–
Hermiona, pospiesz się!– szepnął gorączkowo
Ron.
– Chwila! Myślę, myślę, ale w ogóle nic nie mogę wymyślić! – warknęła w odpowiedzi Hermiona.
Stała właśnie razem z Harrym i Ronem w
sali do transmutacji i wpatrywała się uporczywie w rozbite
kolorowe szkło na podłodze.
– McGonagall nas zabije jak to
zobaczy! – jęknął rudzielec. – Hermiona, błagam, myśl szybciej!
– Przymknij się! Moja cierpliwość też ma swoje granice, głąbie kapuściany! – nie wytrzymała dziewczyna.
– Pssst... Ciszej trochę. Chyba, że chcecie, żeby McGonagall nas zauważyła. Ron, nie poganiaj Hermiony
– uspokoił ich Harry, siedzący na parapecie i nerwowo machający nogami.
– Dobra, ja się poddaję. Myślcie sobie sami, w końcu to wy zrzuciliście tę czarę. – Dziewczyna uniosła ręce nad głowę w oznace protestu.
- Nie! Błagam pomóż nam! Co my teraz zrobimy!
Nie chcę przez głupi garnek wylecieć ze szkoły! - Ron się naprawdę przeraził.
- Trzeba było myśleć o tym wcześniej, zanim to wszystko się stało. To magiczna czara, nie
odtworzę jej za pomocą zaklęcia. - Brunetka wskazała ręką na rozbitą skorupę.
- Czekajcie, mam pomysł! Użyjemy zmieniacza czasu!
McGonagall zawsze trzyma je w tamtej szafce! - Ron wyglądał na zachwyconego swoim pomysłem.
- Nie wiem, czy to dobry
pomysł... - Harry nie wyglądał na przekonanego.
- A ja wiem, że to zły pomysł - warknęła Hermiona. - Nawet nie ma...
Nie zdążyła dokończyć, bo Ron już wyciągał z szafy zmieniacz czasu.
Zamknąłwszy drzwiczki, ruszył w kierunku przyjaciół, kiedy... potknął się i upadł na niego!
- Nie! - wykrzyknęli razem Hermiona i Harry.
Ale już było za późno. Nagle powietrze wokół nich zawirowało i obrazy zaczęły się przesuwać. Wszyscy upadli na podłogę i zamknęli oczy, bo zaczął wiać potworny wicher.
Kiedy je otworzyli, nie mogli
posiąść się ze zdumienia. Znajdowali się w jakimś pałacu! Podłoga wykonana była z marmuru, podobnie jak ściany. Naokoło stało mnóstwo kolumn i wisiały bordowe zasłony.
– Gdzie my jesteśmy? – zapytał Harry.
– To mi wygląda jak starożytna, turecka szkoła magii, o której uczyliśmy się na historii. – Hermiona, oczarowana, rozglądała się dookoła. Napotkawszy nicnierozumiejące spojrzenia chłopaków, westchnęła i wytłumaczyła. – W dawnej Turcji szkoły magii niewiele różniły się od zwykłych pałaców sułtańskich. Nauka dla kobiet
odbywała się po prostu w haremach.
– Chcesz powiedzieć, że my jesteśmy teraz w haremie? – zapytał zdziwiony Ron.
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, bo zauważyła kilka dziewczyn, idących w ich stronę.
– Chowajcie się! – syknęła w kierunku chłopaków. Na szczęście, posłuchali jej i szybko wbiegli
za jedną z kolumn.
– Co ty masz na sobie? – zapytała jedna z nich z wrednym uśmieszkiem. Hermiona spojrzała na siebie. Rzeczywiście, jej długie czarne spodnie i luźny czerwony sweterek musiały wyglądać dziwnie, przy przepięknych, bogato zdobionych
sukniach pozostałych dziewcząt.
– Ja...– chciała odpowiedzieć, ale przerwał jej głos z tyłu.
– Dziewczęta, co to ma być! Proszę ścielić łóżka! – Starsza kobieta weszła do sali. Omiotła wzrokiem wszystkich, dłużej zatrzymując się tylko na Hermionie. – Ty jesteś ta nowa? Jak masz na imię?
– Hermiona – wyjąkała dziewczyna.
– Pościel sobie łóżko w tamtym kącie. Przebierz się w to co tam leży – kobieta obrzuciła ją spojrzeniem pełnym niesmaku.
3 godziny później…
– Dziewczęta, kolacja!
Wszystkie kobiety ruszyły w kierunku stołu na którym stała misa z czymś zielonym, pokrojonym w
kostki.
„Wygląda jak limonka” pomyślała Hermiona i ugryzła mały kawałek. Było całkiem smaczne. Następnie położyła się na materacu i już chciała zasnąć, kiedy powstrzymał ją szept Rona.
– Pomożesz nam, czy zamierzasz się tak lenić? Nie umiemy przestawić zmieniacza czasu.
– Podaj mi to, tylko po cichu.
– Brunetka wzięła od chłopaka wisiorek i pokręciła nim parę razy. Nagle powietrze wokół nich zawirowało i znaleźli się z powrotem w Hogwarcie. Znów stali nad rozbitą czarą.
– Dobra, wszystko mi już jedno, co z tym głupim naczyniem.– Ron ziewnął szeroko.
Następnego dnia wszystkich obudził głośny wrzask McGonagall...