Kryteria oceniania:
- odniesienie do tematu (0-3)
- styl napisanej pracy (0-10)
- błędy (0-10)
- dodatkowe punkty (-/+5)
Temat, na który została napisana praca to CZAS.
"CZAS"
Wpatrując się w pustą kartkę papieru w głowie krążyło wiele
myśli, których nie sposób było ułożyć w logiczną całość. Na myśl przychodziły
słowa, dużo słów; ponownie powracały wspomnienia z wcześniejszych lat, zarówno
te przykre, jak i szczęśliwe. W życiu spotkało mnie wiele sytuacji, które wpłynęły
w jakiś sposób na moje życie i uczyniło takim, jakim do końca było. Nigdy nie
potrafiłam zapomnieć o osobach niegdyś dla mnie ważnych, chociaż w obecnej
chwili wielu już z nich nie było. Śmierć zbiera ogromne żniwo, nie oszczędza
nikogo ─ czy to stary, biedny, głupi, mądry ─ zabiera go ze sobą, gdzieś w
zupełnie inną otchłań, gdzieś, skąd nie powrócił nikt. Wzięłam do dłoni pióro;
jego końcówkę zanurzyłam w atramencie i zaczęłam pisać… Pisałam dokładnie to co
dyktowało mi serce, każde słowo płynęło prosto z niego i trafiało na kartkę
papieru. W międzyczasie popiłam zieloną herbatę, która już dawno zdążyła
wystygnąć. Za oknem pojawił się zmierzch. Słońce już dawno schowało się za
horyzontem, ustępując miejsca księżycowi. Dzisiejszej nocy pokazywał swoje
oblicze w pełni; dawno nie miałam okazji podziwiać tego zjawiska. Zegar wiszący
na ścianie dał o sobie znać, wskazówki ustawiły się w jedną linię i wskazały
pułnoc. Postanowiłam ostatnią na kartke kropke i na samym końcu złożyłam swój
podpis. Spojrzałam na cały list krytycznym okiem, wstawiłam gdzie nie gdzie
zagubione przecinki, po czym złożyłam kartkę na pół, wkładając ją do koperty. Napisałam
na niej dwa słowa i delikatnie się uśmiechnęłam. Zgasiłam lampkę, dzięki której
coś widziałam i wstałam z krzesła, podsuwając je zaraz pod biurko, po raz
ostatni. List położyłam na blacie tak aby znajdował się w widocznym miejscu.
Wolnym
krokiem podeszłam do okna, przeglądając się swojemu odbiciu. Siwe włosy okalały
całą twarz; po brązowych lokach nie było już śladu, pamiętałam tamtą burzę
włosów jedynie ze wspomnień, które zaczęły już powoli zanikać. Widziałam je na
zdjęciach ─ to było jedyne potwierdzenie, że niegdyś miałam taką fryzurę. Pod
oczami swoje stałe miejsce miały zmarszczki, a brązowe oczy, świecące radością,
teraz zakryte były delikatną mgiełką… Uniosłam do góry dłonie, już
pomarszczone, nie nadające się do zbyt wielu prac, i z sentymentem przejechałam
palcem po złotej obrączce; została na niej wyryta data ślubu. Data naszego
ślubu, Draco… Wyrywając się z głębokiego zamyślenia, spojrzałam się w dal,
przypatrując się z uwagą parze, spacerującej ulicą. Byli młodzi, szczęśliwi,
mieli przed sobą perspektywę długiego życia, pewnie plany na przyszłość takie
jak założenie rodziny, zbudowanie własnego domu. Mieli marzenia, które mogli
realizować, mieli jeszcze czas; ja już tego czasu nie miałam. Gdzieś w oddali
zahukała sowa, przypominająca mi sowy z Hogwartu; dostarczały codziennie do
Wielkiej Sali pocztę, przynosiły gazety z najświeższymi wiadomościami. Odwróciłam
się do okna i podeszłam do komody, stojącej obok biurka. W szufladach były moje
ubrania, a ostatnia ciągle należała do
ciebie, Draco. Na szafce poustawiane były fotografie z różnych etapów
mojego życia; było zdjęcie rodziców, zdjęcie ze ślubu Harryego i Ginny, a także
nasza wspólna fotografia. Niezbyt lubiłeś,
jak robiono nam zdjęcia a przecież zawsze wychodziłeś na nich idealnie. Ze
łzami w oczach wzięłam w drżące ręce ramkę, ścierając przy okazji z niej kurz.
Zupełnie nieświadoma tego co robię, złożyłam pocałunek na zdjęciu, jakbym
chciała się pożegnać. Odłożyłam fotografię; moim kolejnym ruchem było schylenie
się do ostatniej szuflady. Wyjęłam z niej kilka przedmiotów i rozłożyłam na
komodzie, tuż obok siebie, przypatrując się każdej z osobna. Złoty znicz, twój pierwszy złoty znicz, którego
otrzymałeś na pamiątkę zakończenia szkoły. Gdy wzięłam przedmiot w ręce,
znicz wysunął swoje srebrne skrzydełka i uniósł się kilka centymetrów. Po
chwili jednak z powrotem wrócił na swoje miejsce. Kolejną rzeczą, którą wyjęłam,
był szalik Slyterinu. Uniosłam go do swojej twarzy i zaciongnęłam się zapachem…
Mimo że ów zapach stracił na swojej wartości, ja ciągle czułam zapach twoich perfum, tak charakterystycznych
jedynie dla ciebie.
Przeszłam
dalej, stając przed dużą, drewnianą szafą. Z kieszeni spodni wyjęłam mały
kluczyk, po czym włożyłam go do zamka i przekręciłam. Drzwi otworzyły się z
cichym skrzypnięciem, które pewnie i tak usłyszałam tylko ja. Sięgnęłam po
bluzę; tak bluzę. To w niej chodził przez ostatnie dni i ciągle powtarzał, że
to jego ulubiona. Nieświadomie wypuściłam kluczyk z dłoni pozwalając, aby upadł
na miękki dywan.
Skierowałam
swoje kroki w stronę łóżka. Kilka sekund później już na nimleżałam, przykryta w
połowie przez bluzę. Przekręciłam się na lewy bok i wpatrywałam się w
przestrzeń znajdującą się przede mną. Drewniane drzwi od rana były zamknięte;
syn jedynie rano i w południe przyszedł zapytać się czy wszystko w porządku.
Odprawiłam go zdaniem by niczym się nie przejmował ─ w końcu nie miał tak
naprawdę czym się przejmować. Tak musiało być. Przymykając lekko oczy
powróciłam w pamięci do odległych wydarzeń, do wspomnień, dzięki którym na
moich ustach pojawiał się uśmiech. Wspomnień dla których warto było żyć…
─ Chciałeś mi coś powiedzieć ale Harry
nam przerwał. Więc…? ─ zapytałam, poprawiając się na krześle. Byłam strasznie
ciekawa, co takiego Malfoy chciał mi powiedzieć. Jego nerwowa mina w pewnym
stopniu mnie rozśmieszała, ale dobrze wiedziałam, że gdybym w tym momencie
zaczęła się śmiać, wyszłabym na niepoważną.
─ Tak. Granger, ja...
─ Proszę, cieplutka czekolada i herbata.
Z miodem oczywiście, bo na ten mróz, to tylko taką trzeba pić ─ przerwała mu
starsza pani, która przyniosła nasze zamówienie. Postawiła przede mną kubek
parującej czekolady, a przed Draco herbatę. - Jeszcze dolałam ci trochę syropu
malinowego. I trochę cytryny. Posmakuje ci ─ dodała z przekonaniem, mrugając do
Malfoy’a. Zachichotałam cicho pod nosem na widok zdziwionej twarzy Draco. Mimo
wszystko, kiwnął twierdząco głową w ramach podziękowania za przyniesienie
parujących kubków. ─ Coś jeszcze wam przynieść?
─ Nie, dziękujemy. ─ odparłam uśmiechając
się ciepło w stronę kobiety. Odwzajemniła uśmiech, a w jej oczach dostrzegłam
iskierki rozbawienia.
─ Pasujecie do siebie, dzieci. Chłopcze,
nie przepuść takiej okazji! ─ Stanęła za Malfoy’em, kładąc swoją dłoń na jego
ramieniu. ─ Powinieneś na randkę ją zaprosić - Powiedziała z przekonaniem.
Czułam że na moje policzki wstępują
rumieńce. W myślach wmawiałam sobie, że to od ciepła w pomieszczeniu. Na zwykle
bladej twarzy blondyna, również pojawiły się niewielkie rumieńce, a był to
niewątpliwie rzadki widok. Gdybym miała aparat, z pewnością wyciągnęłabym
aparat, by uchwycić tą wyjątkową chwilę.
─ Tak... Taki miałem zamiar ─ wymamrotał
speszony Draco. (…) ─ Granger... ─ zaczął, ale widząc karcący wzrok kobiety, od
razu się poprawił. Wyprostował się na krześle, przyjmując na twarz poważy
wyraz. ─ Hermiono, czy zechcesz pójść ze mną na kolację?
(…)
─ Granger... ─ zaczął. Zagryzł wargę,
jakby przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć. Po dłużej chwili, złapał moją
twarz w swoje dłonie, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej. ─ Wiem, że
nigdy nie będziesz patrzyła na mnie jak na Weasleya, bo nigdy nie pokochasz
mnie tak jak jego, ale... Zależy mi na tobie i to cholernie. Nie przerywaj mi ─
powiedział szybko, widząc, że chcę się wtrącić. ─ Blaise musiał ze mną długo
rozmawiać, żeby mnie przekonać do tej rozmowy. Nigdy nie byłem dobry w
okazywaniu uczuć, ale cholera, ty Granger wyzwalasz we mnie takie emocje...
Wszyscy mówią mi na około, że się zmieniłem; że jestem innym,lepszym człowiekiem.
I uświadomiłem sobie, że toty mnie zmieniłaś. Uwielbiam każdy kawałek ciebie;
nie przeszkadza mi, że czasami się wymądrzasz i tak po prostu, potrzebuję
cię...
─
Głupek ─ westchnęłam. Niespodziewanie dostałam buziaka w policzek...
─
Czy to może trwać wiecznie? ─ Zapytał Malfoy, kiedy wstawałam z lodu.
─
Jeśli tylko będziemy chcieli ─ odpowiedziałam podając dłoń blondynowi i
pomagając mu się podnieść.
I
razem, podtrzymując się nawzajem, podjechaliśmy do wyjścia, aby w końcu wrócić
do domu.
─ Hermiona! ─ zawołał Draco, powoli
ruszając w moim kierunku. Ja również zaczęłam iść, ale w końcu ten chód
przerodził się w bieg. Moje serce biło jak oszalałe, w zupełnie nienaturalnym
rytmie, jakby chciało wyskoczyć ze swojego miejsca, jakby chciało uciec. Moje
nogi jednak biegły w kierunku Malfoya; robiłam to, co dyktowało mi serce, rozum
w tym momencie nie miał najmniejszego sensu.
─ Draco! ─ Krzyknęłam, wpadając w objęcia
blondyna. Twarz schowałam w zagłębieniu szyi chłopaka, zaczynając głośno
płakać. Wszystko sobie przypomniałam. Wszystko powróciło, pamiętałam każdy
szept, każdy ból, który przeszywał mnie na wskroś… Wiedziałam, że te wydarzenia
miały miejsceniedawno, ale odczuwałam to tak, jakby wszystko wydarzyło się
wczoraj.
─ Cicho… ─ szepnął Malfoy, gładząc mnie
delikatnie po plecach. ─ Już po wszystkim.
Przez kilka minut staliśmy na środku
korytarza przytulając się do siebie. Żadne z nas nic nie mówiło, nie było to
potrzebne. Najważniejsze było to, że byliśmy razem, cieszyliśmy się swoją
obecnością. Dziękowaliśmy oboje w myślach Bogu, że nic nam się nie stało.
─ Bałem się o ciebie, wiesz? ─ Powiedział
cicho blondyn, odsuwając mnie lekko od siebie. Wytarł z moich policzków resztki
łez, uśmiechając się przy tym. ─ Jesteś taka odważna, prawdziwa z ciebie Gryfonka.
─ Ja też się o ciebie cholernie bałam.
Teraz wszystko będzie dobrze? ─ zapytałam z nadzieją. Blondyn wziął mnie za
rękę i razem ruszyliśmy z powrotem do pokoju, w którym wcześniej leżałam.
Czułam się przy nim bezpiecznie, a to było dla mnie najważniejsze. Czułam się
kochana, potrzebna… niczego więcej nie potrzebowałam do szczęścia. Było dobrze
tak, jak było.
─ Musi być W końcu się nam należy.
Na
mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, uśmiech błogości i spokoju. Już niedługo Draco. ─ pomyślałam w
ostatniej chwili. Chwilę później przymknęłam oczy, a moje serce wydało ostatnie
bicie. Wszystko było już dobrze.
Wraz z
ostatnim oddechem Hermiona Granger pożegnała się ze światem na ziemi, ale
rozpoczęła inne życie… życie lepsze, po drugiej stronie świata; w końcu coś
musi być, prawda? Wiatr za oknem głośno wiał, dając o sobie znać. Nagle w
pokoju otworzyło się na oścież okno, wpuszczając do środka dużo świeżego
powietrza. Z biurka spadła lampka nocna, przez co zrobiło się dużo zamieszenie.
Po kilkunastu sekundach w domu, w jednym z pokoi, zapaliło się światło. Jeden z
domowników szybko zerwał się z łóżka; już od rana przeczuwał, że coś jest nie
tak, coś mu nie pasowało i dlatego dzisiejszego dnia wziął w pracy wolne. Nie
chciał budzić żony, dlatego gdy zapytała czy coś się stało, pocałował ją
delikatnie w czoło i odpowiedział, że wszystko w porządku. Gdy jego stopy
dotknęły zimnych paneli, zadrżał z zimna. Nie pomyślał jednak, aby nasunąć na
nogi ciepłe kapcie; automatycznie wyszedł z pokoju i ruszył w stronę pokoju swojej
matki. Bał sięgdzieś w głębi serca cholernie się bał, chociaż jego twarz tego
nie wyrażała. Tak jak ojciec potrafił maskować uczucia mimoże gdzieś w środku
siebie umierał zestrachu, rozpadał się na maleńkie kawałeczki. Ścisnął w
dłoniach różdżkę, którą zabrał z szafki nocnej, gdy wychodził z pokoju ─ nawet
zapomniał, żeby zapalić w korytarzu światło. Jego oczy przyzwyczaiły się już do
ciemności. Drogę do pokoju matki znał idealnie, niemal od dwóch lat na pamięć.
Jej „niczym się nie przejmuj” zmartwiło
go, ale potrafił uszanować decyzję swojej rodzicieli; bądź co bądź była jedną z
najmądrzejszych kobiet, jakie dane było mu poznać. Zresztą, była jego matką ─
od zawsze była dla niego najmądrzejszą i najpiękniejszą mamą na świecie. Gdy
był mały mówił, że się z nią ożenił; naprawdę bardzo tego chciał! Nawet
bardziej niż pierwszej miotły, dostanej na szóste urodziny.
Doszedł
do drzwi. Cicho, pociągając nosem, w myślach wytłumaczył sobie, iż to z zimna;
dotknął klamki i nacisnął na nią. Wejście ustąpiło, otwierając się na oścież.
Od razu uderzyło w mężczyznę chłodne powietrze. W pokoju było ciemno; dopiero
kiedy zapalił światło, dotarło do niego kilka informacji na raz. Okno otwarte
było na oścież, hałas, który go zerwał z łóżka spowodowała lampka, leżąca teraz
na podłodze. W jego głowie pojawiła się jedna myśl „mama”… I dopiero w tym momencie zauważył. Zauważył leżącą na łóżku
rodzicielkę. Na jej twarzy znajdował się spokojny uśmiech, a tuż obok niej
leżała stara bluza jego taty… W tej chwili, wiedział już wszystko. Nagle
wszystko stało się jasne; chciał się uderzyć w twarz, że niczego się nie
domyślił że nie mógł temu zapobiec. Głos rozsądku podpowiadał mu, iż to by nic
nie zmieniło, tak miało po prostu być. Ale on był egoistą, chciał mieć mamę dla
siebie, chciał aby znowu go przytuliła i powiedziała, że wszystko będzie dobrze, tak jak kiedyś, gdy był mały i
przewrócił się na rowerze. Załkał głośno, przysiadając na skraju łóżka i biorąc
w swoje dłonie, zimną już dłoń swojejmatki. Wiedział dobrze, że kiedyś to
nadejdzie, jednak nie spodziewał się tego tak szybko. Coś w sercu go zakłuło…
Chciał obudzić się z tego koszmaru, bo on wierzył, iż to był tylko sen. Zwykły
sen. Ale uszczypnięcie się w ramię niczego nie zmieniło, ciągle siedział na
łóżku i płakał, jak małe bezbronne dziecko. Nie był przygotowany na kolejną
stratę, nie po tym, jak los odebrał mu ojca. Podniósł głowę do góry, a jego
wzrok automatycznie padł na biurko. Zauważył kopertę. Na drżących nogach, z
mocno bijącym sercem, Scorpius podszedł do stolika. Dostrzegł napis na kartce
„Dla Scorpiusa” i rozpoznał w tych kilku literkach pismo swojej mamy. W jego
gardle utworzyła się ogromna gula, ale mimo to, wziął do rąk list i usiadł na
krześle. Delikatnie otworzył kopertę uważając, by jej nie zniszczyć.
Kochany Scorpiusie,
Życie ludzkie składa się z chwil ─ myślę,
że sam najlepiej o tym wiesz. Z chwil radosnych, dzięki którym na ustach
pojawia się uśmiech ale też smutnych, kiedy z oczu spływają łzy. W moim życiu
było wiele momentów zarówno jednych jak i drugich. Nie potrafię powiedzieć
których było więcej, ale wydaje mi się, że tych dobrych; bo nawet w tych złych
sytuacjach starałam się znaleźć coś pozytywnego. Poznanie Twojego taty było
niewątpliwie najlepszym momentem w moim życiu. Pewnie dobrze pamiętasz nasze
opowiadania, jakie serwowaliśmy Ci, gdy byłeś małym chłopcem. Opowiadaliśmy Ci
jak z wrogów, gdy między nami jedyne co było to nienawiść, staliśmy się
najlepszymi przyjaciółmi, aż w końcu kimś bliższym. Nienawiść jest silnym
uczuciem i trzeba obchodzić się z nią ostrożnie, ale my chyba o tym
zapomnieliśmy… Pisząc te słowa uśmiecham się do siebie-te wspomnienia są dobre,
najlepsze ze wszystkich.
Miałam cudownych przyjaciół, za których
gotowa bym była oddać życie w każdej chwili, bez wahania. Mam za sobą najlepsze
życie jakie tylko mogłam mieć. Nie żałuję ani jednej chwili, chociaż wiem, że
wiele z nich mogło być lepszych. Nic nie dzieje się przez przypadek Scorpiusie
wszystko jest po coś. Nie martw się. Pamiętaj, że życie toczy się dalej mimo
wszystko. Nie wolno Ci się zatrzymać ─ idź przed siebie tak, jak Cię
nauczyliśmy. Masz dla kogo żyć; żonę, maleńką córeczkę, którą musisz wspólnie z
małżonką nauczyć życia. Jedyną radę jaką dla Ciebie mam to… bądź szczęśliwy.
Otaczaj miłością swoją rodzinę, bo to najlepsza recepta na szczęście.
Nie żałuj mnie, Scorpiusie. Nie rzałuj,
ponieważ teraz jestem naprawdę szczęśliwa, ale i zmęczona; przyszedł już mój
czas.
Twoja mama
Hermiona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz