Wojna zmienia człowieka nie tylko
powierzchownie, ale przede wszystkim wpływa na mentalność — przeczytasz w mugolskiej książce, po którą sięgniesz
pewnego wieczoru z niezbyt jasnego powodu. Może to wina okładki (widok
zniszczonego domku usytuowanego gdzieś w górach przyciągnie twój wzrok), może
tytułu nakierowującego na nieprzyjemne skutki wieloletnich bitew i potyczek, a
może dlatego, że to prezent od ukochanego. Myśląc o tym, stwierdzisz, że
ostatnia opcja jest jak najbardziej prawdopodobna. Sięgniesz wtedy palcami po
swój łańcuszek złożony ponad tydzień temu w szufladzie biurka znajdującego się
w gabinecie, gdzie zazwyczaj pracujesz, i po kilkunastominutowej obserwacji
założysz go. W tej samej chwili uśmiechniesz się lekko, wspominając moment, gdy
go otrzymałaś wraz z tą powieścią, po której będziesz wodzić wzrokiem, chcąc
skupić myśli.
Odwrócisz wzrok, kiedy zdasz sobie
sprawę, że twój ulubiony bohater ginie w męczarniach, z dala od rodziny,
samotnie, mając za towarzysza jedynie swego oprawcę. Zaciśniesz mocno wargi,
powstrzymując się tym samym od płaczu, chociaż twoje starania i tak spełzną na
niczym, bo po kilku sekundach po twoich policzkach będą spływać słone krople
pełne bólu i bezradności, ale przede wszystkim tęsknoty.
Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy się o tobie
dowiedziałam. Pewnie nie zwróciłeś na to uwagi, ale ja już wtedy, rankiem,
przeczuwałam, że coś pójdzie nie tak, wtedy pożałowałam, że wraz z Harrym
postanowiliście zostać aurorami.
Z
targającymi tobą negatywnymi emocjami, zatrzaśniesz lekturę i odłożysz ją w jak
najdalszy kąt, by nie przykuwała twojej uwagi.
— Mamo! — usłyszysz krzyk
swojej córki z sąsiedniego pokoju, po czym natychmiast pobiegniesz do niej,
ocierając po drodze twarz, by nie pokazać jej swojego cierpienia.
— Rose, kochanie, co się stało? — spytasz, gdy znajdziesz
się przy jej łóżku.
Zauważysz wtedy, że się trzęsie, że
drży jej ręka, po czym przytulisz ją do siebie, zapewniając, że wszystko będzie
w porządku, chociaż sama takiej pewności nie posiądziesz. Wyszepczesz szereg
pocieszających słów, w które sama nie uwierzysz, ale wymówisz je z takim
przekonaniem, by twoje dziecko się uspokoiło i chociaż ono doświadczyło
ukojenia. Nie dowiesz się, że tak naprawdę ono dzieli z tobą ten ból, nie
możesz, bo Rose nigdy ci tego nie powie, ukrywając to w sobie.
Po kilku minutach wyczujesz, że jej
oddech się uspokaja, dzięki czemu i ty staniesz się odrobinę szczęśliwsza, ale
nie potrwa to długo, bo gdy tylko opuścisz jej pokój, znowu ujrzysz twarz Rona
na waszym wspólnym zdjęciu, waszej trójki, które kiedyś zrobione magicznym
aparatem ozdabia ścianę na holu. Za każdym razem, kiedy je miniesz, do umysłu powrócą
myśli o nim, wspomnisz szczęście, jakim cię obdarzył, miłość, jaką ci ofiarował
i to, jak ważną osoba stał się dla ciebie, z czego nie zdawałaś sobie sprawy do
czasu oświadczyn. Tym razem prędko zaciśniesz powieki, usiłując nie patrzeć na
radosny obrazek, bo zdasz sobie sprawę, jak trudno będzie ci opanować tęsknotę,
nim zaśniesz.
Ale jednak jakimś cudem zmrużysz
oczy, odchodząc w krainę snu. Tej nocy
nie odwiedzą cię obrazy wojny przepełnionej krwią i śmiercią bliskich, co mocno
cię zdziwi, bo każdą marę zapamiętujesz doskonale i nie zdarzył się dzień, byś
wyśniła coś innego. Tej nocy
przyjdzie do ciebie Ron, zauważysz go z daleka, nie będziesz musiała się nawet
odwracać, by wiedzieć, że to on. Tej
nocy zbierze wam się na wyjaśnienia, tej nocy zyskasz nadzieję na coś
dobrego. I będziesz mieć rację.
Kiedy podejdzie do ciebie ze swoim
uśmiechem, zdziwi cię; nie uwierzysz w tę radość, nie w czasie, gdy ty
wypłakujesz oczy z bólu i tęsknoty. Później poczujesz jego duże dłonie na
swoich plecach, po których zacznie przejeżdżać, gładząc twoja odkryta skórę,
poczujesz się naga, chociaż tak naprawdę będziesz w pełni ubrana, ale to nie
zyska znaczenia, poczujesz się inaczej. Westchniesz, gdy jego silne ramiona
oplotą twoje ciało, odetchniesz ciężko, wdychając jego zapach, który przecież
tak dobrze znasz. Nie dasz wiary temu, co się właśnie rozgrywa. Po pewnym
czasie, bo nie wiesz, ile dokładnie minęło, odsunie się i spojrzy ci w oczy,
zauważysz ciepło, jakie stara się ci mentalnie wysłać, prawie poczujesz bijące
od niego uczucie.
— Hermiono — wyszepcze w końcu, a to
sprawi, że na twoich ustach pokaże się coś na kształt uśmiechu. Poczujesz
rozlewającą się po ciele magię, płynącą z melodyjności głosu, z emocji, jakie
zostały w nim zawarte.
Nie odpowiesz, a jedynie złapiesz go
za dłoń, którą przyciągniesz do siebie i położysz na piersi, na sercu. Nie
zobaczysz ledwo widocznego grymasu na twarzy Rona, przez co poczujesz się
lepiej niż w niebie.
Myśląc o tym, w końcu zastanowisz
się, gdzie tak naprawdę jesteś i o niczym dobrym nie pomyślisz. Przez moment
przyjdzie ci do głowy wizja, że umarłaś, chociaż niewiadomo jakim sposobem,
zaczniesz się obawiać, że zostawiłaś Rose samą sobie, bez opieki, bez rodziny.
— Nie umarłaś — usłyszysz swojego ukochanego
i pomyślisz, że czyta ci w myślach. — Powiedziałaś to na głos, kochanie —
dokończy, uspokajając cię. — Ale nie mamy wiele czasu.
Zadrżysz na te kilka słów,
uświadamiając sobie, że ma całkowita rację, odwrócisz się do niego twarzą, po
czym obydwoje usiądziecie na ziemi i zaczniecie rozmawiać.
Wasza pogawędka nie będzie trwać
godziny, właściwie to niecałe pół, ale stwierdzisz, że to najlepiej
wykorzystany czas od wielu lat. Z wymiany zdań zapamiętasz prawie każde słowo,
tak ci się przynajmniej wydaje i będziesz mieć rację, ale w geście
ubezpieczenia się przed tym spiszesz wszystko na kartkach dziennika. Nie dowiesz
się, gdzie zostałaś zabrana, bo Ron nie zdąży ci o tym opowiedzieć, ale
stwierdzisz, że to nie takie istotne i ważne są treści, jakie ci przekazał.
Uśmiechniesz się, wspominając jego prośby. Powędrujesz dłonią do zawieszonego
na rzemyku kryształu, który od kilkunastu minut ozdabia twoja szyję, co da ci
energię do działania.
— Muszę już iść — odrzeknie smutno,
cofając się o krok w żółwim tempie, przez co posmutniejesz. — Nie rób takiej
miny, jesteś Weasley, jesteśmy twardzi — skarci cię, czym wywoła u ciebie napad
chichotu.
Zdasz sobie sprawę, że to pierwszy
raz od jego śmierci.
I wtedy odejdzie, zostawiając cię
samą w ciemnym pomieszczeniu, które zacznie wypełniać gęsta mgła.
Obudzisz się dość gwałtownie,
zaskoczona uginającym się materacem. Zerkniesz na sprawcę swojej pobudki i
przetrzesz prędko oczy. Gdy zauważysz Rose, przypomnisz sobie obietnicę złożoną
swojemu mężowi i natychmiast przywołasz na twarz wesoły wyraz, czym zaskoczysz
nie tylko córkę, ale przede wszystkim siebie.
— Mamo! Obudziłaś się, to musisz
wstać! — wykrzyknie ci wprost do ucha, po czym zacznie biegać po sypialni. Nie
zdziwisz się, pamiętasz, że odkąd tylko nauczyła się chodzić, wszędzie było jej
pełno, a tym samym będziesz widzieć Rona w kółko biegającego za nią. To cię
pocieszy.
— Tak? A to dlaczego? — starasz się
droczyć. Odgarniasz jedną ręką pościel i wyplątujesz z niej książkę o prawie
czarodziejów, którą wczoraj położyłaś na
półce w zamiarze zgłębienia jej, ale na zamiarach się skończyło.
— Hymmm — wypowie głośno Rose, co
zabrzmi dość zabawnie w jej wykonaniu i zamacha gwałtownie dłonią, dając pokaz
dziecięcej magii w postaci rozbitego wazonu.
Dopiero wtedy uświadomisz sobie, jak
wielkie szczęście posiadasz, że masz Rose. Karcisz się za swój zły humor w
ciągu poprzednich dni i za niepoświęcanie wystarczającej liczby godzin swojej
najbliższej perełce. Uśmiechniesz się szeroko, nie ganiąc jej za szkody, jakie
spowodowała, nawet jeśli była to tylko przypadkowa magia. Przyrzekniesz sobie,
że nic nie stanie ci na przeszkodzie, byś była najlepszą mamą na świecie i
wiesz, że tak się stanie, bo mając tak wygórowane ambicje, nic nie może być
niemożliwego dla Hermiony Weasley. Uwierzysz w to wszystko i zawalczysz nie dla
siebie, ale przede wszystkim dla swojej miłości, dla swojej córki.
— No dobrze, powiem ci, ale to tajemnica. Tatuś mnie
odwiedził w nocy — powie bardzo cicho. Serce załomocze ci w klatce piersiowej
na to wyznanie, ale postarasz się nie ukazać ekscytacji.
— Tak? I co powiedział?
— Mówił, że tęskni. I dał mi misję: mam sprawić, że się
podniesiesz… albo wzniesiesz. Jakoś tak.
Bo
ja wiem, Hermiono, że to ona będzie powodem, dzięki któremu się nie załamiesz i
podniesiesz się. Ja nie wrócę, ale zawsze będę obok was.
— No i widzisz? Wstałaś z łóżka. —
Wypnie dumnie pierś. — Sądzę, że zasłużyłam na nagrodę.
Zaśmiejesz się na jej próbę
uzyskania nowej miotły dziecięcej, do której przekonuje cię drugi tydzień, po
czym ucałujesz jej czubek głowy, w duchu dziękując Merlinowi i Ronowi za
uświadomienie, jak wielki skarb masz pod nosem.
Podnoszę
się.