Ariana dla WS | Blogger | X X

22 cze 2015

"A więc zaczął się koniec" - miniaturka konkursowa III

Koniec zbliżał się nieubłaganie, wiedziała to od pewnego czasu. Nie trzeba było być geniuszem aby spośród rozmów między profesorem Snape’m a dyrektorem podczas spotkań Zakonu Feniksa wywnioskować, że Bitwa jest już o wiele bliżej niż dalej.
Harry wraz z Ronem nie interesowali się tym zbytnio, albo może tego nie okazywali. Najbardziej obchodził ich zbliżający się mecz Quidditcha między gryfonami a ślizgonami. Dziwiła się przede wszystkim Harry’emu. Przecież to jemu najbardziej powinno zależeć na wygranej... To dzięki niemu mogli wygrać, tylko i wyłącznie jemu powierzali swoje życie…
Kiedy na następnym zebraniu nie spotkała profesora Snape’a ani Malfoy’a, zdziwiła się ogromnie. Ostatnimi czasy to właśnie z ich inicjatywy zbierali się w Muszelce aby opracować kilka szczegółów, dowiedzieć się jak idą misje pozostałym… Siedziała przy kuchennym stole, tuż obok Rona, który flirtował z Abbot, nie zważając na sytuację. Dobre wyczucie czasu Ronald­. Kiedy nagle drzwi otworzyły się a przez nie wszedł Draco z czymś wiszącym na ramieniu, podskoczyła zdezorientowana. Po chwili zorientowała się, że czarna masa u boku Malfoy’a to Snape. Ciężko ranny Snape.
 – Poppy! – krzyknęła profesor McGonagall. – Potrzebne będzie bardzo dużo eliksirów. Neville, zafiukaj do Hogwartu i powiedz Albusowi, że Severus i Draco już są! Migiem!
Kiedy Neville zniknął w zielonych płomieniach kominka, pani Pomfrey doprowadzała Severusa Snape’a do stanu, w którym mógłby chociaż mówić.
Dumbledore wkrótce pojawił się w pomieszczeniu.
 – Moi drodzy… Wojna, o której zbyt dużo nie mówiliśmy głośno, nadchodzi.
Po kuchni rozległy się szepty.
 – Bitwa… – wycharczał Snape. – Jutro tuż po zachodzie słońca.
Jęknęła i zobaczyła jak Bill mocniej przytula do siebie Fleur, Harry szepcze coś do ucha Ginny, pan Weasley całuje swoją żonę w czoło… Poczuła jak ktoś kładzie na jej dłoni swoją, zaplata swoje palce z jej własnymi. Obejrzała się za siebie; Draco stał za nią, patrząc beznamiętnie za okno.
 – Więc co mamy robić? – odezwała się.
 – Charlie – zaczął Dumbledore. – Ile czasu zajmie ci sprowadzenie smoków?
 – Jeśli wyruszyłbym teraz, jutro około czternastej byłbym z powrotem. Jestem już dogadany z szefem i smoki są zawsze gotowe drogi.
 – Więc ruszaj. Severusie… jak tylko dojdziesz do siebie, chciałbym cię prosić, abyś zrobił jak najwięcej eliksirów… Panna Weasley ci pomoże, prawda?
Ginny kiwnęła głową, obserwując zachowanie Snape’a.
 – Nie potrzebuję pomocy! – warknął, uderzając pięścią w stół.
 – Widzę, że już z tobą lepiej, Severusie.
 – Nawet nie próbuj zaprzeczać, że nie, Severusie! Poza tym, co do pomocy panny Weasley, nie była to prośba, tylko polecenie.
Widziała jak w kąciku ust Ginny pojawia się mały uśmiech.
 – Co się śmiejesz, Weasley?! Już dawno temu powinnaś być w pracowni!
Ginevra zeskoczyła ze stołka i pocałowała w policzek Harry’ego. Po chwili nie było ani jej ani Snape’a.
 – Fred, George, co możecie wyprodukować lub co ciekawego macie na składzie?
 – Mamy…
Wyłączyła się, zaczynając myśleć o tym, że już następnego dnia czeka ją walka.
 – Hermiono – powiedział Dumbledore, wybudzając ją z rozmyślań. – Masz coś do dodania?
Zastanowiła się przez chwilę, patrząc na mapę Hogwartu, którą jakiś czas temu wyczarował profesor.
 – Nie, myślę że wszystko jest dobrze. Powinno wyjść. – Uśmiechnęła się słabo, po czym puściła dłoń Malfoy’a i wstała. – Przepraszam, ale źle się czuję. Pójdę się położyć.
 – Oczywiście, moja droga. Każdemu z nas przyda się trochę snu. Remusie, zapomniałbym, ile wilkołaków chce walczyć?
 – Sporo, ale większość przyłączyła się do Voldemorta…
Wbiegła po schodach, otworzyła drzwi do pokoju, który dzieliła z Ginny i wręcz rzuciła się na łóżko.
Jutro, już jutro wszystko się zacznie. Nikt nie wiedział czy zginie czy nie, może to właśnie jutro będzie jej ostatnim dniem? Była młoda, jeszcze tak wiele rzeczy było przed nią…!
Ktoś zapukał i nie czekając na odpowiedź wszedł do środka.
 – Hermiono… – powiedział Ron, siadając na brzegu łóżka. – Co jest?
 – Po prostu… to jutro… jutro się wszystko zacznie.
 – Wygramy, zobaczysz. – Harry uśmiechnął się, choć i jemu powoli przestawało być wesoło.
 – To znaczy… ja chciałbym się ciebie zapytać… Nie będzie ci smutno, Hermiono, jeśli tą noc spędzę z Hanną?
 – A ja chciałbym pobyć sam… Wiesz, chciałbym się wyciszyć przed walką…
 – Jasne, chłopcy. Poradzę sobie.
Wcale sobie nie poradziła. Noc spędziła sama nad książkami, wyszukując pomocnych zaklęć, których nadal nie znała, a mogły się przydać w czasie bitwy.
Ginny wróciła dopiero nad ranem i od razu poszła spać, co było zrozumiałe, bo u Snape’a spędziła kilkanaście godzin.
Rano obudziła się dość wypoczęta, a przynajmniej na tyle ile się dało. W kuchni siedziała już pani Weasley.
 – Hermiono, wyspałaś się?
 – Tak, pani Weasley. Wie pani może o której mamy być w… – głos ugrzązł jej w gardle.
 – W południe powinniśmy się tam przenieść, aby wszystko dopracować.
Hermiona kiwnęła głową i zapatrzyła się w okno.
Im bliżej było bitwy, tym bardziej bolał ją brzuch. Nie dziwiła się szczególnie – brzuch bolał ją w nawet najmniej stresujących sytuacjach. Musiała zapamiętać, aby poprosić panią Pomfrey o jakiś eliksir na to. Nie przyda się na nic, jeśli bardziej będzie się skupiała na bólu niż na walce.
Do południa spacerowała po ogrodzie Nory, wydawało jej się, że choć trochę się wyciszy. Potem, razem z wszystkimi, aportowała się do Hogwartu, gdzie pomagała przenosić młodszych uczniów do bezpiecznych miejsc. Charlie, tak jak obiecał, przybył ze smokami tuż po czternastej. Gdy nastał wieczór, wypiła eliksir uspokajający i usiadła pod jednym z drzew. Oprócz czekania nic nie mogli zrobić.
Kiedy profesor Snape został wezwany do furtki, coś skurczyło się jej w żołądku. Po chwili usłyszała pierwsze odgłosy walki.
A więc zaczął się koniec – pomyślała, wysyłając zaklęcie rozbrajające w stronę jakiegoś śmierciożercy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz