Ariana dla WS | Blogger | X X

16 sie 2015

Miniaturka próbna "Czas"

Kryteria oceniania:
 - odniesienie do tematu (0-3)
 - styl napisanej pracy (0-10) 
 - błędy (0-10)
 - dodatkowe punkty (-/+5)

Temat, na który została napisana praca to CZAS.


 "CZAS"

Wpatrując się w pustą kartkę papieru w głowie krążyło wiele myśli, których nie sposób było ułożyć w logiczną całość. Na myśl przychodziły słowa, dużo słów; ponownie powracały wspomnienia z wcześniejszych lat, zarówno te przykre, jak i szczęśliwe. W życiu spotkało mnie wiele sytuacji, które wpłynęły w jakiś sposób na moje życie i uczyniło takim, jakim do końca było. Nigdy nie potrafiłam zapomnieć o osobach niegdyś dla mnie ważnych, chociaż w obecnej chwili wielu już z nich nie było. Śmierć zbiera ogromne żniwo, nie oszczędza nikogo ─ czy to stary, biedny, głupi, mądry ─ zabiera go ze sobą, gdzieś w zupełnie inną otchłań, gdzieś, skąd nie powrócił nikt. Wzięłam do dłoni pióro; jego końcówkę zanurzyłam w atramencie i zaczęłam pisać… Pisałam dokładnie to co dyktowało mi serce, każde słowo płynęło prosto z niego i trafiało na kartkę papieru. W międzyczasie popiłam zieloną herbatę, która już dawno zdążyła wystygnąć. Za oknem pojawił się zmierzch. Słońce już dawno schowało się za horyzontem, ustępując miejsca księżycowi. Dzisiejszej nocy pokazywał swoje oblicze w pełni; dawno nie miałam okazji podziwiać tego zjawiska. Zegar wiszący na ścianie dał o sobie znać, wskazówki ustawiły się w jedną linię i wskazały pułnoc. Postanowiłam ostatnią na kartke kropke i na samym końcu złożyłam swój podpis. Spojrzałam na cały list krytycznym okiem, wstawiłam gdzie nie gdzie zagubione przecinki, po czym złożyłam kartkę na pół, wkładając ją do koperty. Napisałam na niej dwa słowa i delikatnie się uśmiechnęłam. Zgasiłam lampkę, dzięki której coś widziałam i wstałam z krzesła, podsuwając je zaraz pod biurko, po raz ostatni. List położyłam na blacie tak aby znajdował się  w widocznym miejscu.
Wolnym krokiem podeszłam do okna, przeglądając się swojemu odbiciu. Siwe włosy okalały całą twarz; po brązowych lokach nie było już śladu, pamiętałam tamtą burzę włosów jedynie ze wspomnień, które zaczęły już powoli zanikać. Widziałam je na zdjęciach ─ to było jedyne potwierdzenie, że niegdyś miałam taką fryzurę. Pod oczami swoje stałe miejsce miały zmarszczki, a brązowe oczy, świecące radością, teraz zakryte były delikatną mgiełką… Uniosłam do góry dłonie, już pomarszczone, nie nadające się do zbyt wielu prac, i z sentymentem przejechałam palcem po złotej obrączce; została na niej wyryta data ślubu. Data naszego ślubu, Draco… Wyrywając się z głębokiego zamyślenia, spojrzałam się w dal, przypatrując się z uwagą parze, spacerującej ulicą. Byli młodzi, szczęśliwi, mieli przed sobą perspektywę długiego życia, pewnie plany na przyszłość takie jak założenie rodziny, zbudowanie własnego domu. Mieli marzenia, które mogli realizować, mieli jeszcze czas; ja już tego czasu nie miałam. Gdzieś w oddali zahukała sowa, przypominająca mi sowy z Hogwartu; dostarczały codziennie do Wielkiej Sali pocztę, przynosiły gazety z najświeższymi wiadomościami. Odwróciłam się do okna i podeszłam do komody, stojącej obok biurka. W szufladach były moje ubrania, a ostatnia ciągle należała do ciebie, Draco. Na szafce poustawiane były fotografie z różnych etapów mojego życia; było zdjęcie rodziców, zdjęcie ze ślubu Harryego i Ginny, a także nasza wspólna fotografia. Niezbyt lubiłeś, jak robiono nam zdjęcia a przecież zawsze wychodziłeś na nich idealnie. Ze łzami w oczach wzięłam w drżące ręce ramkę, ścierając przy okazji z niej kurz. Zupełnie nieświadoma tego co robię, złożyłam pocałunek na zdjęciu, jakbym chciała się pożegnać. Odłożyłam fotografię; moim kolejnym ruchem było schylenie się do ostatniej szuflady. Wyjęłam z niej kilka przedmiotów i rozłożyłam na komodzie, tuż obok siebie, przypatrując się każdej z osobna. Złoty znicz, twój pierwszy złoty znicz, którego otrzymałeś na pamiątkę zakończenia szkoły. Gdy wzięłam przedmiot w ręce, znicz wysunął swoje srebrne skrzydełka i uniósł się kilka centymetrów. Po chwili jednak z powrotem wrócił na swoje miejsce. Kolejną rzeczą, którą wyjęłam, był szalik Slyterinu. Uniosłam go do swojej twarzy i zaciongnęłam się zapachem… Mimo że ów zapach stracił na swojej wartości, ja ciągle czułam zapach twoich perfum, tak charakterystycznych jedynie dla ciebie. 
Przeszłam dalej, stając przed dużą, drewnianą szafą. Z kieszeni spodni wyjęłam mały kluczyk, po czym włożyłam go do zamka i przekręciłam. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, które pewnie i tak usłyszałam tylko ja. Sięgnęłam po bluzę; tak bluzę. To w niej chodził przez ostatnie dni i ciągle powtarzał, że to jego ulubiona. Nieświadomie wypuściłam kluczyk z dłoni pozwalając, aby upadł na miękki dywan.
Skierowałam swoje kroki w stronę łóżka. Kilka sekund później już na nimleżałam, przykryta w połowie przez bluzę. Przekręciłam się na lewy bok i wpatrywałam się w przestrzeń znajdującą się przede mną. Drewniane drzwi od rana były zamknięte; syn jedynie rano i w południe przyszedł zapytać się czy wszystko w porządku. Odprawiłam go zdaniem by niczym się nie przejmował ─ w końcu nie miał tak naprawdę czym się przejmować. Tak musiało być. Przymykając lekko oczy powróciłam w pamięci do odległych wydarzeń, do wspomnień, dzięki którym na moich ustach pojawiał się uśmiech. Wspomnień dla których warto było żyć…

─ Chciałeś mi coś powiedzieć ale Harry nam przerwał. Więc…? ─ zapytałam, poprawiając się na krześle. Byłam strasznie ciekawa, co takiego Malfoy chciał mi powiedzieć. Jego nerwowa mina w pewnym stopniu mnie rozśmieszała, ale dobrze wiedziałam, że gdybym w tym momencie zaczęła się śmiać, wyszłabym na niepoważną.
─ Tak. Granger, ja...
─ Proszę, cieplutka czekolada i herbata. Z miodem oczywiście, bo na ten mróz, to tylko taką trzeba pić ─ przerwała mu starsza pani, która przyniosła nasze zamówienie. Postawiła przede mną kubek parującej czekolady, a przed Draco herbatę. - Jeszcze dolałam ci trochę syropu malinowego. I trochę cytryny. Posmakuje ci ─ dodała z przekonaniem, mrugając do Malfoy’a. Zachichotałam cicho pod nosem na widok zdziwionej twarzy Draco. Mimo wszystko, kiwnął twierdząco głową w ramach podziękowania za przyniesienie parujących kubków. ─ Coś jeszcze wam przynieść?
─ Nie, dziękujemy. ─ odparłam uśmiechając się ciepło w stronę kobiety. Odwzajemniła uśmiech, a w jej oczach dostrzegłam iskierki rozbawienia.
─ Pasujecie do siebie, dzieci. Chłopcze, nie przepuść takiej okazji! ─ Stanęła za Malfoy’em, kładąc swoją dłoń na jego ramieniu. ─ Powinieneś na randkę ją zaprosić - Powiedziała z przekonaniem.
Czułam że na moje policzki wstępują rumieńce. W myślach wmawiałam sobie, że to od ciepła w pomieszczeniu. Na zwykle bladej twarzy blondyna, również pojawiły się niewielkie rumieńce, a był to niewątpliwie rzadki widok. Gdybym miała aparat, z pewnością wyciągnęłabym aparat, by uchwycić tą wyjątkową chwilę.
─ Tak... Taki miałem zamiar ─ wymamrotał speszony Draco. (…) ─ Granger... ─ zaczął, ale widząc karcący wzrok kobiety, od razu się poprawił. Wyprostował się na krześle, przyjmując na twarz poważy wyraz. ─ Hermiono, czy zechcesz pójść ze mną na kolację?
(…)
─ Granger... ─ zaczął. Zagryzł wargę, jakby przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć. Po dłużej chwili, złapał moją twarz w swoje dłonie, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. ─ Wiem, że nigdy nie będziesz patrzyła na mnie jak na Weasleya, bo nigdy nie pokochasz mnie tak jak jego, ale... Zależy mi na tobie i to cholernie. Nie przerywaj mi ─ powiedział szybko, widząc, że chcę się wtrącić. ─ Blaise musiał ze mną długo rozmawiać, żeby mnie przekonać do tej rozmowy. Nigdy nie byłem dobry w okazywaniu uczuć, ale cholera, ty Granger wyzwalasz we mnie takie emocje... Wszyscy mówią mi na około, że się zmieniłem; że jestem innym,lepszym człowiekiem. I uświadomiłem sobie, że toty mnie zmieniłaś. Uwielbiam każdy kawałek ciebie; nie przeszkadza mi, że czasami się wymądrzasz i tak po prostu, potrzebuję cię... 

─ Głupek ─ westchnęłam. Niespodziewanie dostałam buziaka w policzek... 
─ Czy to może trwać wiecznie? ─ Zapytał Malfoy, kiedy wstawałam z lodu. 
─ Jeśli tylko będziemy chcieli ─ odpowiedziałam podając dłoń blondynowi i pomagając mu się podnieść. 
I razem, podtrzymując się nawzajem, podjechaliśmy do wyjścia, aby w końcu wrócić do domu. 

─ Hermiona! ─ zawołał Draco, powoli ruszając w moim kierunku. Ja również zaczęłam iść, ale w końcu ten chód przerodził się w bieg. Moje serce biło jak oszalałe, w zupełnie nienaturalnym rytmie, jakby chciało wyskoczyć ze swojego miejsca, jakby chciało uciec. Moje nogi jednak biegły w kierunku Malfoya; robiłam to, co dyktowało mi serce, rozum w tym momencie nie miał najmniejszego sensu.
─ Draco! ─ Krzyknęłam, wpadając w objęcia blondyna. Twarz schowałam w zagłębieniu szyi chłopaka, zaczynając głośno płakać. Wszystko sobie przypomniałam. Wszystko powróciło, pamiętałam każdy szept, każdy ból, który przeszywał mnie na wskroś… Wiedziałam, że te wydarzenia miały miejsceniedawno, ale odczuwałam to tak, jakby wszystko wydarzyło się wczoraj. 
─ Cicho… ─ szepnął Malfoy, gładząc mnie delikatnie po plecach. ─ Już po wszystkim.
Przez kilka minut staliśmy na środku korytarza przytulając się do siebie. Żadne z nas nic nie mówiło, nie było to potrzebne. Najważniejsze było to, że byliśmy razem, cieszyliśmy się swoją obecnością. Dziękowaliśmy oboje w myślach Bogu, że nic nam się nie stało.
─ Bałem się o ciebie, wiesz? ─ Powiedział cicho blondyn, odsuwając mnie lekko od siebie. Wytarł z moich policzków resztki łez, uśmiechając się przy tym. ─ Jesteś taka odważna, prawdziwa z ciebie Gryfonka.
─ Ja też się o ciebie cholernie bałam. Teraz wszystko będzie dobrze? ─ zapytałam z nadzieją. Blondyn wziął mnie za rękę i razem ruszyliśmy z powrotem do pokoju, w którym wcześniej leżałam. Czułam się przy nim bezpiecznie, a to było dla mnie najważniejsze. Czułam się kochana, potrzebna… niczego więcej nie potrzebowałam do szczęścia. Było dobrze tak, jak było.
─ Musi być W końcu się nam należy. 

Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, uśmiech błogości i spokoju. Już niedługo Draco. ─ pomyślałam w ostatniej chwili. Chwilę później przymknęłam oczy, a moje serce wydało ostatnie bicie. Wszystko było już dobrze.

Wraz z ostatnim oddechem Hermiona Granger pożegnała się ze światem na ziemi, ale rozpoczęła inne życie… życie lepsze, po drugiej stronie świata; w końcu coś musi być, prawda? Wiatr za oknem głośno wiał, dając o sobie znać. Nagle w pokoju otworzyło się na oścież okno, wpuszczając do środka dużo świeżego powietrza. Z biurka spadła lampka nocna, przez co zrobiło się dużo zamieszenie. Po kilkunastu sekundach w domu, w jednym z pokoi, zapaliło się światło. Jeden z domowników szybko zerwał się z łóżka; już od rana przeczuwał, że coś jest nie tak, coś mu nie pasowało i dlatego dzisiejszego dnia wziął w pracy wolne. Nie chciał budzić żony, dlatego gdy zapytała czy coś się stało, pocałował ją delikatnie w czoło i odpowiedział, że wszystko w porządku. Gdy jego stopy dotknęły zimnych paneli, zadrżał z zimna. Nie pomyślał jednak, aby nasunąć na nogi ciepłe kapcie; automatycznie wyszedł z pokoju i ruszył w stronę pokoju swojej matki. Bał sięgdzieś w głębi serca cholernie się bał, chociaż jego twarz tego nie wyrażała. Tak jak ojciec potrafił maskować uczucia mimoże gdzieś w środku siebie umierał zestrachu, rozpadał się na maleńkie kawałeczki. Ścisnął w dłoniach różdżkę, którą zabrał z szafki nocnej, gdy wychodził z pokoju ─ nawet zapomniał, żeby zapalić w korytarzu światło. Jego oczy przyzwyczaiły się już do ciemności. Drogę do pokoju matki znał idealnie, niemal od dwóch lat na pamięć. Jej „niczym się nie przejmuj” zmartwiło go, ale potrafił uszanować decyzję swojej rodzicieli; bądź co bądź była jedną z najmądrzejszych kobiet, jakie dane było mu poznać. Zresztą, była jego matką ─ od zawsze była dla niego najmądrzejszą i najpiękniejszą mamą na świecie. Gdy był mały mówił, że się z nią ożenił; naprawdę bardzo tego chciał! Nawet bardziej niż pierwszej miotły, dostanej na szóste urodziny.
Doszedł do drzwi. Cicho, pociągając nosem, w myślach wytłumaczył sobie, iż to z zimna; dotknął klamki i nacisnął na nią. Wejście ustąpiło, otwierając się na oścież. Od razu uderzyło w mężczyznę chłodne powietrze. W pokoju było ciemno; dopiero kiedy zapalił światło, dotarło do niego kilka informacji na raz. Okno otwarte było na oścież, hałas, który go zerwał z łóżka spowodowała lampka, leżąca teraz na podłodze. W jego głowie pojawiła się jedna myśl „mama”… I dopiero w tym momencie zauważył. Zauważył leżącą na łóżku rodzicielkę. Na jej twarzy znajdował się spokojny uśmiech, a tuż obok niej leżała stara bluza jego taty… W tej chwili, wiedział już wszystko. Nagle wszystko stało się jasne; chciał się uderzyć w twarz, że niczego się nie domyślił że nie mógł temu zapobiec. Głos rozsądku podpowiadał mu, iż to by nic nie zmieniło, tak miało po prostu być. Ale on był egoistą, chciał mieć mamę dla siebie, chciał aby znowu go przytuliła i powiedziała, że wszystko będzie  dobrze, tak jak kiedyś, gdy był mały i przewrócił się na rowerze. Załkał głośno, przysiadając na skraju łóżka i biorąc w swoje dłonie, zimną już dłoń swojejmatki. Wiedział dobrze, że kiedyś to nadejdzie, jednak nie spodziewał się tego tak szybko. Coś w sercu go zakłuło… Chciał obudzić się z tego koszmaru, bo on wierzył, iż to był tylko sen. Zwykły sen. Ale uszczypnięcie się w ramię niczego nie zmieniło, ciągle siedział na łóżku i płakał, jak małe bezbronne dziecko. Nie był przygotowany na kolejną stratę, nie po tym, jak los odebrał mu ojca. Podniósł głowę do góry, a jego wzrok automatycznie padł na biurko. Zauważył kopertę. Na drżących nogach, z mocno bijącym sercem, Scorpius podszedł do stolika. Dostrzegł napis na kartce „Dla Scorpiusa” i rozpoznał w tych kilku literkach pismo swojej mamy. W jego gardle utworzyła się ogromna gula, ale mimo to, wziął do rąk list i usiadł na krześle. Delikatnie otworzył kopertę uważając, by jej nie zniszczyć.

Kochany Scorpiusie,
Życie ludzkie składa się z chwil ─ myślę, że sam najlepiej o tym wiesz. Z chwil radosnych, dzięki którym na ustach pojawia się uśmiech ale też smutnych, kiedy z oczu spływają łzy. W moim życiu było wiele momentów zarówno jednych jak i drugich. Nie potrafię powiedzieć których było więcej, ale wydaje mi się, że tych dobrych; bo nawet w tych złych sytuacjach starałam się znaleźć coś pozytywnego. Poznanie Twojego taty było niewątpliwie najlepszym momentem w moim życiu. Pewnie dobrze pamiętasz nasze opowiadania, jakie serwowaliśmy Ci, gdy byłeś małym chłopcem. Opowiadaliśmy Ci jak z wrogów, gdy między nami jedyne co było to nienawiść, staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi, aż w końcu kimś bliższym. Nienawiść jest silnym uczuciem i trzeba obchodzić się z nią ostrożnie, ale my chyba o tym zapomnieliśmy… Pisząc te słowa uśmiecham się do siebie-te wspomnienia są dobre, najlepsze ze wszystkich.
Miałam cudownych przyjaciół, za których gotowa bym była oddać życie w każdej chwili, bez wahania. Mam za sobą najlepsze życie jakie tylko mogłam mieć. Nie żałuję ani jednej chwili, chociaż wiem, że wiele z nich mogło być lepszych. Nic nie dzieje się przez przypadek Scorpiusie wszystko jest po coś. Nie martw się. Pamiętaj, że życie toczy się dalej mimo wszystko. Nie wolno Ci się zatrzymać ─ idź przed siebie tak, jak Cię nauczyliśmy. Masz dla kogo żyć; żonę, maleńką córeczkę, którą musisz wspólnie z małżonką nauczyć życia. Jedyną radę jaką dla Ciebie mam to… bądź szczęśliwy. Otaczaj miłością swoją rodzinę, bo to najlepsza recepta na szczęście.
Nie żałuj mnie, Scorpiusie. Nie rzałuj, ponieważ teraz jestem naprawdę szczęśliwa, ale i zmęczona; przyszedł już mój czas.

Twoja mama
Hermiona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz