Ariana dla WS | Blogger | X X

18 paź 2015

"Rytuał" - miniaturka konkursowa #6

„ Cze­kanie spra­wia ból.
Za­pom­nienie spra­wia ból.
Lecz nie móc podjąć żad­nej de­cyz­ji jest najdot­kliw­szym cierpieniem.”

~Paulo Coelho


When I am down and, oh my soul, so weary;
When troubles come and my heart burdened be;
Then, I am still and wait here in the silence,
Until you come and sit awhile with me.

            Żałowała go – wiedziała, że był sam i nie ma osoby, która byłaby w stanie dać mu wsparcie. Tylko ona znała go jak nikt inny, znała jego sekrety i najciemniejsze zakamarki duszy, z których nawet on nie zdawał sobie sprawy. Chciała go zmienić pomimo tego, że było to niemożliwe. Chciała mu pomóc pomimo tego, że on tej pomocy nie chciał. Chciała przestać go kochać pomimo tego, że nie potrafiła.
            Hermiona od godziny siedziała wpatrzona w obraz, który malował się za oknem. Na zewnątrz panowała porywista burza, która zdawała się nie  mieć końca. Stan ten potęgował u niej poczucie samotności i ciągle narastającego smutku, który pozbawiał ją wszystkich pozytywnych emocji, zupełnie jak dementor. Wciąż na niego czekała, choć w głębi duszy czuła, że jest to bezsensowne. Draco był człowiekiem prawie dorosłym, a to, że dzielili wspólne dormitorium nie miało najmniejszego znaczenia. Przeważnie nie wracał – spędzał noc z jakąś piękną uczennicą, bądź leżał zalany w trupa u Zabiniego, nie miał więc potrzeby wracać do niej, do opustoszałego pokoju prefektów. Zdawała sobie sprawę z tego, że gdy wróci będzie jeszcze gorszym człowiekiem niż przed wyjściem, że jego człowieczeństwo zatraci się jeszcze bardziej, a ona nie będzie potrafiła go poskładać w piękną całość. Nie mogła odgonić od siebie okrutnej myśli, że mężczyzna, którego pokochała już nigdy nie powróci. Za każdym razem biło od niego większych chłodem, agresją i brakiem litości. Czasem wracał z bliznami na ciele, czasem z tymi na duszy. Czas leciał, a ona czuła, że oddala się od niej coraz bardziej.

You raise me up, so I can stand on mountains;
You raise me up, to walk on stormy seas;
I am strong, when I am on your shoulders;
You raise me up: To more than I can be.

            Minął kolejny dzień, a on dalej nie powracał. Wszyscy wierzyli, że wyjechał z rodzicami na wakacje, jednak ona jako jedna z nielicznych wiedziała, że spędza czas w siedzibie śmierciożerców. Bała się, że już nigdy więcej go nie zobaczy, umierała z tęsknoty za każdym razem, gdy znikał – kawałek, po kawałku. Wiedziała, że nie powinna, ale to była jedyna rzecz, która potrafiła jej pomóc. Jesienna ulewa tylko pogłębiała jej i tak sięgającą dna depresję. Przyjaciele odsunęli się od niej – każde miało swojego partnera i swoje życie, a rodzice rzadko pisywali, tłumacząc się nawałem pracy. Odkąd zaczęła edukacje w Hogwarcie przeżywała niesamowite i zarazem niebezpieczne przygody, a nie potrafiła powiedzieć jednemu arystokracie ile dla niej znaczył. Może wtedy byłoby łatwiej? Może to by go zmieniło? Targało nią tyle różnorodnych uczuć, których nie potrafiła nazwać słowami. Czuła się jakby ktoś pozbawił jej duszy.
            Usiadła przed kominkiem z butelką ognistej w ręce i włączyła najsmutniejszą piosenkę, jaką tylko zdołała znaleźć. Dźwięki wydobywające się z gramofonu wypełniły całe pomieszczenie.
- Then, I am still and wait here in the silence…- zaczęła nucić pod nosem słowa melodii, roniąc przy tym potok łez.
To był jeden z tych samotnych, melancholijnych wieczorów podczas których ludzie uświadamiają sobie najgorsze rzeczy. Alkoholem próbowała zatopić kumulujące się w jej głowie myśli, które przez całe dnie usiłowała tłumić w sobie. Zacisnęła powieki najmocniej jak tylko potrafiła, nie chciała obnażać słabości przed samą sobą, była Herminą Granger – Panną-Wiem-To-Wszystko.
Nawet nie zauważyła, kiedy rdzawy płyn zaczął zbliżać się ku końcowi, a ona razem z nim. Nie zauważyła też, że w dormitorium nie jest już sama, że pojawił się drugi, tak dawno nie odwiedzający jej osoby właściciel.

You raise me up, so I can stand on mountains;
You raise me up, to walk on stormy seas;
I am strong, when I am on your shoulders;
You raise me up: To more than I can be.

Blondyn przyglądał się jej w ciszy, nie chciał zdradzać swojej obecności, przez jego umysł przebiegła nawet myśl, by się wycofać. Z ogromnym skupieniem przyglądał się każdej łzy, jaka spłynęła po jej policzku. Wiedział, że z czymś usilnie walczy i nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Już od jakiegoś czas jej zachowanie diametralnie się zmieniło. Naprawdę chciał jej pomóc, jednak miał wystarczająco dużo własnych problemów, nie mógł zajmować się jeszcze nią. Nawet nie pamiętał kiedy ostatnio zamienili ze sobą chociaż dwa głupie zdania, a tym bardziej kiedy ostatnio się pokłócili. Pomimo tego zdążył nauczyć się jej na pamięć i uświadomił sobie jak ogromne tajemnice musi w sobie tłumić – tajemnice, których nie powinien poznawać. Był teraz pełnoprawnym śmierciożercą – brutalnym, wypranym z wszelkich uczuć tyranem.
 Chciał wyjść, wtedy nigdy nie dowiedziałaby się, że odwiedził ją w tą burzową, nic nie znaczącą noc. Zostawiłby ją z kolejną butelką alkoholu i jeszcze większym przygnębieniem, lecz nie potrafił. Nie potrafił wyjść. Nie potrafił jej zostawić. Nie potrafił być obojętny.
            - Samotne picie prowadzi do alkoholizmu Granger.

You raise me up, so I can stand on mountains;
You raise me up, to walk on stormy seas;
I am strong, when I am on your shoulders;
You raise me up: To more than I can be.

            Wzdrygnęła się, gdy usłyszała ten pełen obojętności głos. Nie zdążyła wytrzeć łez, które wciąż spływały po jej policzkach. Nie zorientowała się także, gdy usiadł naprzeciwko niej i z równie wielką obojętnością, a wręcz politowaniem patrzył w jej oczy. Czuła ogromne zażenowanie, nie chciała by ktokolwiek przyłapał ją na samotnym piciu, nie ją. Nie miała odwagi na niego spojrzeć, bała się, że nie zobaczy już więcej tego samego Draco, którego tak cholernie pokochała.
 Przyglądał jej się coraz nachalniej, podczas gdy ona nieudolnie próbowała zakryć ślady depresji. Im dłużej się jej przyglądał, tym większe ciepło oblewało jego serce, a wszelkie zbrodnie zakrywał jej cudowny obraz. Chciał jej powiedzieć co czuł, ale obecna sytuacja mu na to nie pozwalała. Po raz kolejny w swoim życiu przemilczał to, co powinien powiedzieć. Spuścił wzrok na prawie pustą już butelkę, którą kurczowo trzymała w swoich dłoniach i wzdrygnął się na samą myśl o alkoholu. Nie chciał komentować jej zachowania, tym bardziej, że nie robiła tego z przyjemności, po prostu chciała zapić palące ją od środka uczucia. Jej widok coraz bardziej go poruszał, czym był niesamowicie zaskoczony – nie spodziewał się, że została w nim choć odrobina dobra. Chwycił szklaną butelkę i pociągnął spory łyk.

You raise me up, so I can stand on mountains;
You raise me up, to walk on stormy seas;
I am strong, when I am on your shoulders;
You raise me up: To more than I can be.
           
            Przycisnęła drżące dłonie do mokrej od łez twarzy. Pokiwała twierdząco głową – nie potrafiła wydusić z siebie najkrótszego słowa. Uśmiechnął się na ten gest najczulej, jak tylko pozwalało mu ściśnięte z żalu serce. Podniosła głowę i spojrzała w jego spokojną twarz, siedział oparty o fotel i pociągał kolejny łyk odurzającego napoju. Widziała, że był pochłonięty czymś ważnym. Spoglądała na niego nieśmiało i dopiero teraz uświadomiła sobie, że ich relacja została zbudowana na głupich docinkach. Jednak najważniejsze było ich wzajemne towarzystwo. To było coś, co sprawiało, że oboje czuli się spokojni, jak nigdy. Pierwszy raz od dawna przestała utrzymywać nieprzyjemną pustkę – miała go obok siebie i to sprawiło, że zapomniała o zżerających ją wcześniej troskach.
            Chciał z nią zostać, potrzebował tego jak nigdy wcześniej. Żadna inna kobieta nie była w stanie zapewnić mu tego uczucia, jakie było z nim od dłuższej chwili. Nie zrobiła nic szczególnego, a czuł, że dała mu więcej niż wszystkie dziewczyny, z którymi miał wcześniej do czynienia. Pomimo tego nie potrafił się zbliżyć, chociaż siedział zaledwie metr dalej i miał ją na wyciągnięcie ręki. Nie chciał tego, nie chciał jej ranić. Musiał dać czas sobie – na poukładanie wszystkich myśli, na zagojenie ran… na zakończenie wojny.

You raise me up, so I can stand on mountains;
You raise me up, to walk on stormy seas;
I am strong, when I am on your shoulders;
You raise me up: To more than I can be.

            Cisza jaka między nimi zapanowała stała się przytłaczająca. Czuła, że chłopak potrzebuje jej tak mocno, jak ona jego, jednak nie była w stanie znieść tego bólu. Nie mówiąc słowa podniosła się z dywanu i ruszyła w stronę swojej sypialni. Gwałtownie złapał ją za dłoń i spojrzał prosto w jej oczy prosząc, by została. Jeszcze nie był gotowy na jej odejście. Usiadła z powrotem.
            Uklęknęła naprzeciwko jego twarzy odważnie w nią zerkając. Wysunęła swoją dłoń z jego uścisku i położyła ją na jego torsie. Serce biło mu w zawrotnie szybkim tempie.
                „ Jednak je ma” – pomyślała.
         Powoli zaczęła rozpinać guziki jego koszuli. Nie protestował – pozwolił jej na wszystko. Spuściła wzrok na jego nagie ciało i głos uwiązł w jej gardle. Umięśniony tors był pokryty szpetnymi bliznami. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w ten pełen bólu widok, by ponownie napotkać jego zdezorientowany wzrok. Położyła z powrotem rękę na jego klatkę, która podniosła się gwałtownie, a serce z powrotem zaczęło swój szalony taniec. Zjechała ręką muskając jego przedramię pokryte czarnym tatuażem. Nie zakrywał go, pozwolił, by go dotykała. Do jej oczu z powrotem napłynęły jej łzy. Dlaczego ktoś pozwolił, by został przeklęty? Bez ostrzeżenia pochyliła się nad jego smutną twarzą i złączyła swoje wargi z jego.
Oboje wiedzieli, że ten pocałunek był zarazem ostatnim.
            To znak na jego ręce przekreślił namiastkę ich normalnego życia, był symbolem straty. Ten moment stał się coraz bardziej przytłaczający i wypalał coraz większe rany w ich zbolałych sercach.
            Patrzył na nią w tym rozrywającym milczeniu, chciał powiedzieć, jak bardzo jej potrzebuje i jak bardzo chce, by została.
 Dziewczyna powoli wstawała ponownie czując jego dotyk na swojej rozpalonej skórze. Wiedziała, że jeżeli teraz zostanie, to nie będzie w stanie odejść. Nie odwróciła się za siebie, tak bardzo nie chciała od niego uciekać. Wysunęła swoją dłoń z jego objęcia. Pozwolił jej na to, pomimo bolesnego ukłucia w sercu. Odeszła zamykając się w swojej sypialni zaczynając rytuał od początku.
           
When troubles come and my heart burdened be…