Siedział w Wielkiej Sali, nalewając do filiżanki świeżo
zmieloną kawę. Od kilku tygodni miał problemy ze spaniem, dlatego rano nie
marzył o niczym innym, niż o cudownej dawce kofeiny. Przyjemny zapach dostał się
do jego nozdrzy i chłopak automatycznie przymknął oczy. Przez głowę przeszła mu
gorzka myśl, że ten dzień mógłby być idealny. Mógłby, ale nie będzie. Chwilę później
przysiedli się do niego najlepsi przyjaciele. Goyle i Crabbe kłócili się, która
polewa smakuje lepiej do lodów czekoladowych, a Pansy dosłownie uwiesiła się
ramienia Theodora Notta. Blaise zaczął coś do niego mówić na temat quidditcha,
ale Malfoy nie był tym szczególnie
zainteresowany i brunet chyba to wyczuł.
- Na gacie Merlina! Stary,
wybacz, że to powiem, ale wyglądasz okropnie - przyjrzał mu się zaniepokojony i
pomachał ręką przed jego twarzą, bo nie był pewny, czy chłopak w ogóle go słucha.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem - burknął Draco, dopijając kawę.
- Chcesz pogadać? - zapytał, ale blondyn pokręcił tylko głową.
Niby co mu miał powiedzieć? Jego świat właśnie legł w gruzach i żadne słowa
nie dodadzą mu otuchy. Na szczęście już za tydzień czekają go Owutemy i skończy
szkołę. Wróci do domu i znajdzie dobrą pracę w Ministerstwie Magii. Od niepamiętnych
czasów marzył o tej chwili - chciał
być dorosły i zacząć decydować o swoim życiu. Zapewne cieszyłby się z tego
powodu, gdyby nie jedna osoba. A była nią dziewczyna, która właśnie zasiadła
przy stole Gryfonów, nakładając na talerz ulubioną zapiekankę ziemniaczaną. Gdy
tylko ją zauważył, cały świat przestał istnieć. Nic nie słyszał, jakby zanurzył
się w wodzie, a kawa, która jeszcze chwilę temu wydawała się mu dziełem bogów,
zrobiła się jakaś nijaka. Poczuł, że nie przełknie ani kęsa i nie pomyśli już o
niczym innym, niż o tych cudownych, czekoladowych oczach. Jak to możliwe, że ta
mała i zadziorna Gryfonka doprowadziła go do takiego stanu? Nigdy nie
przypuszczał, że ktoś do tego stopnia zawładnie jego sercem. Tymczasem zrobiła
to Hermiona Granger...
Nigdy nie przywiązywał
większej wagi do walentynek. Uważał, że każdy
mężczyzna powinien dbać o swoją kobietę każdego dnia, nawet bez okazji. On
osobiście nie miał nikogo, dla kogo mógłby się starać. Zmieniło się
to w tym roku, kiedy wybrał
się z Granger na wieczorny spacer do Hogsmeade. Śnieg rozpadał się na dobre i
już po kilku minutach drżeli z zimna. Jednak to nie stanowiło dla nich
przeszkody i rozpoczęli bitwę na śnieżki. Później wypili kawę w rzadko
odwiedzanej kafejce i po prostu rozmawiali. Właściwie to tylko ona mówiła.
Draco zajął się obserwowaniem jej kształtnych ust i fantazjowaniem o ich całowaniu,
ale na wszelki wypadek tego nie zrobił. Dopiero kiedy wracali do Hogwartu pustą
alejką, przyparł ją do ściany i pocałował zachłannie. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego swoim
drobnym ciałem, które uwielbiał w każdym calu. Objął ją w pasie tak, żeby być
jeszcze bliżej niej, choć wiedział, że to niemożliwe. Chciał zatopić się w
niej, połączyć się w jedno ciało. Być przy niej w każdej chwili, zasypiać i
budzić się w tym samym łóżku. Po prostu pragnął, by należała tylko do niego.
Doskonale wiedział, że wpadł po uszy, ale co z tego? Już dawno się z tym
pogodził i nie zamierzał uciekać. Nie tym razem.
Zaczął obcałowywać jej policzki, żuchwę i szyję, rozkoszując się ciepłem
i zapachem skóry dziewczyny. Hermiona westchnęła z przyjemnością i ponownie
zatopiła się w jego wargach.
- Kocham cię - wyszeptał między pocałunkami, wiedząc, że nie potrafił dłużej
odwlekać tych słów. Kiedy poczuł, że uśmiecha się na jego ustach, miał ochotę
wykrzyczeć całemu światu, że jest najszczęśliwszym facetem na ziemi. Nie musiała
nic odpowiadać, bez tego wiedział, że odwzajemnia jego uczucia. Podniósł
dziewczynę i wirowali dopóki nie stracił równowagi. Wylądowali w zaspie, cicho
chichocząc i ciągle się obejmując. Nagle usłyszeli czyjeś kroki i Draco
odruchowo odepchnął ją od siebie. Tym kimś okazała się para Ślizgonów z piątej
klasy. Blondyn spuścił głowę, udając, że zawiązuje buta. Unikał jak ognia spojrzenia Granger.
- Mało brakowało - westchnął z ulgą, kiedy zakochani zniknęli za zakrętem.
Nikt nie wiedział, że mają romans i wolał, żeby tak pozostało. Nie
dlatego, że się jej wstydził. Po prostu bał się reakcji najbliższych ludzi. Od
dziecka rodzice wmawiali mu, że jest lepszy, gdyż pochodzi z czystokrwistej
rodziny. Podobne założenie mieli jego przyjaciele, którzy nawet po wojnie wciąż
brzydzili się szlamami.Więc co pomyśleliby o nim, gdyby dowiedzieli się, że
szaleje za jedną z nich? Hermiona potrafiła to zrozumieć, jednak kiedy podniósł
wzrok, zauważył niebezpieczne iskierki w jej oczach.
- Najpierw wyznajesz mi miłość, a teraz udajesz, że mnie nie znasz?
- Hermiono... - wstał i usiłował objąć dziewczynę, ale ta tylko odepchnęła go od siebie i spojrzała z
niechęcią.
- Nie dotykaj mnie! Myślałam, że zaczęłam znaczyć coś więcej, niż ta
twoja głupia reputacja.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda - znowu
spróbował się do niej zbliżyć, co spowodowało, że cofnęła się o kolejnych kilka
kroków.
- Po prostu tego nie pojmuję. Jak ty sobie to wyobrażasz? Przez kolejne
lata będziemy się ukrywać i nie zaprosisz mnie nawet na kolację? A może
zamkniesz mnie w swoim domu, żeby przypadkiem nie zobaczyli mnie sąsiedzi? - w
jej pięknych oczach błysnęły łzy, a Draco poczuł się, jakby ktoś przystawił mu
do piersi ostry nóż.
- Jak możesz tak myśleć? I proszę cię, nie płacz - sięgnął ręką do jej
zarumienionego policzka i gdy tym razem się nie odsunęła, otarł spływającą łzę.
- Zaczynam być zmęczona unikaniem ludzi, kiedy jesteśmy razem. Miałam
nadzieję, że coś się zmieni. Chciałabym wybrać się z tobą na spacer po błoniach
albo nad jezioro - objęła się rękami i spuściła wzrok, zawstydzona swoim
wyznaniem.
- To się zmieni, kiedy...
- No właśnie, kiedy? Obawiam się, że to nigdy nie nastąpi - dziewczyna
zmarszczyła czoło, jak zawsze, gdy się nad czymś zastanawiała. Potem skoncentrowała
się, żeby dobrze ująć w słowa swoje myśli. Wzięła kilka głębszych wdechów, chcąc
zachować spokój. Bardzo się obawiał tego, co za chwilę powie. Zacisnął dłonie w pięści tak mocno,
że pobielały mu kłykcie.
- Draco, myślę, że powinniśmy odpocząć i dać sobie trochę czasu... - głos
Hermiony
był przepełniony bólem i wiedział, że nie łatwo
jej to mówić.
Te słowa sprawiły, że poczuł jak niewidzialny nóż powoli wbijał się w
jego pierś.
- ...Może nie było nam pisane? Sam przyznasz, że to zaszło za daleko.
Szlama i arystokrata...
Ostrze przedzierało się przez warstwy skóry i kości, docierając do serca. Wwiercało się w niego brutalnie i zadawało kolejne ciosy.
- ...Oboje powinniśmy myśleć o swojej przyszłości. Za kilka miesięcy
czekają nas Owutemy, zakończenie szkoły i planowanie dalszego życia. Może kiedyś...
Tak naprawdę nie wierzyła, że kiedykolwiek jeszcze nadejdzie
"kiedyś", za dobrze ją znał. Nóż bezlitośnie rozdzierał każdy
milimetr jego serca. Ból rozchodził się po całym ciele, a on zastanawiał się, jakim cudem jeszcze żyje? Już nieraz się kłócili, trzaskali drzwiami i krzyczeli, że mają siebie dość. Tym razem Granger mówiła ze spokojem i
stanowczością, i podświadomie zdawał sobie sprawę, że nie żartuje.
- Masz rację - odpowiedział i uśmiechnął się na znak, że wszystko w porządku.
Miał nadzieję, że dobrze kłamał.
Tymczasem stał przed nią i krwawił. Każdy odcinek jego ciała był przepełniony
cierpieniem, jego dusza krzyczała, a resztki porwanego na strzępy serca wołały
o pomoc.
Hermiona wspięła się na palce i złożyła na jego policzku pożegnalny pocałunek.
- Trzymaj się, Draco - szepnęła smutno
i odeszła, zostawiając go samego. Po chwili położył się na ziemi i zamknął
oczy, marząc by pochłonął go śnieg. Jak to możliwe, że jeszcze przed chwilą
chciało mu się skakać z radości, a teraz nie widział już sensu życia?
Od tamtego dnia minęły
prawie cztery miesiące. Jego rany częściowo się zagoiły, jednak wciąż nie mógł
się pogodzić z myślą, że już nigdy nie schowa twarzy w lśniących lokach dziewczyny. Nie wywoła uśmiechu na jej buzi i nie
pocałuje jej ust. Cholera, brakowało mu
nawet jej irytujących uwag i wzajemnych docinek! Hermiona chyba wyczuła jego
intensywne spojrzenie, bo zerknęła na niego karcąco, na co parsknął śmiechem.
Wciąż potrafili zrozumieć się bez słów.
- Z czego się tak cieszysz? - zapytała Pansy, która rozsiadła się na
kolanach Notta. W odpowiedzi machnął lekceważąco ręką, nawet nie zaszczycając
koleżanki spojrzeniem. Za wszelką cenę nie chciał stracić kontaktu wzrokowego z
Granger. Dziewczyna obrzuciła go czujnym spojrzeniem i zmarszczyła czoło. Chyba
dostrzegła jego cienie pod oczami i niezwykle bladą skórę. Uniosła
brwi pytająco, na co pokręcił głową, chcąc przekazać, że to nic takiego i nie
warto się tym przejmować. Ich
niewerbalną komunikację musiał zauważyć siedzący obok niej Potter, bo podążył
za wzrokiem przyjaciółki. Gdy natrafił na blondyna, wzburzył się i mówił coś do
Granger podniesionym głosem. Rozmowę usłyszał Ron i teraz oboje mierzyli ją
nieufnym spojrzeniem, urządzając przesłuchanie. Tego było za wiele. Wstał gwałtownie,
ale zawahał się, gdy pomyślał o tym, co właściwie chce zrobić. Jego przyjaciele
przerwali rozmowę i wpatrywali się w niego pytająco. Wiedział, że musi podjąć
decyzję, która może odmienić jego życie. Zamknął oczy i jego głowę uderzyła
fala wspomnień.
Siedzi z nią w bibliotece i odrabiają swoje lekcje, trzymając się za ręce pod stołem.
Patrzy w dal i podziwia zachodzące słońce. Granger leży obok, z głową
wspartą na jego piersi.
Crabbe i Goyle mówiący z obrzydzeniem o zdrajcach krwi.
Trzyma ją na kolanach i wdycha słodki, lawendowy zapach jej włosów.
Kłócą się, po czym Hermiona zamyka się w łazience. Chłopak siada za
drzwiami i cierpliwie czeka, aż wyjdzie.
Nagle zdał sobie sprawę, że zdanie innych ludzi jest warte tyle co nic,
jeżeli w zamian miałby przy sobie tą cudowną dziewczynę.
Już wiedział, co powinien zrobić.
Hermiona zrobiła
wielkie oczy ze zdziwienia i przerażenia, gdy zauważyła, że Malfoy idzie w jej
kierunku z groźną miną. Nie wiedziała co zamierza zrobić, ale to na pewno nie
wróżyło niczego dobrego...
Kiedy dotarł do stołu Gryfonów, złapał Harry'ego i Rona za szaty, i podniósł do góry.
- Nigdy więcej. Nie podnoście. Głosu. Na moją. Dziewczynę. Zrozumiano? -
syknął i zmierzył ich morderczym wzrokiem. Mocniej zacisnął pięści na ich
ubraniach, dając do zrozumienia, że nie żartuje. Chłopcy spojrzeli na niego z
ogłupiałą miną, nie wiedząc o kogo mu chodzi. Nie przeszło im nawet przez myśl,
że ktoś taki jak on, mógłby zakochać się w ich przyjaciółce. Hermiona zakryła
usta dłonią i pokręciła głową, dając mu znak, żeby przestał. On nie miał
takiego zamiaru, więc odpowiedział tylko szelmowskim
uśmieszkiem.
- Malfoy, o kim ty mówisz?! - pisnął z przerażeniem Ron.
Wszyscy Gryfoni zaczęli się przyglądać rozgrywającej się scenie z
ciekawością, a później dołączyli do nich inni uczniowie. Wtedy Blondyn puścił
tych kretynów i chwycił w pasie swoją ukochaną, zmuszając do wstania. Potem
spojrzał jej głęboko w oczy, co wyrażało więcej niż tysiąc słów. Wszystkim,
którzy byli świadkami tej sceny, dosłownie opadła szczęka. Draco Malfoy i
Hermiona Granger - odwieczni wrogowie, właśnie obściskują się w Wielkiej Sali!
- Malfoy, co ty wyrabiasz? Wszyscy się na nas patrzą... - zaczęła wyraźnie
speszona dziewczyna i położyła mu dłonie na
piersi, chcąc go odepchnąć. Ten chwycił jej ręce i przyciągnął jeszcze bliżej
siebie.
- Nie potrafię sobie wyobrazić, że już nigdy się do mnie nie
uśmiechniesz, nie złapiesz mnie za rękę, nie powiesz, że jestem zakochanym w
sobie dupkiem, nie zaczniesz gadać rzeczy, których kompletnie nie rozumiem, ale
mimo to uwielbiam ich słuchać. Nie mogę znieść myśli, że kiedyś spojrzysz na
innego faceta, tak jak patrzysz teraz na mnie. Dlatego zostań. Jeśli
zostaniesz, zrobię dla ciebie wszystko. Koniec z ukrywaniem się. Niech
wszyscy zobaczą, jak cię kocham - po tych słowach wpił się w usta dziewczyny.
Jeszcze nigdy nie włożyli w to tyle pasji i namiętności. Pocałunkiem
wyrazili swoją tęsknotę, bezgraniczną miłość i przeprosiny. Granger co
jakiś czas z czułością szeptała jego imię, a on rozkoszował się tą magiczną
chwilą. Usłyszeli pojedyncze
gwizdy i westchnienia, jednak nie zwracali na to uwagi. W tym
momencie poza nimi nie istniało nic.
- I co teraz? - zapytała, gdy wreszcie oderwali się od siebie.
- Jak to co? Wreszcie możemy wybrać się na spacer po błoniach - posłał
jej zawadiacki uśmiech, na co Hermiona roześmiała się i ruszyła z nim w
kierunku wyjścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz