Ariana dla WS | Blogger | X X

16 maj 2015

"Grimmauld Place 12" - miniaturka konkursowa II

Przed rozpoczęciem czytanie polecam puścić w tle piosenkę zespołu Hey- Moja i Twoja nadzieja :)

Obserwowałam go przez ten cały czas. Mówiłam sobie, że sprawdzam go tylko, czy aby na pewno jest po naszej stronie. Za zgrzybiałymi murami Grimmauld Place 12 szalała wojna, jednak ja toczyłam własną w swojej głowie. Przyłapywałam się na tym, że myślałam o nim podczas bezsennych nocy, gdy słuchałam spokojnego oddechu Ginny, śpiącej obok.  Jego oczy, które przewiercały mnie na wylot, sprawiały, że wstrzymywałam oddech. Jego sposób walki, poruszania się budziły we mnie strach, jednak gdy widziałam jego ciemne szaty oraz włosy pokryte zakrzepłą krwią pragnęłam tylko, żeby ta wojna skończyła się. Widziałam więcej niż inni. Widziałam, że pod maską drania i chama cierpi. I mimo, że kiedyś rzekłabym iż dobrze mu tak, że zasłużył sobie na wszystko, dzisiaj chciałabym pomóc mu, dać nadzieję, że robi dobrze.
Wszystko zmieniło się 2 stycznia 1998 roku, kilka dni przed Jego zniknięciem. Wiatr i śnieg sprawiał, że cały dom trzeszczał, skrzypiał i przyprawiał o ciarki na ciele bardziej niż zazwyczaj. Podczas kolejnej nieprzespanej nocy postanowiłam zejść na dół, aby chociaż przez chwilę znaleźć ukojenie przed kominkiem, przypominającym o beztroskich chwilach w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Bosymi stopami schodziłam po schodach, starając się stąpać po nich z gracją tancerki. I gdy już byłam na końcu mojej podróży usłyszałam cichy dźwięk dobiegający z głębi domu. Zagryzłam wargę, zastanawiając się, czy zmienić swoje zamierzenie dotarcia do ciepłego salonu, ale jak się pewnie domyślacie, udałam się na poszukiwanie tajemnicy odgłosu. Szłam ciemnym korytarzem, czując jak postacie na obrazach obserwują mnie. Jednak miałam wrażenie, że nie tylko one śledzą mnie wzrokiem.
I nagle poczułam, jak ktoś chwyta mnie za nadgarstki i przyszpila do ściany. Oddychałam szybko, czując jak serce wali mi młotem, gdy patrzyłam w ciemne, mroczne oczy Theodora Nott'a. Miałam wrażenie, że są czarną dziurą, bez dna, która pochłania mnie całą. :
- Czego chcesz, Granger?- warknął cicho. Z tak małej odległości widziałam prawie niezauważalną bliznę na jego twarzy  ciągnącą się przez kość policzkową. Spojrzałam hardo na niego, mimo iż jego zimne, smukłe palce oplatały moje ręce, tuż nad naszymi głowami, powodując, że nie mogłam myśleć racjonalnie. Czułam jego zapach, mieszankę drzewa sandałowego oraz mydła, połączonego ze słonym zapachem potu. :
- Puść mnie.- zignorowałam jego pytanie, mówiąc cichym głosem.
- Nie odpowiedziałaś.
- Nic nie muszę ci mówić, Nott.
- I tu się mylisz Granger. To może na początku powiem ci, co sam wiem. Wydaje ci się, że mnie znasz.- rzekł spokojnie, a gdy chciałam coś powiedzieć od razu zaczął mówić- Daj spokój, widzę jak mnie obserwujesz. Nie jestem ślepy i głupi, tak jak twoi przyjaciele. - chciałam mu przerwać, wyrwać się, lecz chęć usłyszenia tego co ma do powiedzenia była silniejsza niż zdrowy rozsądek.- Chcesz zobaczyć we mnie dobrego człowieka. Od razu ci powiem, że szukasz na marne. Nie ma kogoś takiego jak dobry Theodor Nott. Zapamiętaj tą lekcję.- puścił moje nadgarstki i odsunął się.
- Gdybyś był zły, nie byłbyś po stronie dobra.-  warknęłam, czując jak moja krew wrze.
- Stoję po jedynej stronie. Voldemort i jego poplecznicy to tylko piekło, to nie jest świat.- rzekł i odszedł, zostawiając mnie samą z milionem pytań.
Kilka dni później zniknął. Od tak, mówiąc, że  będzie na misji. Wbrew pozorom brakowało mi jego widoku. Po tym co się stało 2 stycznia staraliśmy się unikać siebie nawzajem. Mimo tego, mój wzrok wędrował w kierunku jego mrocznej postaci. Wiele razy przyłapałam go na tym, że on też mnie obserwuje. Niewzruszony moim spojrzeniem dalej lustrował mnie wzrokiem, a w jego oczach co jakiś czas pojawiały się srebrne iskry, które szybko gasły.
Dnia 9 lutego 1998 r. do drzwi Grimmauld Place 12 zapukał wysoki, żylasty mężczyzna, który stał się kolejnym obiektem moich rozmyślań. Draco Malfoy po wielu miesiącach powrócił z jednej z najcięższych misji. Z nikim nie rozmawiał, milczał jak zaklęty. Wydawał się nie pasować do gwaru rozmów, wykrzykiwanych taktyk i planów bitew. Non stop tylko spoglądał na mnie. Czułam jak jego spojrzenia zawsze mnie odprowadzają do drzwi, bądź do kuchni. Podczas jednej z narad Zakonu, w której nie mogłam uczestniczyć zakradłam się do salonu i usiadłam przy fortepianie. Mimo tego, nie otworzyłam go, tylko rozmyślałam na jakiej misji może być Theodor. Nawet nie zauważyłam gdy blady mężczyzna o rtęciowych oczach dosiadł się do mnie i zaczął smukłymi, wygiętymi palcami przesuwać po chłodnych klawiszach. Nic nie mówiliśmy, lecz muzyka, która nam towarzyszyła była smutna, oddająca nasze samopoczucia. Gdy skończył spojrzał na mnie tylko przelotnie, wstał i tylko  powiedział przez ramię: Przepraszam, Granger. I wyszedł, zostawił mnie samą z natłokiem myśli, tak  jak wcześniej Nott. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to były pierwsze słowa, które wypowiedział Draco Malfoy, od jego nagłego powrotu.
Miesiące mijały, tak szybko jak trwa lot spadającej gwiazdy. Nim się obejrzałam był 17 kwietnia, który na dobre zmienił moje postrzeganie blondyna. Gdy wrócił zakrwawiony, ledwo trzymający się na nogach tuż po ostatniej bitwie moje wszystkie uprzedzenia do niego zniknęły. Szybko wraz z Ginny ułożyłyśmy go na stole w jadalni, a po uprzednim oczyszczeniu ran zabrałyśmy się za zszywanie i łatanie tego co mogłyśmy załatać i pozszywać. Malfoy stracił przytomność już wiele godzin temu, co chociaż sprawiło, że nie musiał znosić takiego bólu.
Obudził się wtedy, gdy sprzątałam wszystkie bandaże, eliksiry, szmatki nasiąknięte krwią. Od razu podeszłam i przyłożyłam mu dłoń do czoła. Płonął:
- Masz gorączkę. Ostrożnie ,leż i wypij.- sięgnęłam po eliksir przeciwbólowy oraz Słodkiego Snu, chcąc pomóc mu w najgorszym stanie. :
- Granger.- wychrypiał i spojrzał na mnie uważnie. Potem przybliżył się i delikatnie dotknął swymi ciepłymi wargami moich spierzchniętych ust. To nie był pocałunek o charakterze romantycznym. Oboje  chcieliśmy wiedzieć, czy to wszystko wciąż jest rzeczywistością. Czy to nie jest jakiś koszmar, ciągnący się przez kilka nocy:
- Pachniesz ... pachniesz znajomo.- rzekł chwilę później, po czym wypił eliksiry i zasnął, oddychając w miarę równo.
Ta noc była kolejną z tych nieprzespanych. W mojej głowie majaczył się obraz Theodora i Draco. Ten pierwszy wciąż nie powrócił. Przestałam wyczekiwać jego powrotu od wielu tygodni. Nie byłam nim zauroczona. Po prostu .. cholernie mnie intrygował. A Malfoy? Był kolejną, wielką zagadką. Wojna zmieniła wielu i mimo, że przeżył tyle cierpienia, nadal żył. Na swój nielogiczny sposób, ale żył.
23 kwietnia wrócił Theodor. Gdy schodziłam na śniadanie już siedział przy stole, jak zwykle mroczny i przerażający :
- Granger.
- Nott.- odpowiedziałam na powitanie, po czym zajęłam się jedzeniem jajek z bekonem. Chwilę później do jadalni zaczęli napływać kolejni członkowie Zakonu Feniksa. Na samym końcu wszedł Malfoy. Kuśtykając podszedł do jedynego wolnego miejsca, które jak na złość znajdowało się naprzeciw mnie. Zajrzał głęboko w moje oczy, jakby chciał dotrzeć, aż do serca. Milczałam. I on milczał. I milczał Theodor.
Byłam w jakimś dziwnym stanie emocjonalnym, który sugerował mi, że coś między mną, a Ślizgonami jest. Coś niewytłumaczalnego.
Tuż przed Bitwą o Hogwart, która miała miejsce 2 maja 1998r. zdarzyło się coś co nawet Merlin nie przewidziałby. Nagle, bez żadnej przyczyny Theodor Nott pocałował mnie w tym samym, ciemnym  korytarzu. Pocałunek był brutalny, jednak w pewien sposób przyjemny. Na koniec, oddychając szybko ,rzekł:
- Potraktuj to jako podziękowanie.- po czym cholerny raz odszedł.
Każdy wie, jak wyglądała Bitwa. Nie pamiętam z niej za wiele. Tylko ten moment, gdy w Pokoju Życzeń po raz kolejny zostałam pocałowana przez Draco. On tak samo, jak Nott rzekł później:
- Może to być mój ostatni, więc dziękuję Granger.- po czym ruszył za śmierciożercami.
Czy ja miałam na czole wypisane" Pocałuj mnie, a później odejdź"? W każdym razie, po bitwie zrozumiałam, że między mną, a Draco oraz między mną, a Theodorem coś kształtowało się, w romantycznym sensie. Jednak nigdy nie dowiedziałam się o ich zamiarach, gdyż obydwaj postanowili uciec. Uciekli do Dumbledora, Lupina, Tonks, Moody'ego, Snape'a i wielu innych, którzy byli obecni w moim życiu.

I gdy teraz sama jestem na granicy życia i śmierci zadaje sobie pytanie, czy gdybym musiała wybrać między nimi dwoma, to który skradłby moje serce? I odpowiedź jest jedna. Byłby to Draco. Bo gdybym naprawdę kochała Theodora Nott'a, to nigdy nie pokochałabym Draco Malfoy'a. Jednak mieliśmy za mało czasu, którego wszyscy potrzebowaliśmy. Za mało czasu, aby się w sobie zakochać. Nigdy nie wiedziałam za co mi dziękowali, ale nie starałam się rozumieć tych słów, bo to nie miało sensu.  A Wy, Czytelnicy zapamiętajcie jedno z tej miniaturki. Miłość przychodzi z czasem. Lecz przychodzi też wcześniej i nim sobie zdamy z tego sprawę, jest już za późno. Dlatego chwytajcie ją i nie puszczajcie. Nigdy.