Ariana dla WS | Blogger | X X

5 kwi 2015

Brak wina - miniaturka konkursowa I

           To nie jest niczym nadzwyczajnym, ale jednak złożonym, budującym się przez wiele lat, a nie kilka chwil, jak głoszą niektóre, gorszej jakości, książki. Nie potrafię jeszcze określić, czym to dla mnie jest, ani czy jest mi potrzebne; ale jedno wiem na pewno. Trudno byłoby mi przestać kochać. To wielkie, okropnie ironicznie stwierdzenie, a jednak… proszę, nie zrozumcie mnie źle. Sama siebie nie potrafię określić. Nie należę w końcu do ludzi o szerokich doświadczeniach, ale też nie mogę się specjalnie nad sobą rozczulać, więc będę miała pewne trudności w opisaniu tego, co mi leży na sercu. Ale muszę to zrobić dla spokoju ducha, bo zwykłe mówienie i rozmowa z przyjaciółką przy lampce wina mi nie wychodzi; straciłam przyjaciółkę, a wina w domu nie mam.

           ─ Idę pod prysznic.
           ─ I co z tego?
           ─ Chyba z jakiegoś powodu tu jesteś.
           ─ Nie napisałam w swojej obietnicy małżeńskiej, zawsze będę się z tobą pieprzyć pod prysznicem. Jesteś strasznym szowinistą, a ja jestem teraz zajęta ─ powiedziałam, odrywając wzrok z wpół zapisanej kartki pamiętnika. Severus oparł się nonszalancko o framugę i spojrzał na mnie spod zmarszczonych brwi. Problem tkwił w tym, że nie chciałam odmawiać. Miałam dużo pisania, chciałam wszystkie, wieloletnie emocje przelać na papier. Czułam wewnętrzną potrzebę i zostałam poddana ogromnej próbie, bo Severus był już nagi.
           ─ Myślałaś, że dlaczego się z tobą żenię? ─ zakpił.
           ─ Bo byłam jedyną chętną?

           Trzasnął drzwiami łazienki, a potem ignorował mnie przez resztę dnia. Uśmiechnęłam się, gdy to zrobił, miałam go z głowy i mogłam w spokoju pisać do końca. Potem musiałam mu to wynagrodzić, w nocy, w łóżku i postarać się trochę bardziej niż zwykle, ale mi też było przyjemnie, więc nie zostawię tu pola do narzekań. Bo nie było na co i po co. Ale na tym skończmy, nie chcę pisać o swoim życiu seksualnym, które jest zbyt barwne, a mogłoby to niektórych… nie zainteresować. I szczerze by mnie zaniepokoiło, gdyby było przeciwnie.
A więc wojna, zacznijmy od wojny.
           Pomagałam mu w eliksirach podczas wojny, dyrektor mnie wyznaczył, bla… bla… bla… Potem była miłość. I nie mówię tu o czasie, kiedy się w sobie zakochiwaliśmy. Można powiedzieć, że takiego czasu nie było. Ja to zrozumiałam pewnego dnia, kiedy byłam już po trzech latach małżeństwa. Obudziłam się z ręką w nocniku. Severus bodajże, jeśli dobrze pamiętam, zrozumiał to po pięciu. Nie, nie mam starczej demencji, po prostu powiedział mi to tylko raz, trzy lata temu. Kiedy miał mocne zaćmienie umysłu i słyszałam wspólne bicie naszych serc, a on powoli umierał.
           Nie potrafię zacząć od początku, jego też nie było, nie potrafię odkreślić dnia, ani godziny; to się po prostu stało, stopniowo. My nie jesteśmy żadną wyjątkową historią, zapewne ktoś już nas ubiegł, ktoś to już przeżył, a my tylko to powielamy. Albo odtwarzamy jakąś miłość, aby to upamiętnić, choć nie jesteśmy tego świadomi. Broń cię Merlinie, nie jesteśmy Romeo i Julią. Oni musieli umrzeć, by ich wielka, prawdziwa miłość była wieczna. Kochali się zaledwie kilkadziesiąt godzin. Szekspir nie dał im nawet całego tygodnia. Fakt, to romantyczne, ale nie ma perspektywy, po co więc kochać, skoro i tak wszystko zniknie. Zapewne nie byliby już swoją miłością, gdyby przeżyli, a Julia musiałaby prać mu skarpetki, a Romeo naprawić płot, który tak długo się prosi o działanie.
           Ja i Severus byliśmy przedłużeniem swojego epilogu. I to nie jest tak, że od początku do końca było dobrze. Dla niektórych nie jest logiczne, że czasami się kłócimy. Nasze rozmowy zawsze są sarkastyczne, a słowa raniące, jednak to nie po słowach docenia się miłość. Doceniłam obecność Severusa, kiedy był mi w stanie pomóc, zaopiekować się mną i chronić, czego potrzebowałam po śmierci, odzianej w biały płaszcz. Miałam nadzieję, że śmierć była aniołem dla moich przyjaciół... Severus w mojej nadziei mnie sprowadzał na ziemię, nie mówił, że kiedyś nie będzie bolało; nigdy mnie nie okłamał, a ja też się starałam tego nie robić, gdy on mnie potrzebował. Nie mieliśmy po co się łudzić, zawsze rozwiązywaliśmy nierozwiązywalne. I tego się trzymaliśmy do samego końca, choć po drodze nie było łatwo. Musiałam się go nauczyć, a to nauka zaklęć, nie mając przy sobie różdżki; niby bezsensu, ale jednak może się nadarzyć okazja, aby iść na Pokątną. Bo w życiu nigdy nic nie wiadomo, a już zwłaszcza wielką niewiadomą, samym x, już nawet nie podrzędnym y, był dla mnie Severus Snape. Musiałam też mu pokazać, jak ma zrozumieć mnie. Co mi się nie udało, bo jestem kobietą i niektórych rzeczy ja sama nie rozumiem. Jednak wiedział, przynajmniej do pewnego stopnia, że swoimi słowami też potrafi zranić, ale tylko niektórymi. Zwłaszcza mnie, bo był ważny. Nie rani słowami swoich uczniów, bo oni go nienawidzą, to tylko podsyca w nich złość, a mnie zwyczajnie rani. Gdy kiedyś powiedział, że żałuje… to tak jakby ktoś mną tłukł o ścianę w nieskończoność. Albo Severus był orłem, a ja Prometeuszem. Na szczęście, orzeł któregoś dnia nie przyleciał. Potem jakoś to było.
           Nasz syn kiedyś nie mógł się nadziwić, że nie okazujemy sobie uczuć. Że on widział, jak jakaś pani z przedszkola to ciągle rozmawia przez telefon, jak to nie poznała jakiegoś dobrego faceta i potem się z nim zabawiła… pomińmy sytuację, w której Severus pozbawił ją pracy… zostańmy przy fakcie dokonanym. Nie potrafiłam własnemu dziecku tego wytłumaczyć, to było onieśmielające. A Severus wyszedł z pokoju szybciej, niż byłam w stanie sobie wyobrazić. Zrobiłam więc coś, czego zarzekałam się nie robić, powiedziałam  zrozumiesz, jak już będziesz duży. Już wtedy wiedziałam, że jestem dobrą matką i też bardziej zrozumiałam wszystkich innych rodziców, kiedy sama się nim stałam. Niektóre rzeczy przychodzą mówić trudniej, sami nie potrafimy ich wytłumaczyć, a proszą nas o to jeszcze własne dzieci.

           ─ Mamo ─ zaczął pewnego dnia, były Święta Bożego Narodzenia, wrócił na przerwę świąteczną z Hogwartu. ─ Pamiętasz, jak się pytałem, dlaczego nie okazywaliście sobie z tatą uczuć? ─ Pokiwałam wtedy głową, bojąc się, co chce powiedzieć. Severus śmiał się ze mnie w kącie pokoju, widząc moje różowe policzki.  Teraz rozumiem.
           ─ Tak? ─ zdziwiłam się.
           ─ Kiedyś nie wiedziałem, że z miłości się cały czas wyrasta i wkracza w nową odmianę czegoś innego. To też jest miłość, ale inna, dojrzalsza. Odpowiedzialniejsza. ─ Wytłumaczył, wycierając naczynia z naszym skrzatem. Widziałam kątem oka, jak Severus kręci z niedowierzaniem głową i wychodzi z kuchni. Ale ja zostałam.

           ─ Skarbie, jak jej na imię? ─ zapytałam ze wzruszeniem. Byłam świadkiem, jak mój mały synek dorasta i pierwszy raz się zakochuje. Nie ma większego potwierdzenia, że czas płynie, rzeczy przemijają, a niektóre znajdują w sobie życie. Ja przeminęłam z wiatrem, a mój syn miał całe życie przed sobą. Miał czas na pierwszą miłość, pracę, studia ─ nie czułam się z tym źle, wręcz przeciwnie. Nie żyłam życiem swojego syna, bo miałam swoje. Byłam wolnym słuchaczem i obserwatorem, i miałam na dodatek cudownego towarzysza, który umarł, gdy nasz synek miał trzy latka. Nigdy nie tęskniłam za Severusem, zawsze był przy mnie.