Witajcie, kochani!
Dawno tutaj niczego nie publikowałam.
Jednak mimo to uwierzcie, że czasem zaglądam i sprawdzam co tu się dzieje!
Z jednej strony bardzo się
cieszę, że mogę Wam pokazać pierwszą odsłonę „Z dziennika Granger”, lecz z
drugiej jestem trochę nią zawiedziona. Wyobrażałam ją sobie zupełnie inaczej. Niezbyt mi się ona podoba i mam wrażenie, że jest nudna jak flaki
z olejem. Nie tak łatwo jest opisywać pierwszy rok nauki w Hogwarcie. Zdaję
sobie sprawę, że mój krok w stronę tej nowej publikacji był najtrudniejszy.
W dodatku pisałam ją jak
najbardziej ogólnikowo. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, ale sami dobrze
wiecie, że gdybym wdawała się ciągle w szczegóły nie wyszedłby z tego jeden
post, a całe opowiadanie!
Na razie jednak to jest
fragment do Nocy Duchów. Nie miałam zbytnio czasu i siły, by opisać cały rok w
jednym momencie. Matura już za tydzień, chciałam się do niej jeszcze trochę
przygotować, dlatego mam nadzieję, że wybaczycie mi to przewinienie.
Boję się tej matury jak diabli!
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i uda mi się ją zdać
śpiewająco.
No ale koniec tego biadolenia.
Bez względnych ceregieli, zapraszam do czytania i, co najważniejsze, do
wytykania błędów! Za gramatykę i składnię mogę w niektórych chwilach na prawdę
nie odpowiadać, ponieważ w połowie pisania tego tekstu mój mózg postanowił
wybrać się na wakacje. I mówię tu na serio poważnie. Gdy odpisywałam mojemu
przyjacielowi sama się sobie dziwiłam, jakie głupie błędy w tych wiadomościach
narobiłam.
Pozdrawiam!
Ana Bella
Przez dłuższą chwilę stałam w
bezruchu, nie ośmielając się wykonać jakiegokolwiek ruchu. W dłoni wciąż trzymałam
pożółkłą kopertę. Korespondencja ta była zaadresowana do mnie. Ciemnozielone
zawijasy układały się w pełny adres mojego miejsca zamieszkania. Pierwszy raz
widziałam coś takiego, by kompletnie obca mi osoba wiedziała, w którym pokoju
śpię! To nie do uwierzenia! W pewnym momencie cichy głosik w mojej głowie
podpowiedział mi, że nie powinnam tego otwierać; że najlepszym rozwiązaniem
będzie, jeśli wyrzucę ten list do kosza i udam, że w ogóle nie przyszedł. Przez
pierwsze parę sekund trzymałam się tej opcji. Jednak ciekawość zwyciężyła i
koniec końców postanowiłam wreszcie otworzyć tajemniczą kopertę.
W środku znajdował się mały
plik chropowatych kartek. Wyglądały na bardzo stare, podobnie jak koperta.
Wszystkie posiadały wyjątkowe godło. Widniała na
nim ogromna litera „H”, a wokół niej był lew, wąż, borsuk oraz orzeł. Wszystko
to było owinięte wstążką, na której widniał jakiś napis.
Ostatnią rzeczą, która wypadła z koperty, był to mały prostokątny kartonik. Jak się okazało, był to bilet na
pociąg. Niezbyt przypominał mi te kupione na stacji, gdy podróżowałam z rodzicami. Ten był
ozdobiony złotymi ornamentami i posiadał peron o dziwnym numerze. Peron numer 9
¾. Po raz kolejny tajemnicza korespondencja zdążyła mnie zadziwić. Przecież w Londynie
na pewno nie było takiego peronu!
Odetchnęłam raz, potem drugi. W
końcu zabrałam się do lektury. I właśnie wtedy moje życie kompletnie wywróciło
się do góry nogami. List pisany formalnie głosił, że jestem… czarownicą.
Wpatrywałam się w to jedno słowo przez parę dobrych chwil. Ja, zwykła
dziewczynka, córka dentystów miałabym posiadać magiczne zdolności? Przecież to
kompletna bzdura, jakiś żart! Szybkim i niedbałym ruchem wpakowałam listy z
powrotem do koperty i już zamierzałam podrzeć ją na drobne kawałki, gdyby
nie rozlegający się po całym domu dzwonek do drzwi.
— Hermiono, córeczko, to ktoś
do ciebie!
Pokręciłam głową z
roztargnieniem. Nie spodziewałam się żadnych gości. Nie chciałam również
zbytnio wychodzić gdzieś z moją przyjaciółką. Chciałam jak najszybciej pozbyć
się żartobliwego listu i wrócić do pokoju, gdzie czekała na mnie ulubiona książka.
Kiedy weszłam do salonu, moim
oczom ukazał się wysoki mężczyzna. Miał na sobie bardzo dziwnie skrojony
garnitur, jeśli można było ten ubiór tak nazwać. Opatulony był jeszcze ciężką
peleryną, która posiadała niecodzienny wzór. Najbardziej zadziwił mnie jednak
kapelusz przybysza. Był bardzo wysoki i spiczasty, w kształcie stożka — jednej z
figur geometrycznych, którą zdążyłam poznać w książkach starszych klas od
matematyki.
Mężczyzna uśmiechał się do mnie
ciepło spod okrągłych okularów. Zauważyłam, że w jednej dłoni trzymał
plik kopert, które łudząco przypominały moją.
— Witaj, Hermiono. Miło mi cię
poznać. Nazywam się Magnus Bott — rzekł podając mi dłoń. Niepewnie ją uchwyciłam. Podeszłam szybko do moich rodziców, którzy opiekuńczo mnie objęli.
Nieznajomy widząc niepokój na
naszych twarzach, podniósł ręce w uspokajającym geście.
— Nie ma powodów do obaw —
zaczął. — Jestem tu w sprawie nowej szkoły, do której Hermiona będzie
uczęszczać w przyszłym semestrze.
— Jakiej nowej szkoły? —
zapytałam rodziców, patrząc na nich zdumionym wzrokiem. — Przenieśliście mnie
gdzieś indziej?
— Nie, kochanie, sami nie
wiemy, o co chodzi — odpowiedział mój tata, patrząc wciąż nieufnie na dziwnie
ubranego przybysza.
Mężczyzna odchrząknął,
zwracając tym samym całą naszą uwagę. Rozsiadł się na kanapie, jednocześnie
wskazując nam pozostałe miejsca do siedzenia.
— Może usiądziemy na spokojnie,
a ja postaram się wszystko wyjaśnić?
Po paru sekundach wypełniłam
jego prośbę. Byłam naprawdę bardzo ciekawa, co takiego chciał ode mnie nasz
gość. Tym bardziej, że w rękach wciąż trzymał plik tajemniczych kopert.
Spojrzałam z uśmiechem na moich rodziców, którzy po dłuższej chwili usiedli po
obu moich stronach.
— Jak już wspomniałem, państwa
córka została przyjęta do naszej szkoły. Jej edukacja zaczyna się od
września tego roku — zaczął, po czym zwrócił się do mnie. — Widzę, Hermiono, że
już zdążyłaś rozpakować kopertę. — Wskazał na dokument, znajdujący się w mojej dłoni.
Kiwnęłam głową.
— Przeczytałam treść tych
listów, proszę pana — odpowiedziałam niepewnie. — Ale nie wierzę w ani jedno
słowo, które zostało tam wypisane. To na pewno jakieś nieporozumienie.
Mężczyzna uśmiechnął się.
— Nie, to nie jest żadne
nieporozumienie. To, co przeczytałaś to autentyczna prawda. Jesteś czarownicą.
Jestem pewien, że zauważyłaś w sobie jakieś zmiany, które powodowały
niewytłumaczalnie naukowo sytuacje. Ostatnia zdarzyła się w szkole, gdy
jeden z kolegów cię zdenerwował. Trzymał w ręce szklaną butelkę, która nagle
pękła. To raczej niemożliwe, by osoba w twoim wieku jednym ruchem
pokiereszowała taki przedmiot.
— Czyli chce pan nam
powiedzieć, że nasza córka ma magiczne zdolności? — zapytała powoli moja mama.
— O tak. Bardzo lubię poznawać
takie osoby jak Hermiona. Oboje państwo nie jesteście czarodziejami, a w córce
od urodzenia tlą się takie umiejętności. To niezwykłe. — Podrapał się po
głowie. — Widzę natomiast, że nadal państwo nie są przekonani. Może zacznijmy
od podstaw.
Rodzice kiwnęli głowami na znak
zgody. Byłam bardzo zaintrygowana całą tą wizytą. Ten list nie był żartem?
Czyżbym naprawdę była czarownicą z krwi i kości? Z każdym nowym zdaniem, które
padało z ust Magnusa czułam, że naprawdę mogłam nią być. Wreszcie zaczynałam
wszystko rozumieć, wszystkie sytuacje, kiedy działy się dziwne rzeczy.
Kiedy pan Bott zaczął
szczegółowo opowiadać o świecie czarodziejów, a co najważniejsze, o szkole Magii
i Czarodziejstwa w Hogwarcie, chciałam by dzień, w którym po raz pierwszy
przekroczę teren tej szkoły, nadszedł już jutro. Starałam się to wszystko
zapamiętać, lecz natłok tak wielu informacji kompletnie mnie przytłoczył.
Magnus jeszcze długo mówił. Po
twarzach rodziców zdążyłam zauważyć, że i oni byli coraz bardziej
przekonani i gotowi do przywitania się z kompletnie innym światem. Bardzo się z
tego powodu cieszyłam. Byli jedynymi bliskimi mi ludźmi, w których miałam tak
wielkie oparcie. Magnus sam to stwierdził. Pod koniec spotkania życzył mi wielu
sukcesów w szkole. Sam stwierdził, że po moim zachowaniu dostrzegł wielki
potencjał do spróbowania czegoś zupełnie nowego. Nie minęła chwila, a wyszedł z
domu, tłumacząc, że tego dnia musi odwiedzić jeszcze kilka nie magicznych domów,
w których objawili się nowi czarodzieje tacy jak ja.
Przez resztę wakacji jeździłam
z rodzicami po rzeczy, które tkwiły na liście dla uczniów pierwszego roku
nauki. Wszystkie mogłam zakupić na Ulicy Pokątnej. W życiu nie widziałam
lepszego miejsca. Oddychało ono magią pełną piersią. Na dodatek wszyscy byli tam naprawdę bardzo mili. Wielu czarodziejów młodych czy starszych pomagało mi
znaleźć sklepy, które miały odpowiednie, dla mojej listy zakupów,
wyposażenie. Najbardziej byłam dumna,
gdy różdżka u Ollivandera mnie wybrała. Była naprawdę niesamowita! Za każdym
razem, gdy tylko patrzyłam na pudełko, w którym różdżka się znajdowała, miałam
ochotę wyjąć ją jak najszybciej i móc już czarować!
Nie powiem, że tego nie
robiłam, oczywiście! Nie mogłam się powstrzymać, by nie wypróbować jakiś
prostych zaklęć. Książki były na tyle dobrze rozpracowane, że mogłam śmiało
większości z nich się nauczyć. Czasem tylko moi rodzice narzekali. Pewnego dnia
przez przypadek przypaliłam tacie gazetę podczas śniadania. Byłam dość
rozbudzona, ponieważ chciałam pokazać im, co już umiem. Efekt przyszedł sam w
ułamku sekundy. Jednak mimo to widziałam w ich oczach, że są ze mnie
ogromnie dumni. Sami parę razy to powiedzieli!
Z lektur dodatkowych, które
postanowiłam kupić na Pokątnej, była książka „Historia Hogwartu”. Już po paru
pierwszych rozdziałach bardzo mi się ona spodobała. Podczas wakacji
przeczytałam ją ponad pięć razy! Nie żałuję tego: dzięki niej mogłam
na nowo odświeżyć sobie informacje, które uzyskałam od Magnusa podczas jego
wizytacji. W książce było nawet parę ciekawostek, o których nawet nie
wspomniał, co tym bardziej potęgowało moją ciekawość.
Rodzice nie posiadali się z
dumy, kiedy widzieli mnie z nosem w książkach. Po ich twarzach zdążyłam
zauważyć, że gdyby mogli, wykrzyczeliby całemu światu o tym, że mają córkę
czarownicę. Cieszyłam się, że są dla mnie tak ogromnym oparciem.
Dzień, w którym nadszedł czas
rozłąki był z jednej strony najgorszym, a z drugiej najlepszym dniem w moim
życiu. Najgorszym, ponieważ musiałam pożegnać się z rodzicami na kilka dobrych miesięcy,
a najlepszym, bo wreszcie wyruszałam do swojej nowej szkoły. Tydzień przed
wyjazdem codziennie przypominałam rodzicom, że będę do nich pisać listy co dwa
tygodnie, opowiadając ze szczegółami o wszystkim.
Mimo rozłąki z mamą i tatą w
głębi duszy nie mogłam się doczekać wyjazdu. Pragnęłam w końcu być uczestnikiem
wszystkich nowych doświadczeń, które na mnie czekały. Chciałam również poznać
nowych ludzi, którzy razem ze mną staną po raz pierwszy przed tak wielkim i
nowym wyzwaniem.
Dlatego, gdy wreszcie nastał
ten dzień, wiedziałam, że nie ma o co się martwić, bo będzie dobrze. Byłam tego
naprawdę bardzo pewna.
Podróż pociągiem była bardzo
przyjemna. Już na początku zdążyłam się zaprzyjaźnić z pewnym chłopakiem. Miał
na imię Neville Longbottom. Wydawał się bardzo sympatyczny i miły, aczkolwiek z
natury był bardzo nieostrożny. Od rana już szukał swojego zwierzątka — ropuchy,
która miała na imię Teodora. Oczywiście pomogłam mu jej szukać.
Podczas poszukiwań napotkałam
dużo nowych uczniów. Niektórzy byli uprzejmi jak Neville, lecz również zdarzały
się osoby, które były jego przeciwieństwem. Pewien blondyn cały czas miał
niezadowolony wyraz twarzy, a gdy tylko mnie zobaczył, od razu zaczął wygłaszać
kąśliwe uwagi na mój temat. Niektórych nie do końca rozumiałam. W duchu
zaczęłam się modlić o ogromną cierpliwość do tego chłopca.
Szatę szkolną ubrałam dobrą
godzinę przed opuszczeniem pociągu. Byłam naprawdę bardzo podekscytowana!
Neville nie podzielał zbytnio mojego entuzjazmu, ale nie dziwiłam mu się. Mieszkał
z bardzo surową babcią. Z jego historii wynikało, że potrafiła rozporządzać się
jego życiem nawet w Hogwarcie, co mnie dość zadziwiło. Neville jednak ciągle
tłumaczył jej zachowanie tym, że bardzo się o niego martwi.
Kiedy jednak zapytałam o
rodziców, odpowiedziała mi cisza. Powiedział półszeptem, że nie chce zbytnio o
nich rozmawiać, dlatego szybko zmieniłam temat, oferując mu swoje łakocie. Ostatni odcinek podróży przegadaliśmy o tym, co takiego może nas
czekać w nowej szkole.
Serce mi podskoczyło do gardła,
gdy wreszcie znaleźliśmy się w środku zamku! Wyglądał tak, jak sobie go
wyobrażałam! Widać było po ścianach zamku, że całe to miejsce ma za sobą
kawałek dobrej historii. Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie czegoś się o niej dowiem!
Po chwili na samej górze
marmurowych schodów pojawiła się pewna kobieta. Miała na sobie długą do ziemi
ciemnozieloną szatę i kapelusz, który na samej górze był przekrzywiony. W dłoni
natomiast trzymała bardzo duży zwój, dość wyświechtaną czapkę i mały stołek. Miała surowy wyraz twarzy. Rozglądała się po naszych twarzach z
wyraźnym podejrzeniem, jakbyśmy zamierzali ukraść coś cennego, a nie
najzwyczajniej w świecie doskonalić się jako młodzi czarodzieje.
— Witajcie, moi drodzy. Jestem
Profesor McGonagall — zaczęła, po czym podniosła w górę stary kapelusz. —
Kiedy przejdziemy przez drzwi do Wielkiej Sali, za pomocą tej tiary przydzielę
was do odpowiednich domów. Reszty dowiecie się później, nie chce was za długo
przetrzymywać na tym zimnym korytarzu. — Spojrzała na nas łagodniej. — Chodźcie za mną.
Wielka Sala była naprawdę
ogromna. Pierwsze, co zdążyłam zauważyć, to piękne sklepienie, które zdawało
się nie mieć końca. Widok ten był naprawdę niesamowity. W domu zdążyłam
poczytać o tym suficie trochę informacji. Tak naprawdę był on dopracowany za
pomocą magii potężnych czarodziei.
W sali znajdowało się pięć
długich stołów. Przy czterech siedzieli uczniowie, natomiast na większym podium można było zauważyć grono nauczycieli. Wszyscy wpatrywali się w nasze twarze.
Byłam trochę zażenowana tym zjawiskiem. Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi.
Teraz jednak miałam wrażenie, że wszystkie spojrzenia spoczywają na mnie.
Razem z profesor McGonagall
podeszliśmy aż do stołu nauczycielskiego. Po chwili przed nami postawiła stołek
i tiarę — rzeczy, które miała ze sobą już przed wejściem do Wielkiej Sali. Po raz kolejny
powtórzyła słowa wypowiedziane do nas parę minut wcześniej, po czym zaczęła
wyczytywać imiona i nazwiska nowych uczniów.
W tym momencie byłam okropnie zdenerwowana. Bardzo chciałam trafić do domu, w którym będę czuła się dobrze.
Pragnęłam spotkać ludzi, z którymi będę mogła porozmawiać o wszystkich
zmartwieniach, a co najważniejsze nie chciałam już z nikim konkurować o wyższe oceny. W mojej poprzedniej szkole jedna dziewczyna ciągle chciała być ode mnie
lepsza w nauce. Mimo że co roku miałam wyższą średnią od niej, ona wciąż była
nieugięta. Przy tym robiła mi wiele przykrości, mówiła o mnie źle przy swoich
koleżankach, próbowała również odwrócić wszystkich przeciwko mnie. Nie
potrafiłam sobie poradzić z plotkami, które były rozpowszechniane na mój temat.
Niektóre były naprawdę wstrętne. Byłam w szoku, że takie coś mogła wymyślić
jedenastoletnia dziewczynka.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos
pani profesor, która wreszcie wyczytała moje imię.
— Panna Granger Hermiona. — Wyjrzała
zza okularów, które lekko zjechały z jej nosa.
Odetchnęłam i ruszyłam w stronę
stołka. Usłyszałam cichy głos, gdy tylko stara tiara znalazła się na mojej
głowie. Przez parę minut opisywała moje cechy charakteru oraz fakt, jak dobrze
uczyłam się w szkole dla mugoli — zwykłych, nie magicznych ludzi. Po chwili
jednak stwierdziła, że mam w sobie więcej odwagi i gdy tylko nadarzała się
okazja, potrafiłam pomóc innym. Wiedziała doskonale gdzie mnie przydzielić. Na
cały głos krzyknęła „GRYFFINDOR!”.
Uśmiechnęłam się szeroko.
Właśnie tam chciałam trafić! Wszyscy znajdujący się przy stole tego domu zaczęli wiwatować i głośno
klaskać. Niektórzy starsi uczniowie nawet przywitali się ze mną, oferując pomoc
w razie jakichkolwiek problemów. Poczułam się wspaniale. W tamtym
momencie moja tęsknota za domem była niemalże niewidoczna.
Następnym uczniem, który został
wyczytany, był… Harry Potter. Poznałam go od razu. To on siedział w jednym z
przedziałów z tym drugim chłopcem o rudych włosach. Na jednym siedzeniu mieli
górę pełną słodyczy. Próbowali też eksperymentować czarami na bardzo starym
szczurze.
Harry był ciemnowłosym
chłopcem. Miał grzywkę zakrywającą całe czoło. Na nosie miał osadzone okrągłe
okulary, które raz po raz poprawiał ręką. Jego ruchy były dość niezdarne,
pewnie dlatego, że większość szeptała na jego temat. Nie można się temu dziwić.
W końcu to on, jako niemowlę, odniósł zwycięstwo nad Tym, Którego Imienia Nie
Wolno Wymawiać.
Przydzielenie tego chłopca
musiało być naprawdę trudne. Tiara szeptała mu do ucha dłużej niż mi. Po
wyrazie twarzy Harry’ego stwierdziłam, że on sam nie był zadowolony z tego,
gdzie tiara chciała go przydzielić. Zdawało mi się nawet, że sam zaczął z nią rozmawiać.
Po chwili jednak tiara oznajmiła, że słynny Harry Potter został
przydzielony do tego samego domu jak ja. Do Gryffindoru.
Kiedy reszta uczniów również została przydzielona do swoich domów (rudy chłopiec, który miał na imię Ron,
siedział naprzeciwko mnie) ze swojego miejsca wstał dyrektor szkoły i przemówił. Przywitał nas w
pierwszym roku szkolnym oraz przedstawił nam wychowawców domów, do których w
razie potrzeby będziemy mogli się zwrócić. Ostrzegł nas również, że wejście do
Zakazanego Lasu oraz na trzecie piętro jest surowo zabronione. Przez chwilę
nawet zastanawiało mnie, dlaczego wejście tam było zakazane.
Po skończonym posiłku główny prefekt zaprowadził nas do naszego domu. Droga była dość skomplikowana przez
ruszające się schody. Czasami niespodziewanie kierowały uczniów na kompletnie
inne piętro. Posiadały również liczne pułapki. Samemu Nevillowi podwinęła się
noga i utknęła między schodami. Na szczęście po paru minutach ogromnego
wysiłku, udało nam się go wyciągnąć z opałów.
Wejście do naszego domu strzegł
bardzo wielki obraz. Prefekt powiedział nam, że to portret Grubej Damy. Uchyli
nam wyjścia jedynie wtedy, kiedy wypowiemy prawidłowe hasło. Każdemu z nas po
chwili powiedział jak ono brzmiało. Miało ono obowiązywać w tym semestrze.
W środku całe wnętrze było
wypełnione w szkarłatno — złotych barwach. W kominku już tlił się dla nas
ciepły i przyjemny ogień. Miejsce było naprawdę przytulne. Po lewej stronie,
tuż przy wyjściu, znajdowała się również tablica ogłoszeń. Przy kominku
znajdowała się dość stara sofa i dwa fotele. Jeden w szczególności już sobie upatrzyłam; był on najbliżej paleniska. Naprzeciwko znajdowało się
jeszcze okno, za którym rozpościerał się wspaniały widok.
Przetarłam oczy. Byłam tym
dniem już naprawdę wykończona. Zdecydowanie tego dnia było za dużo wrażeń.
Zauważyłam, że większość uczniów już udała się do swoich pokoi, dlatego
zrobiłam również to samo. Gdy tylko weszłam, skierowałam się w stronę swojego
kufra. Nie minęło parę chwil, aż udałam się w objęcia Morfeusza. Przed snem
jeszcze raz spojrzałam przez okno, które znajdowało się po lewej stronie mojego
łóżka. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zobaczyłam stado sów, wracających z
polowania. Nie mogłam już doczekać się następnego dnia, gdy wreszcie zacznę
naukę. Byłam gotowa na wszystko.
Pierwszego dnia wstałam
naprawdę wcześnie. Chciałam w ten sposób pokazać nauczycielom, że szanuję ich
pracę. Tym samym pragnęłam również im udowodnić, że zasługuję na naukę w tej
szkole. Czym prędzej uszykowałam się w łazience i założyłam swój schludny
mundurek. Spakowałam również do torby najpotrzebniejsze podręczniki i gotowa do
działania udałam się do Wielkiej Sali na śniadanie.
W pomieszczeniu było mało osób,
pewnie dlatego, że większość jeszcze spała. Zbytnio się tym nie przejęłam. Nie
chciałam spóźnić się pierwszego dnia na żadne zajęcia. Wstałam również
wcześniej, byleby nie zgubić się w zamku.
Postanowiłam, że tego dnia wyślę też pierwszą sowę do rodziców, informując ich o bezpiecznym przybyciu
do szkoły. W końcu nie zasłużyli na to, by zbyt długo się o mnie martwić.
Po skończonym śniadaniu
wreszcie wybrałam się na pierwsze w moim życiu zajęcia związane z magią.
Transmutacji nauczała opiekunka mojego domu. Po krótkiej rozmowie z nią przy
wczorajszej kolacji stwierdziłam, że potrafi być sympatyczna. Miałam nadzieję,
że przez lata nauki uda mi się nawiązać z nią wspólny język. Bardzo mi
zależało, by mieć jak najlepsze stopnie w nauce.
Na pierwszej lekcji było paru
spóźnialskich. Pani profesor starała się być zrozumiała, lecz zauważyłam, że
łatwo było ją można wyprowadzić z równowagi. Podczas zajęć pokazała nam swoją
magiczną transmutację w kota i z powrotem w nauczyciela. Byłam pełna podziwu,
że takie rzeczy naprawdę istniały od wielu stuleci.
Pani McGonagall po krótkim
pokazie wyznała nam, że najpierw będziemy obchodzili się z teorią, a potem z
praktyką. Chciała w ten sposób nam pokazać, że transmutacja jest bardzo ważną,
ale też trudną sztuką. Wielu uczniów miało odmienne zdanie na ten temat, jednak
ja w pełni ją rozumiałam. Byliśmy w końcu w pierwszej klasie, nie wiedzieliśmy
jak panować nad swoimi mocami.
Pozostali nauczyciele mieli
podobne nastawienie. Tylko jeden chciał, byśmy od razu na starcie wiedzieli
wszystko. Profesor Snape budził grozę wśród wielu uczniów w Hogwarcie. Na pierwszych
zajęciach od razu wychwycił swoimi ciemnymi oczami Harry’ego, który skrzętnie
zapisywał każde słowo nauczyciela. Zaczął wypytywać się chłopaka o różne
ingrediencje. Po jego wyrazie twarzy zauważyłam, że on nic nie wie. Dlatego ja
za każdym razem się zgłaszałam, by odpowiedzieć. Chciałam w ten sposób jakoś mu
ulżyć.
Niestety profesor Snape chyba
nie chciał moich odpowiedzi. Kiedy raz odpowiedziałam bez jego zgody, spojrzał
na mnie ostro i powiedział niemiłym głosem, bym więcej nie odzywała się bez
pytania. Stwierdził, że nikt nie lubi zarozumiałych osób. Byłam w szoku.
Jeszcze nigdy w życiu żaden nauczyciel w taki sposób nie zwracał się do
uczniów. W pewnej chwili zaczął nawet budzić we mnie respekt.
Większość zajęć z tym
profesorem właśnie tak wyglądała. Każdy w klasie musiał być cicho. Przez
pierwsze dwa tygodnie profesor nauczał nas jedynie teorii. Po tym czasie
postanowił zrobić nam sprawdzian praktyczny. Stwierdził, że wiedza teoretyczna
pomoże nam zrobić jeden prosty aczkolwiek dobry eliksir. Większości z nas udało
się zdać. Neville miał spore problemy tylko ze względu na to, że profesor Snape
bardzo go przerażał. Śmiałam twierdzić, że bardziej niż jego własna babcia.
Z rodzicami korespondowałam bardzo często. Byli bardzo ciekawi jak wyglądała nauka w szkole
czarodziejskiej. Starałam się im wszystko opisać jak najdokładniej, nie
pomijając żadnego szczegółu. Wiele razy w odpowiedziach wspominali, że są ze
mnie ogromnie dumni i cieszą się, że nawet w takiej szkole mam najlepsze wyniki
z całej grupy.
Jednak mimo dobrych stopni
brakowało mi zwykłego kontaktu z rówieśnikami. Mało kto ze mną rozmawiał. Każdy
był zdenerwowany na mnie z powodu dobrych ocen. Po paru tygodniach zdałam sobie
sprawę, że słowa profesora od eliksirów były prawdziwe. Nikt nie lubił
zarozumiałych osób. Było mi z tego powodu naprawdę przykro. Znalazłam się w
domu, o którym marzyłam, ale za to nikt nie chciał się ze mną zadawać. Jedynie
czasami Neville ze mną gawędził, ale zauważyłam, że czasem robił to po prostu z
grzeczności.
Pewnego popołudnia usłyszałam
jak Ron mnie przedrzeźniał, kiedy na kolejnej lekcji Zaklęć udało mi się za
pierwszym razem wykonać poprawnie zadanie. Wtedy emocje wzięły górę. Miałam już
tego wszystkiego dość. Czułam się kompletnie wyobcowana. Pragnęłam mieć jak
najlepsze stopnie i nie rozumiałam, co mogło być w tym takiego złego.
Cały dzień spędziłam w
łazience, płacząc. Pamiętam, że był to jeden z wyjątkowych dni w Hogwarcie.
Nazywali ten dzień Nocą Duchów. Trochę czytałam o tej uroczystości. Jednak mimo
wszystko nie miałam ochoty, by w niej uczestniczyć. Czułam się naprawdę źle z
myślą, że nikt tak naprawdę mnie nie lubił.
Tego dnia jednak wszystko się
zmieniło jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Tego wieczoru Ron oraz Harry
uratowali mnie z opresji. Okazało się, że ktoś wpuścił trolla do
szkoły. Pech chciał, że wszedł do łazienki, w której się znajdowałam. Uciekałam
przed nim z kabiny do kabiny, które niszczył jednym zamaszystym ruchem. Byłam
wtedy przerażona. Zdawałam sobie sprawę z tego, że chciał mnie
skrzywdzić.
Aż w pewnym momencie do
pomieszczenia wpadli moi rówieśnicy. Harry oraz Ron uratowali mi życie,
obezwładniając i ogłuszając trolla jego własną maczugą. To było naprawdę
wspaniałe! Gdyby nie oni na pewno nie skończyłabym na zwykłej wizycie w
Skrzydle Szpitalnym.
Od tamtego momentu nasze
stosunki się ociepliły. Śmiem twierdzić, że się nawet zaprzyjaźniliśmy.
Cieszyłam się ogromnie z tego powodu. Kiedy lepiej udało mi się poznać tę
dwójkę Gryfonów w duchu stwierdziłam, że nie są aż tacy źli. Bardzo szybko
odnalazłam z nimi wspólny język. Po raz pierwszy od dawna czułam, że wreszcie
mogę mieć prawdziwych przyjaciół. Byłam przeszczęśliwa.
Mamy nadzieję, że seria tych postów się Wam spodoba!
Wkrótce druga połowa pierwszej części.
Hej, mama pytanie odnośnie akcji #MagiczneSmakołyki. Otóż nie zdążyłam skomentować jednej miniaturki i wchodzę sobie na stronę dzisiaj i patrzę, a tutaj odmowa dostępu. Co w takim przypadku mam zrobić? Pozostałe trzy teksty są ładnie skomentowane. Mogę uznać, że podołałam zadaniu? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Blog już dziś będzie dostępny. Autorka wprowadza pewne zmiany, ale będziesz miała czas skomentować resztę :) Właśnie w zgłoszeniach do akcji oficjalnie otrzymaliście przydziały opowiadań/miniaturek do skomentowania.
UsuńPozdrawiam
Arcanum
Super, bo już się przestraszyłam :) W takim razie czekam z niecierpliwością i jednocześnie mam nadzieję na więcej zgłoszeń, bo będę chciała dalej grać! :)
UsuńPozdrawiam!
Napisać tak długi tekst z perspektywy pierwszoroczniaka i to jeszcze napisać go dobrze - szacun :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńA.
Bardzo przyjemnie się czytało i z chęcią przeczytam kolejne części, jak się już pojawiają. Chociaż mam wrażenie, że warto by było poszczególne części odznaczyć jakąś datą - w sensie, żeby naprawdę wyglądało to wszystko jak urywki z dziennika. Myślę też, że będzie też łatwiej to pisać - zmieścić się w paru linijkach, gdzie może nie zostanie wszystko opisane, ale bardziej... żywo? Na przykład po wydarzeniach wzbudzających szczególne emocje. Widziałabym na przykład wpis przed Nocą Duchów, gdzie byłoby trochę smutku, ale i uporu, że Hemriona nikogo nie potrzebuje i sama sobie poradzi, jeśli inni nie chcą z nią rozmawiać. I zaraz drugi po Nocy Duchów, gdzie może nieśmiało pisze, że całkiem lubi tych dwóch chłopców i może nie jest tak źle mieć przyjaciół. Wszystko okraszone chęcią nauki i zdobycia jak najwięcej wiedzy.
OdpowiedzUsuńAch! I życzę powodzenia na maturze! :)
Pozdrawiam,
C.
Postaram się w drugiej części tak właśnie zrobić. :)
UsuńCieszę się, że się podobało i że nie zawiodłam. :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za rady!
Ana