Ariana dla WS | Blogger | X X

28 lip 2015

"Wbrew rozumowi" - miniaturka konkursowa #4

       Hermiona spacerowała po placu Zgody, rozkoszując się pogodą, jaką zastała tego lata. Zapowiadały się naprawdę upalne wakacje, co niezmiernie cieszyło młodą Gryfonkę. Chciała, by w tym roku spędziła wolne dni w taki sposób, żeby mogła zapamiętać ten rok na długo. W drodze do Francji zdołała ubłagać rodziców, by mogła bez opieki wychodzić na miasto. Każde lato spędzają w tym samym miejscu i wreszcie państwo Granger zadecydowali, że ich córka jest na tyle dorosła, by móc samej sobie dać radę. Poza tym już doskonale znała Paryż, więc dlaczego mieliby jej nie zaufać. Hermiona obiecała sobie, że te wakacje będą idealnie i spędzi je pod każdym względem tak, jak będzie tego chciała.
Jako, że był środek lipca, Paryż zapełniony był turystami. Zdążyła się już o tym przekonać, gdy po raz kolejny odwiedziła Luwr. Tłumy, jakie tam zastała, wcale jej nie zniechęciły. Ponownie miała możliwość podziwiana „Mona Lisy” czy „Wenus z Milo”. Spędziła tam prawie pół dnia i w końcu postanowiła pospacerować po placu Zgody. Uwielbiała tam przesiadywać. Mogła godzinami siedzieć na ławce i obserwować ludzi z przeróżnych zakątków świata. Czasami lubiła wsłuchiwać się w rozmowy obcych osób, z których nic nie rozumiała i zgadywać, w jakim języku rozmawiają. Hermiona spojrzała na zegarek i ze zdziwieniem spostrzegła, że dochodzi 17. Gdy tylko zdała sobie sprawę z tego, jak długo nic nie przełknęła, jej głód dał o sobie znać. Weszła do najbliższej restauracji i zajęła jeden z wolnych stolików. Łamanym francuskim zamówiła kurczaka z ziemniakami i sałatką. Po godzinie wyszła najedzona i uśmiechnięta. Postanowiła już wrócić do hotelu, w którym rodzice na pewno na nią czekali. Spędziła na mieście cały dzień i pewnie zaczynali się martwić. Wracając, jej uwagę przykuł wielki szyld, który zachęcająco zapraszał do środka kawiarni na mrożoną kawę i herbatę. 
-Mrożone Latte na wynos – uśmiechnęła się do baristy.
-4 Euro – usłyszała po kilku minutach, gdy sprzedawca wręczył jej kawę. Sięgnęła do torebki, jednak nigdzie nie mogła znaleźć portfela.
-Chwileczkę – powiedziała zawstydzona, przeczesując zawartość torebki. Gdzieś z tyłu słyszała zniecierpliwione głosy klientów, czekających w kolejce. 
-Ja zapłacę – usłyszała nagle. Spojrzała zaskoczona na wysokiego, szczupłego chłopaka. Od razu wiedziała, że nie pochodzi z Francji. W jego mowie wyłapała brytyjski akcent – Poproszę jeszcze espresso. Płacę za oba zamówienia – Hermiona dopiero po chwili zrozumiała, że chłopak wydaje jej się dziwnie znajomy. Nie, nie znajomy, ona doskonale wiedziała, kim jest młody brunet, który uratował ją z opresji. Teraz gorączkowo zastanawiała się, co ten czystokrwisty arystokrata robi w mugolskiej kawiarni. Chłopak wręczył jej jej zamówienie i oboje opuścili sklep. 
-Co tu robisz? – zapytała, gdy znaleźli się na zatłoczonej ulicy. 
-Jak zwykle zbyt wiele chcesz wiedzieć, Granger – czyli też ją rozpoznał. Nadal jednak dręczyło ją, dlaczego pojawił się w mugolskim świecie – Wystarczy zwykłe dziękuję – dodał, obdarzając ją beznamiętnym spojrzeniem, od którego zrobiło jej się zimno.
-Dziękuję – odpowiedziała zawstydzona, zdając sobie sprawę z tego, że przez nagłe pojawienie się Ślizgona, zapomniała o swoich manierach – Oddam ci pieniądze – zapewniła. 
-Nie trzeba – wzruszył ramionami, upijając łyk kawy – Do zobaczenia – rzucił krótko i odwrócił się, znikając w tłumie.
Hermiona jeszcze przez chwilę patrzyła przed siebie, myśląc o tym, co przed chwila się wydarzyło. Teodor Nott właśnie postawił jej kawę. Co prawda był to Ślizgon, który nigdy nie był do niej wrogo nastawiony, nie zaczepiał jej na korytarzu czy nie rzucał w nią obelgami na każdym kroku. Wolał trzymać się z boku. Był typowym samotnikiem, chociaż czasem widywała go w towarzystwie Malfoy’a. Przyjaźnili się i to była chyba jedyna osoba, którą zarozumiały Ślizgon traktował na równi ze sobą, a nie jako świtę. Poza tym Nott był niezwykle mądry. Często widywała go w bibliotece, gdzie, tak jak i ona, potrafił przesiadywać godzinami. Pod względem nauki był drugi na ich roku, zaraz za nią. Hermiona zdała sobie sprawę, że od kilku chwil stoi w miejscu, gdy została lekko szturchnięta w ramię przez jakiegoś spieszącego się Francuza. Przeprosiła go cicho i ruszyła w stronę swojego hotelu, nadal myśląc o młodym Ślizgonie. 

~*~*~

Kolejne dni wakacji mijały jej niezmiernie szybko. Odwiedzała swoje ulubione miejsca, spotykała się ze znajomymi, których zdążyła poznać przez ostatnie kilka lat i zwiedzała Paryż, który, chociaż znała od wielu lat, nadal potrafił ją zaskoczyć. W końcu, gdy miała zupełnie wolny dzień, postanowiła udać się do miejsca, który w całym Paryżu  uwielbiała chyba najbardziej. Gdy tylko przekroczyła próg Narodowej Biblioteki Francji, nie mogła zmyć uśmiechu ze swojej twarzy. Każdego lata spędzała tu mnóstwo czasu. Z niektórymi pracownikami była już „na ty”, znała niemal każdy dział i wiedziała, gdzie co się znajduje. Podeszła do jednego z regałów, by wybrać lekturę na dzisiejszy dzień, gdy jej uwagę przykuła jedna z osób, siedzących przy stolików. Znowu on. To robiło się coraz bardziej dziwne. Wzięła jedną z książek i ruszyła w jego stronę, jednak w połowie drogi zawahała się, nie wiedząc, co zrobić. Gorączkowo myślała, nerwowo przygryzając wargę, gdy w końcu przypomniała sobie, że jest mu winna 4 Euro. Młody Ślizgon jej nie zauważył, dopóki nie stanęła nad nim, wyginając palce w nerwowym geście. Wynurzył się zza książki, patrząc na nią wyczekująco. Nie miał zielonego pojęcia, czego od niego chce.
-Oddaję – powiedziała, wręczając mu dwie monety. Gdy tylko ich dłonie się zetknęły, gwałtownie cofnęła rękę. Wrzucił pieniądze do kieszeni i powrócił do lektury, jednak Gryfonka nadal stała w miejscu.
-Coś jeszcze? – zapytał, unosząc brwi. Hermiona lekko zawstydzona spuściła wzrok i pokręciła głową z zamiarem odejścia. Sama nie rozumiała, dlaczego nie odeszła od razu. Teraz było jej niezmiernie głupio. Nurtowało ją jednak, dlaczego Ślizgon spędza wakacje w mugolskim świecie. Chłopak patrzył jak młoda Gryfonka odchodzi, gdy w jego głowie zrodził się pomysł. 
-Granger! – krzyknął, przez co kilka osób spojrzało na niego złowrogo. Ta odwróciła się zdziwiona i podeszła z powrotem. Gdy znów znajdowała się obok niego, zrozumiał, że popełnił błąd. Przecież oni właściwie się nie znali, to nie miało sensu.
-O co chodzi? – zapytała po kilku chwilach ciszy. Ona też czuła się dziwnie w jego towarzystwie. Chociaż w życiu zamienili jedynie kilka słów, to w jej oczach nadal pozostawał Ślizgonem. 
-Znasz tu ludzi? – Hermiona kiwnęła zdziwiona głową, zastanawiając się, do czego dąży – Czy dałabyś radę kogoś poprosić, żebym mógł wypożyczyć tę książkę? Nie zdążę jej przeczytać przed zamknięciem, a nie chce urywać w połowie – wyjaśnił, w duchu błagając Salazara, żeby szatynka nie odwróciła się na pięcie i odeszła. Młoda Gryfonka spojrzała na książkę, którą trzymał - „Hrabia Monte Christo”. Uśmiechnęła się lekko. Też ją uwielbiała, zwłaszcza, że było to jedno z pierwszych wydań. 
-Jasne, chodź – powiedziała, idąc w stronę biurka, przy którym siedział jej dawny znajomy 
-Hermiona – uśmiechnął się, gdy tylko ją zobaczył.
-Cześć, Daniel – odwzajemniła uśmiech.  
-A to kto? – zapytał, wskazując na Teodora. Młody Ślizgon spojrzał na niego chłodno. Zdążył już wywnioskować, że ma do czynienia z Francuzem. Chociaż dobrze mówił po angielsku, to łatwo dało się wyłapać akcent. 
-Znajomy ze szkoły – powiedziała – Mogę cię o coś prosić? 
-Jasne – wyszczerzył zęby. Teodora zaczynała denerwować ta jego nadmierna radość. 
-Wypożyczysz nam tę książkę? – zapytała, wskazując na lekturę trzymaną przez Ślizgona. 
-Nie ma sprawy – odpowiedział, notując coś w grubej księdze – Uda ci się ją podrzucić do końca tygodnia? – Hermiona spojrzała pytająco na Nott’a.
-Tak – powiedziała, gdy Teodor kiwnął głową. 
-W takim razie załatwione – Francuz po raz kolejny wyszczerzył zęby. 

~*~*~

-Dzięki – powiedział Teodor, gdy stali przed biblioteką. 
-Nie ma za co – uśmiechnęła się lekko. Rozejrzała się po ulicy i w kamienicy naprzeciwko dostrzegła niewielką kawiarnię, z której zachęcająco wydobywał się zapach ciepłych ciast. Jak na zawołanie, zaburczało jej w brzuchu. Zarumieniła się lekko i odwróciła, za wszelką cenę chcąc uniknąć spojrzenia Ślizgona. 
-W ramach podziękowania zapraszam na kawę i ciasto – zaśmiał się cicho. Spojrzała na niego zdziwiona. Czy on naprawdę chciał z nią gdzieś iść? Na moment się zawahała, jednak po chwili zdała sobie sprawę, że to dobra okazja, żeby wyciągnąć z niego kilka informacji. 
Kilka minut później rozsiedli się wygodnie przy jednym ze stolików przy oknie, skąd mieli widok na zatłoczone ulice, którymi podążali spieszący się dokądś ludzie. Paryż to zdecydowanie miasto tętniące życiem i Hermiona właśnie to w nim uwielbiała. Zamyślona obserwowała, co się dzieje za oknem, nie zauważywszy, że przy ich stoliku stoi kelner. Do rezonu przywróciło ją ciche chrząknięcie Ślizgona. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzała najpierw na bruneta, a następnie na kelnera, który obdarzył ją miłym uśmiechem, najwyraźniej nie mając jej za złe chwilową niesubordynację.
-Dla mnie szarlotka i latte – odwzajemniła gest, oddając kartę kelnerowi. 
-To samo – powiedział Teodor, obrzucając spojrzeniem Gryfonkę. Nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek ją gdzieś zaprosi. Pomyśleć, że jeszcze niedawno nie znosił jej za aresztowanie ojca w Departamencie Tajemnic – Często tu przyjeżdżasz? – zapytał, świdrując ją wzrokiem.
-W każde wakacje. Czasem na miesiąc, czasem na dłużej – odpowiedziała, wzruszając ramionami. Nie mógł widzieć, że pod stołem wygina ze zdenerwowania palce. Jego obecność dziwnie na nią działała. Nie potrafiła odczytać jego intencji, nie rozumiała, do czego zmierza i jaki chce osiągnąć cel, zapraszając ją gdziekolwiek.
-Tutaj nauczyłaś się języka? – zapytał. Dla zwykłych ludzi ta sytuacja mogła się wydawać normalna. Chłopak zaprasza dziewczynę na kawę, siedzą, rozmawiają, lepiej się poznając, jednak dla tej pary rzeczywistość była inna. Dla siebie pozostawali Ślizgonem i Gryfonką, w najlepszym wypadku zupełnie obcymi ludźmi, w najgorszym – odwiecznymi wrogami. 
-Najpierw uczyłam się podstawowych zwrotów, dopiero później wzięłam się do nauki. Nadal go szlifuję, ale już potrafię się swobodnie porozumiewać – odpowiedziała, po raz kolejny wzruszając ramionami. Spojrzała na niego, z wahaniem przygryzając wargę. 
-Śmiało, pytaj, o co chcesz. Widzę, że coś cię nurtuje. W najgorszym wypadku nie odpowiem – po raz pierwszy szczerze się do niej uśmiechnął. Nieświadomie odwzajemniła gest.
-Co robisz w mugolskim świecie? – wyrzuciła z siebie. 
-I dlatego nie możesz wysiedzieć spokojnie na krześle? – zaśmiał się cicho. Musiała przyznać, że w takim beztroskim wydaniu dawał się lubić – Jestem tu na wakacjach, po prostu.
-Sam? – zapytała niepewnie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jego mama nie żyje, a ojciec jest Śmierciożercą. Nie sądziła, żeby teraz, gdy Lord Voldemort powrócił, Nott Senior jeździł z synem na rodzinne wakacje. 
-Z dziadkami – jego twarz stężała. Hermiona szybko wywnioskowała, że młody Ślizgon niezbyt lubi o sobie mówić. Przez chwilę panowała między nimi niezręczna cisza, która została przerwana przez nadejście kelnera wraz z zamówieniem. Przez kilka minut jedli w ciszy, unikając spojrzenia tego drugiego.
-Odkąd ojciec trafił do Azkabanu, zajmują się mną dziadkowie od strony babci – Hermiona postanowiła zignorować wzmiankę o ojcu Teodora, w końcu sama jeszcze niedawno stoczyła z nim bitwę w Departamencie Tajemnic – Od małego pokazywali mi mugolski świat. Twierdzą, że nawet najbardziej czystokrwisty czarodziej powinien umieć odnaleźć się w mugolskim świecie. Oczywiście ojciec uważa inaczej – dodał, zwieszając wzrok. W tym momencie młoda Gryfonka niesamowicie mu współczuła. Nieświadomie złapała go za dłoń w geście pocieszenia. W pierwszej chwili Teodor chciał zabrać ręką, jednak w porę się powstrzymał. Spojrzał jedynie na szatynkę, a jego twarz ozdobił lekki uśmiech. 

~*~*~

Hermiona i Teodor wracali zatłoczonymi ulicami Paryża. Moment, w którym młody Ślizgon postanowił się przed nią otworzyć, był dla nich przełomowy. Od tamtej pory rozmawiali, zapominając o otaczającym ich świecie. Łączyło ich wiele, od zamiłowania do książek, skończywszy na podobnych zainteresowaniach. Nieustannie wymieniali się przeżyciami i wspomnieniami, dzieląc się myślami zwykle zachowywanymi wyłącznie dla siebie. Przechodzili właśnie przez plac, na którym artyści uliczni zabawiali roześmianą publiczność, gdy podszedł do nich niski i pulchny mężczyzna ubrany w czarny beret, koszulkę w paski i ciemne spodnie. W ręku trzymał kosz wypełniony po brzegi różami.
-Może zechce pan różę dla pięknej pani – zapytał, uśmiechając się wesoło. Teodor, najpierw lekko zdziwiony, odwzajemnił gest, wybierając jedną z róż, w zamian dając Francuzowi należną kwotę. 
-Róża dla pięknej pani – powiedział, wręczając Hermionie kwiat. Przyjęła go, ze śmiechem kręcąc głową. Wspięła się na palce i musnęła ustami policzek Ślizgona, szepcąc ciche słowa podziękowania. 
Od tamtej pory dobry humor ich nie opuszczał. W końcu dotarli do hotelu, w którym zatrzymała się Hermiona. Stali przez chwilę w miejscu, nie wiedząc, co powiedzieć.
-Dziękuję, naprawdę miło spędziłam czas – uśmiechnęła się, bawiąc się trzymaną w rękach różą. 
-Ja też świetnie się dziś bawiłem – odpowiedział, w duchu błagając Salazara, by ten dzień jeszcze się nie kończył.
-No… to cześć – powiedziała, nie wiedząc, jak się pożegnać. Wyciągnęła w jego stronę rękę, jednak natychmiast ją cofnęła, uznając, że takie pożegnanie byłoby nie na miejscu. W zamian za to obdarzyła go jeszcze jednym uśmiechem i odwróciła się, kierując się w stronę drzwi. 
Ślizgon przez chwilę stał w miejscu, patrząc na oddalającą się sylwetkę Gryfonki, gorączkowo myśląc, co zrobić, by jeszcze się z nią zobaczyć. Pieprzyć to – pomyślał i w kilka sekund dogonił szatynkę, łapiąc ją za ramię. Odwróciła się zaskoczona, jednak nie zdążyła nic powiedzieć, gdyż Teodor gwałtownie wpił się w jej wargi. Mimowolnie oddała pocałunek, zmniejszając dzielącą ich odległość i splatając dłonie na jego karku. Poczuła mocny uścisk na swojej talii i wspięła się na palce, by Ślizgon mógł się wyprostować. W oddali słyszała gwizdy i słowa przechodniów, jednak zręcznie je ignorowała. W tym momencie liczyła się dla niej tylko i wyłącznie ta chwila. 

~*~*~

Hermiona i Teodor spędzali razem całe dnie, spacerując uliczkami, robiąc pikniki lub po prostu przesiadując w bibliotece. Nie nudzili się sobą, wręcz przeciwnie, każdego dnia poznawali się coraz lepiej. Potrafili śmiać się do łez czy najnormalniej w świecie milczeć, delektując się swoją obecnością. Z każdym kolejnym dniem ich więź umacniała się coraz bardziej, jednak odliczając czas do powrotu do szkoły, do ich głów zaczęły wkradać się niechciane myśli. Jak przyjaciele zareagowaliby na tę nietypową znajomość? Poza tym wszyscy najbliżsi Hermiony należeli do Zakonu Feniksa, a ojciec Teodora pozostawał zamkniętym w Azkabanie Śmierciożercą. Młoda para coraz częściej zastanawiała się, jak rozwiązać dręczący ich problem, jednak żadne z wyjść ich nie zadowalało. 
-Wyjeżdżam – usłyszała Hermiona pewnego dnia – Wracamy do Londynu.
-Obiecaj, że będziesz codziennie pisał – powiedziała, rzucając mu się na szyję.
-Obiecuję – wyszeptał, chowając twarz w jej włosach – Kocham cię.
-Ja ciebie też – odpowiedziała, pozwalając, by niechciane łzy spłynęły po jej policzkach.

~*~*~

Hermiona siedziała przy stole Gryfonów, ignorując słowa powitalnej przemowy Dumbledore’a. Nerwowo przeczesywała wzrokiem stół Slytherinu, szukając wśród uczniów kochanej przez nią osoby. Od prawie dwóch tygodni nie dawał znaku życia, chociaż obiecał, że będzie pisał. Wiedziała, że będzie ciężko, ale miała nadzieję, że dadzą sobie radę. Nie muszą afiszować się swoim związkiem. Mogą po prostu być. Dla niej to nie była tylko wakacyjna miłość i łudziła się, że Teodor podzielał jej zdanie.