która doradzi, i serio –
gdyby mi Rzan. nie pokazała moich kalek językowych na samym początku, to byłoby
mi dużo trudniej w tej chwili).
2. Potrafiłabyś żyć bez pisania?
Jeśli byłaby taka możliwość, jaką pasją/pasjami zastąpiłabyś pisanie?
Próbowałam! Z ręką na sercu próbowałam
odejść od pisania i tworzenia historii. I zawsze, kurczę, wracałam. Nie wiem,
czy to była wina (zasługa?) pbfów czy samego pisania, ale ilekroć mówiłam: „Już
nie mogę, robię sobie dłuższą przerwę”, zawsze wracałam (zwykle prędzej niż
później ;)). Ja i pbfy (co utożsamiam z moim pisaniem i tworzeniem historii) to
burzliwy romans. Byliśmy razem, rozstawaliśmy się na jakiś czas, a potem znów
do siebie wracaliśmy. I tak przez ile…? Dziewięć lat? A i wcześniej coś tam bazgrałam
po zeszytach. Gdy rok temu powiedziałam, że to już koniec, znalazłam ten
fandom, Dramione, grupy na fejsie, blogi i co…? I znów przepadłam. Mam ochotę
wywrócić oczami. Chciałabym powiedzieć, że mogłabym przestać pisać, ale ta
historia temu zaprzecza. Nie wyobrażam sobie, bym w przyszłości miała pisać
fanfiki czy jakieś autorskie opowiadania, ale w zagranicznym fandomie osoby
piszące nawet po czterdziestce dość łatwo znaleźć, więc… Hm, szczerze mówiąc,
naprawdę nie wyobrażam sobie, bym miała nadal to robić, mając na karku więcej
niż trzydzieści lat, co chyba znaczy, że CHCIAŁABYM móc żyć bez pisania.
Co do drugiego pytania… Zakładając, że
ktoś by mi kiedyś, gdy miałam te 13 lat, podciął skrzydła, gdybym nie odczuwała
do pisania aż takiego pociągu, to podejrzewam, że czas wypełniłabym rysowaniem.
Najpierw w ołówku, potem pastelami, by w końcu odkryć digital art.
Zainteresowałabym się też szeroko pojętym designem stron internetowych. Myślę,
że rozwijałabym się właśnie w takim kierunku. Albo nauczyłabym się gwizdać i
puszczać kaczki na wodzie, kto wie.
3. Która część Harry’ego jest Twoją
ulubioną, a która najmniej lubianą? Dlaczego?
Do osoby, która zadała to pytanie: z
góry przepraszam za tak beznadziejną odpowiedź! Po prostu nie potrafię zbyt
wiele tutaj napisać. Książki czytałam pewnie z dziesięć, jedenaście lat temu,
tylko raz, więc nawet nie pamiętam ich tak dokładnie, by powiedzieć, która była
najlepsza. Znam te główne fakty, filmy w tym pomagają, fanfiki też, ale ocenić,
która część była dobra, a która słaba? To najtrudniejsze pytanie z puli! xD
Dobra, żeby nie zostawić tego pustego,
po dłuższej rozkminie (założę się, że żyły wyszły mi na czole) powiem, że lubię Księcia
Półkrwi, bo wydaje mi się najbardziej przełomową częścią. Dowiadujemy się
bardzo wiele o postaciach, które w poprzednich książkach nie grały aż tak
ważnej roli albo nie było o nich zbyt wiele wiadomo. Dodatkowo mamy tam misję
Malfoya, co pokazuje, że to nie był do końca taki okrutny chłopak. Mamy
horkruksy, czyli klucz do całej układanki. Tak, niech będzie Książę
Półkrwi. A najgorszej nie wskażę, bo – serio – nie wiem.
4. Opowiedz coś więcej o powstaniu
„Wiary”. Co Cię natchnęło do napisania tej historii i czy miałaś na nią zamysł
od początku? Czy raczej rozwijała się wraz z kolejnymi rozdziałami, a Ty sama
nie do końca wiedziałaś co też wymyślisz w kolejnej części?
Okej, cofnijmy się mniej więcej rok.
Zobaczyłam, że administracja fejsowej grupy Dramione PL organizuje konkurs
miniaturkowy. Najpierw trzeba było się zgłosić, a potem otrzymywało się trzy
wytyczne. Do tamtej pory nie napisałam żadnego tekstu w tym fandomie, nikt mnie
nie znał, więc pomyślałam sobie: „A co tam, spróbuję, jak okaże się
beznadziejne, to i tak nikt nie będzie wiedział, że to moje, i dam sobie
spokój”. xD
Jako wyzwanie dostałam obrazek, Mroczny
Znak i eliksir. Uznałam, że oczywiste byłoby podpięcie znaku do postaci
Dracona, a ja nie chciałam nic oczywistego, więc z góry założyłam, że to
Hermiona musi przyjąć ten znak. To była jedyna podstawa, jedyna pewna rzecz w
tej historii. Wzięłam kartkę i zapisałam sobie jakieś drobne informacje,
wypowiedź postaci, która wpadła mi do głowy. Pamiętam, że w pewnym momencie
chciałam wsadzić tam do nich OCkę, teraz już nie wiem po kiego grzyba. W jednym
zamyśle Draco miał zostać nawet porwany, ale nie przeszło to dalej. Ostatecznie
nie wiedziałam, jak mają się potoczyć ich losy ani jakie będzie zakończenie.
Wiedziałam tylko, że to Hermiona przyjęła Mroczny Znak, więc usiadłam na łóżku,
owinęłam się w koc i zaczęłam pisać właśnie od tego, czego byłam pewna, co
później stało się takim… prologiem? Wstępem? Potem zaczęłam opisywać, jak
wyglądał świat. Zupełnie naturalnie przyszły dalsze rozdziały. Nie było żadnego
większego planu. Właściwie, gdy myślę o tym teraz, to z ręką na sercu mam
wrażenie, że ta historia wzięła się z kosmosu, kompletnie znikąd, po prostu
wyszła mi spod palców w błyskawicznym tempie, bez dłuższego zastanowienia.
Chciałabym, żeby następne opowiadanie też się tak po prostu… pojawiło. :D
5. Czy miałaś momenty zwątpienia, w
których brakowało Ci weny? Co Ci wtedy pomogło?
Przy Wierze nic takiego
nie miałam. Po prostu przelałam na klawiaturę, co mi w duszy grało, i napisałam
„koniec”. Sprawa miała się inaczej podczas edycji, gdy dodawałam parę
fragmentów, które przy pierwszym pisaniu potraktowałam bardzo po macoszemu.
Przy opisie bitwy z punktu widzenia Malfoya spędziłam długie, bezowocne
tygodnie. Nie miałam pojęcia, jak to zmienić, jak rozwinąć, rozpisać. Kompletna
pustka.
Co mi pomogło? Gdy doszłam do momentu,
że tak dużo czasu minęło i że jeśli teraz czegoś nie zrobię, to już w życiu
tego nie zrobię, usiadłam na tyłku, otworzyłam plik, przescrollowałam
pinteresty i tego typu strony z obrazkami, zobaczyłam róże i pomyślałam: „Okej,
róże – Narcyza – ogród – Malfoy Manor”. I zmusiłam się do
napisania pierwszego zdania o tych zwiędniętych po wojnie kwiatach i metafora
przyszła sama.
I następnym razem też tak zrobię. Gdy
będę już na granicy załamania, otworzę Worda i wypluję z siebie jakiekolwiek
zdanie, które łączy się z tematem. Potem kolejne i jeszcze jedno, aż stworzy
się akapit. Wierzę, że potem będzie coraz łatwiej, i gdy już skończę, wrócę do
początku i jeśli okaże się beznadziejny, wykasuję go albo napiszę od nowa (bo
przecież już resztę napisałam, szkoda marnować całości ;)). Wszystkie blokady
siedzą tylko w naszych głowach, w żadnej sile wyższej niezależnej od nas.
Trzeba się przełamać, czasem siłą.
Och, i jeszcze ostatnio miałam moment
zwątpienia. Po Wierze nie miałam pojęcia, co mogłabym więcej
napisać, czułam się, jakbym wszystko już z siebie dała. I myślałam, że to
naprawdę koniec, że nie powstanie już nic. I niedawno Irlandka tak ni z gruchy,
ni z pietruchy zapytała, czy kiełkuje we mnie pomysł na coś dłuższego, bo nie
może się doczekać. Odpowiedziałam, że nie, że nic nie planuję. Wieczorem
wykiełkowała we mnie chęć na pewną historię, a dwa dni później miałam już
połowę pomysłu! <3 Nie mówię, że już zaczęłam pisać, ale to jest ogromny
krok naprzód w porównaniu ze stanem stagnacji, w jakim tkwiłam. Jeśli więc
widzicie, że komuś brakuje weny, napiszcie mu coś takiego miłego. Uwierzcie, że
to naprawdę może baaardzo pomóc. :)
I przy okazji, jeśli opowiadanie nie
wymaga wielkiego przemyślenia fabularnego, nie planujcie zbyt wiele na zaś, bo
to też potrafi zabić chęć do pisania.
Dopiero gdy naprawdę pisanie nie sprawia
nam radości, możemy się rozstać w pokoju i powiedzieć: „To była fajna przygoda,
ale to już ten czas, ruszam gdzieś dalej, sayonara”. I to też będzie w
porządku.
6. Pewnie nie tylko ja jestem tego
ciekawa, ale inni też – jaka jest agatte w codziennym życiu?
Introwertyczna. Uwielbiam rozmawiać, ale
są dni, gdy po prostu nie jestem w stanie powiedzieć jednego słowa. Zbiorowiska
ludzi mnie przytłaczają, wolę mniejsze, bardziej kameralne grona. Na ogół
jestem spokojna, ale potrafię trzasnąć drzwiami, wrzasnąć i być… niepokojąca?
To w ogóle interesująca kwestia, bo znajomi ze studiów powiedzieli mi kiedyś
otwarcie, że nie droczą się ze mną, bo jak się wkurzę i stracę cierpliwość, to
wtedy się mnie boją. Autentycznie usłyszałam takie słowa. Przyszłam do domu i
zapytałam o to bliskich, no bo… kurczę, jak to? Mama powiedziała, że tak, że
mam czasami siekierki w oczach. A koleżanka uznała, że moim patronusem byłby
sokół.
Poza tym jestem chyba bardziej pracowita
niż ambitna. Gdy trzeba coś zrobić, to mega się do tego przykładam, potrafię
siedzieć po nocach, żeby tylko dopracować jakiś projekt, cokolwiek. I gdy coś
nie jest zrobione dobrze, to mnie to gnębi i męczy niesamowicie, co nasuwa mi
na myśl perfekcjonizm. Ale pomijając te sytuacje, gdy „trzeba”, to jestem
kanapowym leniwcem. :) Staram się też jak najmniej rozmyślać nad rzeczami, na
które nie mam wpływu, narzekać i stresować, bo wiem, że to ani zdrowe, ani
produktywne. Doceniam małe rzeczy i jestem nocnym markiem. Mam problemy z
utrzymaniem dłuższych kontaktów, choć z tym walczę. Trudno mi się zmotywować do
długotrwałych działań (tyłek rośnie wszerz i wzdłuż :c), potrafię przyznać się
do błędu, uwielbiam robić research, wszelki możliwy research, i nie wierzę w
siebie tak, jak powinnam, przez co wiele mnie w życiu omija.
7. „Wiara” to opowiadanie wojenne,
więc dość trudna tematyka. Miałaś problem z jakimś wątkiem i musiałaś
podchodzić do niego kilka razy? A z drugiej strony – która scena w „Wierze”
jest Twoją ulubioną, do której masz sentyment?
Dla mnie trudniejsze byłoby opowiadanie szkolne,
szczególnie jakaś komedia, ale rozumiem, skąd to pytanie. Nie miałam problemów
z żadnym z typowych wątków wojennych, choć nie powiedziałabym też, że Wiara zawiera
ich aż tak wiele – więcej tam relacji ludzi niż typowej wojny i bitew. Miałam
natomiast problem z jednym fragmentem, ale nie ze względu na tematykę. Moment,
w którym Hermiona wyjawia Harry’emu, Ronowi i Ginny, że spotyka się z Draconem…
O rany! W pierwszej wersji było zbyt sucho, więc przy edycji zamierzałam to
upiększyć, rozwinąć. I wiecie, o ile pisanie rozmowy pomiędzy dwójką bohaterów
nie sprawia mi szczególnej trudności, o tyle rozmowa czterech kompletnie
różnych postaci sprawiała, że nie miałam pojęcia, w co włożyć ręce, od czego
zacząć, na czym się skupić. Po prostu było tam bardzo dużo do ogarnięcia i mega
mnie to przerażało.
Spory sentyment miałam do sceny w wannie, ale potem
spotkałam się z opinią, że była ona banalna, i teraz, gdy o niej myślę,
pozostał mi na języku taki lekko nieprzyjemny smak, choć nie znaczy to, że
przestałam tę wannę lubić. ;) Tak naprawdę cały ten rozdział ósmy, gdy Hermiona
przyszła do Malfoya po ataku na bazę, gdy on się nią zajął, zatroszczył,
zwrócił do niej „mała” i kazał wziąć się w garść, bo ma świat do uratowania, i
dalej to wszystko, co się wydarzyło i zaiskrzyło, to wszystko jest najbliższe
mojemu serduchu. To był ten taki przełomowy moment, w którym wreszcie mogłam
pokazać, jak Draco i Hermiona pięknie wyglądają razem. :) I przy
okazji mogłam zabawić się słowami.
+
1. Jedna piosenka i tylko jedna, którą
możesz zapętlać. Jakie wzbudza w Tobie uczucia?
Jest ich co najmniej kilka, ale jedna
jedyna…? Simon & Garfunkel – The Sound of Silence, tylko wersja z ’64
(https://www.youtube.com/watch?v=4zLfCnGVeL4). Bez żadnych interpretacji, bo
ich bardzo wiele, co we mnie wzbudza? Pełność. Taką melancholijną, niepokojącą
kompletność. Czuję się mała i jednocześnie wielka. Smutna i spokojna. Przez te
trzy minuty wszystko jest harmonią, może czasami nieperfekcyjną, ale to jednak
równowaga. A gdy się wsłucham z zamkniętymi oczami w ten spokój, mam cholerne
dreszcze. Podejrzewam, że te słowa i ta melodia nigdy się nie zestarzeją.
2. Są inne fandomy, w których po cichu
piszesz lub czytasz?
Zabrzmiało to tak, jakbym miała
prowadzić podwójne życie. ;D Nie, nie piszę nic po cichu. Nie udzielam się w
żadnym innym fandomie, nie czytam regularnie (bo wiadomo, że raz na jakiś czas
wpadnie na mnie jakiś pojedynczy tekst, ale to prędzej poprzez znanych mi
autorów). W ogóle czytanie i pisanie w więcej niż jednym fandomie? Szczerze
podziwiam ludzi, którzy potrafią zorganizować sobie na to wszystko czas. :)
~E.
Cudowny wywiad!
OdpowiedzUsuńDroga Agatte, po raz kolejny gratuluję Ci wygranej, bo z pewnością na nią zasłużyłaś :D Z ciekawością przeczytałam ten wywiad, dzięki czemu poznałam Cię o wiele lepiej :D Mogłabym nawet rzec, że kilka cech charakteru mamy wspólnych :P Ehh... Te "siekierki w oczach" :D
Pozdrawiam i życzę kolejnych, równie dobrych opowiadań :D
Oooo! Haj fajf. :D Niby siekierki w oczach, a takie serdeczne i sympatyczne z nas dusze, co nie? :D
UsuńI pięknie dziękuję! <3
W tym momencie jestem ciekawa, jakie seriale możesz polecić - zwłaszcza, jeśli dzięki nim jeszcze bardziej zainteresowałaś się językiem angielskim. ;)
OdpowiedzUsuńI po raz kolejny gratuluję - to zwycięstwo było w pełni zasłużone!
Pozdrawiam!
Działało to raczej na zasadzie, że chciałam coś obejrzeć szybciej/w lepszej jakości, więc musiałam obejrzeć to z napisami. ;) Pamiętam, że zaczęłam od takich łatwych typu Pretty Little Liars (te początkowe sezony były całkiem fajne), Witches of East End (to ma jeden albo dwa sezony tylko), potem poszłam w stronę Suits (angielskich terminów prawniczych nie rozumiem nawet w języku polskim, więc nie ma co się spinać :d), Arrow (tutaj tak samo, trochę technologicznych terminów), jeszcze Teen Wolf! The Carrie Diaries lekkie i przyjemne, nic ambitnego. Duuużo tego było. Jeśli jakiś temat albo aktor/aktorka Cię zainteresuje, to próbuj z angielskimi napisami, serio, warto. Z czasem będzie coraz lepiej. Trzeba się rzucić na głęboką wodę i nie zrażać od razu. Pamiętam, że jak się wciągnęłam w Murder in The First (chyba wiemy dlaczego - dla kogo! :D) i nie mogłam znaleźć wersji z napisami, to stwierdziłam - dobra, walić to, jadę z oryginałem. :D
UsuńA co mnie tak TOTALNIE wciągnęło w j. angielski? ZDECYDOWANIE angielskie fanfiki i książki. Jak poczytasz trochę Dramione, to zobaczysz, że sporo wyrazów zacznie się powtarzać. ;)
I dziękuję, dziękuję! :*
A tak się martwiła, że pytań nie będzie ; ) Wywiad naprawdę fajny, nie nudził! i z niecierpliwością czytałam kolejne słowa, by wiedzieć co tam wyjawiłaś! : )
OdpowiedzUsuńUf, uf! Cieszę się, że nie zanudziłam. :)
UsuńO, jesteś bardzo ciekawą osobą ;)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń