Dobrze, że to już koniec. - odetchnęła z ulga Hermiona, opuszczając salę przesłuchań Wizengamotu. Złożyła właśnie ostatnie zeznanie i wreszcie poczuła się wolna.
Po zakończeniu wojny, Ministerstwo Magii rozpoczęło wnikliwe śledztwo, mające na celu wyjaśnienie okoliczności śmierci Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Właściwie już wolno było wymawiać jego imię, i teraz wszyscy powtarzali je do znudzenia, jakby ktoś nagle zerwał magiczny plaster z ich ust; Voldemort, Voldemort, Voldemort....
Po latach terroru i strachu, czarodzieje starali się wrócić do normalnego życia i z nadzieją patrzyli w przyszłość. Chcieli zapomnieć...
Jednak Minister nie pozwalał im zapomnieć. Szeroko zakrojone śledztwo trwało już od kilku miesięcy, a osoby które bezpośrednio przyczyniły się do śmierci Czarnego Pana, oraz te mające informacje na temat ocalałych śmierciożerców, były wielokrotnie przesłuchiwane. Tak więc Harry, Hermiona i Ron, stali się częstymi gośćmi siedziby sądu.
Właśnie dzisiaj, po złożeniu ostatniego zeznania, Hermiona miała zamiar udać się do „Dziurawego Kotła“, gdzie już czekał na nią Ron. Od pewnego czasu stali się sobie bardzo bliscy, aż w końcu połączyło ich głębokie uczucie. Hermiona domyślała się nawet, że dzisiaj Ron ma zamiar się jej oświadczyć.
Chcąc zrobić wrażenie na swoim chłopaku, a jednocześnie dobrze zaprezentować się w obliczu sądu, założyła elegancką, krótką sukienkę i buty na wysokich obcasach, kupione za niebotyczną sumę w czasie jednej z zagranicznych podróży z rodzicami. Na koniec zarzuciła na siebie jeszcze krótki żakiet i upięła wysoko włosy. Gustowna torebka, dopełniła całości.
Wysiadła z windy i znalazła się holu głównym Ministerstwa. Kroczyła ostrożnie po wypolerowanej, lśniącej posadzce, gdyż czuła się dość niepewnie w swoich butach na obcasach, do których nie była przyzwyczajona. Spojrzała na rząd kominków, znajdujących się wzdłuż ściany i dostrzegła, że z najbliższego z nich nikt akurat nie korzysta. Skupiła całą uwagę na zachowaniu równowagi i zdecydowanym krokiem ruszyła do celu. Weszła do środka, chwyciła garść proszku fiuu i powiedziała:
- „Dziurawy Kocioł“
Kiedy wypowiadała te słowa, wydawało jej się, że wyczuwa obok siebie czyjąś obecność. Rzucając proszek, usłyszała męski głos:
- Malfoy Manor.
Wokół buchnęły szmaragdowe płomienie, wszystko zawirowało, zrobiło się ciemno i nastała głucha cisza. Hermiona wyczekiwała gwaru, który zawsze panował w „Dziurawym Kotle“, ale cisza trwała nieubłaganie. Coś jest nie tak. - pomyślała - Przecież podróż zawsze trwa kilka sekund.
- Cholera jasna! - ktoś zaklął obok niej - Lumos!
Hermiona dostrzegła nikłe światło, sączące się z różdżki... Dracona Malfoya.
- Co ty tu robisz, Granger?! - warknął.
- Równie dobrze, ja mogę zapytać ciebie o to samo! - Hermiona zagotowała się w środku - Musiałeś się tu pchać razem ze mną? Ślepy jesteś, czy co?
- Nie denerwuj mnie! Jestem wykończony, chcę wrócić do domu, wchodzę do kominka i nagle widzę ciebie Granger!
- No to mamy pecha Malfoy. - skrzywiła się Hermiona - Przez twoje roztargnienie, chyba tutaj utknęliśmy. Każde z nas chciało podróżować w innym kierunku i kominek się zablokował. Dzięki FRETKO, już jestem spóźniona.
- To pomachaj różdżką Panno-Wiem-To-Wszystko i uwolnij nas stąd! - rzucił poirytowany.
Hermiona stwierdziła, że Draco ma rację i próbowała rzucać różne zaklęcia, łącznie z wyczarowaniem patronusa, który mógłby sprowadzić pomoc. Żadne z nich jednak nie działało.
- Chyba musimy czekać, aż ktoś z Ministerstwa się zorientuje, że z tym kominkiem jest coś nie tak i coś z tym zrobi. - stwierdziła zrezygnowana.
- Mam nadzieję, że to szybko nastąpi, bo nie mam zamiaru tutaj z tobą siedzieć w nieskończoność.
- I vice versa Malfoy! - odparła zjadliwie - I opuść tę różdżkę, bo mi świecisz w oczy.
Draco posłusznie opuścił różdżkę, lustrując Hermionę z góry na dół.
- Nieźle wyglądasz Granger. - stwierdził z uznaniem - Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że... elegancko.
- To miał być komplement, czy sobie ze mnie jaja robisz? - zapytała niepewnie.
- Jestem daleki od prawienia ci komplementów. Stwierdzam jedynie fakt, a uwierz mi, znam się na tym.
- Dzięki. - ledwie przeszło jej przez gardło i z zadowoleniem stwierdziła, że jego różdżka nadal była skierowana w dół i nie mógł zobaczyć rumieńca, który w tej chwili pojawił się na jej twarzy. Słysząc jego słowa, uświadomiła sobie, że Ron nigdy nie pochwalił jej stroju czy wyglądu.
- Co porabiasz Malfoy? - przerwała niezręczne milczenie.
- Nic. - dostrzegła nagły ruch światła, co musiało oznaczać, że wzruszył ramionami - Czekam, aż się skończy to całe dochodzenie i dopiero wtedy zastanowię się, co dalej. A ty?
- Tak jak ty. Czekam. Ale mam nadzieję....
I wtedy stał się cud. Dwoje odwiecznych wrogów; on Ślizgon, ona Gryfonka; on czystej krwi, ona szlama; porzucili uprzedzenia i zaczęli ze sobą rozmawiać. Czy to fakt, że byli uwięzieni w ciasnym kominku i skazani na swoje towarzystwo, czy też coś innego sprawiło, że pojawiła się między nimi nić porozumienia i wzajemna niechęć zaczęła stopniowo zanikać.
Stracili rachubę czasu i nie wiedzieli czy minęły już minuty, czy może godziny. Rozmawiali o swoich nadziejach na przyszłość i nieśmiałych planach, omijając konsekwentnie temat wojny.
Hermiona stwierdziła z zaskoczeniem, że Malfoy jest błyskotliwym, inteligentnym i zabawnym partnerem do rozmowy, czego nigdy nie mogła powiedzieć o Ronie. Dla Rona liczyły się zawsze czyny.
- Nogi mnie bolą. - jęknęła w końcu Hermiona.
- Chcesz być piękna, to cierp. - zaśmiał się Draco - Albo... zdejmij buty.
Hermiona stwierdziła, że i tak jest ciemno, a próby zachowania pozorów elegancji mijają się z celem, więc schyliła się próbując rozpiąć paseczki otaczające jej kostki. Jednak ograniczająca ruchy ciasnota kominka spowodowała, że zachwiała się i tylko szybka reakcja Draco, który ją złapał, uchroniła ją przed upadkiem. Kiedy znalazła się w jego ramionach, znów poczuła, że się rumieni. Na szczęście różdżka Dracona wypadła i zrobiło się ciemno.
- Nieźle pachniesz Malfoy. - stwierdziła - To jakieś mugolskie perfumy?
- Skąd wiesz?
- Zapomniałeś, że jestem szlamą i coś tam wiem o świecie mugoli?
- Daj spokój Granger. To nie ma znaczenia. - wymruczał jej do ucha, wciąż trzymając blisko siebie.
- Od kiedy? - zdziwiła się.
- Tak się składa, że od pewnego czasu inaczej patrzę na pewne sprawy. Zadowolona? - dałaby głowę, że się uśmiechnął i żałowała, że nie może tego zobaczyć.
- Byłabym zadowolona gdybyś mnie puścił. - stwierdziła, bo sytuacja w której się znalazła, zaczęła wywoływać u niej poczucie winy w stosunku do Rona.
- Jesteś tego pewna? - zapytał, a ona poczuła jego gorący oddech na swoim policzku.
Nogi się pod nią ugięły, kiedy dotarło do niej znaczenie jego słów.
- Nie... - wyszeptała cicho, a poczucie winy zostało zastąpione zupełnie innym, nowym uczuciem, którego nigdy nie doświadczyła w obecności Weasley’a.
Poczuła, że jego wargi najpierw nieśmiało muskają jej usta, by po chwili zatopić się w nich bez pamięci. Dreszcz podniecenia przeszył jej ciało gdy oddała pocałunek...
Błysk szmaragdowych płomieni przywrócił ich do rzeczywistości. Zobaczyli przed sobą hol Ministerstwa i wymienili między sobą niepewne spojrzenia.
- Miałabyś ochotę, wstąpić ze mną gdzieś na kawę... Hermiono? - zapytał, niechętnie uwalniając ją ze swoich objęć.
- Jestem umówio... Z największą przyjemnością... Draco.