Jakże dawno minęły już czasy, kiedy trójka przyjaciół z Hogwartu – Hermiona, Harry i Ron mogliby razem spędzić wakacje. Praca, którą kochali była jednak, co by nie mówić, pracą ciężką. Dzieci, które przyjeżdżały po roku spędzonym w Hogwarcie także nie ułatwiały sprawy. Z jednej strony chcieliby się nimi nacieszyć, a z drugiej przeżyć takie lato jak kiedyś. No cóż, dorośli, trzeba było się z tym pogodzić, jednak nikt nie mówił, że będzie łatwo. Kiedy pojawiła się okazja "pozbycia się" dzieci – państwo Weasleyowie stwierdzili, że z chęcią wezmą wnuki do siebie na pierwszy miesiąc wakacji – przyjaciele ustalili wspólny wyjazd, aby ponownie przeżyć letnią przygodę.
Pakowanie walizek nie należało do ulubionych czynności Hermiony, na dodatek dzieciaki co chwilę przybiegały i zadawały coraz bardziej bzdurne propozycje przedmiotów, które" może się im przydadzą". Bądźmy szczerzy, Ron także nie ułatwiał jej zadania, siedział na kanapie, pijąc herbatę i przeglądając "Prorok Codzienny", odpowiadając na każde pytanie żony "Jak uważasz " lub "Rób bo uważasz za stosowne", co doprowadzało Hermionę do szału.
Ginny po raz tysięczny zrobiła przegląd walizki Harry'ego i po raz tysięczny dołożyła jeszcze jedną rzecz pod pretekstem: "Ale kto wie, czy przypadkiem ci się nie przyda?". Sama nie mogła jechać na wspólny wyjazd, ponieważ jako dziennikarka "Proroka Codziennego" musiała napisać relacje z dwóch meczy quidditcha, a urlop już wykorzystała.
– Czy naprawdę muszę zabierać tyle rzeczy? Bądź, co bądź jadę tylko na dwa tygodnie! –marudził Harry, wyrzucając kilka zbędnych, przynajmniej według niego, rzeczy.
– Czy ja już ci nie mówiłam, że nie wiadomo co może ci się przydać? Nie mam pojęcia jaką rozrywkę wymyślicie sobie ty i mój kochany braciszek... Znając was będzie to coś bezsensownego. Mam jedynie nadzieje, że Hermiona pohamuje jakiś naprawdę głupi pomysł. – Ostatnie zdanie Ginny mruknęła pod nosem i dorzuciła do walizki rzeczy przed chwilą wyrzucone przez męża.
– My nie mamy głupich pomysłów! Tylko no powiedzmy... niektóre nie są do końca normalne – oburzył się Harry, szczerząc zęby do żony.
– Mam wrażenie, że wy nigdy nie wyrośniecie! – westchnęła Ginny i uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie szkolne czasy i pomysły tej trójki.
– Czy naprawdę będziemy musieli mieszkać w domu tego gbura? – Ron z niezadowoleniem zareagował na wiadomość o spędzenia wakacji u Wiktora Kruma. – Wiktor nie jest gburem! – oburzona Hermiona ze złością spojrzała na męża.
– Ekhem... Czy choć raz możecie przestać się kłócić, kiedy spędzamy razem czas? W domu rzucajcie nawet w siebie talerzami, ale podczas urlopu bądźcie cicho. – Uśmiechnął się, ta dwójka mimo wielu sprzeczek, tak bardzo się kochała, co było aż nie do uwierzenia, przypominając sobie pierwsze dni w Hogwarcie. Jego uwaga zadziałała, obydwoje umilkli do czasu, kiedy samochód nie zatrzymał się na środku polnej drogi.
– Czyżby się zepsuł? – Rudzielec podejrzliwie przyglądał się dymiącej masce auta.
– Przegrzał – mruknął Harry zaglądając pod maskę – jesteśmy unieruchomieni.
– W pobliżu na pewno jest jakiś dom z kominkiem. Moglibyśmy użyć proszku Fiuu –Hermiona wyjęła z torby fiolkę z rzeczonym proszkiem.
– No jasne! Zapukasz do domu jakiegoś mugola i zapytasz: "Przepraszam, ale mój samochód się zepsuł i wie pan... chciałabym skorzystać z pańskiego kominka, aby przenieść się do domu przyjaciela. A tak w ogóle jestem czarownicą!" – ironizował Ron. – A tak poza tematem, dlaczego nie skorzystaliśmy od razu z proszku Fiuu?
– Dobrze wiesz, że proszek nie może pokonywać takich odległości! Poza tym Harry nie lubi się nim przemieszczać – Hermiona popatrzyła na męża z politowaniem.
– Dobra! Cicho, myślę czy by nie użyć jakiegoś zaklęcia. – Zmarszczone brwi okularnika, potwierdzały jego słowa. Wyjął różdżkę z samochodu i wymamrotał jakieś zaklęcie. Pojazd lekko podskoczył i maska sama się zatrzasnęła. Harry odpalił silnik, a ten posłusznie ruszył.
– Ty czytałeś jakiś poradnik typu: "Jak naprawić samochód?" – Rudzielec podrapał się po
nosie i z lekkim podziwem spojrzał na przyjaciela.
– Jasne! Przeczytałem dziesięć takich podręczników...
– Bardzo śmieszne! Dobra, możemy już ruszać? – jednak nie uzyskał odpowiedzi, bo Harry
już usiadł za kierownicą. Reszta drogi upłynęła w ciszy, przerywanej tylko niekiedy pytaniem
Rona "Daleko jeszcze?" i odpowiedzią zirytowanej Hermiony: "Ron, nie zachowuj się jak
dziecko!". Po długiej i męczącej podróży, wreszcie dotarli do celu. Zatrzymali się przed
posiadłością Kruma. Była ona... no cóż, olbrzymia.
– No, nieźle. Ładny sobie domek postawił. – Harry aż gwizdnął z wrażenia
– Domek? D-O-M-E-K?! Ty to nazywasz domkiem? Raczej willa czy pałac, nie zdziwiłbym
się gdyby był tak duży jak nasze dwa domy razem wzięte i Nora! – Ron przyglądał się
posiadłości z podziwem i zazdrością.
– Dobra, chłopaki! Nie zachwycajcie się tak, musimy iść się przywitać! – Klaśnięcie dłoni
Hermiony wreszcie ich otrzeźwiło i ruszyli za nią do drzwi.
– Już się boję jak będzie w środku – mruknął do przyjaciela rudzielec.
Czarownica pewnie zapukała do drewnianych drzwi. Po około pięciu minutach zjawił się
Wiktor Krum i z uśmiechem ich powitał:
– Miło was znowu widzieć! Her-mi-ją-nina! – Nadal miał trudności z poprawnym
wypowiedzeniem imienia przyjaciółki, serdecznie ją objął, nie widząc skwaszonej miny Rona.
– Cześć Wiktorze! – Hermiona i Harry z uśmiechem przywitali znajomego ich towarzysz
zrobił to dopiero obrzucony oburzonym spojrzeniem żony.
– Wchodźcie! Zaprowadzę was do waszych sypialnia – Gospodarz domu gestem zaprosił ich
do środka .
– Nadal masz kłopoty z angielskim Wik... – zaczęła Hermiona osłupiała widokiem bogato
zdobionego korytarza.
– ...torze? – dokończyła po chwili przerwy.
– A jakoś nie mogę się nauczyć. W każdym razie chodźcie, doma obejrzyć później – Ron omal nie parsknął śmiechem, słysząc kaleczącego angielski Kruma, ale żona posłała mu spojrzenie:
"Spróbuj, a rano będziesz martwy" i musiał się powstrzymać.
Plaża, morze, to było właśnie to, czego potrzebowali. Śmiejąc się praktycznie ze wszystkiego,
odbijali do siebie piłkę. W pewnym momencie upadła ona na piasek i potoczyła się w dół
plaży. Harry szybkim krokiem ruszył za nią i kiedy ją dogonił podniósł ją. Już zamierzał
wrócić do przyjaciół, gdy usłyszał znajomy, drwiący głos:
– Potter? Znowu się spotykamy? A ty wciąż latasz za jakąś piłką? Gdzie twoi przyjaciele? O
już idą! – Stwierdzenie Malfoya okazało się słuszne, bo rzeczywiście Hermiona i Ron
zmierzali w ich stronę. Harry na żadne z pytań nie udzielił odpowiedzi:
– Malfoy?! – syknął Ron – Co ty tu robisz?
– A to już na wakacje nie można przyjechać Weasley? – warknął Draco, ziewając i patrząc z
pobłażaniem na rudzielca. – A właśnie przedstawię wam mojego syna! Scorpius! – Podszedł
do nich blady chłopiec o blond czuprynie.
– Dzień dobry? – nieśmiało, z nutą pytania w głosie, powiedział Scorpius.
– Dzień dobry? – odpowiedzieli zdziwieni grzecznością dziecka przyjaciele.
– Gdybym nie wiedział, że to syn Malfoya nie powiedziałbym tego o nim – mruknął Ron do
Harry' ego, ten tylko kiwnął głową na potwierdzenie jego słów.
– Widzicie mój syn jest przynajmniej dobrze ułożony, czego z pewnością nie można
powiedzieć o waszych dzieciach – powiedział Draco słysząc uwagę rudzielca.
– Jedno słowo Malfoy i... – Ron zacisnął pięści.
– Bo co mi zrobisz Weasley? A może zrobimy symboliczny pojedynek? Ja i Potter.
– Zgoda Malofy, o północy na plaży. Ale pod warunkiem, że tym razem nie naślesz na nas
Filcha... – zakpił Harry i oddalił się nie bacząc na złowrogie spojrzenie Dracona.
Szybkim krokiem przemierzali ciemne okolice miasteczka.
– To naprawdę nie jest dobry pomysł. – Hermiona po raz kolejny w ciągu piętnastu minut
protestowała przed pójściem na pojedynek.
– Hermiono! Daj już spokój! – Rona powoli zaczynało denerwować zachowanie żony.
– Ostatnio też wam odradzałam i miałam rację!
– Tak, ale to było dwadzieścia siedem lat temu – burknął Ron i zapytał Harry'ego:
– Czym go potraktujesz?
– Chyba Expelliarmus – odparł przyjaciel zastanawiając się nad swoim wyborem.
– Jak uważasz, ja bym go potraktował Imperius...
– Ronaldzie Weasley! To jest zaklęcie niewybaczalne – oburzyła się Hermiona.
– Dobra, tylko żartowałam!
Gdy dotarli na plażę Malfoy i Scorpius już tam byli.
– Przynajmniej przyszedłeś – Harry wyciągnął różdżkę, a Malfoy tego nie skomentował i
także wyjął swoją. Kiwnęli sobie głowami. Hermiona zaczęła liczyć 4,3,2,1....
– Expelliarmus! – z różdżki Harry'ego buchnął czerwony płomień, jednak trafił on w pustkę za Malfoyem.
– Wiesz co to cel Potter? – zakpił Draco. – Deusangeo! – niebieskie światło uderzyło prosto w zęby okularnika, które wydłużyły się do podbródka.
– Rictusempra! – Blondyn zaczął zwijać się ze śmiechu.
– Powtórka z rozrywki Potter? Pamiętasz drugi rok? – tylko tyle Malfoy zdołał wykrztusić. Harry wciąż uważał, że to niegodne pokonać przeciwnika zwijającego się po ziemi, więc rzucił przeciwzaklęcie. Niestety, tak jak kiedyś Dracon był szybki, i kiedy tylko przestał się śmiać, otrzepał szaty i wrzasnął:
– Cr... – Przerwał mu wrzask Hermiony rzucającej się w jego stronę i wyrywającej mu różdżkę.
– Oszalałaś Granger?
– Weasley, nie Granger! Ja oszalałam? J-A? To ty chciałeś rzucić zaklęcie niewybaczalne, a nie ja! – oburzona czarownica gotowała się ze wściekłości. – W tej chwili kończycie pojedynek! Harry wygrał, dlaczego Malfoy? Dlatego, że zachowałeś się jak ostatni kretyn!
– Może wcale bym go nie rzucił... – złowrogi uśmiech wypłynął mu na twarz – Weasley – dorzucił sarkastycznie.
– Jasne – oczy Hermiony niebezpiecznie się zwęziły – Idziemy!
Harry i Ron posłusznie ruszyli za nią, rzucając tylko pogardliwe spojrzenie w stronę Malfoya i jego syna, który patrzył na cały pojedynek z przerażeniem. Kiedy odeszli już wystarczająco daleko, Hermiona rzuciła:
– To był głupi pomysł, jak ty wyglądasz Harry! – jęknęła widząc jego zęby.
– Co się przejmujesz? Naprawisz go – ucieszony Ron objął żonę.
– To nie był głupi pomysł, on nie był do końca normalny... – dorzucił Harry i cała trójka wybuchnęła głośnym śmiechem.