Wiosna
roku 1999 była ciepła i słoneczna. Czarodziejskie społeczeństwo powoli
podnosiło się pod długiej i krwawej wojnie z Lordem Voldemortem. Choć
wspomnienie poległych nadal ciążyło nad prawie każdą rodziną, ci, co przeżyli
odczuwali spokój, gdyż w końcu mogli odetchnąć z ulgą i pielęgnować w spokoju
rodzinne więzy wśród żywych członków.
Hogwart,
odbudowany dzięki wytrwałości całej społeczności, od nowa tętnił życiem.
Wydawałoby się, że wszystko jest w idealnym stanie.
Ale
nie było.
-
Powiedziałam przecież, że scena ma być z drugiej strony! Tu mają stać stoły z
jedzeniem! – Hermiona Granger, najlepsza przyjaciółka Harry’ego Pottera,
bohaterka II Wojny Czarodziejskiej, a także Prefekt Naczelna Hogwartu, miała
dość. Nikt jej nie słuchał, choć przecież rozrysowała wszystkim plan Wielkiej
Sali. Chciała, żeby było idealnie. Żeby bal absolwentów zapadł w pamięć
wszystkim, którzy mieli w nim uczestniczyć. Należało im się chociaż to po
ciężkich latach, jakie w szczególności przeżył jej rocznik.
-
Granger, opanuj się! Lewa czy prawa, kogo to obchodzi?! Najwyżej jedzenie
będzie tam, gdzie miała być scena. Wiele w wyglądzie to nie zmieni. – Drugi z
prefektów naczelnych, Blaise Zabini, rzucił Hermionie pełne irytacji
spojrzenie. Odkąd zostało im przydzielone zadanie udekorowania sali na bal
absolwentów, dziewczyna stała się jeszcze gorsza, niż zwykle. A wiedział o czym
mówi, gdyż był z nią w grupie studiującej do OWUTEMów, Naprawdę ją lubił, bo
była naprawdę sympatyczna, inteligentna i lojalna, ale gdy chciała, to
potrafiła być wrzodem na tyłku. I to takim, którego ciężko się pozbyć.
Po
wojnie, gdy nawet spora część ich rocznika wróciła na ostatni rok, Hermiona
była wielką inicjatorką tego, by wszystkie cztery domy się ze sobą pogodziły.
Szczególnie Gryffindor i Slytherin. Bez Harry’ego i Weasleya, którzy zapewne próbowaliby
ją powstrzymać, udało jej się po długich tygodniach prób stworzyć z ich
rocznika zgodną grupę. Największym zaskoczeniem całego Hogwartu było, gdy
Hermiona Granger i Draco Malfoy porzucili swoje animozje i zostali
przyjaciółmi. Ale tylko nimi. Blaise nie był pewien, czy Hogwart i cały świat
czarodziejów przeżyłby, gdyby ci oznajmili, że się spotykają.
-
Ale moja wizja…- Brunetka spojrzała na niego z tak rozżalonym spojrzeniem, że
Blaise zapragnął stanąć w jej obronie i kazać przesunąć tą scenę na odpowiednią
stronę.
-
Granger. Wiem, że się denerwujesz. Bal jest jutro, ale sala jest prawie gotowa.
Zostały tylko stoły i scena i naprawdę niewiele zmieni to, z której strony one
będą. – Ślizgon poklepał dziewczynę lekko po ramieniu, po czym minął ją, by
zrobić ostatnie poprawki przy układaniu stołów.
Hermiona
Granger westchnęła głęboko i w głębi ducha przyznała Zabiniemu rację. Spojrzała
po raz ostatni na salę, by po chwili udać się w stronę wyjścia. Nie mogła
doczekać się balu, mimo że miało na nim nie być dwójki jej najlepszych
przyjaciół.
„Ale
może to nawet lepiej?” – pomyślała dziewczyna. Była pewna, że oboje zrobiliby
scenę z tego, że przyszła na bal w towarzystwie bandy Ślizgonów. A gdyby się
dowiedzieli, że jeden z nich jej się podoba? To byłby Armagedon. Przez cały rok
pisała do nich listy opisując, jak świetnie idzie jej współpraca ze Ślizgonami,
ale ci nadal uparcie twierdzili, że oni są źli. W końcu się poddała i
stwierdziła, że jak chcą być dziecinni, to nie jej sprawa, ale ona po
skończeniu Hogwartu nie chciała zrywać nowych znajomości. Planowała nawet
wynająć mieszkanie w Londynie razem z Pansy i Daphne, które chciały poczuć trochę
wolności i oderwać się trochę od sztywnych zasad czystokrwistych rodzin. Miała
też nadzieję, że Theo Nott nadal pozostanie z nią w kontakcie. Przez sześć lat
szkoły prawie go nie zauważała. Wiedziała, że był prawie tak genialny, jak ona,
ale raczej się nie wychylał. Nie miała o nim jakiegoś specjalnego zdania.
Dopiero teraz, jak go poznała, doceniła inteligentnego i pełnego humoru młodego
mężczyznę. Jednak nie była pewna, czy on także ją lubi. Nie była tak piękna jak
Daphne czy pewna siebie jak Pansy.
-
Ej, Granger! – usłyszała znajomy głos. Odwróciła się w stronę nadchodzącego
Malfoya. To była kolejna niespodzianka w tym roku. Ona i Malfoy, ale blondyn
był naprawdę świetnym towarzystwem, kiedy nie wisiały nad nim groźby ojca czy
Voldemorta. – Pansy kazała mi przekazać, że będzie na ciebie czekać razem z
Daphne jutro o piętnastej przed Pokojem Wspólnym Gryffindoru. Masz na nie
czekać, żeby one nie musiały tam sterczeć i słuchać wywodów Grubej Damy.
-
A Pansy sama nie mogła mi tego przekazać? Gdzie ona w ogóle jest? Miała mi
pomóc z menu! – Hermiona jęknęła. Jedyne, o czym marzyła w tym momencie, to
zamknięcie się w pokoju i odseparowanie od wszystkich. To zdecydowanie nie był
jej dzień.
Malfoy
skrzywił się.
-
Pansy i Daphne urządziły sobie cholerny pokaz mody w Pokoju Wspólnym. Nie da
się tam wytrzymać. Nawet Theo, który jest oazą spokoju, zabrał swoje rzeczy i
uciekł do biblioteki.
Hermiona
zaśmiała się, po czym ze współczuciem poklepała chłopaka po ramieniu.
-
Skoro ci się nudzi, to możesz spojrzeć na to menu. Ja musze stąd wyjść, bo inaczej
ktoś zginie. – Dziewczyna uśmiechnęła się zadziornie, po czym machając do
blondyna udała się w stronę Pokoju Wspólnego Gryfonów.
Miała
cichą nadzieję, że nie trafi na Ginny Weasley. Jeszcze kilka miesięcy temu były
dobrymi koleżankami, ale rudowłosa zdecydowanie sprzeciwiła się planowi
Hermiony, która chciała zakończyć wojnę pomiędzy czterema domami Hogwartu. Od
tego czasu prawie w ogóle nie odzywała się do dziewczyny. Na początku było jej
przykro i chciała nawet w pewnym momencie wycofać się ze swoich planów, ale
ostatecznie doszła do wniosku, że nie może kierować swoich sympatii i antypatii
tym, co sądzą jej obecni przyjaciele. Wojna się skończyła. Walczyli o równość i
wolność. Bez sensu byłoby trzymanie się starych utartych schematów i
rywalizacji.
Hermiona
wypowiedziała hasło („Bałajanek”), po czym wgramoliła się do Pokoju Wspólnego
przez dziurę. Na szczęście, w Pokoju nie było Ginny. Mijając kilku pierwszaków
grających w Eksplodującego Durnia, udała się stronę swojego dormitorium. Jako
Prefekt Naczelna, posiadała własny, średniej wielkości pokój, co bardzo jej
odpowiadało. Wchodząc do pokoju, rzuciła swoją torbę na najbliższe krzesło, po
czym przebrała się w dres i starą koszulkę i ciesząc się, że egzaminy ma z
głowy, wzięła się za ponowne czytanie swojej ukochanej książki Jane Austen
„Duma i uprzedzenie”.
***
Hermiona
patrzyła z niedowierzaniem na to, co przyniosły ze sobą Daphne i Pansy. Nie
dość, że przytargały więcej niż po jednej sukni, to do tego stwierdziły, że
zrobią sobie małe Spa. I to nie dla siebie, gdyż swoje zrobiły poprzedniego dnia,
tylko dla niej. Hermiona dowiedziała się, że Pansy tylko czekała na okazję, by
dobrać się do jej włosów.
Po
dwóch godzinach tortur, Hermiona musiała stwierdzić, że jej skóra wygląda
wspaniale, a minimalny makijaż, który podkreślił jej orzechowe oczy, dodał jej
tylko uroku. Jednak wiedziała, że najgorsze przed nią. Do dzisiaj pamiętała,
jak bardzo namęczyła się ze swoimi włosami, by wyglądały dobrze podczas Balu
Bożonarodzeniowego w czwartej klasie.
-
To będzie trwało wieczność – westchnęła, gdy zobaczyła zbliżającą się Pansy z
bardzo zdeterminowaną miną. Obie z Daphne były już gotowe. Jedyne, czego
brakowało, to założenie sukienek, ale na to jeszcze miały czas.
-
Hermiona, od dziecka jestem uczona wszelkich zaklęć dotyczących twarzy, włosów
i ciała. Dziwię się, że jeszcze nie trafiłaś na żadną książkę, która pomogłaby
z ci z tym sianem, które masz na głowie. Choć musze przyznać, w tym roku twoje
włosy trochę się uspokoiły.
-
Zgaduję, że to przez ich długość. Stały się cięższe, więc w końcu zaczęło to
przypominać porządne loki – przyznała brunetka. W lustrze zauważyła odbicie
Daphne, która wyglądała wspaniale w warkoczu pociągniętym na lewą stronę, z
którego tu i ówdzie wypadały dokładnie zaplanowane niewielkie pasma. Naturalnie
proste włosy Pansy były lekko skręcone i swobodnie opadały do połowy pleców.
Piętnaście
minut później Hermiona spojrzała w lustro i zaniemówiła. Pansy jednym zaklęciem
zmieniła jej siano w naturalne loki opadające prawie do pasa, po czym zrobiła z
nich koka, który wyglądał na niedbałego i z którego wypadało parę pasemek, ale
Hermiona wiedziała, że ma na głowie przynajmniej z dwadzieścia wsuwek.
Pół
godziny przed rozpoczęciem balu, trzy młode kobiety były zwarte i gotowe.
Daphne miała na sobie prostą, granatową suknię z grubymi ramiączkami, którą pod
piersiami przecinał czarny pas, Pansy zdecydowała się na soczystą zieleń i
atłasową suknię bez ramiączek z wycięciem sięgającym połowy uda. Hermiona,
chcąc się wyróżnić, wybrała sukienkę z czarnym gorsetem i beżową asymetryczną
spódnicą, która z przodu sięgała połowy uda.
-
Czas na bal! – Pansy uśmiechnęła się szeroko do dziewczyn cała podekscytowana.
***
Gdy trzy młode kobiety przekroczyły próg Wielkiej Sali, prawie wszyscy
tegoroczni absolwenci byli w środku. Daphne będąc najwyższą, szybko wypatrzyła
ich przyjaciół, którzy stali przy misie z ponczem.
-
O , proszę, jakie piękne istoty zaszczyciły nas swoją obecnością – zaśmiał się
Blaise, widząc nadchodzącą trójkę. Theo, stojący obok niego, odwrócił się i
jego wzrok od razu przykuła Gryfonka, która wyglądała wspaniale i zdecydowanie
wyróżniała się w swojej krótkiej sukience. Gdy dziewczyna napotkała jego wzrok,
uśmiechnął się do niej i poczuł nadzieję na to, że ona odwzajemnia jego
uczucia, gdy w odpowiedzi spuściła głowę i się zaczerwieniła.
Gwar
na sali został przerwany przez dyrektorkę McGonagall.
- Drodzy Absolwenci! Witajcie na balu,
który ma uhonorować ukończenie waszej nauki. Droga nie była prosta, wydarzenia
ostatnich lat zabrały Wam lata beztroskiej młodości, ale teraz jest czas na to,
byście w spokoju mogli robić to, czego tylko zapragniecie. Miłej zabawy! A
teraz zapraszam naszych Prefektów Naczelnych, by oficjalnie otworzyli bal
absolwentów.
W Wielkiej Sali zagrzmiały oklaski, gdy
Blaise wraz z Hermioną wyszli na środek Sali i rozpoczęli swój taniec.
***
Hermiona właśnie odpoczywała przy jednym
ze stolików, gdy podszedł do niej Theo i bez słowa wyciągnął rękę w jej stronę.
Dziewczyna kiwnęła głową i z entuzjazmem dała się poprowadzić prawie na środek
sali. Wyczekiwała tej chwili cały wieczór i miała nadzieję, że ten taniec
będzie idealny. Theo położył swoją dłoń na jej talii, a Hermiona na jego
ramieniu i rozpoczęli swój taniec. Gdy spojrzała w jego niebieskie tęczówki,
zapomniała o całej reszcie. Liczył się tylko Theo Nott, który uśmiechał się tajemniczo
i również nie odrywał od niej wzroku. Przetańczyli tak kilka piosenek nie
zwracając uwagi na resztę ludzi w sali.
- Nie zdążyłem ci tego jeszcze dzisiaj
powiedzieć, ale wyglądasz wprost zjawiskowo. – Theo przerwał ciszę, ale musiał
jej to powiedzieć. Hermiona była dla niego zawsze piękna, ale dzisiaj na jej
widok odebrało mu oddech.
- Dziękuję. – Brunetka zarumieniła się
lekko i spuściła wzrok. Nie była przyzwyczajona do komplementów. Prawie całe
swoje nastoletnie życie spędziła walcząc z Voldemortem i mając za przyjaciół
dwóch chłopaków, którzy nie widzieli w niej dziewczyny. Dla nich była po prostu
Hermioną, wybitnie inteligentną czarownicą, która zawsze wszystko wie i zawsze
pomoże w potrzebie.
- Masz może ochotę na spacer? – Pytanie
bruneta przerwało chwilową ciszę. Hermiona kiwnęła głową i posłała mu nieśmiały uśmiech. Theo
wyprowadził dziewczynę z Sali, po czym oboje udali się w stronę wyjścia.
Wieczór był ciepły, ale Theo nie chcąc
kusić losu, rzucił na siebie i Hermionę zaklęcie ocieplające. Oboje udali się
do najbliższej ławki i usiedli obok siebie w ciszy. Hermiona nie wiedziała, co
ma powiedzieć, ale czuła, że to będzie przełomowy wieczór w jej życiu. Miała
nadzieję, że zanim ta noc się skończy, Theo zaprosi ją na randkę. Dziewczyna
przeklęła swoją nieśmiałość do chłopaków. We wszystkich innych aspektach była
czasami aż nazbyt pewna siebie, ale chłopcy, którzy jej się podobali, ją
onieśmielali. Nie była dziewczyną, za którą ugania się stado chłopaków. Wszyscy
jej przyjaciele i znajomi byli przekonani, że dla niej najważniejsza jest
nauka, a po zakończeniu szkoły, robienie kariery. Ale Hermiona była także
dziewczyną, która pragnęła prawdziwej miłości. Takiej, jaka połączyła jej
rodziców.
Dziewczyna spojrzała na bruneta i
zbierając całą swoją odwagę, zapytała:
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?
Theo w odpowiedzi złapał jej dłoń i lekko
ścisnął.
- Od dawna chciałem ci powiedzieć, że
bardzo mi się podobasz. Zawsze podziwiałem twoją inteligencję, ale w tym roku,
kiedy z takim zapałem zdecydowałaś się na zakopanie toporu wojennego i
zaprzyjaźniłaś się z osobami, które tak długo traktowały cię okropnie,
zaimponowałaś mi jeszcze bardziej. Wiem, że za parę dni wyjeżdżamy na zawsze z
Hogwartu i wkrótce spotkasz się z Potterem i Weasleyem, którzy nadal twierdzą,
że jesteśmy potomkami samego szatana, ale czy miałabyś ochotę spotkać się i
zjeść ze mną kolacje?
Hermiona uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście, że się z tobą spotkam. I
nie martw się Harrym i Ronem. Przeżyją. Już i tak szykuję dla nich niezłą
niespodziankę, gdy ich poinformuję, że będę wynajmować mieszkanie z Daphne i
Pansy. Uwierz mi, nasza wspólna kolacja przejdzie bez echa.
Nie przeszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz