Dzień dobry wieczór!
Jestem pewna, że nie spodziewaliście się czegoś takiego (a jeśli tak, nic nie mówicie, lubimy wprowadzać element zaskoczenia)... Sama jestem zdziwiona, że w końcu udało nam się zrealizować wspólny pomysł. Trudno zgrać opinie pięciu osób i jeszcze dopasować terminy, ale efekt moim zdaniem jest niesamowity. Nasza wspólna administratorska miniaturka. Plany snuły się od miesięcy na ten rocznicowy czas. Ustalenie wątków i oczywiście — najważniejsze — czy wszystkie lubimy wino... Starałyśmy się podejść do tego tekstu z dystansem, by wyszło zabawnie. I jeśli nam się nie udało, to nie jest ważne. Liczy się to, że dałyśmy radę... Nie obyło się bez spięć i gróźb (zaraz dostaniesz patelnią w łeb), ale w większości była to po prostu zabawa, dzięki której jeszcze bardziej się ze sobą zżyłyśmy.
Pisanie tej miniaturki to był naprawdę twórczy czas dla naszej piątki. Naturalnie, nie obyło się bez stresu, ale nie skupiałyśmy się na tym do teraz... Teraz pozostaje nam tylko kliknąć opublikuj i czekać na Waszą reakcję.
Miłego czytania.
Salvio miała czas na spacerowe tempo i
bujanie w obłokach. Dom Ana Belli był całkiem niedaleko. Podziwiała londyńskie
ulice z ogromną satysfakcją. Chwilami zatrzymywała się, podpierając o drewnianą
laskę, by podziwiać marcową pogodę. Nie było jeszcze wiosny, ale słońce mocno grzało w jej siwą czuprynę, chociaż włosy chroniła tak ogromna warstwa lakieru. Po
wizycie u fryzjera, schowała swój fioletowy beret do starej torby — która
pamiętała czasy jej młodości — by fryzura trzymała się w ryzach.
Jestem pewna, że nie spodziewaliście się czegoś takiego (a jeśli tak, nic nie mówicie, lubimy wprowadzać element zaskoczenia)... Sama jestem zdziwiona, że w końcu udało nam się zrealizować wspólny pomysł. Trudno zgrać opinie pięciu osób i jeszcze dopasować terminy, ale efekt moim zdaniem jest niesamowity. Nasza wspólna administratorska miniaturka. Plany snuły się od miesięcy na ten rocznicowy czas. Ustalenie wątków i oczywiście — najważniejsze — czy wszystkie lubimy wino... Starałyśmy się podejść do tego tekstu z dystansem, by wyszło zabawnie. I jeśli nam się nie udało, to nie jest ważne. Liczy się to, że dałyśmy radę... Nie obyło się bez spięć i gróźb (zaraz dostaniesz patelnią w łeb), ale w większości była to po prostu zabawa, dzięki której jeszcze bardziej się ze sobą zżyłyśmy.
Pisanie tej miniaturki to był naprawdę twórczy czas dla naszej piątki. Naturalnie, nie obyło się bez stresu, ale nie skupiałyśmy się na tym do teraz... Teraz pozostaje nam tylko kliknąć opublikuj i czekać na Waszą reakcję.
Miłego czytania.
DZISIAJ POLEWAMY KAŻDEMU! ZDROWIE KATALOGU!
STO LAT STO LAT NIECH ŻYJE KATALOG NAAAAAM!
PS. Do zobaczenia jutro, już po północy kolejny, i tym samym ostatni, urodzinowy post. Komentujcie, prooosimy? :)
Jutro nieco dłuższa część, dzisiaj zostawiamy Was z tym tekstem, który znajdziecie niżej.
Niebo było modre jak jej oczy, a chmury
białe i czyste niczym jej narcystyczna dusza. Pomarszczone i zwisające policzki,
pod wielką warstwą pudru, wygięły się, gdy uśmiech ozdobił jej twarz.
Powoli omijała londyńskie zgiełki,
spieszących się donikąd ludzi i te okropne budki ze śmierdzącymi zapiekankami.
Na samą myśl przychodziła jej wizja tostów Mrs M., a do słabo funkcjonującego serca,
nie chciała dodać rewolucji żołądkowych. Prawda była taka, że tosty Mrs M.
smakowały tylko jej samej. Uśmiechnęła się pod nosem na samą myśl o tej
zdziwaczałej staruszce.
W starości najbardziej lubiła to, że nie
musiała się wstydzić. Jak autobus nie byłby zatłoczony, zawsze ktoś ustąpi jej
miejsca. Ludzie patrzyli na nią przychylniejszym okiem, gdy prosiła o godzinę,
o podanie numeru autobusu... w większości po prostu nie chciało jej się tego
robić. A ludzie byli naprawdę naiwni, gdy wierzyli w jej starczą nieporadność.
Salvio westchnęła z rozkoszą, czując
delikatny wiatr. Jej włosy były tak usztywnione, że tornado miałoby problem.
Ale wkrótce miała się przekonać — spotkanie z (naprawdę) starymi koleżankami
mogła przyrównać do załamania pogodowego. Wyobrażała sobie to spotkanie, bo i o
czym innym miała myśleć, jak nie o Hermionie Granger, która łatwo znalazła
sobie miejsce w umyśle i sercu wielu ludzi.
Weszła na ładne osiedle. Wszędzie były
różnokolorowe domki, ale zanim będzie mogła się przejść między nimi, musiała
wpisać kod do bramki zabezpieczającej całe zakwaterowanie... Tyle razy udało
się Salvio zgadnąć! Nigdy zapamiętać, na Merlina (z Bogiem miała słabe
kontakty).
Poprawiła swoją elegancką sukienkę,
trochę niestosowną w jej wieku i zaklęła tę przeklętą maszynę. Walnęła bramkę
swoją drewnianą laską, a ta w odpowiedzi coś odburknęła. Tęskniła za czasami,
gdy maszyny były po prostu pomocne, a nie irytujące i przemądrzałe.
Zastanawiała się nad przeskoczeniem płotu; czasami zapominała o nietakich
stawach, sercu, płucach... Cholerna starość.
— Nie ta pamięć, co? — Usłyszała za sobą
szyderczy chichot. Odwróciła się powoli, ale doskonale wiedziała, kogo
zastanie. Starą babę od niedobrych tostów. — Ty to zawsze się wkopiesz.
— Skoro już mowa o kopaniu — mruknęła
Salvio. Mrs M. spojrzała na nią spod zmrużonych oczu, stając obok.
— Ty już nie bądź taka mądra, tylko
wpisuj ten kod i idziemy. Zanim się tam doczłapiesz z tą drewnianą laską,
będziemy spóźnione. A chcę już ciepłej herbaty.
— A sama sobie wpisuj ten kod, zrzędo —
powiedziała, patrząc na jej brązowe oczy i uśmiech. — Wpiszesz kod, a potem u
Any zrobisz mi herbaty... O, jak się zrymowało.
— Poetka — zakpiła Mrs M. Uniosła pomarszczony
palec, by wpisać kod. Dotykowa klawiatura czekała, aby tylko to zrobić...
jednak w końcu M. dodała: — Zapomniałam.
— Jak to zapomniałaś? — zdziwiła się
Salvio, a rozbawienie rosło w jej modrych oczach. Parsknęła i oparła się całym
ciałem o laskę. — No to jesteśmy wygęgane.
— Wygęgane? Już wolałam, gdy klęłaś jak
szewc — zauważyła, jednak Salvio obdarzyła ją spojrzeniem pełnym dezaprobaty. —
No, to sobie poczekamy na Oblivion i E.
Usiadły na krawężniku przed żelazną
bramą, która do złudzenia przypominała tą w Hogwarcie. Dogryzały sobie
zaciekle, jak to stare baby, ale w gruncie rzeczy — dobrze im się siedziało na
tym krawężniku.
E. podążała ulicami Londynu już nie po
raz pierwszy. Nie potrafiła zliczyć ile razy odwiedziła to miasto. Jednak ta
wizyta była szczególna — tamtego dnia miała się spotkać ze swoimi starymi
koleżankami. Nie rozglądała się zbytnio, miała cel i jak zwykle do niego
podążała.
Zgarnęła z twarzy kilka siwych włosów,
które zaczęły jej wchodzić do zielonych oczu i weszła w uliczkę prowadzącą do
osiedla Any. Wytężyła wzrok, kiedy na jej końcu spostrzegła jakąś znajomą
sylwetkę. Świadomość podpowiadała jej, że to któraś z dziewczyn, ale nie
widziały się już tyle czasu… To mógł być każdy. Zbliżały się w jednakowym
tempie do skrzyżowania i E. w pewnym momencie była pewna, że to któraś z nich.
Miała szczupłą sylwetkę, charakterystyczne dla Oblivion ruchy… Tak, to musiała
być Oblivion.
Do skrzyżowania doszła pierwsza i stanęła
tam, by odsapnąć. To już nie były te lata, kiedy bez zmęczenia potrafiła przejść
po kilkanaście kilometrów. Ba! E. kiedyś nawet dużo biegała. Ale co z tego,
jeśli przestała mieć na to czas, gdy doszły nowe obowiązki… Rodzina i praca
zrobiły swoje, nie była smukła, ale też nie otyła. Balansowała na cienkiej
linii pomiędzy nimi.
— Nie te lata, co? — spytała Oblivion,
podchodząc do niej.
Na twarzy miała zaledwie kilka, prawie
niewidocznych zmarszczek, E. jej zazdrościła. Miała na sobie błękitną koszulę i
długą za kolano ciemną spódnicę. Wzrok E. najbardziej przykuł kolor włosów Oblivion,
jak zawsze zaskakiwała. Tym razem na swoich siwych włosach zrobiła czarne
pasemka. Patrzyła na E. zza przeciwsłonecznych okularów z niebieskimi
oprawkami.
— No nie te — mruknęła E., poprawiając sweterek.
Po chwili szły równym tempem w stronę furtki.
Co kilka lat spotykały się wszystkie u którejś z nich — teraz była kolej Any.
Oblivion pierwsza zobaczyła dziewczyny siedzące na krawężniku, E. nie miała
tego samego wzroku co kiedyś. Chociaż nie był to na tyle zaawansowany objaw, żeby
nosić okulary (używała ich tylko do czytania), to jednak było to irytujące.
M. i Salvio siedziały przy furtce na
osiedle. Oblivion zmarszczyła brwi.
— Cześć, dziewczyny! — wykrzyknęła
Oblivion. — Czemu nie wchodzicie?
Salvio uśmiechnęła się ironicznie.
— M. zapomniała kodu.
— Tylko ja? — M. uniosła brwi. — A ty to
co?
E. uśmiechnęła się i podeszła do bramy. Nacisnęła jeden z klawiszy. Potem westchnęła i spuściła głowę.
— W tobie, Oblivion, nasza nadzieja —
powiedziała w końcu i odsunęła się od maszyny.
M. zachichotała i we trzy patrzyły na
Oblivion, podchodzącą do furtki.
— Spokojnie, spokojnie, pamiętam —
uspokoiła je.
Szybko wystukała kod, jednak po chwili
zamigotało czerwone światełko.
— Co do… — szepnęła i ponownie wpisała
hasło.
Tym razem jej się udało; w rogu ekranu
zamigotało się na zielono, a żelazna brama zaczęła się otwierać. Kamienna ścieżka
prowadziła do białego, dużego domu. Wokół niego był ogromny, zawsze zadbany ogród. Już za niedługo miała się tu pojawić młoda trawa, pierwsze kwiaty... Ana zawsze starała się, żeby w jej ogrodzie było kolorowo i wesoło.
Zastukały do drewnianych drzwi, a za
moment usłyszały stukot butów po drugiej stronie.
Kobieta o ciemnoblond włosach
przepasanymi białymi pasmami ustawiała porcelanowe filiżanki na srebrzystą
tacę. Nikły uśmiech utrzymywał się na jej postarzałej twarzy, wprawiając w
widoczność zaprzyjaźnione zmarszczki w okolicach oczu. Odkąd pamiętała, zawsze
jej towarzyszyły, nawet gdy była gibką osiemnastoletnią istotą.
Ogromne niebieskie oczy spoczęły na
zegarze znajdującym się na mikrofali po lewej stronie. Wybijała już godzina
trzynasta. Uśmiechnęła się pod nosem. Nie mogła doczekać się momentu, gdy znów ujrzy swoje zaprzyjaźnione koleżanki. Uwielbiała gościć je w swoich
skromnych progach, zwłaszcza, gdy wizyta połączona była z delikatną owocową
herbatą i ciasteczkami z kawałkami nieśmiertelnej czekolady. Jakże ona
uwielbiała ten przysmak! W młodości nigdy nie potrafiła sobie tego
specjału odmówić. Nawet gdy dieta dobijała się do drzwi. W końcu była tylko
człowiekiem, któremu od czasu do czasu przydawał się mały czekoladowy
wspomagacz.
Dźwięk dobiegający z korytarza odsunął
kobietę od rozmyślań. Odłożyła ostatnie ciastka na talerz. Po chwili poprawiła
bluzkę włożoną w ciemnozieloną spódnicę do kolan i z serdecznym uśmiechem udała
się w stronę drzwi. Stukot odbijanych butów na obcasie zaczął roznosić się po
całym domostwie. Nawet w średnim wieku nie mogła odmówić sobie przechadzania w jakże kobiecym obuwiu.
— Miło mi was znowu zobaczyć! — Z
uradowaniem w głosie rozłożyła ręce z chwilą otworzenia znajomym drzwi. —
Spodziewałam się, że lekko się spóźnicie.
Jako pierwsza podeszła do Any Mrs M., która
porwała starszą kobietę w niedźwiedzim uścisku.
— Wiesz, Ano, nie te lata, by spamiętać
te wszystkie cyferki — odparła E. podchodząc do koleżanki z zamiarem
przywitania się. Jako ostatnie podeszły Oblivion wraz z Salvio.
— Och, to zrozumiałe! Dwa razy mi nie
musicie powtarzać, ostatnio miałam sama podobny problem, na szczęście sąsiad,
który mieszka naprzeciwko, pomógł mi dostać się do swojego domu. Przeklęte
bramy, są niepotrzebne! Zapraszam, wejdźcie do salonu! — Gestem dłoni
skierowała kobiety w stronę pomieszczenia. Gdy wszystkie przekroczyły próg,
udała się w stronę kuchni, by przygotować do końca herbatkę wraz z
ciasteczkami. W lodówce czekała jeszcze niespodzianka w postaci tortu...
czekoladowego z kawałkami soczystych truskawek. Wiedziała doskonale, że to
jeden z ulubionych przysmaków jej koleżanek. Dzięki temu małemu gestowi chciała
umilić jeszcze bardziej babskie spotkanko.
Wzięła tacę w obie dłonie. Powolnym
krokiem skierowała się w stronę salonu. Tam zastała koleżanki żywo dyskutujące
na temat głównego powodu ich spotkania.
— Mogłyście chociaż na mnie poczekać! Co
wy takie niecierpliwe — uśmiechnęła się przyjaźnie, odstawiając filiżanki na
stolik do kawy. — Nie objadajcie się zbytnio ciasteczkami, w lodówce czeka
jeszcze niespodzianka — dodała, puszczając perskie oczko.
— Chcesz nas utuczyć, kobieto? — zapytała
Salvio, biorąc do ręki jedną z porcelanowych naczyń.
— Tobie to już nie zaszkodzi,
kochaniutka. — M. poklepała kobietę po kolanie, chichocząc cichutko.
— I wzajemnie! Nie przejedz się, bo
jeszcze poziom cukru ci zbytnio podskoczy — odgryzła się Salvio z zaciętością w
głosie.
— Jejku, jak ja kocham, gdy sobie tak
dogryzacie — dodała od siebie E. — To takie…
— Genialne i śmieszne! — dokończyła
Oblivion, pałaszując jedno z ciasteczek, znajdujących się na kwadratowym czarnym
talerzu.
Ana Bella zaśmiała się serdecznie.
— Prawda, pamiętam czasy, gdy tak sobie
wiecznie dogadywałyście. No, ale, pora na herbatę.
Wzięła ostatnią filiżankę z tacy. Zaczęła
powolnym ruchem nalewać ciepłego trunku najpierw swoim gościom, potem samej
sobie. Aromat owoców leśnych rozniósł się wśród kobiet, sprawiając, że coraz
bardziej zaczęły się odprężać. Ana z lekkim uśmiechem sięgnęła po ciasteczko.
— Wyśmienite te ciasteczka, Ano!
Poprosiłabym cię o przepis, ale Merlin wie, co stałoby się, gdybym zaczęła piec
— powiedziała Oblivion, sięgając po następne ciastko. — Jeszcze coś by
wybuchło albo zaczęło latać — westchnęła, zakładając kosmyk jasnych włosów za
ucho.
— Tyle lat minęło, a ty nadal nie
potrafisz gotować! — M. zachichotała. — Wiesz, to brzoskwiniowe ciasto, które
próbowałaś ostatnio upiec, tak świetnie się zapowiadało! Naprawdę szkoda, że
zapomniałaś o kilku składnikach — dość ważnych, szczerze mówiąc.
Oblivion roześmiała się. Była
doskonale świadoma tego, że gotowanie nigdy jej nie wychodziło, a każda próba
kończyła się fiaskiem i bałaganem w całej kuchni; ale nie przeszkadzało jej to,
że starsza koleżanka naśmiewa się z jej kulinarnych przygód — sama często z uśmiechem wspominała niektóre sytuacje.
— O czym trzeba myśleć, żeby zapomnieć o
cukrze, Oblivion? — zapytała E. — Przecież to najważniejszy składnik!
— Akurat wtedy myślałam o mężczyznach —
przyznała kobieta.
Kiedy szeroko otwarte oczy koleżanek
zatrzymały się na jej zamyślonej twarzy, lekko uderzyła dłonią w czoło, zdając
sobie sprawę z tego, że musiało zabrzmieć to dziwnie.
— Nie moich — tych wolałabym nie
pamiętać! Myślałam o tym, który tak naprawdę pasuje do naszej Hermiony,
dziewczyny!
— Szkoda, miałam nadzieję, że miałaś dość
swoich potworów i postanowiłaś je na kogoś zamienić — powiedziała z przekąsem
Salvio.
— Czy ty mówisz o moich kotach, Salvio?
— oburzyła się Oblivion.
Nim Salvio zdążyła jej odpowiedzieć, Ana
klasnęła w dłonie i zapytała:
— Dziewczyny, może macie jeszcze ochotę
na herbatkę? Albo na moją niespodziankę z lodówki?
— Ja myślę, że niespodzianka może
zaczekać, ale poproszę herbaty — odpowiedziała jej M. — Dziewczyny też chętnie
się napiją, prawda? — zapytała, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Salvio i Oblivion wymieniły się
porozumiewawczymi spojrzeniami — z M. lepiej było nie zadzierać,
dlatego przytaknęły.
— Swoją drogą, Oblivion, to z kim widzimy
Hermionę to bardzo ciekawy temat do rozmowy — zaczęła E., sięgając po swoją
filiżankę z herbatą. — Wielka szkoda, że nie jest teraz z Nottem, byliby piękną
parą — rozmarzyła się.
— Z Teodorem? Nie żartuj — ja tam uważam,
że to Draco jest dla niej idealny — żachnęła się Ana — wyobraźcie sobie jaką
sensacją byliby razem! Gryfonka i Ślizgon, odwieczni wrogowie... Idealna
historia miłosna, prawie jak Romeo i Julia — powiedziała, wzdychając.
Na twarzach reszty kobiet pojawiło się coś na kształt dezorientacji; w końcu
związek Malfoya i Granger rzeczywiście byłby niespodzianką roku! Nagle wszyscy
zamilkły, jakby wyobrażały sobie, jak wyglądałby związek tej dwójki. M. kiwała
powolnie głową; to wyobrażenie wydawało jej się naprawdę rozsądne!
— Nie, to nie udałoby się — burknęła
Salvio, odzywając się jako pierwsza. — Przecież nasza Hermiona jest
rozsądna, nigdy nie zrobiłaby takiego głupstwa, wiązać się z tym blondasem, też
coś.
Ana i M. w tym samym momencie spojrzały
na Salvio morderczym wzrokiem; gdyby wzrok mógł zabijać, kobieta byłaby z
pewnością martwa. Salvio widząc spojrzenie swoich koleżanek uniosła dłonie w
geście kapitulacji, śmiejąc się pod nosem. Nie rozumiała ich fascynacji, ale
przynajmniej mogła się z nich otwarcie śmiać, razem z E. i Oblivion. Razem w
piątkę stanowiły naprawdę zgrany zespół! Odrobinę wybuchowy, ale jednak nadal
zgrany.
— Wiecie co? Wydaje mi się, że Hermiona
jednak od zawsze najlepiej pasowała do Rona. Pamiętacie ile razem przeżyli
przygód? Ich przyjaźń doprowadziła w końcu do miłości i to jest w ich uczuciu
najbardziej niesamowite: w końcu mówi się, że od przyjaźni do miłości jest...
cienka linia?
— Tak, to chyba tak szło... —
mruknęła E., biorąc w dłonie kubek, by ugrzać swoje dłonie. Tego dnia pogoda
była piękna; słońce wpadało przez okno, oświetlając cały pokój. Już wkrótce
miała nadejść wiosna, był w końcu pierwszy marzec. Kobiety, mimo że nie mówiły
tego głośno, nie mogły się doczekać aż dni staną się dłuższe, zaczną kwitnąć
pierwsze drzewa — wiosna była zdecydowanie najpiękniejszą porą roku, tym
bardziej dla starszych osób. Ile razy M. musiała dzwonić po taksówkę, bo bała
się wrócić sama ze sklepu, gdy było już ciemno... Niby nadal jej prawy sierpowy
był naprawdę potężny, ale nie miała w nogach tyle sił co kiedyś. Pod tym
względem starość była smutna, lecz pod każdym innym, M. widziała same pozytywy. —
Ale nadal uważam, że powinna być z Nottem!
— Nieprawda, Snape pasuje do niej
idealnie... Gdyby tylko żył — powiedziała Salvio, wzdychając. Wszystkie
spojrzały w jej stronę, nawet nie kryjąc swojego zdziwienia. Owszem, wiedziały,
że Salvio od zawsze wykazywała szczególne zainteresowanie osobą Snape'a, ale
żeby łączyć z nim Hermionę? Dla nich było to niezrozumiałe, ale Salvio się tym
nie przejmowała; tak samo ona widziała związek Draco i Hermiony, był dla niej
całkowitą abstrakcją.
— Salvio, czyś ty... — zaczęła M.,
żywo gestykulując. Mało brakowało żeby wstała i coś zrobiła swojej przyjaciółce.
W młodości Mrs M. wiele razy mówiła, że zaraz przyłoży Salvio patelnią. Teraz
ta patelnia naprawdę by się jej przydała! Oblivion z E. zaczęły chichotać,
zerkając na siebie.
— Co powiecie na nową porcję owocowej
herbaty z kawałeczkiem tortu? — przerwała Ana, najwidoczniej chcąc
zapobiec kłótni... Obie miały w sobie pełno temperamentu, co powodowało częste
słowne potyczki. Nawet w ostatnich latach, kiedy starość zaczęła dokuczać,
potrafiły się zacząć bić! Ana, Oblivion i E. nawet nie starały się im
przerywać, bo dobrze wiedziały czym może się to skończyć.
— Ja to napiłabym się wina —
powiedziała Oblivion, zakładając za ucho kosmyk włosów.
— O tak... — rozmarzyła się Salvio,
wzdychając. W tym samym czasie Ana wstała i wolnym krokiem skierowała się
w stronę kuchni; jej słuch był coraz gorszy, z czego koleżanki czasem się
podśmiewały, ale tak naprawdę wszystkie miały ten sam problem. Nie jest więc
dziwnym, że Ana nie usłyszała słów Oblivion. Spojrzała na Salvio, a Salvio na
nią i cała czwórka, obecna w salonie, wiedziała już czym to się skończy.
— O nie! — krzyknęła E., uderzając
dłońmi w swoje kolana. Filiżanki stojące na stole aż się zatrzęsły. — Ja w
tym nie będę uczestniczyć, ostatnio nie skończyło to się dobrze. —
Wszystkie uśmiechnęły się na myśl o tamtym wydarzeniu; takie wspomnienia były
najpiękniejsze, warte zapamiętania.
— Jak tam chcesz, wolna wola! —
krzyknęła M., poprawiając okulary. Kiedyś nosiła soczewki, ale od kilkunastu
lat zaczęło brakować jej do tego cierpliwości. Dłonie zaczęły drżeć, a małe
szkła kontaktowe były dla niej, z każdym mijanym rokiem, coraz bardziej
nieznośne. Ciągle znikały! Bardzo ją to denerwowało, aż w końcu wróciła do
swoich starych okularów.
— Pójdę pomóc Anie w kuchni, a wy tu
myszkujcie, tylko w miarę szybko, nie przytrzymam jej za długo —
powiedziała E., wstając powoli z kanapy. Nagle cicho syknęła, po czym
natychmiastowo złapała się za plecy, zginając w pół. Pozostała trójka szybko
zerwała się z foteli; Oblivion pierwsza doskoczyła do kobiety i próbowała
dowiedzieć się, co się stało. Na twarzy każdej z nich widoczne było zmartwienie.
Po upływu kilku sekund E. wyprostowała się i zaczęła chichotać: — Ha!
Znowu dałyście się nabrać! Wiedziałam, że mimo upływu lat nadal to
potrafię! — Nadal się śmiejąc, wyszła z salonu, zostawiając resztę kobiet
same.
Spojrzały na siebie i uśmiechnęły. Salvio
klasnęła w dłonie.
— Myślicie, że schowała przed nami, tak
jak pięć lat temu?
— A dziwisz się? Przez dwa dni
opróżniłyśmy cały jej barek... — westchnęła ze smutkiem Oblivion. —
Ale koniec tego! Czas na wino! — krzyknęła z radością, wyjmując
zza swoich pleców torebkę. Po chwili wyjęła z niej butelkę czerwonego, półsłodkiego
wina. Salvio zaczęła tak bardzo się śmiać, że musiała przytrzymać się M., aż w
końcu zmęczona śmiechem, usiadła na kanapie. Oblivion była z ich piątki najmłodsza, więc było całkiem normalne, że trzymała się najlepiej.
Podeszła do barku i, ciągle zerkając w stronę kuchni, cicho wyjęła z kredensu
sześć kieliszków. Postawiła je na stoliku i zaczęła szukać czegoś w torbie,
zakładając wcześniej na nos okulary.
— Noż cholera jasna! — szepnęła do
siebie, aż w końcu bezradnie spojrzała na swoje koleżanki. — Nie wzięłam
korkociągu.
— Żaden problem, korek wyjmę
zębami — sarknęła Salvio z zupełnie poważną miną. M. patrzyła to na
jedną, to na drugą, nie wiedząc za bardzo o co chodzi, wydawała się być
zdezorientowana tą całą sytuacją. — Naprawdę nie znacie domowych sposobów
na otwarcie wina? Numer z butem jest najlepszy, tyle razy go używałam. Nadal
nie mam kupionego korkociągu.
Kobieta wstała z kanapy i, trzymając się
za plecy, przeszła do korytarza, skąd zabrała czyjś but. Nie było ważne
kogo on jest, po prostu musiał być. Po kilku minutach głośnego stukania w
ścianę, korek wypadł z butelki. Było aż dziwne, że ani Ana, ani E. nie przyszły
zobaczyć co się dzieje, w końcu w pokoju było dość głośno. Kiedy Oblivion
nalewała wina do ostatniego kieliszka, nagle stało się coś niespodziewanego, co
sprawiło, że cała trójka, znajdująca się w salonie, podskoczyła na swoich
miejscach.
— Henry, coś ty zrobił, ty nieznośny
sierściuchu! — Rozległ się krzyk Any. Oblivion, Salvio i M. z przerażeniem
spojrzały się na siebie, nawet nie wiedząc, czego się spodziewać. Nie zdążyły nawet
przejść do kuchni, kiedy Ana i E. weszły do salonu; druga ciągle się śmiała,
ale za to Ana nie była zadowolona.
— Co się stało? — zapytała M.,
chociaż tak naprawdę podejrzewała już jaka będzie odpowiedź.
— Tort się nie nadaje, Puszek
najwyraźniej był głodny i cóż... — westchnęła, ale kiedy jej spojrzenie
padło na stół, uśmiech od razu pojawił się na twarzy, zmartwienia o straconym
torcie odeszły. — Ale mamy wino! Zaraz przyniosę jeszcze trochę ciasteczek i...
— Ana! — krzyknęła reszta chcąc,
żeby Ana już usiadła i nie martwiła się o takie rzeczy.
Tak naprawdę nie potrzebowały żadnych
ciastek, żadnych herbat, nawet wino mogły sobie odpuścić! Najważniejsze było
to, że były razem i mogły, jak co roku, powspominać stare lata, śmiejąc się i
płacząc na przemian. Wspomnienia związane z Hermioną Granger były naprawdę
wspaniałe! Każda z nich — E., Salvio, Ana, M., Oblivion — miały co
opowiadać swoim bliskim. Opowieści te zwykle były zabawne, ale nie brakowało i
takich, przez które w oczach pojawiały się łzy, nie tylko ze śmiechu. Dlatego
usiadły obok siebie, wzięły w dłonie kieliszki z winem i zaczęły rozmawiać...
Rozmawiały o pięknej przeszłości, a ja, narrator, nie będę tego tak szczegółowo
przedstawiał — w końcu same o tym opowiedzą, jeśli tylko zdrowie im na to
pozwoli: starość stawała się coraz bardziej dokuczliwa. Rozmowy zdawały się nie
mieć końca, a jeden kieliszek z winem nadal stał, nienaruszony, na stoliku.
Słońce powoli zaczynało chować się za horyzontem, ale one nie zwracały na to
uwagi, cieszyły się swoją obecnością.
Nagle w całym domu rozległ się dźwięk
dzwonka. W tym samym momencie spojrzały na siebie, szeroko się uśmiechając. Na
twarzy M. pojawiło się wzruszenie. Nie widziała jej od siedmiu
lat, a mimo to ciągle o niej myślała. Nie potrafiła, zresztą tak samo jak
reszta kobiet, wyrzucić jej z pamięci. Tyle jej zawdzięczały! A teraz to
musiała być ona, nie dostawca pizzy, nie sąsiad — tylko ona. Ana spojrzała
na swoje koleżanki i wstała z kanapy, idąc w stronę drzwi wejściowych.
Pozostała w salonie czwórka powróciła do rozmowy; zawsze udawały, że ta wizyta
wcale nie jest dla nich taka ważna, ale w końcu pojawiały się łzy wzruszenia i
prawda sama wychodziła na wierzch. Dlatego, mimo że dalej rozmawiały, w sercu
każdej z nich pojawiła się ogromna niecierpliwość. W korytarzu panowała cisza,
zupełnie jakby nikt nie przyszedł. Salvio wstała ze swojego miejsca i, gdy już
podchodziła do drzwi, nagle otworzyły się one na oścież, a w nich stała ona,
bohaterka ich wspomnień — Hermiona Granger — bo tak ją zapamiętały.
Nie była młodego wieku, ale, jak już
dawno temu wtajemniczyła swoje koleżanki — czarodzieje po prostu starzeli
się wolniej. Dlatego nie było nic dziwnego w tym, że z całej szóstki wyglądała
najlepiej. Włosy, związane w kucyk, nadal przypominały swoim wyglądem te
sprzed kilkudziesięciu lat. Na jej twarzy były widoczne oznaki zmęczenia, ale
ciągle tryskała energią. Ubrana elegancko, jednak nadal skromnie: taka była
Hermiona.
— Widzę, że zaczęłyście beze mnie? —
zaczęła, uśmiechając się ciepło do każdej z kobiet. Wszystkie wstały i każda po
kolei przywitała się z Hermioną. W oczach M. pojawiły się łzy; tak bardzo się
za nią stęskniła! Nie widziała Hermiony najdłużej, dlatego to powitanie było dla
niej szczególnie ważne... zresztą, dla każdej z nich było. Po chwili, widząc, że M. płacze, Ana zaczęła płakać razem z nią. Solidarność to jednak
solidarność.
Ich rozmowom nie było końca. Mimo że ich
piątka — Ana, E., Salvio, Oblivion i M. — przebywała przez cały dzień
razem, teraz zamierzały spędzić jego końcówkę z Hermioną Granger. Nie miały jej
za złe, że się spóźniła, uprzedzała je. Najpiękniejsze w tym spotkaniu było to,
że mogły je świętować wspólnie. Wspominały stare late i były prawdziwymi szczęściarami!
Bo każda z nich była właścicielką wspaniałych wspomnień, których nie mógł
odebrać im nawet czas.
KONIEC.
Do zobaczenia jutro.
♡♡♡
OdpowiedzUsuńGenialna praca! Świetnie Wam to wyszło! ❤
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Salvio naprawdę nie próbowała otworzyć wina zębami, już wyobrażałam sobie wypadającą sztuczną szczękę ^^
OdpowiedzUsuńNo i Hermiona na końcu <3
"Oblivion była z całej naszej piątki najmłodsza" - naszej? Patrząc na to, że cały tekst został napisany w narracji trzecioosobowe, to jednak coś tutaj nie pasuje. To mi się tak rzuciło w oczy i po prostu musiałam to napisać. :)
OdpowiedzUsuńCzytając, nie mogłam się pozbyć ani na chwilę uśmiechu z twarzy. Widać, że starałyście się, by wyszła jak najlepiej, i naprawdę możecie być z siebie dumne. :D
Pozdrawiam!
Oczywiście już poprawione! :)
UsuńWow, naprawdę bardzo ciekawy pomysł na post urodzinowy! Miniaturkę czytało się bardzo przyjemnie i życzę wam, żeby wasza znajomość przetrwała jeszcze długie lata, tak jak w one-shocie. :D
OdpowiedzUsuń