Ariana dla WS | Blogger | X X

1 wrz 2015

"Rozwiane wątpliwości" - miniaturka konkursowa #5

- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! – krzyczał mój narzeczony, a już za kilka godzin mąż. – Wszystko jest nie tak! Ta rzeźba lodowa miała stać po drugiej stronie! Obrusy miały być jaśniejsze! O nie… Dlaczego ten tort jest różowy? Przecież dokładnie mówiłem, że ma być czekoladowy! – w dalszym ciągu mój ukochany krzyczał na każdego, na kogo się natknął. Westchnęłam przeciągle. Od kilku dni Ron jest bardzo zdenerwowany, krzyczy na wszystkich z byle powodu, chodzi niczym tykająca bomba, która w każdej chwili może wybuchnąć. Naprawdę rozumiem, że zbliżający się wielkimi krokami ślub jest dla niego bardzo stresującym wydarzeniem, dla mnie oczywiście też, ale to nie powód, by krzyczeć na najlepszego przyjaciela z powodu źle ustawionego krzesła przy jednym ze stołów dla gości. Zaczęłam obserwować otaczającą mnie rzeczywistość. Wszystko było piękne, wręcz idealne. Najdrobniejsze szczegóły były zapięte na ostatni guzik, jednak mój ukochany ciągle doszukiwał się jakiś błahych niedoskonałości. Po minach mojej przyszłej rodziny wiedziałam, że mają serdecznie dosyć pana młodego i najchętniej przeklęliby go jednym z zaklęć niewybaczalnych. Pani Weasly cały czas spędzała w kuchni, aby być z dala od najmłodszego syna, Fred i George zamiast uspokoić zszargane nerwy brata, bardziej go drażnili przedrzeźniając go, a Harry, gdy tylko rudzielec nie widział, śmiał się razem z bliźniakami. Patrzyłam na całą tę sytuację z okna Nory, gdy nagle usłyszałam głos Ginny.
- Hej Mionka. Czas przygotować się do ceremonii. W końcu ślub już za trzy godziny – uśmiechnęła się do mnie szeroko. Odwzajemniłam ten gest. Na twarzy mojej przyjaciółki malowało się szczęście. Nie raz dziewczyna mówiła mi, jak bardzo się cieszy, że zostaniemy szwagierkami. Oczywiście już od wielu lat Weasley’owie są dla mnie najważniejsi, jednak dzisiaj oficjalnie staniemy się prawdziwą rodziną. Już chciałam zgodzić się z rudą, gdy ponownie usłyszałam krzyk Rona. Tym razem przyczepił się do kwiatów w wazonach stojących na każdym stole.
- Znowu wpadł z szał – wtrąciła najmłodsza latorośl Weasley’ów, od pół roku żona słynnego Wybrańca Harry’ego Pottera.
- Już nie wiem co mam zrobić – wyszeptałam bezradnie. – Tysiące razy mówiłam mu, żeby się tak nie stresował, ale on mnie kompletnie nie słucha. To chyba do panny młodej należy nadmierne dramatyzowanie i nieustanny stres, a nie do narzeczonego. Harry nie zachowywał się jak Ron.
- Za to ja nadrabiałam za nas oboje – zaśmiałam się cicho, lecz znowu przerwał nam niekontrolowany wybuch złości mojego ukochanego.
- Dosyć tego! Pójdę z nim porozmawiać – zdecydowałam, po czym nie zwracając uwagi na mówiącą coś Ginny wybiegłam z pokoju. Schody pokonałam w szybkim tempie i po chwili już mknęłam w stronę młodego Weasleya.
- Hermiona? Nie powinnaś się szykować? Za niecałe…
- Musimy porozmawiać – przerwałam mu stanowczo. Fred i George spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym klepnęli brata po ramieniu.
- Masz… - zaczął George.
- …przerąbane… - kontynuował drugi z bliźniaków.
- BRACIE! – krzyknęli jednocześnie.
- Przymknijcie się – warknął Ron. Po chwili chwycił mnie za rękę i razem udaliśmy się do wnętrza Nory. Wspięliśmy się schodami prosto na piętro, gdzie mój narzeczony miał swój pokój.
- O czym chciałaś rozmawiać? – zapytał niepewnie rudzielec. W jego oczach dostrzegłam strach, jednak nie wiedziałam z jakiego powodu to uczucie nim zawładnęło.
- Ron, chciałabym znać powód twoich ciągłych wybuchów. Rozumiem, że ślub, wesele są tego głównym powodem, ale podejrzewam, że jest coś jeszcze, co powoduje twoją złość – zaczęłam spokojnie.
- Nic się nie dzieje Hermiono. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. A teraz wybacz, ale muszę dopilnować, aby nasz ślub był idealny w każdym calu – mężczyzna wstał i zaczął iść w stronę drzwi.
- Wróć – oznajmiłam wciąż spokojnie, chociaż w głębi duszy czułam się lekko poirytowana. – Skarbie, ja widzę, że coś się trapi. Powiedz mi, przecież wiesz, że możesz mi zaufać i powiedzieć dosłownie wszystko – zaczęłam gładzić go po dłoni, gdy ponownie usiadł obok mnie. Ron spuścił głowę i wbił swoje spojrzenie w nasze splecione dłonie. Zapanowała między nami cisza. Wiedziałam, że mój przyszły mąż bije się z myślami, dlatego nie pospieszałam go. Cierpliwie czekałam, aż zacznie mówić.
- Chcę, aby to był najszczęśliwszy dzień w twoim życiu – wydusił w końcu z siebie. – Chcę, aby wszystko było perfekcyjnie przygotowane. Naprawdę wiele czasu zajęło mi odłożenie wystarczająco dużo galeonów na ten dzień. Wszystko co czynię, robię z myślą o tobie. Nie chcę byś żałowała… - nie dokończył swojej wypowiedzi, zapewnie nie chcąc, bym poznała jego prawdziwy powód zdenerwowania. Widziałam na jego twarzy cień zakłopotania. Wiedziałam, że chłopak nie planował powiedzieć ostatniego zdania i teraz zastanawia się, jak z tego wybrnąć.
- Żałowała? – powtórzyłam. – Nie rozumiem. Czego mam nie żałować? – jeśli Ron myślał, że odpuszczę mu wyjaśnień to się grubo myli. Jestem Hermioną Granger! Ja nigdy nie odpuszczam i się nie poddaję. W końcu nie bez powodu należałam do Domu Lwa.
- Nieważne. Zapomnij o tym.
- Ron! – krzyknęłam. – Chcę w tej chwili wiedzieć, co miałeś na myśli – uniosłam się lekko. Skoro spokojna rozmowa nie daje rezultatów to muszę niestety zmienić trochę taktykę. Po długich chwilach milczenia, mój ukochany w końcu się poddał i cichym głosem wyznał.
- Nie chcę, byś żałowała, że wybrałaś mnie, a nie jego.
Wstrzymałam powietrze. A więc to dręczy mojego ukochanego rudzielca. Westchnęłam cicho, po czym wzięłam w dłonie twarz mojego mężczyzny i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
- Ron… Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej, że właśnie ta sprawa cię męczy? – zapytałam prawie że szeptem. Było mi bardzo przykro, że Ron tak długo się tym dręczył. Czekałam na jego odpowiedź, która jednak nie nadeszła. Postanowiłam więc sama zacząć mówić. – Kochanie, mam rozumieć, że przez te ostatnie kilka trudnych tygodni, w których tak bardzo się denerwowałeś, wynikały z twoich wątpliwości? – zapytałam, by mieć czarno na białym objaśnioną sytuację. Młody Weasly nic nie powiedział, co uznałam za potwierdzenie moich domysłów. – Ron…
- Nie mów nic, proszę – wyszeptał łamiącym się głosem. – Ja wiem, że nie jestem w stanie zapewnić ci takiego życia, jakie miałabyś z tym arystokratycznym dupkiem. Zdaję sobie sprawę, że nie będę mógł ci codziennie kupować drogich sukienek, kosztownej biżuterii, że nie będziemy często jadać w luksusowych restauracjach. Przy mnie czeka się zwyczajne życie, zupełne inne, niż gdybyś wybrała jego. On mógłby spełniać wszystkie twoje marzenia, mogłabyś podróżować najlepszymi liniami lotniczymi do każdego zakątka świata, miałabyś piękną, dużą willę, domek nad morzem, wszystko, co byś chciała. Wszystko! Ja nie mogę dać ci nawet jednej dziesiątej tego, co on! Przy nim jestem nikim! Nigdy mu niczego nie zazdrościłem, aż do teraz… Boję się, że kiedyś będziesz zastanawiała się „co by było, gdyby…”, że nie będę wystarczająco dobry dla ciebie, że zapragniesz życia u boku innego - zakończył swój dość chaotyczny monolog. Ron schował twarz w swoje duże, męskie dłonie i zaczął ciężko oddychać. Z oczu popłynęły mi łzy. Jeszcze nigdy tak bardzo się nienawidziłam, jak w tej chwili. Czułam do siebie obrzydzenie.
- Skarbie… – zaszlochałam, na co mój ukochany podniósł głowę. Gdy zobaczyłam spływającą łzę po jego policzku, nie wytrzymałam. Popłakałam się jak małe dziecko.
- Miona… - narzeczony przytulił mnie opiekuńczo gładząc jednocześnie moje plecy delikatnymi ruchami.
- Ron, tak mi przykro. Nie wiedziałam, że wciąż wspominasz tamte czasy. Wiem, że zawsze unikaliśmy tego tematu jak ognia, by nigdy więcej do niego nie wracać i się nie ranić. Ale teraz muszę ci wszystko wyjaśnić – wytarłam wierzchem dłoni nos i policzki, pozbywając się z nich resztek łez. Całe szczęście, że nie miałam na sobie jeszcze makijażu, bo jak nic wyglądałabym jak klaun, który uciekł z cyrku. – To było dawno. Zresztą dobrze o tym wiesz. Voldemord był u szczytu panowania nad magicznym światem. Ty i Harry nie chcieliście, bym pomagała wam w odszukaniu horkruksów, wyruszyliście beze mnie. Byłam zrozpaczona i bezużyteczna. Dlatego całkowicie poświęcałam się pracy w Zakonie. Wtedy okazało się, że Malfoy jest naszym szpiegiem. Czułam się bardzo samotna i jedynym kompanem do rozmów był właśnie on. Samotność, do tego mroczne, niebezpieczne czasy dały nam o sobie znać i tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy się spotykać. Było nam dobrze, myślałam, że go kocham. Jednak gdy wróciłeś po kilku miesiącach do Londynu, zdałam sobie sprawę, że kocham tylko ciebie. Naprawdę. Nawet nie wiesz jak bardzo sobą gardzę za to, że cię zraniłam. Byłam kompletną egoistką…
- Hej! Nie masz prawa tak o sobie myśleć, jasne? – powiedział groźnie Ron, wycierając mi pojawiające się wciąż nowe łzy. – Nie zrobiłaś nic złego. Nie byliśmy przecież razem, miałaś prawo żyć swoim życiem, nawet z tą zakichaną fretką – zaśmiałam się cicho słysząc ten komentarz. – Zostawiłem cię na wiele miesięcy nie wyznając ci wcześniej moich uczuć, dlatego spodziewałem się zastać ewentualnego partnera u twego boku, gdy wrócę. Ale gdy dowiedziałem się, że to Draco Malfoy… myślałem, że mnie krew zaleje. Naprawdę skarbie, stać cię było na kogoś o wiele lepszego od tego platynowego palanta – uśmiechnęłam się pod nosem słysząc sarkastyczną wypowiedź mężczyzny. – Wtedy zacząłem zastanawiać się, co on ma czego mi brakuje. Ja wiem, on jest przystojny, bogaty, wysoko postawiony w hierarchii magicznego świata, a ja? Kim ja jestem w porównaniu do niego? – zapytał bezradnie.
- Chcesz wiedzieć, kim jesteś? – spojrzałam mu w oczy, jednocześnie siadając na jego kolanach i przytulając się do szyi ukochanego. Ron patrzył na mnie niepewnie, wiedziałam, że chce odwrócić wzrok, jednak tego nie zrobił. – Jesteś miłością mojego życia. Draco jest tylko pewnym elementem mojej przeszłości. Słyszysz? PRZE-SZŁO-ŚCI – zaakcentowałam to słowo. – To już dawno zakończony rozdział w moim życiu, do którego już nigdy nie wrócę. Dla mnie liczysz się tylko ty. Jesteś moją teraźniejszością i przyszłością. To z tobą chcę budzić się i zasypiać. Codziennie. Wychodzę za ciebie za mąż nie dla pieniędzy czy sławy, tylko dlatego, że cię kocham. Wyszłabym za ciebie wszędzie, na brudnej ulicy na Nokturnie, pod Bijącą Wierzbą czy nawet w jednej z komórek w Hogwarcie. Dla mnie najważniejsze jest to, że to ty będziesz stał obok mnie i przysięgał mi miłość. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie i to się nigdy nie zmieni. Dlatego zapamiętaj to sobie na zawsze, bo nie pozbędziesz się mnie tak łatwo – pogłaskałam go po bujnych rudych kosmykach. Ron pocałował mnie namiętnie i długo, po czym z przyciśniętym czołem do mojego wymruczał.
- Nawet nie zamierzam się ciebie pozbyć. Kocham cię Hermiono i mogę nawet złożyć Wieczystą Przysięgę, że nigdy nie przestanę – nasze usta ponownie się złączyły.
- Hermiono! Masz dwie minuty, by do mnie przyjść, bo w przeciwnym razie nawet Merlin nie uchroni cię od ataku mojej wściekłości! – usłyszeliśmy walenie w drzwi i krzyk pani Potter. Zaśmialiśmy się szczerze z moim przyszłym mężem.
- Chyba muszę się zbierać. Wściekła Ginny jest niebezpieczna, a wściekłą i na dodatek ciężarną Ginny można porównać do mocy Avady – pocałowałam jeszcze szybko Rona w usta, po czym wstałam z jego kolan i udałam się w stronę drzwi.
- Miona.
- Hmm? – odwróciłam się jeszcze na chwilę w kiego kierunku.
- Kocham cię – wyznał z ogromną szczerością.
- Ja ciebie też. Mam nadzieję, że weźmiesz sobie moje słowa do serca, bo są prawdziwe – i wyszłam.
Niecałe dwie godziny później mknęłam ku mojemu ukochanemu. Do specjalnie wybudowanego ołtarza prowadził mnie pan Weasly, gdyż nie udało mi się jeszcze odnaleźć moich rodziców i przywrócić im pamięć. Sala, a właściwie namiot wyglądał magicznie i to wcale nie z powodu znajdujących się tu czarodziei. Widać, że mój narzeczony postarał się, aby wszystko było perfekcyjne. Sam nie pozwolił mi sobie pomóc, chciał mi zrobić niespodziankę, co bardzo mu się udało. Byłam zachwycona całokształtem, jak i najdrobniejszymi elementami. Jednak w tej chwili nie zwracałam jakoś bardzo na to uwagi. Teraz byłam stuprocentowo skupiona na mężczyźnie stojącym obok księdza. Nic po za nim się nie liczyło. Byliśmy tylko my, ja i Ron. Moja prawdziwa miłość. Z każdym następnym krokiem byłam coraz szczęśliwsza. Już lada moment będę jego żoną, będę nosiła nazwisko mężczyzny, za którego byłabym w stanie oddać życie. W jego oczach widziałam czystą miłość i  jestem pewna, że on ujrzał to samo w moich. Był już zdecydowanie spokojniejszy niż w ostatnim czasie. Widać, że rozmowa, którą dzisiaj przeprowadziliśmy rozwiała wszelkie targające nim wątpliwości. Gdy dotarłam do ołtarza, złapaliśmy się za ręce i przez całą ceremonię nie puściliśmy ich ani razu. Gdy powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak” i przypieczętowaliśmy je pocałunkiem z oczu popłynęły mi łzy, a w całej sali słychać było szloch pani Weasly. Od tego momentu oficjalnie jesteśmy mężem i żoną, na co tak niecierpliwie czekałam. Moje największe marzenie właśnie się spełniło. Niczego tak bardzo nie pragnęłam, jak poślubić tego wyjątkowego mężczyznę. 
Tańcząc powoli do romantycznych dźwięków ballady w samym centrum sali, cały czas patrzyliśmy sobie w oczy.
- Mówiłem ci już, że jesteś najpiękniejszą kobietą na Ziemi? – zapytał uwodzicielsko.
- Coś mi się obiło o uszy – odpowiedziałam figlarnie, za co Ron obdarował mnie delikatnym pocałunkiem.
-Jesteś szczęśliwa?
- Jak jeszcze nigdy wcześniej – wtuliłam się w jego wyrzeźbiony, teraz zakryty drogim garniturem tors.
- Na pewno nie bardziej niż ja. Sprawię, że będziesz czuć się tak do końca życia. Obiecuję.
Nie miałam najmniejszych wątpliwości co do spełnienia tej obietnicy. Ron był tym jedynym i tylko z nim mogłam być szczęśliwa. Nie z Victorem, nie z Draco, nie z kimkolwiek innym. Tylko z nim. Nasz ślub był niewątpliwie jednym z najpiękniejszych dni w moim życiu, o którym nigdy nie zapomnę. I to nie z powodu pięknej, białej sukni, idealnego makijażu czy sterty wypasionych prezentów, które otrzymaliśmy. To Ron. On jest tym, co jest najcenniejsze i najpiękniejsze w moim życiu. Od teraz aż do końca świata, Ronald Weasly jest mój. Tylko mój. A ja jego i nawet sam Godryk Gryffindor nigdy, przenigdy tego nie zmieni.