Ariana dla WS | Blogger | X X

18 paź 2015

"Szczęśliwa wśród trupów" - miniaturka konkursowa #6

Harry, wstań! Proszę cię! Remusie, Tonks, Fred... Neville! Ginny! Błagam was, bez was nie dam sobie rady. Byliście moim fundamentem, tworzyliście mnie. Wróćcie przyjaciele... Dlaczego daliście się pokonać? Harry zawsze mówił, że mamy coś, czego Voldemort nie zaznał, więc z nim wygramy... W takim razie, dlaczego leżycie teraz na ziemi zimni, pozbawieni duszy?! Odpowiedzcie mi... Cała nasza praca poszła na marne? Po tym, co przeszliśmy mam patrzeć na trupy osób, które kochałam najbardziej? To niesprawiedliwe, cholernie niesprawiedliwe. Straciłam rodziców, was a wojna się nie skończyła. Będę tracić kolejnych, Śmierć nie odejdzie przez tego potwora... Odezwijcie się, bądźcie ze mną... Umieram bez was.
Nadleciały kruki, zasiadły na ciałach poległych. Wydłubywały martwe oczy, dziobały już gnijące mięso, w którym pełzały białe larwy. Z lekko rozchylonych ust wydostawały się najohydniejsze robaki oraz szmaragdowe węże. Rozrywały przyjaciół Hermiony na pojedyncze części, a te przemieniały się w szary popiół. I kiedy całkiem zniknęli, pozostawili po sobie tylko szatański śmiech Czarnego Pana oraz jęki innych ofiar.

Spadła z łóżka, krzycząc. Powtarzała sobie, iż to, co zobaczyła, było tylko snem, koszmarem, do którego powinna być już przyzwyczajona. Zacisnęła mocno powieki, starając się uspokoić, jednak w jej głowie ponownie pojawiły się obrazy martwych, gnijących przyjaciół. Uderzyła z nerów pięścią w ziemię, szybko się podniosła, po czym pobiegła do łazienki. Pochyliła się nad muszą klozetową, wyrzucając z siebie samą mętną żółć. Nie jadła od kilku dni, nie potrafiła. Wszystko miało posmak popiołu oraz piasku — dławiła się tym.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby nigdy wcześniej w nim nie przebywała. Hermionie wydawało się, iż straciła umiejętność rozróżniania kolorów. Odcienie szarości przytłaczały dziewczynę, miała wrażenie, że grała w słabej produkcji wyreżyserowanej przez Boga.
Osunęła się po ścianie i skuliła się w kącie, obejmując ramionami.
Wszystko będzie dobrze... — powtarzała jak mantrę.
Chłód sprytnie wślizgnął się pod luźną piżamę Hermiony, przez co przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Kręciło jej się w głowie, była spragniona i wyjątkowo głodna. Granger chciała znowu płakać, ale nie mogła... Jęczała tylko jak silnie zranione zwierze, czekające na rychły koniec. Przygryzła boleśnie rękę, nie chcąc wydawać z siebie tak zawstydzających dźwięków, zaraz czując na języku metaliczny posmak krwi. Potrzebowała ciepła, musiała z kimś porozmawiać.

Kiedy jestem załamana i moja dusza jest taka zmęczona
Kiedy przychodzą kłopoty i moje serce zostaje obciążone
Wtedy wciąż jestem i czekam tutaj w ciszy
Aż przyjdziesz i usiądziesz ze mną na chwilę

Hermiono jesteś tam? Wiem, że tak. Otwórz — poprosił Ron, pukając lekko.
Nie odezwała się, próbowała wstać. Ron... On ciągle tu był, chciała go dotknąć. Nacisnęła klamkę, uchylając drzwi.
Wyglądasz okropnie — skomentował, uśmiechając się delikatnie. — Znowu nic nie jadłaś, prawda? Musisz jeść, Hermiono. Chodź, zrobię ci coś, dobrze?
Milczała, wpatrując się w błękitne oczy przyjaciela. On żył, dbał o nią... Ron błyszczał w oczach czarownicy, jako jedyny posiadał kolory. Jasne, rude włosy. Kochała je. Blada, piegowata cera. Uwielbiała dotykać jego twarzy. Jasno-różowe, popękane usta. Lubiła, kiedy całował ją czule w czoło na dobranoc.
Po przegranej Harry'ego, wszyscy (którym udało się przeżyć) biorący udział w Bitwie o Hogwart musieli się ukryć. Czarny Pan posiadał władzę większą niż kiedykolwiek wcześniej. Zawładnął nie tylko Ministerstwom Magii oraz Hogwartem, ale także z powodzeniem wprowadzał w życie plan przejęcia władzy nad całą Wielką Brytanią.
Minęło kilka miesięcy od przegranej bitwy, Hermiona codziennie od tamtego czasu wyczytywała z Proroka Codziennego o kolejnych morderstwach i zbyt często wśród nazwisk widziała swoich przyjaciół. Po pewnym czasie przestała czytać gazety, przestała kontaktować się z innymi. Pogrążyła się w bolesnej przeszłości, żyła śmiercią Harry'ego oraz innych. Czuła, że umierała.
Ron walczył dalej, on się nie poddał. Stracił przyjaciół, część rodziny, lecz nie złamał różdżki. Stanął ramię w ramię z Draconem, który nie wrócił do ojca, nie chciał być śmierciożercą. Oboje zapomnieli o sprzeczkach z przeszłości, zaufali sobie nawzajem, a w tamtej chwili byli najlepszym zespołem do zadań specjalnych. Hermiona była dumna z Rona, jak i Malfoya, dostrzegła ich cudowną przemianę. Brakowało jej tylko Neville'a... Idealnie pasowałby do tej pary.
Nie możesz się gryźć, nie jesteś psem. Chyba nie masz pcheł, co nie? — zażartował, delikatnie całując ranę dziewczyny. — Będę wpadał częściej, następnym razem postaram się zabrać Draco. Jest uparty jak zawsze, ale przynajmniej zna się na rzeczy.
Ron... — mruknęła, zaciskając dłoń na ramieniu przyjaciela.
Tak? — Znaleźli się już w kuchni. Weasley pomógł usiąść przyjaciółce, po czym wstawił wodę na herbatę.
Dziękuję — jęknęła, powstrzymując się przed rozpłakaniem.
A więc nie zabrakło mi łez, pomyślała.
Hermiono, to ja ci dziękuję. Dzięki tobie mam powód, by dalej walczyć. Tylko proszę, staraj się. Jeśli ty także odejdziesz, to spadnę... Stracę skrzydła. Nie pozwól mi na to.
Jeśli będziesz spadać, to tym razem ja cię złapię — szepnęła, podchodząc do przyjaciela. Oparła czoło o jego tors, uśmiechając się pod nosem. — Miałam koszmar.
Wyczułem to, dlatego tu jestem. Przed snem myśl o miłych rzeczach — poradził. Gładził kark Hermiony szorstkimi dłońmi.
W takim razie będę myśleć o tobie.

Podnosisz mnie, bym mogła stanąć na wyżynach
Podnosisz mnie, bym przeszła po wzburzonym morzu
Jestem silna, kiedy jestem w Twoich ramionach
Podnosisz mnie, bym była kimś więcej niż potrafię być.

Któż to nas odwiedził, patrz Weasley! — krzyknął Draco, uśmiechając się do Hermiony. — Zapraszam, Granger. Toż to niespodzianka. Słyszałem, że bardzo źle z tobą, a jednak... Wyglądasz tylko jak Wieprzlej o poranku.
Widzę, że zebrało ci się na żarty, fretko. Ogolę ci łeb, jak się nie zamkniesz — powiedział poważnym tonem Ron, choć powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem. — Hermiono, coś się stało? Nikt cię nie śledził, byłaś ostrożna?
Weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Znaleźli się w salonie. Czarownica rozejrzała się po niewielkim, ciepłym mieszkaniu, pachnącym imbirem. Dziewczyna żałowała, iż nie mogła zamieszkać z chłopakami. Jednym z zarządzeń władzy podziemnej było, iż każdy zajmował jedną kwaterę, chyba że pracował w zespole. Trudniej było wyłapać partyzantów, kiedy każdy żył osobno. Wprawdzie istniała Kwatera Główna, ale zmęczeni kilkudniową walką czarodzieje, byli wysyłani do tajnych lokum.
Tak, byłam i nikt... Chciałam po prostu przyjść... — zamilkła na chwilę, obserwując przyjaciół. — A tak naprawdę chce wrócić do walki, Ron.
Weasley przestał się uśmiechać, Hermiona dostrzegła strach w oczach przyjaciela. Zacisnął dłonie w pięści, otwierając usta, które po chwili zamknął.
Zawsze przyda się pomoc, co nie Weasley? — odezwał się Malfoy, zerkając na partnera. Dobrze wiedział, jakie ten będzie miał zdanie na ten temat.
Tak, ale nie od Hermiony — odrzekł spokojnie, przeczesując włosy palcami. — Nie jesteś gotowa — zwrócił się do dziewczyny — jeszcze tydzień temu ledwo stałaś... Jesteś za słaba.
Nie prawda, wróciłam do siebie. Jadam i lepiej sypiam. Zaczęłam na nowo ćwiczyć uroki i idzie mi naprawdę dobrze, Ron.
Ale...
Nie mogę ciągle siedzieć w domu — warknęła, ale nie była zła. — Oszaleje tam, rozumiesz? Zdechnę w tamtym domu i tyle ze mnie będzie pożytku, a tak to mogę powstrzymać kilku śmierciożerców, przed śmie...
Nie mów tak! — przerwał jej, chwytając gwałtownie dziewczynę za ramiona. — Nie możesz tak mówić Hermiono! Nie myśl o ciemności, pogrzebach, swojej śmierci! Obiecałaś, że mnie złapiesz, w takim razie pozwól mi wejść na szczyt... A wtedy ja tobie pomogę, dobrze?
Kiwnęła głową, obejmując Rona. Wyciągnęła rękę w stronę Draco, ale ten się cofnął.
Oj nie, moja droga, to nie dla mnie — po tych słowach opuścił pokój, z uśmiechem, który nie schodził mu z ust.
Jutro sprawdzę, jak sobie radzisz, a potem zabierzemy cię na misję...
Ron był jej oparciem, był wiatrem na zbyt spokojnym morzu i sterem podczas sztormu. Tonęła w swoim własnym smutku, dusiła się wspomnieniami, ale on zawsze zdążał ze złapaniem jej. Wspinała się z przyjacielem na szczyty, obdzierając przy tym kolana, lecz każdą ranę potrafił uleczyć. Ocierał jej łzy, rozśmieszał, choć sam cierpiał. Trzymał Hermioną w swoich ramionach, a ona czuła się jak w domu, bo tym Ron właśnie pachniał... Woniał pianką po goleniu ojca, truskawkami, podobnie jak jej matka oraz Hogwartem. Czuła się przy Ronie bezpiecznie, cudownie, genialnie.
Obronię cię, jeśli będzie trzeba.
Nie pozwól mi zwariować.
Nie zwariujesz.
Całując ją w czoło, podarował skrzydła.

Nie ma życia - nie ma życia bez jej głodu;
Każdy niespokojne serce bije tak niedoskonale;
Ale kiedy przychodzisz i jestem pełna podziwu,
Czasami myślę, że dostrzegam wieczność.

Poślizgnęła się na błocie, padła na ziemię, zdzierając przy tym wnętrze dłoni. Zignorowała piekący ból, poderwała do góry, ruszając przed siebie. Nikt nie przewidział tak obfitego deszczu. Może anioły na rozkaz Boga rozerwały chmury, dając początek nowemu Potopowi. Tyle brudu było na świecie, tak mało miłości, zbyt wiele nienawiści i strachu. Cierpienie dominowało nad szczęściem i spokojem, w końcu pozytywne uczucia znikną. Puf! I już ich nie będzie.
Biegła przez tłum ludzi, ciągle rzucając klątwy (nie koniecznie te legalne, ale w tamtym czasie nikt już nie zwracał na to uwagi). Sztuką było nietrafienie w swojego, gdyż wszyscy wyglądali tak samo. Kolejny raz przeżywała bitwę o Hogwart, wszystko wyglądałoby identycznie, gdyby nie zbawienny/przeklęty deszcz. Trupy, jęki, śmierciożercy, przerażenie oraz determinacja.
Czuła na sobie wzrok Rona, nie oddalał się dalej niż na pięć metrów. Asekurował Hermionę, stał się jej aniołem stróżem... Dodawał tym siły czarownicy. W pewnych momentach chciała podejść do niego i dotknąć jego twarzy, poczuć ciepło Rona — on zawsze był gorący niczym słońce. Uzależniła się od tego, pragnęła ciągle przy nim być. Myśli o skórze przyjaciela nie rozpraszała jej wręcz przeciwnie, dodawała motywacji do walki, bo jeśli przegraliby, straciłaby to na zawsze.
Skupiała się na biciu swojego serce i mogła przysiąść, że zsynchronizowało się ono z padającym deszczem. Mogła sobie wyobrazić jak serca innych, skoordynowały się z silnym wiatrem, rytmem rzucanych zaklęć, krokami walczących. Tyle niespokojnych, przerażonych dusz, spotkało się w jednym miejscu, by się zabijać — znowu.
Hermiono, schyl się! — krzyknął Ron, łapiąc ją za rękę i ściągnął na ziemię, dzięki czemu uniknęła Avady.
Oparła dłoń na klatce piersiowej Weasleya, wyczuwając doskonałe bicie serce. Dum-dum-dum. Kocham cię Hermiono. Dum-dum-dum. Nie chce cię stracić bądź ostrożna. Dum-dum-dum. Muszę zachować spokój, inaczej nie będę w stanie cię upilnować.
Posłała mu szeroki, uśmiech wracając do walki. Ron zawsze był w cieniu, każdy myślał, że był tylko maskotką, niczym więcej. Głupi, durny Ron, który miał za nic naukę, nie wiedział co to lojalność. Wszyscy się mylili. A w tamtej chwili czarownica podziwiała go jak nigdy wcześniej. Weasley stał się przywódcą, potrafił wybaczyć wrogowi, nie tracił czujności nawet, wtedy a może przede wszystkim wtedy, kiedy Hermiona znalazła się na polu walki. Życie Hermiony stało się po części życiem Rona, bo zaczęli tworzyć jedność. Niedoskonały duet, który kreował się już od lat, ale oboje byli zbyt zawstydzeni, by cokolwiek z tym zrobić. Była szczęśliwa, w końcu była szczęśliwa. Między trupami, śmiercią i złem.
Avada Kedavra!
To nawet nie bolało, nie fizycznie. Poczuła lekkie ukłucie i wydawałoby się, że było po wszystkim. Zostało jej zaledwie kilka sekund świadomości. Przypomniała sobie moment, w którym dostała list z Hogwartu, swoje piąte urodziny i wielki tort, twarze ukochanych rodziców, nie tylko biologicznych (Weasleyowie byli dla niej jak rodzina). Zobaczyła trolla, bo wtedy poznała przyjaciół na całe życie. Przypomniała sobie o wszystkich przygodach, które przeżyła, każdą kłótnie z Ronem. Pierwszy pocałunek, swój, jak i Weasleya (bo wtedy zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo zależało jej na przyjacielu). Wszystko, co dobre, nawet to zapomniane, wypłynęło z zakamarków jej umysłów i przywitało się ostatni raz. Uśmiechnęła się, widząc niebieskie oczy Rona, który z przerażeniem biegł w jej stronę. Powinnam być bardziej uważna — pomyślała, widząc już światło. Ostatni raz zerknęła na przyjaciela i zobaczyła w nim wieczność.

Podnosisz mnie, bym mógł stanąć na wyżynach
Podnosisz mnie, bym przeszedł po wzburzonym morzu
Jestem silny, kiedy jestem w Twoich ramionach
Podnosisz mnie, bym był kimś więcej niż potrafię być.

W końcu znalazła się w niebie, wyżej już nie mogła. I to dzięki niemu, dlatego, że pozwolił jej walczyć.

Dziękuję.