Ron
Weasley spał. Pogrążony we śnie mruczał niewyraźne słowa, przewracał się z boku
na bok, aż w końcu krzyknął głośno:
— Nie!
Miał
przerażający sen…
Hermiona-jeszcze-Granger kręciła się z
zachwytem w sypialni, która mieściła się we wschodniej wieży dworku, wpatrując
się w swe lustrzane odbicie. Biała suknia do ziemi, zdobiona koronką na
długości całych ramion i przedramion, a także małymi, ledwie zauważalnymi,
srebrnymi diamentami, którymi obsypany był dół, wirowała wokół niej, gdy co
chwilę obracała głowę przez ramię, aby zobaczyć efekty pracy poczciwej Madame
Malkin. Znana projektantka uszyła dla niej strój na specjalną okazję, mimo
tego, że —według plotek — niedługo miała skończyć siedemdziesiąt lat, a sklep
na Pokątnej przejęła inna uzdolniona pani. Oczywiście nie obyło się bez wpłaty
pięciocyfrowej sumki galeonów do jej skrytki w Banku Gringotta, ale przy takich
okolicznościach nikt nie brał pod uwagę kosztów. Ślub brało się raz w życiu.
Jednak nie w przypadku wybranka
Grangerówny. Człowiek, którego pokochała całym swoim sercem, był wdowcem. Gdy
spotkała go niespełna dwa lata temu w — wówczas — najnowszej firmie
produkującej miotły wyścigowe podczas poszukiwań prezentu dla pierworodnego
Harry’ego, była pewna, że zmienił się on nie do poznania. Włosy miał jakby
dłuższe, twarz nabrała bardziej poważnego wyrazu, stał się prawdziwym
mężczyzną. Z jego oczu zniknęły charakterystyczne iskry szczęścia, które
Hermiona widziała zawsze, gdy tylko mijała go na korytarzu w Hogwarcie. Tak
bardzo pragnęła się dowiedzieć, dlaczego, że zaczęła spotykać go coraz
częściej, aż w końcu otworzył przed nią kawałek siebie.
Jego żona zmarła przy porodzie małej
Jade. Pobrali się podczas spontanicznego wypadu do Argentyny, gdy po Wielkiej
Bitwie każdy chciał odetchnąć i odpocząć. Mieli siedemnaście lat, nie myśleli o
skutkach swoich czynów, więc mieli zostać rodzicami w młodym wieku, bez grama
doświadczenia, w czasach naprawy magicznego świata. Jade miała matkę tylko
przez chwilę; przez trzy minuty, podczas których kołysała ją w ramionach i
szeptała, by dbała o swojego tatę.
I zadbała. Bo to Jade zainicjowała
pierwszy pocałunek Hermiony i swojego tatusia, a później prosiła ją, by zostawała
u nich na noc, by najpierw, wieczorem czytała jej bajki, a później, rano
budziła ją. Namówiła ją też, aby przyniosła do dworku swoje rzeczy, bo chciała
ubierać się w nie i udawać, że jest księżniczką, choć Granger i tak zawsze
mówiła jej, że nią jest. A gdy jej tatuś zapytał, czy Hermiona Granger
zechciałaby zostać jego żoną, Jade pomogła mu znaleźć pierścionek, bo
zdenerwowany nawet nie zauważył, jak wypadł mu z małego pudełeczka. A przede
wszystkim pokochała wybrankę ojca jak własną mamę. Dziś rano nazwała ją nią.
To bystre, niespełna sześcioletnie
stworzenie dobrze wiedziało, co się kroi, więc gdy tylko babcia Grace zniknęła
z komnaty, gdzie ojciec przygotowywał się do ceremonii, dziecię pojawiło się
tam i spojrzało na swojego tatę zielonymi oczyma.
— Tatusiu, nie stresuj się. Mamusia cię
kocha.
Mężczyźnie wypadł krawat z rąk, gdy
usłyszał wypowiedź córki. Kucnął przy niej i pogłaskał po ciemnych włosach.
— Księżniczko, przecież wiesz, że mama
jest tam, u góry — wskazał palcem.
— Ale ja mówię o mojej nowej-drugiej mamie,
tato.
Teraz ojciec Jade aż usiadł z wrażenia.
— No, to szykuj się tato, bo mama mamy
mówiła mi, że to już za dziesięć minut.
— Dobrze, Jade. Zmykaj do ogrodu.
Dziecina zniknęła za drzwiami, gdy
upewniła się, że tatuś już zawiązał krawat, a on myślał tylko, że spotkanie po
latach Hermiony i narodziny córki, były najcudowniejszymi wydarzeniami w jego
życiu. Teraz przyszedł czas na kolejne takie wydarzenie — ślub.
Wszystko zostało przygotowane w cudowny
sposób, orkiestra grała pięknie, a ojciec Grangerówny prowadził ją do ołtarza
przygotowanego w ogrodzie sąsiadującym z posiadłością. Ludzie wpatrywali się
jakby zaczarowani w Hermionę i jej kreację, a mała Jade rozsypywała dookoła
kolorowe płatki róż.
W końcu stanęli naprzeciw siebie. Ona i
on. Gryfonka i Ślizgon. Ogień i woda, choć kiedyś było na odwrót. Zakochani,
emanując miłością i szczerością, wsłuchiwali się w słowa człowieka, który miał
połączyć na zawsze ich los, duszę i serca.
— (…) więc jeśli jest ktoś, kto wyraża
sprzeciw dla zawarcia związku małżeńskiego tych dwojga, niech powie to teraz.
— Nie!
To nie może być prawda — burknął pod nosem Ronald. Dopiero, gdy zauważył pomięty
numer ,,Proroka’’, wydanie wczorajsze, zrozumiał, że jego sen stał się
rzeczywistością.
Nagłówek
gazety głosił: ,,Hermiona Zabini (Granger) i Blaise Zabini już po ślubie!”