Ariana dla WS | Blogger | X X

18 paź 2015

"Niewola" - miniaturka konkursowa #6

Porywisty, chłodny wiatr prowadził do tańca zżółknięte liście pojedynczych drzew, które dumnie wznosiły swe gałęzie w stronę płaczącego nieba, przypominając tym samym zwykłym śmiertelnikom o ich maleńkości. Kryształowe krople deszczu rozbijały się o twardą powierzchnię brukowanej alei, tworząc rwące strumienie wijące się między potężnymi konarami. Słońce dawno zaprzestało daremnej walki z bezlitosnymi zwałami chmur, ukrywając się za ich atramentową pierzyną. Natura zdawała się zamilknąć, jakby zachwycona monotonną muzyką deszczu. W pewnym momencie szum spadających kropel przestał grać główną rolę, akompaniując za to cichemu stukotowi obcasów uderzających o ciemny bruk.
Niska, przygarbiona postać szła powolnym krokiem środkiem alei. Pomarszczone, spracowane dłonie próbowały utrzymać drewnianą rączkę kruczego parasola, który starał się nie ulec coraz śmielszym pokusom zgubnego wiatru. Poły czarnego płaszcza ściśle przylegały do wychudzonej sylwetki. Duży kaptur skrzętnie ukrywał większą część twarzy, ujawniając jedynie głębokie zmarszczki okalające cienkie, blade usta. Zbłąkane, siwe kosmyki włosów wydawały się żyć własnym życiem, skocznie tańcząc ze zeschniętymi liśćmi mimo przebytych lat.
Kobieta zatrzymała się przed niewielkim pomnikiem wykonanym z białego marmuru.
Ostrożnie usiadła na żeliwnej ławeczce stojącej naprzeciw grobu. Silniejszy powiew wiatru zerwał kaptur z delikatnej głowy staruszki, która nie zwróciła już na to uwagi. Jej umęczone oczy skierowane były na idealnie wyżłobione litery, które boleśnie wryły się w doświadczone przez los serce kobiety. Ściskając wypolerowaną rączkę parasola, starała się powstrzymać falę emocji uwolnioną spod żelaznej niewoli codzienności. Staruszka przymknęła mimowolnie powieki, biorąc głęboki oddech. Niepowtarzalny zapach matki natury pozornie uspokoił cierpiącą duszę, ale oczy zalśniły dzięki temu dziwnym blaskiem, który zdawał się mówić, że nie było już ratunku.
– Witaj – szepnęła. – Dawno się nie widzieliśmy, prawda? – Kobieta roześmiała się cicho, ale nie był to radosny śmiech. Wiatr musnął zaróżowiony policzek staruszki. – Ile to już minęło, mój kochany? Ile jeszcze mam czekać? Uznasz mnie za głupią, ale kiedy się budzę... – urwała na moment, chwytając drżącymi wargami chłodne powietrze.
Staruszka odchyliła głowę, chcąc powstrzymać nieubłagane łzy zbierające się w kącikach oczu. Ujrzała krucze poszycie parasola niepozwalające przeniknąć kryształom nieba. Kobieta przechyliła delikatnie głowę na bok, zastanawiając się przez chwilę, by zaraz z zaciętym wyrazem na twarzy wypuścić parasol ze słabej dłoni, pozwalając wiatrowi porwać parasol w nieznane. Lodowate krople deszczu zaczęły swoją wędrówkę po wgłębieniach obwisłej skóry, kreśląc mokre ślady po pociągłej twarzy. Cienkie wargi staruszki rozciągnęły się w kolejny gorzki uśmiech.
– Zanim otworzę oczy... zanim na dobre się obudzę, mam wrażenie... jakbyś był obok... tuż przy mnie... - Słowa z trudem opuszczały spierzchnięte wargi kobiety. Po chwili drżące ręce sięgnęły do kieszeni płaszcza. Zbłąkany promień słońca, któremu udało się na moment wykpić potężne chmury, zalśnił na pogniecionej fotografii. Magicznej fotografii. Dwójka młodych ludzi odświętnie ubranych: ona – w prostej białej sukni, z wysoko upiętymi włosami, bez żadnego makijażu; on – w czarnym garniturze, z roztrzepanymi włosami, z szerokim uśmiechem na ustach.
Kobieta przesunęła smukłym palcem po szczęśliwych sylwetkach. Doskonale pamiętała ten dzień...

– Rozumiesz to? Wojna się skończyła! – Szczery śmiech wyrwał się z drobnego ciała dziewczyny. Mahoniowe kosmyki rozwiały się, poddając się szeptom wiatru.
– Tak... Skończyła – powtórzył za nią młody chłopak. Promienie wschodzącego słońca oświetlały polankę.
– Teraz nic nam nie przeszkodzi! Możemy zdobywać świat!
– …nam...? – Chłopak nie mógł nic poradzić na swoje zdziwienie.
– Ty chyba nie... – Uspokajający wdech. – Ty chyba nie chcesz teraz odejść?
– A ty nie chcesz?
– Oczywiście, że nie... Mogłabym nawet za ciebie teraz wyjść! – zażartowała dziewczyna.
Chłopak spojrzał na nią, by za chwilę upaść na kolana. Nie zwracając uwagi na jej protesty,
zerwał najbliższy kwiat – stokrotkę – i zaczął:
– Hermiono Jean Granger...
– Co ty...
– Nie przerywaj. – Uśmiechnął się. – Hermiono Jean Granger, czy uczynisz mi ten zaszczyt i
zostaniesz moją żoną?
– Jesteś szurnięty – powiedziała z rozbawieniem dziewczyna. – Tak, Draco Lucjuszu Malfoy, wyjdę za ciebie.
Kolejne sceny przemykały im jak w kalejdoskopie. Nawet nikogo nie powiadomili. Ważne,
że byli szczęśliwi.
– Mamy jeszcze czas na ucieczkę – mruknął Draco, kiedy stanęli przed jednym z domów w Dolinie Godryka.
– Nie bądź tchórzem – zganiła go Hermiona. – Nie zrobią przecież nam nic złego.
– Tobie może nie, ale mi...
– Za późno – przerwała mu z nerwowym uśmiechem, kiedy rozbrzmiał dźwięk dzwonów.
– Po cholerę mi to było...
– Zamilknij, póki jeszcze możesz – syknęła, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Hermiona...? – Zdziwiony głos przerwał im możliwość dalszej kłótni. – Merlinie... Tak się
martwiliśmy, że coś ci się stało. Tak nagle zniknęłaś i nikt nie mógł cię znaleźć...
– Ginny... Pamiętaj o oddechu – powiedziała Hermiona, kiedy ogniste włosy przysłoniły jej
widok na świat. – Ciebie też dobrze widzieć – mruknęła w ramię przyjaciółki, przytulając ją mocno do siebie.
– Dobra, wejdź do środka. Harry ucie... – Ginny mimowolnie zamilkła, widząc, kto stał za plecami Hermiony. Ta obejrzała się, przygryzając wargę.
– Ginny to...
– Wiem, kto to – syknęła. – Chcę tylko wiedzieć, co on tu robi.
– Może wejdźmy do środka? – Draco postanowił ratować sytuację.
Ginny spojrzała na niego spode łba, ale odsunęła się.
– Nie zrobią nam nic złego – przedrzeźniał Hermionę, kiedy usiedli na kanapie w salonie.
– Zamknij się. Mogłam spanikować, prawda? – Dziewczyna spojrzała z roztargnieniem na kubek herbaty, który podała jej Ginny, zanim poszła zawołać Harry'ego.
– I tak musisz im powiedzieć...
– Co powiedzieć?
Hermiona podniosła gwałtownie głowę, widząc przyjaciół stojących w progu. Przełknęła ciężko ślinę, spuszczając ponownie wzrok.
– Co ja z tobą mam... – mruknął ledwie słyszalnie Draco, by zaraz złapać za prawą dłoń dziewczyny i podnieść ją do góry, nie zwracając uwagi na zaskoczony krzyk Hermiony.
– Co...? – zaczął Harry, by zaraz zamilknąć, kiedy zauważył złotą obrączkę na serdecznym palcu przyjaciółki.
– Poznajcie panią Malfoy.

Staruszka poczuła przenikliwe zimno rozpływające się po jej zgarbionych plecach. Wzdrygnęła się mimowolnie, ale nie żałowała, że pozbyła się parasola. W takich momentach czuła, że żyła, a nie tylko egzystowała, mimo że lodowate ostrza uderzały o jej zziębniętą skórę.
– Miałeś być przy mnie... nie mam już sił, by iść dalej... – wykrztusiła staruszka, a jej perłowe łzy zaczęły dołączać do groteskowo wesołych strumyków. Ściskając w dłoni fotografię, nie zwróciła uwagi, że wcześniej niezwyciężone chmury, teraz ustępowały silnym promieniom złocistej królowej nieba. Krople wody powoli nikły, pozostawiając po sobie rozległe kałuże, a wiatr zyskał nowy, subtelny charakter, przynosząc ulgę. – Teraz... teraz nie ma nikogo, kto by mnie podniósł, słyszysz? – Staruszka podniosła się gwałtownie. Wyrzuciła ręce w stronę nieba i krzyknęła:
– Zostawiłeś mnie! Obiecywałeś, że tego nie zrobisz! Nie mam już sił... upadłam... – Głos staruszki załamał się. Zagryzła mocno wargę, aż czerwona wstęga nie nakreśliła dróżki na spiczastym podbródku.

– Uwierzysz, że jesteśmy małżeństwem już dziesięć lat? – zapytała z niedowierzaniem Hermiona.
– Też nie mogę w to uwierzyć... – mruknął Draco, podchodząc do kobiety. Przytulił ją, stając za jej plecami i kładąc dłonie na jeszcze płaskim brzuchu.
– Mam nadzieję, że to hormony, bo mam ochotę powiedzieć coś obrzydliwie sentymentalnego – parsknęła, wtulając się w klatkę piersiową mężczyzny.
– Słyszałaś? Chyba ktoś mnie wołał...
– Przestań – powiedziała szatynka z udawanym gniewem.
– Dobrze, już nie przerywam – skapitulował Draco, całując ramię Hermiony.
– Przy tobie czuję, że mogę wszystko, wiesz? Że nie ma nic niemożliwego, póki stoisz koło mnie.
Po chwili pozornie przerażony głos blondyna przerwał ciszę:
– Mam nadzieję, że to były hormony, bo w innym przypadku chyba się zastanowię nad rozwodem.
– Możesz być chociaż na chwilę poważny? – zapytała. Nuta rozczarowania zadźwięczała w
melodyjnym głosie szatynki.
– A co chcesz usłyszeć? Wiesz, że poza tobą świata nie widzę. – Draco odwrócił do siebie Hermionę i uśmiechnął się zawadiacko.
– Nie wiem, co ja bez ciebie zrobię... – westchnęła.
– Spokojnie... Tak szybko się ode mnie nie uwolnisz – mruknął Draco, zanim jego usta nie spotkały się z ustami Hermiony.

– Lubiłam tę niewolę, wiesz? – Histeryczny śmiech wyrwał się z ust staruszki. – Nie ma nikogo... Nikogo, kto by ciebie zastąpił... Kto by mnie kolejny raz podniósł...