W ogromnej, przestronnej sali zabrzmiały głośne organy wygrywające
marsza weselnego. Panna młoda, w przepięknej białej sukni z mnóstwem koronek i
wstążeczek, ruszyła w stronę stołu, przy którym stał urzędnik. Obok niej
kroczył pan młody - niezbyt wysoki brunet, ubrany w elegancki czarny garnitur.
Na ich twarzach malowało się szczęście i wielki spokój. Kiedy dotarli, organy
umilkły i zapadła cisza. Wszyscy zgromadzeni w sali zamarli, z niecierpliwością
oczekując na ten moment. Para młoda składała sobie przysięgę małżeńską. W ciszy
rozbrzmiały słowa:
– Ja, Harry, biorę
sobie ciebie, Hermiono, za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość
małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.
Chwilę później dało się słyszeć cichszy, lekko drżący, damski głos,
który powtórzył te słowa:
– Ja, Hermiona, biorę
sobie ciebie, Harry, za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość
małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.
Nowo poślubieni
małżonkowie założyli sobie na palce złote obrączki i w tym momencie wybuchły
miliony fajerwerków. Ludzie klaskali, krzyczeli, wiwatowali na cześć pary
młodej. Rzucali ryż, płatki róż i drobne monety. Wszyscy podchodzili do nich,
wręczali im kwiaty i prezenty. Na wielu twarzach widać było ślady łez
wzruszenia i uśmiechy radości. Nikt się nie smucił, nie było żadnych trosk...
Hermiona ocknęła się ze snu. Jeszcze przez chwilę na jej
twarzy kwitł usmiech. Przygasł, kiedy dziewczyna rozejrzała się dookoła.
Zamiast pięknej sali weselnej ujrzała zgniłozielone płótno namiotu. Ten sen był
taki piękny... Dlaczego rzeczywistość nie może tak wyglądać? Czym zawiniła ona
i jej przyjaciele, że los tak okrutnie ich ukarał?
Voldemort wygrał Bitwę o Hogwart. Zginęło wtedy wielu
czarodziejów. Niewiele osób zdołało uciec i się ocalić. Ci, którym to się
udało, skryli się głęboko w lesie. Wiedzieli, że tylko kwestią czasu jest aż
śmierciożercy ich wytropią i zabiją bezlitośnie, jednego po drugim.
– Hermiona, jesteś gotowa? - zapytała Ginny, wchodząc do
namiotu. Ruda miała na sobie błękitną sukienkę zszytą z kawałków materiałów. Na
jej twarzy, pomimo zmarszczek, świadczących o smutku, widniał uśmiech. W rękach
trzymała białą bluzkę z długim rękawem, kremową spódnicę i szare baleriny.
Brunetka spojrzała na te ubrania. To one będą musiały zastąpić jej piękną
suknię ślubną. Ale nie wahała się. Wiedziała, że nie ma czasu na kaprysy. Może
już nie być innej szansy na szczęście. Szybko przebrała się w ten strój,
przemyła wodą twarz. Spojrzała na swoje odbicie w wodzie. Jej twarz, do tej
pory smutna, teraz się uśmiechała. Ten uśmiech zmieniał zupełnie rysy - nie
wyglądała już jak staruszka, którą spotkało wiele nieszczęść. Ale to nie
wymazywało wszystkiego. Oczy miała zupełnie suche i zaczerwienione, bo chyba
wypłakała już wszystkie łzy. Na twarzy całe mnóstwo zadrapań, które powstały,
kiedy przedzierali się przez gęsty las.
– Dobrze, że wychodzisz za Harry'ego. – Ginny stanęła za
jej plecami. –Wszystkim ludziom tutaj przyda się odrobina rozrywki i
zapomnienia.
– Nie wiem, czy powinnam - szepnęła Hermiona. – Czy to
nie jest okazanie braku szacunku tym, co zginęli?
– Dobrze wiesz, że oni nie chcieliby, żebyśmy pogrążyli
się w smutku. Chcieliby, żebyśmy walczyli dalej i się nie poddawali – odparła
Ginny.
– Masz rację. – Brunetka spojrzała na przyjaciółkę z
wdzięcznością.
Ślub był krótki. Wszyscy mieli na uwadze to, ile osób
zginęło w bitwie. A kiedy podczas wesela wszyscy tańczyli do wyimaginowanej
muzyki i popijali wodę zamiast szampanu, Hermiona uważnie się im przyjrzała.
Czy płaczą z radości, czy ze smutku, że już jutro trzeba będzie z powrotem
uciekać?