Ariana dla WS | Blogger | X X

18 paź 2015

"Włochate serce Draco Malfoya" - miniaturka konkursowa #6

Nad wilgotną ziemią unosiła się gęsta, przypominająca pajęczą sieć mgła. Bliżej ziemi, tuż przy przegniłych konarach przypominała mżawkę. Krople, które osiadły na szorstkim futrze wygrzewającego się na polanie lisa, mieniły się feerią barw, odbijając ostre promienie zachodzącego słońca. Zwierzę ziewnęło szeroko, odsłaniając ostre zęby i przymknęło z zadowoleniem oczy. Draco zaciągnął się mocno i zgasił papierosa o kamienny parapet. Wrzucił niedopałek do małej, ceramicznej doniczki i schował ją w kącie okna.
Naiwnie poprzysiągł sobie, że dziś odetnie się od pełnych gniewu i bólu myśli. Nie da ponieść się emocjom. Nie ogarnie go dzikie przerażenie, nie zrobi z siebie głupka. Zapomni o nadciągającej wojnie, o zapachu wymiocin i krwi, plamiącej drogocenne dywany w Malfoy Manor. O jeńcach w piwnicy i rozkładających się zwłokach Charity Burbage. O wszystkim. Może nawet wróci do Hogwartu. Przecież wszyscy tego od niego oczekiwali.
Od zawsze stawiano mu wymagania, którym miał sprostać. Nikt nie pytał go o zdanie, nikt nie martwił się czy podoła. „Histeria”, „panika”, „tchórzostwo”- tym według Lucjusza były marne próby rozmowy Draco z ojcem.
Gdy ponownie popatrzył na polanę, po lisie nie było już śladu. Zmrużył zdumiony oczy, widząc targane wiatrem, czarne smugi dymu. Chwilę później rozległo się głośne trzaśnięcie. Zeskoczył z parapetu i podszedł do drzwi. Uchylił je lekko a do jego nozdrzy wdarł się ostry, mdlący zapach. Draco przełknął głośno ślinę i starając się nie zwracać uwagi na dobiegające z salonu krzyki, zszedł po schodach.
Zatrzymał się przed dużymi, kunsztownie zdobionymi drzwiami i rozejrzał się nerwowo. Pot perlił się na jego twarzy, a rozdzierający smród zatęchłej krwi oblepiał jego ciało niczym pajęczyna. Wiedział jednak, że nie miał wyboru. Ochronny kokon, w którym zamknęli go rodzice przestał istnieć. Musiał jak najszybciej wykonać powierzone mu przez Czarnego Pana zadanie. Inaczej, czekała go śmierć.
Zamknął za sobą drzwi i sięgnął po stojący na szafie, duży słój. Przymknął oczy i przyłożył różdżkę do ciała. Chwilę później przeraźliwy ból rozerwał jego klatkę piersiową na strzępy. Z trudem walczył o oddech, jednak drżącą dłonią złapał ociekające krwią serce i włożył je do słoja. Rana szybko się zabliźniła, jednak ciało wciąż odmawiało mu posłuszeństwa. Opadł na chłodną posadzkę i roześmiał się głośno.
Teraz mógł wykonać powierzone mu zadanie. Mógł zabić Hermionę Granger.
Zamrugał szybko i otarł ściekającą po policzku łzę. Ostatnią pozostałość, po jego miękkim sercu.

·          
Hermiona skrzywiła się niezadowolona i opadła na niewygodną pryczę, chowając twarz w dłoniach. Wpatrując się w ubłocone tenisówki roześmiała się gorzko.
Nie widziała GO od miesięcy i by nie pogrążyć się w swym żalu, całkowicie poświęciła się pomocy Harremu w odnalezieniu horkruksów. Teraz, gdy po wielu tygodniach udało im się dotrzeć do Hogwartu, pozwoliła sobie na chwilę słabości. Wykorzystując nieobecność przyjaciół, wyjęła z kieszeni srebrny pierścień. Przełykając głośno ślinę przesunęła palcem po szmaragdowym oczku, w którym zatopiono czerwoną kroplę krwi. Jego krwi.
Nigdy nie powiedział jej nic, co mogło by dać jej jakąkolwiek nadzieję na to, że naprawdę ją kocha. Ona też starała się utrzymywać dystans, bowiem nigdy do końca mu nie zaufała. Nie mogła. Był Ślizgonem, Malfoyem, Śmierciożercą.
Każde ich spotkanie okupione było cierpieniem. Na sam jego widok jej serce wyrywało się z piersi, a nie mogła go nawet dotknąć. Wiedzieli, jak zgubne było by to dal nich obojga.
Dlatego ograniczyli się do rozmów. A były to rozmowy doprawdy wyjątkowe. Dające nadzieję na to, że kiedyś będą mogli być razem. Że kiedyś więcej będzie ich łączyć, niż dzielić.
Stało się jednak to, czego się obawiała. Zniknął bez słowa, prawdopodobnie na zawsze…
Głośne wybuch wyrwał ją z zamyślenia. Zacisnęła palce na pierścieniu i zerwała się z łóżka. Wybiegła na korytarz, wpadając prosto w ramiona Rona.
-Rozmawiałem z Harry i wiesz co pomyśleliśmy…właściwie to ja pomyślałem, że i tak nie ma sensu żebyśmy szukali horkruksów.
Hermiona zmrużyła zdumiona oczy.
-Zwariowałeś?
Pokręcił głową.
-Harry szuka diademu Roweny Ravenclaw. W niczym mu się nie przydamy, ale… Dziennik Toma Riddle’a udało się zniszczyć kłem bazyliszka. A w komnacie tajemnic…
-To jest absolutnie genialne Ron!- Hermiona roześmiała się i złapała go za rękę by pod wpływem napierającego tłumu nie zgubić przyjaciela.
-E, dzięki- wymruczał zaskoczony, a na jego policzkach pojawił się rumieniec.
Z trudem udało im się przebrnąć przez zatłoczony korytarz i dotrzeć na drugie piętro. Po wejściu do tuneli, ich oczom ukazał im się  duży, okrągły właz.  
Ron popatrzył na Hermionę rozbawiony i wyszeptał cicho kilka słów. Ogromne, metalowe zasuwy w kształcie węży przesunęły się a drzwi ustąpiły z cichym skrzypnięciem.
-Harry gada jak śpi, nie zauważyłaś?
Hermiona wzruszyła ramionami.
-Nie miałam okazji…
Nagle tuż nad nimi rozległ się głośny huk. W powietrze wzbił się dławiący kurz, a ze sklepienia posypały się odłamki kamieni. 
-Wiem, że tu jesteś szlamo!
Hermiona zamarła słysząc dobiegający z góry głos. Lekko zachrypnięty, pełen pogardy i gniewu. Głos Draco Malfoya.
Starając się opanować drżenie dłoni, wyjęła z kieszeni małą torebeczkę i rzuciła ją Ronowi.
-Idź, ja go zatrzymam.
Ron popatrzył na nią ze strachem.
-Nie mogę iść bez ciebie, pomogę ci i…
-Nie możemy ryzykować, idź! Dogonię cię, jak tylko będę mogła!
Ron zawahał się przez moment, ale ona nie mogła dłużej czekać. Ryzyko, że Draco przeszkodzi im w zniszczeniu horkruksa było zbyt duże. A jej tęsknota jeszcze większa. 
Szybko pokonała tunel, wychodzący tuż obok marmurowych umywalek i dysząc ciężko, rozejrzała się dookoła. Woda lała się z kranów, zalewając całą posadzkę. Jedno z witrażowych okien było wybite, a przez dziurę wpadało chłodne, wiosenne powietrze.
Silny  powiew wiatru uderzył w nią równie brutalnie, co strumień oślepiającego światła.
Krzyknęła głośno, czując jak niewidzialne pętle krępują jej ręce i podcinają nogi. Upadła na ziemię, a więzy zacisnęły się boleśnie wżynając się w ciało. Skrzywiła się, czując między palcami ciepłą, lepką krew. Powoli uniosła głowę.
-Niemożliwe- szepnęła, wpatrując się w szare oczy oprawcy.
Wyraźnie się zmienił, jednak ani przez moment nie miała wątpliwości, że stoi przed nią Malfoy. Przeraźliwie chudy i blady, celował różdżką prosto w jej pierś.  Ubrany w idealnie skrojony, czarny garnitur wyglądał wyjątkowo obco.  Jeszcze gorsze było jego spojrzenie. Tak zimne i obojętne, jakby ich wspólne chwile, które starannie posegregowała w swojej pamięci nigdy nie istniały.
-To boli Draco- jęknęła, czując jak więzy z każdą chwilą coraz mocniej oplatają jej ciało.
Wzruszył ramionami i schował ręce do kieszeni.
-Więc przestań się wiercić.
Parsknęła kpiąco. Jak mogła być tak naiwna? Jak mogła kiedykolwiek dopuścić do siebie myśl, że naprawdę mu zależy? Że się zmienił?
-Jesteś bez serca Malofy- warknęła, wbijając w niego pełne gniewu spojrzenie.
Draco roześmiał się szyderczo i pochylił się nad nią, zabierając jej różdżkę.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo masz rację Granger.
Odrzucił na bok drewniany patyk i wyciągnął dłoń w jej kierunku. Tęsknota zwyciężyła nad przerażeniem. Wtuliła twarz w jego zimne palce i nagle poczuła chłód. Dziki, wszechogarniający. I nagle wszystko zrozumiała. Odsunęła się od niego jak oparzona.
-Nie mogłeś Draco… To niemożliwe!
Uniósł kpiąco brwi i machnął różdżką, wyswobadzając ją z więzów. Przywarła plecami do ściany, patrząc na niego z niedowierzaniem.
-To tylko bajka…
-Baśń- poprawił ją-A to duża różnica.
Hermiona przeczesała palcami włosy i zaśmiała się histerycznie. Draco skrzywił się niezadowolony, jakby zmęczony całą sytuacją i sięgnął do kieszeni marynarki.
-Nie miałem wyboru. Coraz bardziej zatracałem się w tym cholernym uczuciu do ciebie! A on… zauważył to. Więc postanowił po raz kolejny zabawić się moim życiem i ukarać mnie za to, że nie zabiłem Dumbledore’a.  Wiedział, że stchórzę, że nie będę w stanie cię zabić…
Pokręcił głową, jakby chcąc odtrącić od siebie nieprzyjemne myśli i postawił słój na kamiennej podłodze. Hermiona poczuła jak fala mdłości wstrząsa jej ciałem.  Widok wyschniętego, porośniętego włosami serca był tak odrzucający, że odwróciła wzrok.
„Tutaj, w kryształowej szkatułce, spoczywało bijące serce czarodzieja. Dawno temu odłączone od oczu, uszu i palców, nigdy nie uległo czarowi piękna, melodyjnego głosu i dotyku jedwabistej skóry”
Nie miała pojęcia, że słowa baśni, którą tak wielokrotnie czytała kiedykolwiek staną się rzeczywistością. Przełknęła głośno ślinę i popatrzyła w oczy Draco Malofya. Po raz ostatni. Zielony strumień światła uderzył ją w pierś a wątłe ciało upadło na kamienną posadzkę niczym szmaciana lalka.
Chwilę później zamknięte w szklanym słoju serce pękło. Draco padł na ciało Hermiony i wyzionął ducha.

Przeznaczeniu stało się zadość.