Przed rozpoczęciem czytanie polecam puścić w tle piosenkę zespołu Hey- Moja i Twoja nadzieja :)
Obserwowałam
go przez ten cały czas. Mówiłam sobie, że sprawdzam go tylko, czy aby na pewno
jest po naszej stronie. Za zgrzybiałymi murami Grimmauld Place 12 szalała
wojna, jednak ja toczyłam własną w swojej głowie. Przyłapywałam się na tym, że
myślałam o nim podczas bezsennych nocy, gdy słuchałam spokojnego oddechu Ginny,
śpiącej obok. Jego oczy, które przewiercały mnie na wylot, sprawiały, że
wstrzymywałam oddech. Jego sposób walki, poruszania się budziły we mnie strach,
jednak gdy widziałam jego ciemne szaty oraz włosy pokryte zakrzepłą krwią pragnęłam
tylko, żeby ta wojna skończyła się. Widziałam więcej niż inni. Widziałam, że
pod maską drania i chama cierpi. I mimo, że kiedyś rzekłabym iż dobrze mu tak,
że zasłużył sobie na wszystko, dzisiaj chciałabym pomóc mu, dać nadzieję, że
robi dobrze.
Wszystko
zmieniło się 2 stycznia 1998 roku, kilka dni przed Jego zniknięciem. Wiatr i
śnieg sprawiał, że cały dom trzeszczał, skrzypiał i przyprawiał o ciarki na
ciele bardziej niż zazwyczaj. Podczas kolejnej nieprzespanej nocy postanowiłam
zejść na dół, aby chociaż przez chwilę znaleźć ukojenie przed kominkiem,
przypominającym o beztroskich chwilach w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Bosymi
stopami schodziłam po schodach, starając się stąpać po nich z gracją tancerki.
I gdy już byłam na końcu mojej podróży usłyszałam cichy dźwięk dobiegający z
głębi domu. Zagryzłam wargę, zastanawiając się, czy zmienić swoje zamierzenie
dotarcia do ciepłego salonu, ale jak się pewnie domyślacie, udałam się na
poszukiwanie tajemnicy odgłosu. Szłam ciemnym korytarzem, czując jak postacie
na obrazach obserwują mnie. Jednak miałam wrażenie, że nie tylko one śledzą
mnie wzrokiem.
I nagle
poczułam, jak ktoś chwyta mnie za nadgarstki i przyszpila do ściany. Oddychałam
szybko, czując jak serce wali mi młotem, gdy patrzyłam w ciemne, mroczne oczy
Theodora Nott'a. Miałam wrażenie, że są czarną dziurą, bez dna, która pochłania
mnie całą. :
- Czego
chcesz, Granger?- warknął cicho. Z tak małej odległości widziałam prawie
niezauważalną bliznę na jego twarzy ciągnącą się przez kość policzkową.
Spojrzałam hardo na niego, mimo iż jego zimne, smukłe palce oplatały moje ręce,
tuż nad naszymi głowami, powodując, że nie mogłam myśleć racjonalnie. Czułam
jego zapach, mieszankę drzewa sandałowego oraz mydła, połączonego ze słonym
zapachem potu. :
- Puść
mnie.- zignorowałam jego pytanie, mówiąc cichym głosem.
- Nie
odpowiedziałaś.
- Nic nie
muszę ci mówić, Nott.
- I tu się
mylisz Granger. To może na początku powiem ci, co sam wiem. Wydaje ci się, że
mnie znasz.- rzekł spokojnie, a gdy chciałam coś powiedzieć od razu zaczął
mówić- Daj spokój, widzę jak mnie obserwujesz. Nie jestem ślepy i głupi, tak
jak twoi przyjaciele. - chciałam mu przerwać, wyrwać się, lecz chęć usłyszenia
tego co ma do powiedzenia była silniejsza niż zdrowy rozsądek.- Chcesz zobaczyć
we mnie dobrego człowieka. Od razu ci powiem, że szukasz na marne. Nie ma kogoś
takiego jak dobry Theodor Nott. Zapamiętaj tą lekcję.- puścił moje nadgarstki i
odsunął się.
- Gdybyś był
zły, nie byłbyś po stronie dobra.- warknęłam, czując jak moja krew wrze.
- Stoję po
jedynej stronie. Voldemort i jego poplecznicy to tylko piekło, to nie jest
świat.- rzekł i odszedł, zostawiając mnie samą z milionem pytań.
Kilka dni
później zniknął. Od tak, mówiąc, że będzie na misji. Wbrew pozorom
brakowało mi jego widoku. Po tym co się stało 2 stycznia staraliśmy się unikać
siebie nawzajem. Mimo tego, mój wzrok wędrował w kierunku jego mrocznej
postaci. Wiele razy przyłapałam go na tym, że on też mnie obserwuje.
Niewzruszony moim spojrzeniem dalej lustrował mnie wzrokiem, a w jego oczach co
jakiś czas pojawiały się srebrne iskry, które szybko gasły.
Dnia 9
lutego 1998 r. do drzwi Grimmauld Place 12 zapukał wysoki, żylasty mężczyzna,
który stał się kolejnym obiektem moich rozmyślań. Draco Malfoy po wielu
miesiącach powrócił z jednej z najcięższych misji. Z nikim nie rozmawiał,
milczał jak zaklęty. Wydawał się nie pasować do gwaru rozmów, wykrzykiwanych
taktyk i planów bitew. Non stop tylko spoglądał na mnie. Czułam jak jego
spojrzenia zawsze mnie odprowadzają do drzwi, bądź do kuchni. Podczas jednej z
narad Zakonu, w której nie mogłam uczestniczyć zakradłam się do salonu i
usiadłam przy fortepianie. Mimo tego, nie otworzyłam go, tylko rozmyślałam na
jakiej misji może być Theodor. Nawet nie zauważyłam gdy blady mężczyzna o
rtęciowych oczach dosiadł się do mnie i zaczął smukłymi, wygiętymi palcami
przesuwać po chłodnych klawiszach. Nic nie mówiliśmy, lecz muzyka, która nam
towarzyszyła była smutna, oddająca nasze samopoczucia. Gdy skończył spojrzał na
mnie tylko przelotnie, wstał i tylko powiedział przez ramię: Przepraszam,
Granger. I wyszedł, zostawił mnie samą z natłokiem myśli, tak jak
wcześniej Nott. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to były pierwsze
słowa, które wypowiedział Draco Malfoy, od jego nagłego powrotu.
Miesiące
mijały, tak szybko jak trwa lot spadającej gwiazdy. Nim się obejrzałam był 17
kwietnia, który na dobre zmienił moje postrzeganie blondyna. Gdy wrócił
zakrwawiony, ledwo trzymający się na nogach tuż po ostatniej bitwie moje
wszystkie uprzedzenia do niego zniknęły. Szybko wraz z Ginny ułożyłyśmy go na
stole w jadalni, a po uprzednim oczyszczeniu ran zabrałyśmy się za zszywanie i łatanie
tego co mogłyśmy załatać i pozszywać. Malfoy stracił przytomność już wiele
godzin temu, co chociaż sprawiło, że nie musiał znosić takiego bólu.
Obudził się
wtedy, gdy sprzątałam wszystkie bandaże, eliksiry, szmatki nasiąknięte krwią.
Od razu podeszłam i przyłożyłam mu dłoń do czoła. Płonął:
- Masz
gorączkę. Ostrożnie ,leż i wypij.- sięgnęłam po eliksir przeciwbólowy oraz
Słodkiego Snu, chcąc pomóc mu w najgorszym stanie. :
- Granger.-
wychrypiał i spojrzał na mnie uważnie. Potem przybliżył się i delikatnie
dotknął swymi ciepłymi wargami moich spierzchniętych ust. To nie był pocałunek
o charakterze romantycznym. Oboje chcieliśmy wiedzieć, czy to wszystko
wciąż jest rzeczywistością. Czy to nie jest jakiś koszmar, ciągnący się przez
kilka nocy:
- Pachniesz
... pachniesz znajomo.- rzekł chwilę później, po czym wypił eliksiry i zasnął,
oddychając w miarę równo.
Ta noc była
kolejną z tych nieprzespanych. W mojej głowie majaczył się obraz Theodora i
Draco. Ten pierwszy wciąż nie powrócił. Przestałam wyczekiwać jego powrotu od
wielu tygodni. Nie byłam nim zauroczona. Po prostu .. cholernie mnie
intrygował. A Malfoy? Był kolejną, wielką zagadką. Wojna zmieniła wielu i mimo,
że przeżył tyle cierpienia, nadal żył. Na swój nielogiczny sposób, ale żył.
23 kwietnia
wrócił Theodor. Gdy schodziłam na śniadanie już siedział przy stole, jak zwykle
mroczny i przerażający :
- Granger.
- Nott.-
odpowiedziałam na powitanie, po czym zajęłam się jedzeniem jajek z bekonem.
Chwilę później do jadalni zaczęli napływać kolejni członkowie Zakonu Feniksa.
Na samym końcu wszedł Malfoy. Kuśtykając podszedł do jedynego wolnego miejsca,
które jak na złość znajdowało się naprzeciw mnie. Zajrzał głęboko w moje oczy,
jakby chciał dotrzeć, aż do serca. Milczałam. I on milczał. I milczał Theodor.
Byłam w
jakimś dziwnym stanie emocjonalnym, który sugerował mi, że coś między mną, a
Ślizgonami jest. Coś niewytłumaczalnego.
Tuż przed
Bitwą o Hogwart, która miała miejsce 2 maja 1998r. zdarzyło się coś co nawet
Merlin nie przewidziałby. Nagle, bez żadnej przyczyny Theodor Nott pocałował
mnie w tym samym, ciemnym korytarzu. Pocałunek był brutalny, jednak w
pewien sposób przyjemny. Na koniec, oddychając szybko ,rzekł:
- Potraktuj
to jako podziękowanie.- po czym cholerny raz odszedł.
Każdy wie,
jak wyglądała Bitwa. Nie pamiętam z niej za wiele. Tylko ten moment, gdy w
Pokoju Życzeń po raz kolejny zostałam pocałowana przez Draco. On tak samo, jak
Nott rzekł później:
- Może to
być mój ostatni, więc dziękuję Granger.- po czym ruszył za śmierciożercami.
Czy ja
miałam na czole wypisane" Pocałuj mnie, a później odejdź"? W każdym
razie, po bitwie zrozumiałam, że między mną, a Draco oraz między mną, a
Theodorem coś kształtowało się, w romantycznym sensie. Jednak nigdy nie
dowiedziałam się o ich zamiarach, gdyż obydwaj postanowili uciec. Uciekli do
Dumbledora, Lupina, Tonks, Moody'ego, Snape'a i wielu innych, którzy byli obecni
w moim życiu.
I gdy teraz
sama jestem na granicy życia i śmierci zadaje sobie pytanie, czy gdybym musiała
wybrać między nimi dwoma, to który skradłby moje serce? I odpowiedź jest jedna.
Byłby to Draco. Bo gdybym naprawdę kochała Theodora Nott'a, to nigdy nie
pokochałabym Draco Malfoy'a. Jednak mieliśmy za mało czasu, którego wszyscy
potrzebowaliśmy. Za mało czasu, aby się w sobie zakochać. Nigdy nie wiedziałam
za co mi dziękowali, ale nie starałam się rozumieć tych słów, bo to nie miało
sensu. A Wy, Czytelnicy zapamiętajcie jedno z tej miniaturki. Miłość
przychodzi z czasem. Lecz przychodzi też wcześniej i nim sobie zdamy z tego
sprawę, jest już za późno. Dlatego chwytajcie ją i nie puszczajcie. Nigdy.