1 mar 2016

„Czas na wino” — czyli część druga urodzin katalogu.

Dzień dobry wieczór!
   Jestem pewna, że nie spodziewaliście się czegoś takiego (a jeśli tak, nic nie mówicie, lubimy wprowadzać element zaskoczenia)... Sama jestem zdziwiona, że w końcu udało nam się zrealizować wspólny pomysł. Trudno zgrać opinie pięciu osób i jeszcze dopasować terminy, ale efekt moim zdaniem jest niesamowity. Nasza wspólna administratorska miniaturka. Plany snuły się od miesięcy na ten rocznicowy czas. Ustalenie wątków i oczywiście — najważniejsze — czy wszystkie lubimy wino... Starałyśmy się podejść do tego tekstu z dystansem, by wyszło zabawnie. I jeśli nam się nie udało, to nie jest ważne. Liczy się to, że dałyśmy radę... Nie obyło się bez spięć i gróźb (zaraz dostaniesz patelnią w łeb), ale w większości była to po prostu zabawa, dzięki której jeszcze bardziej się ze sobą zżyłyśmy.
   Pisanie tej miniaturki to był naprawdę twórczy czas dla naszej piątki. Naturalnie, nie obyło się bez stresu, ale nie skupiałyśmy się na tym do teraz... Teraz pozostaje nam tylko kliknąć opublikuj i czekać na Waszą reakcję.
    Miłego czytania.
DZISIAJ POLEWAMY KAŻDEMU! ZDROWIE KATALOGU!
STO LAT STO LAT NIECH ŻYJE KATALOG NAAAAAM!
PS. Do zobaczenia jutro, już po północy kolejny, i tym samym ostatni, urodzinowy post. Komentujcie, prooosimy? :) 
Jutro nieco dłuższa część, dzisiaj zostawiamy Was z tym tekstem, który znajdziecie niżej.
   Salvio miała czas na spacerowe tempo i bujanie w obłokach. Dom Ana Belli był całkiem niedaleko. Podziwiała londyńskie ulice z ogromną satysfakcją. Chwilami zatrzymywała się, podpierając o drewnianą laskę, by podziwiać marcową pogodę. Nie było jeszcze wiosny, ale słońce mocno grzało w jej siwą czuprynę, chociaż włosy chroniła tak ogromna warstwa lakieru. Po wizycie u fryzjera, schowała swój fioletowy beret do starej torby — która pamiętała czasy jej młodości  by fryzura trzymała się w ryzach.
Niebo było modre jak jej oczy, a chmury białe i czyste niczym jej narcystyczna dusza. Pomarszczone i zwisające policzki, pod wielką warstwą pudru, wygięły się, gdy uśmiech ozdobił jej twarz.
Powoli omijała londyńskie zgiełki, spieszących się donikąd ludzi i te okropne budki ze śmierdzącymi zapiekankami. Na samą myśl przychodziła jej wizja tostów Mrs M., a do słabo funkcjonującego serca, nie chciała dodać rewolucji żołądkowych. Prawda była taka, że tosty Mrs M. smakowały tylko jej samej. Uśmiechnęła się pod nosem na samą myśl o tej zdziwaczałej staruszce.
W starości najbardziej lubiła to, że nie musiała się wstydzić. Jak autobus nie byłby zatłoczony, zawsze ktoś ustąpi jej miejsca. Ludzie patrzyli na nią przychylniejszym okiem, gdy prosiła o godzinę, o podanie numeru autobusu... w większości po prostu nie chciało jej się tego robić. A ludzie byli naprawdę naiwni, gdy wierzyli w jej starczą nieporadność.
Salvio westchnęła z rozkoszą, czując delikatny wiatr. Jej włosy były tak usztywnione, że tornado miałoby problem. Ale wkrótce miała się przekonać — spotkanie z (naprawdę) starymi koleżankami mogła przyrównać do załamania pogodowego. Wyobrażała sobie to spotkanie, bo i o czym innym miała myśleć, jak nie o Hermionie Granger, która łatwo znalazła sobie miejsce w umyśle i sercu wielu ludzi.
Weszła na ładne osiedle. Wszędzie były różnokolorowe domki, ale zanim będzie mogła się przejść między nimi, musiała wpisać kod do bramki zabezpieczającej całe zakwaterowanie... Tyle razy udało się Salvio zgadnąć! Nigdy zapamiętać, na Merlina (z Bogiem miała słabe kontakty).
Poprawiła swoją elegancką sukienkę, trochę niestosowną w jej wieku i zaklęła tę przeklętą maszynę. Walnęła bramkę swoją drewnianą laską, a ta w odpowiedzi coś odburknęła. Tęskniła za czasami, gdy maszyny były po prostu pomocne, a nie irytujące i przemądrzałe. Zastanawiała się nad przeskoczeniem płotu; czasami zapominała o nietakich stawach, sercu, płucach... Cholerna starość.
— Nie ta pamięć, co? — Usłyszała za sobą szyderczy chichot. Odwróciła się powoli, ale doskonale wiedziała, kogo zastanie. Starą babę od niedobrych tostów. — Ty to zawsze się wkopiesz.
— Skoro już mowa o kopaniu — mruknęła Salvio. Mrs M. spojrzała na nią spod zmrużonych oczu, stając obok.
— Ty już nie bądź taka mądra, tylko wpisuj ten kod i idziemy. Zanim się tam doczłapiesz z tą drewnianą laską, będziemy spóźnione. A chcę już ciepłej herbaty.
— A sama sobie wpisuj ten kod, zrzędo — powiedziała, patrząc na jej brązowe oczy i uśmiech. — Wpiszesz kod, a potem u Any zrobisz mi herbaty... O, jak się zrymowało.
— Poetka — zakpiła Mrs M. Uniosła pomarszczony palec, by wpisać kod. Dotykowa klawiatura czekała, aby tylko to zrobić... jednak w końcu M. dodała: — Zapomniałam.
— Jak to zapomniałaś? — zdziwiła się Salvio, a rozbawienie rosło w jej modrych oczach. Parsknęła i oparła się całym ciałem o laskę. — No to jesteśmy wygęgane.
— Wygęgane? Już wolałam, gdy klęłaś jak szewc — zauważyła, jednak Salvio obdarzyła ją spojrzeniem pełnym dezaprobaty. — No, to sobie poczekamy na Oblivion i E.
Usiadły na krawężniku przed żelazną bramą, która do złudzenia przypominała tą w Hogwarcie. Dogryzały sobie zaciekle, jak to stare baby, ale w gruncie rzeczy — dobrze im się siedziało na tym krawężniku. 

E. podążała ulicami Londynu już nie po raz pierwszy. Nie potrafiła zliczyć ile razy odwiedziła to miasto. Jednak ta wizyta była szczególna  tamtego dnia miała się spotkać ze swoimi starymi koleżankami. Nie rozglądała się zbytnio, miała cel i jak zwykle do niego podążała.
Zgarnęła z twarzy kilka siwych włosów, które zaczęły jej wchodzić do zielonych oczu i weszła w uliczkę prowadzącą do osiedla Any. Wytężyła wzrok, kiedy na jej końcu spostrzegła jakąś znajomą sylwetkę. Świadomość podpowiadała jej, że to któraś z dziewczyn, ale nie widziały się już tyle czasu… To mógł być każdy. Zbliżały się w jednakowym tempie do skrzyżowania i E. w pewnym momencie była pewna, że to któraś z nich. Miała szczupłą sylwetkę, charakterystyczne dla Oblivion ruchy… Tak, to musiała być Oblivion.
Do skrzyżowania doszła pierwsza i stanęła tam, by odsapnąć. To już nie były te lata, kiedy bez zmęczenia potrafiła przejść po kilkanaście kilometrów. Ba! E. kiedyś nawet dużo biegała. Ale co z tego, jeśli przestała mieć na to czas, gdy doszły nowe obowiązki… Rodzina i praca zrobiły swoje, nie była smukła, ale też nie otyła. Balansowała na cienkiej linii pomiędzy nimi.
— Nie te lata, co? — spytała Oblivion, podchodząc do niej.
Na twarzy miała zaledwie kilka, prawie niewidocznych zmarszczek, E. jej zazdrościła. Miała na sobie błękitną koszulę i długą za kolano ciemną spódnicę. Wzrok E. najbardziej przykuł kolor włosów Oblivion, jak zawsze zaskakiwała. Tym razem na swoich siwych włosach zrobiła czarne pasemka. Patrzyła na E. zza przeciwsłonecznych okularów z niebieskimi oprawkami.
— No nie te — mruknęła E., poprawiając sweterek.
Po chwili szły równym tempem w stronę furtki. Co kilka lat spotykały się wszystkie u którejś z nich  teraz była kolej Any. Oblivion pierwsza zobaczyła dziewczyny siedzące na krawężniku, E. nie miała tego samego wzroku co kiedyś. Chociaż nie był to na tyle zaawansowany objaw, żeby nosić okulary (używała ich tylko do czytania), to jednak było to irytujące.
M. i Salvio siedziały przy furtce na osiedle. Oblivion zmarszczyła brwi.
— Cześć, dziewczyny! — wykrzyknęła Oblivion. — Czemu nie wchodzicie?
Salvio uśmiechnęła się ironicznie.
— M. zapomniała kodu.
— Tylko ja? — M. uniosła brwi. — A ty to co?
E. uśmiechnęła się i podeszła do bramy. Nacisnęła jeden z klawiszy. Potem westchnęła i spuściła głowę.
— W tobie, Oblivion, nasza nadzieja — powiedziała w końcu i odsunęła się od maszyny.
M. zachichotała i we trzy patrzyły na Oblivion, podchodzącą do furtki.
— Spokojnie, spokojnie, pamiętam — uspokoiła je.
Szybko wystukała kod, jednak po chwili zamigotało czerwone światełko.
— Co do… — szepnęła i ponownie wpisała hasło.
Tym razem jej się udało; w rogu ekranu zamigotało się na zielono, a żelazna brama zaczęła się otwierać. Kamienna ścieżka prowadziła do białego, dużego domu. Wokół niego był ogromny, zawsze zadbany ogród. Już za niedługo miała się tu pojawić młoda trawa, pierwsze kwiaty... Ana zawsze starała się, żeby w jej ogrodzie było kolorowo i wesoło.
Zastukały do drewnianych drzwi, a za moment usłyszały stukot butów po drugiej stronie.

Kobieta o ciemnoblond włosach przepasanymi białymi pasmami ustawiała porcelanowe filiżanki na srebrzystą tacę. Nikły uśmiech utrzymywał się na jej postarzałej twarzy, wprawiając w widoczność zaprzyjaźnione zmarszczki w okolicach oczu. Odkąd pamiętała, zawsze jej towarzyszyły, nawet gdy była gibką osiemnastoletnią istotą.
Ogromne niebieskie oczy spoczęły na zegarze znajdującym się na mikrofali po lewej stronie. Wybijała już godzina trzynasta. Uśmiechnęła się pod nosem. Nie mogła doczekać się momentu, gdy znów ujrzy swoje zaprzyjaźnione koleżanki. Uwielbiała gościć je w swoich skromnych progach, zwłaszcza, gdy wizyta połączona była z delikatną owocową herbatą i ciasteczkami z kawałkami nieśmiertelnej czekolady. Jakże ona uwielbiała ten przysmak! W młodości nigdy nie potrafiła sobie tego specjału odmówić. Nawet gdy dieta dobijała się do drzwi. W końcu była tylko człowiekiem, któremu od czasu do czasu przydawał się mały czekoladowy wspomagacz. 
Dźwięk dobiegający z korytarza odsunął kobietę od rozmyślań. Odłożyła ostatnie ciastka na talerz. Po chwili poprawiła bluzkę włożoną w ciemnozieloną spódnicę do kolan i z serdecznym uśmiechem udała się w stronę drzwi. Stukot odbijanych butów na obcasie zaczął roznosić się po całym domostwie. Nawet w średnim wieku nie mogła odmówić sobie przechadzania w jakże kobiecym obuwiu.
— Miło mi was znowu zobaczyć! — Z uradowaniem w głosie rozłożyła ręce z chwilą otworzenia znajomym drzwi. — Spodziewałam się, że lekko się spóźnicie.
Jako pierwsza podeszła do Any Mrs M., która porwała starszą kobietę w niedźwiedzim uścisku.
— Wiesz, Ano, nie te lata, by spamiętać te wszystkie cyferki — odparła E. podchodząc do koleżanki z zamiarem przywitania się. Jako ostatnie podeszły Oblivion wraz z Salvio.
— Och, to zrozumiałe! Dwa razy mi nie musicie powtarzać, ostatnio miałam sama podobny problem, na szczęście sąsiad, który mieszka naprzeciwko, pomógł mi dostać się do swojego domu. Przeklęte bramy, są niepotrzebne! Zapraszam, wejdźcie do salonu! — Gestem dłoni skierowała kobiety w stronę pomieszczenia. Gdy wszystkie przekroczyły próg, udała się w stronę kuchni, by przygotować do końca herbatkę wraz z ciasteczkami. W lodówce czekała jeszcze niespodzianka w postaci tortu... czekoladowego z kawałkami soczystych truskawek. Wiedziała doskonale, że to jeden z ulubionych przysmaków jej koleżanek. Dzięki temu małemu gestowi chciała umilić jeszcze bardziej babskie spotkanko.
Wzięła tacę w obie dłonie. Powolnym krokiem skierowała się w stronę salonu. Tam zastała koleżanki żywo dyskutujące na temat głównego powodu ich spotkania.
— Mogłyście chociaż na mnie poczekać! Co wy takie niecierpliwe — uśmiechnęła się przyjaźnie, odstawiając filiżanki na stolik do kawy.  — Nie objadajcie się zbytnio ciasteczkami, w lodówce czeka jeszcze niespodzianka — dodała, puszczając perskie oczko.
— Chcesz nas utuczyć, kobieto? — zapytała Salvio, biorąc do ręki jedną z porcelanowych naczyń.
— Tobie to już nie zaszkodzi, kochaniutka. — M. poklepała kobietę po kolanie, chichocząc cichutko.
— I wzajemnie! Nie przejedz się, bo jeszcze poziom cukru ci zbytnio podskoczy — odgryzła się Salvio z zaciętością w głosie.
— Jejku, jak ja kocham, gdy sobie tak dogryzacie — dodała od siebie E. — To takie…
— Genialne i śmieszne! — dokończyła Oblivion, pałaszując jedno z ciasteczek, znajdujących się na kwadratowym czarnym talerzu.
Ana Bella zaśmiała się serdecznie.
— Prawda, pamiętam czasy, gdy tak sobie wiecznie dogadywałyście. No, ale, pora na herbatę.
Wzięła ostatnią filiżankę z tacy. Zaczęła powolnym ruchem nalewać ciepłego trunku najpierw swoim gościom, potem samej sobie. Aromat owoców leśnych rozniósł się wśród kobiet, sprawiając, że coraz bardziej zaczęły się odprężać. Ana z lekkim uśmiechem sięgnęła po ciasteczko.
— Wyśmienite te ciasteczka, Ano! Poprosiłabym cię o przepis, ale Merlin wie, co stałoby się, gdybym zaczęła piec — powiedziała Oblivion, sięgając po następne ciastko. — Jeszcze coś by wybuchło albo zaczęło latać — westchnęła, zakładając kosmyk jasnych włosów za ucho.
— Tyle lat minęło, a ty nadal nie potrafisz gotować! — M. zachichotała. — Wiesz, to brzoskwiniowe ciasto, które próbowałaś ostatnio upiec, tak świetnie się zapowiadało! Naprawdę szkoda, że zapomniałaś o kilku składnikach — dość ważnych, szczerze mówiąc.
Oblivion roześmiała się. Była doskonale świadoma tego, że gotowanie nigdy jej nie wychodziło, a każda próba kończyła się fiaskiem i bałaganem w całej kuchni; ale nie przeszkadzało jej to, że starsza koleżanka naśmiewa się z jej kulinarnych przygód — sama często z uśmiechem wspominała niektóre sytuacje.
— O czym trzeba myśleć, żeby zapomnieć o cukrze, Oblivion? — zapytała E. — Przecież to najważniejszy składnik!
— Akurat wtedy myślałam o mężczyznach — przyznała kobieta.
Kiedy szeroko otwarte oczy koleżanek zatrzymały się na jej zamyślonej twarzy, lekko uderzyła dłonią w czoło, zdając sobie sprawę z tego, że musiało zabrzmieć to dziwnie.
— Nie moich — tych wolałabym nie pamiętać! Myślałam o tym, który tak naprawdę pasuje do naszej Hermiony, dziewczyny!
— Szkoda, miałam nadzieję, że miałaś dość swoich potworów i postanowiłaś je na kogoś zamienić — powiedziała z przekąsem Salvio.
— Czy ty mówisz o moich kotach, Salvio? — oburzyła się Oblivion.
Nim Salvio zdążyła jej odpowiedzieć, Ana klasnęła w dłonie i zapytała:
— Dziewczyny, może macie jeszcze ochotę na herbatkę? Albo na moją niespodziankę z lodówki?
— Ja myślę, że niespodzianka może zaczekać, ale poproszę herbaty — odpowiedziała jej M. — Dziewczyny też chętnie się napiją, prawda? — zapytała, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Salvio i Oblivion wymieniły się porozumiewawczymi spojrzeniami — z M. lepiej  było nie zadzierać,  dlatego przytaknęły.
— Swoją drogą, Oblivion, to z kim widzimy Hermionę to bardzo ciekawy temat do rozmowy — zaczęła E., sięgając po swoją filiżankę z herbatą. — Wielka szkoda, że nie jest teraz z Nottem, byliby piękną parą — rozmarzyła się.
— Z Teodorem? Nie żartuj — ja tam uważam, że to Draco jest dla niej idealny — żachnęła się Ana — wyobraźcie sobie jaką sensacją byliby razem! Gryfonka i Ślizgon, odwieczni wrogowie... Idealna historia miłosna, prawie jak Romeo i Julia — powiedziała, wzdychając. Na twarzach reszty kobiet pojawiło się coś na kształt dezorientacji; w końcu związek Malfoya i Granger rzeczywiście byłby niespodzianką roku! Nagle wszyscy zamilkły, jakby wyobrażały sobie, jak wyglądałby związek tej dwójki. M. kiwała powolnie głową; to wyobrażenie wydawało jej się naprawdę rozsądne!
— Nie, to nie udałoby się — burknęła Salvio, odzywając się jako pierwsza. — Przecież nasza Hermiona jest rozsądna, nigdy nie zrobiłaby takiego głupstwa, wiązać się z tym blondasem, też coś.
Ana i M. w tym samym momencie spojrzały na Salvio morderczym wzrokiem; gdyby wzrok mógł zabijać, kobieta byłaby z pewnością martwa. Salvio widząc spojrzenie swoich koleżanek uniosła dłonie w geście kapitulacji, śmiejąc się pod nosem. Nie rozumiała ich fascynacji, ale przynajmniej mogła się z nich otwarcie śmiać, razem z E. i Oblivion. Razem w piątkę stanowiły naprawdę zgrany zespół! Odrobinę wybuchowy, ale jednak nadal zgrany.
— Wiecie co? Wydaje mi się, że Hermiona jednak od zawsze najlepiej pasowała do Rona. Pamiętacie ile razem przeżyli przygód? Ich przyjaźń doprowadziła w końcu do miłości i to jest w ich uczuciu najbardziej niesamowite: w końcu mówi się, że od przyjaźni do miłości jest... cienka linia?
— Tak, to chyba tak szło... — mruknęła E., biorąc w dłonie kubek, by ugrzać swoje dłonie. Tego dnia pogoda była piękna; słońce wpadało przez okno, oświetlając cały pokój. Już wkrótce miała nadejść wiosna, był w końcu pierwszy marzec. Kobiety, mimo że nie mówiły tego głośno, nie mogły się doczekać aż dni staną się dłuższe, zaczną kwitnąć pierwsze drzewa — wiosna była zdecydowanie najpiękniejszą porą roku, tym bardziej dla starszych osób. Ile razy M. musiała dzwonić po taksówkę, bo bała się wrócić sama ze sklepu, gdy było już ciemno... Niby nadal jej prawy sierpowy był naprawdę potężny, ale nie miała w nogach tyle sił co kiedyś. Pod tym względem starość była smutna, lecz pod każdym innym, M. widziała same pozytywy. — Ale nadal uważam, że powinna być z Nottem!
— Nieprawda, Snape pasuje do niej idealnie... Gdyby tylko żył — powiedziała Salvio, wzdychając. Wszystkie spojrzały w jej stronę, nawet nie kryjąc swojego zdziwienia. Owszem, wiedziały, że Salvio od zawsze wykazywała szczególne zainteresowanie osobą Snape'a, ale żeby łączyć z nim Hermionę? Dla nich było to niezrozumiałe, ale Salvio się tym nie przejmowała; tak samo ona widziała związek Draco i Hermiony, był dla niej całkowitą abstrakcją. 
— Salvio, czyś ty... — zaczęła M., żywo gestykulując. Mało brakowało żeby wstała i coś zrobiła swojej przyjaciółce. W młodości Mrs M. wiele razy mówiła, że zaraz przyłoży Salvio patelnią. Teraz ta patelnia naprawdę by się jej przydała! Oblivion z E. zaczęły chichotać, zerkając na siebie.
— Co powiecie na nową porcję owocowej herbaty z kawałeczkiem tortu? — przerwała Ana, najwidoczniej chcąc zapobiec kłótni... Obie miały w sobie pełno temperamentu, co powodowało częste słowne potyczki. Nawet w ostatnich latach, kiedy starość zaczęła dokuczać, potrafiły się zacząć bić! Ana, Oblivion i E. nawet nie starały się im przerywać, bo dobrze wiedziały czym może się to skończyć. 
— Ja to napiłabym się wina — powiedziała Oblivion, zakładając za ucho kosmyk włosów. 
— O tak... — rozmarzyła się Salvio, wzdychając. W tym samym czasie Ana wstała i wolnym krokiem skierowała się w stronę kuchni; jej słuch był coraz gorszy, z czego koleżanki czasem się podśmiewały, ale tak naprawdę wszystkie miały ten sam problem. Nie jest więc dziwnym, że Ana nie usłyszała słów Oblivion. Spojrzała na Salvio, a Salvio na nią i cała czwórka, obecna w salonie, wiedziała już czym to się skończy. 
— O nie! — krzyknęła E., uderzając dłońmi w swoje kolana. Filiżanki stojące na stole aż się zatrzęsły. — Ja w tym nie będę uczestniczyć, ostatnio nie skończyło to się dobrze. — Wszystkie uśmiechnęły się na myśl o tamtym wydarzeniu; takie wspomnienia były najpiękniejsze, warte zapamiętania. 
— Jak tam chcesz, wolna wola! — krzyknęła M., poprawiając okulary. Kiedyś nosiła soczewki, ale od kilkunastu lat zaczęło brakować jej do tego cierpliwości. Dłonie zaczęły drżeć, a małe szkła kontaktowe były dla niej, z każdym mijanym rokiem, coraz bardziej nieznośne. Ciągle znikały! Bardzo ją to denerwowało, aż w końcu wróciła do swoich starych okularów. 
— Pójdę pomóc Anie w kuchni, a wy tu myszkujcie, tylko w miarę szybko, nie przytrzymam jej za długo — powiedziała E., wstając powoli z kanapy. Nagle cicho syknęła, po czym natychmiastowo złapała się za plecy, zginając w pół. Pozostała trójka szybko zerwała się z foteli; Oblivion pierwsza doskoczyła do kobiety i próbowała dowiedzieć się, co się stało. Na twarzy każdej z nich widoczne było zmartwienie. Po upływu kilku sekund E. wyprostowała się i zaczęła chichotać: — Ha! Znowu dałyście się nabrać! Wiedziałam, że mimo upływu lat nadal to potrafię! — Nadal się śmiejąc, wyszła z salonu, zostawiając resztę kobiet same.
Spojrzały na siebie i uśmiechnęły. Salvio klasnęła w dłonie.
— Myślicie, że schowała przed nami, tak jak pięć lat temu?
— A dziwisz się? Przez dwa dni opróżniłyśmy cały jej barek... — westchnęła ze smutkiem Oblivion. — Ale koniec tego! Czas na wino! — krzyknęła z radością, wyjmując zza swoich pleców torebkę. Po chwili wyjęła z niej butelkę czerwonego, półsłodkiego wina. Salvio zaczęła tak bardzo się śmiać, że musiała przytrzymać się M., aż w końcu zmęczona śmiechem, usiadła na kanapie. Oblivion była z ich piątki najmłodsza, więc było całkiem normalne, że trzymała się najlepiej. Podeszła do barku i, ciągle zerkając w stronę kuchni, cicho wyjęła z kredensu sześć kieliszków. Postawiła je na stoliku i zaczęła szukać czegoś w torbie, zakładając wcześniej na nos okulary.
— Noż cholera jasna! — szepnęła do siebie, aż w końcu bezradnie spojrzała na swoje koleżanki. — Nie wzięłam korkociągu.
— Żaden problem, korek wyjmę zębami — sarknęła Salvio z zupełnie poważną miną. M. patrzyła to na jedną, to na drugą, nie wiedząc za bardzo o co chodzi, wydawała się być zdezorientowana tą całą sytuacją. — Naprawdę nie znacie domowych sposobów na otwarcie wina? Numer z butem jest najlepszy, tyle razy go używałam. Nadal nie mam kupionego korkociągu.
Kobieta wstała z kanapy i, trzymając się za plecy, przeszła do korytarza, skąd zabrała czyjś but. Nie było ważne kogo on jest, po prostu musiał być. Po kilku minutach głośnego stukania w ścianę, korek wypadł z butelki. Było aż dziwne, że ani Ana, ani E. nie przyszły zobaczyć co się dzieje, w końcu w pokoju było dość głośno. Kiedy Oblivion nalewała wina do ostatniego kieliszka, nagle stało się coś niespodziewanego, co sprawiło, że cała trójka, znajdująca się w salonie, podskoczyła na swoich miejscach.
— Henry, coś ty zrobił, ty nieznośny sierściuchu! — Rozległ się krzyk Any. Oblivion, Salvio i M. z przerażeniem spojrzały się na siebie, nawet nie wiedząc, czego się spodziewać. Nie zdążyły nawet przejść do kuchni, kiedy Ana i E. weszły do salonu; druga ciągle się śmiała, ale za to Ana nie była zadowolona. 
— Co się stało? — zapytała M., chociaż tak naprawdę podejrzewała już jaka będzie odpowiedź. 
— Tort się nie nadaje, Puszek najwyraźniej był głodny i cóż... — westchnęła, ale kiedy jej spojrzenie padło na stół, uśmiech od razu pojawił się na twarzy, zmartwienia o straconym torcie odeszły. — Ale mamy wino! Zaraz przyniosę jeszcze trochę ciasteczek i...
— Ana! — krzyknęła reszta chcąc, żeby Ana już usiadła i nie martwiła się o takie rzeczy. 
Tak naprawdę nie potrzebowały żadnych ciastek, żadnych herbat, nawet wino mogły sobie odpuścić! Najważniejsze było to, że były razem i mogły, jak co roku, powspominać stare lata, śmiejąc się i płacząc na przemian. Wspomnienia związane z Hermioną Granger były naprawdę wspaniałe! Każda z nich — E., Salvio, Ana, M., Oblivion — miały co opowiadać swoim bliskim. Opowieści te zwykle były zabawne, ale nie brakowało i takich, przez które w oczach pojawiały się łzy, nie tylko ze śmiechu. Dlatego usiadły obok siebie, wzięły w dłonie kieliszki z winem i zaczęły rozmawiać... Rozmawiały o pięknej przeszłości, a ja, narrator, nie będę tego tak szczegółowo przedstawiał — w końcu same o tym opowiedzą, jeśli tylko zdrowie im na to pozwoli: starość stawała się coraz bardziej dokuczliwa. Rozmowy zdawały się nie mieć końca, a jeden kieliszek z winem nadal stał, nienaruszony, na stoliku. Słońce powoli zaczynało chować się za horyzontem, ale one nie zwracały na to uwagi, cieszyły się swoją obecnością. 
Nagle w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka. W tym samym momencie spojrzały na siebie, szeroko się uśmiechając. Na twarzy M. pojawiło się wzruszenie. Nie widziała jej od siedmiu lat, a mimo to ciągle o niej myślała. Nie potrafiła, zresztą tak samo jak reszta kobiet, wyrzucić jej z pamięci. Tyle jej zawdzięczały! A teraz to musiała być ona, nie dostawca pizzy, nie sąsiad — tylko ona. Ana spojrzała na swoje koleżanki i wstała z kanapy, idąc w stronę drzwi wejściowych. Pozostała w salonie czwórka powróciła do rozmowy; zawsze udawały, że ta wizyta wcale nie jest dla nich taka ważna, ale w końcu pojawiały się łzy wzruszenia i prawda sama wychodziła na wierzch. Dlatego, mimo że dalej rozmawiały, w sercu każdej z nich pojawiła się ogromna niecierpliwość. W korytarzu panowała cisza, zupełnie jakby nikt nie przyszedł. Salvio wstała ze swojego miejsca i, gdy już podchodziła do drzwi, nagle otworzyły się one na oścież, a w nich stała ona, bohaterka ich wspomnień — Hermiona Granger — bo tak ją zapamiętały.
Nie była młodego wieku, ale, jak już dawno temu wtajemniczyła swoje koleżanki — czarodzieje po prostu starzeli się wolniej. Dlatego nie było nic dziwnego w tym, że z całej szóstki wyglądała najlepiej. Włosy, związane w kucyk, nadal przypominały swoim wyglądem te sprzed kilkudziesięciu lat. Na jej twarzy były widoczne oznaki zmęczenia, ale ciągle tryskała energią. Ubrana elegancko, jednak nadal skromnie: taka była Hermiona. 
— Widzę, że zaczęłyście beze mnie? — zaczęła, uśmiechając się ciepło do każdej z kobiet. Wszystkie wstały i każda po kolei przywitała się z Hermioną. W oczach M. pojawiły się łzy; tak bardzo się za nią stęskniła! Nie widziała Hermiony najdłużej, dlatego to powitanie było dla niej szczególnie ważne... zresztą, dla każdej z nich było. Po chwili, widząc, że M. płacze, Ana zaczęła płakać razem z nią. Solidarność to jednak solidarność. 
Ich rozmowom nie było końca. Mimo że ich piątka — Ana, E., Salvio, Oblivion i M. — przebywała przez cały dzień razem, teraz zamierzały spędzić jego końcówkę z Hermioną Granger. Nie miały jej za złe, że się spóźniła, uprzedzała je. Najpiękniejsze w tym spotkaniu było to, że mogły je świętować wspólnie. Wspominały stare late i były prawdziwymi szczęściarami! Bo każda z nich była właścicielką wspaniałych wspomnień, których nie mógł odebrać im nawet czas.
KONIEC.
Do zobaczenia jutro.

6 komentarzy:

  1. Genialna praca! Świetnie Wam to wyszło! ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że Salvio naprawdę nie próbowała otworzyć wina zębami, już wyobrażałam sobie wypadającą sztuczną szczękę ^^
    No i Hermiona na końcu <3

    OdpowiedzUsuń
  3. "Oblivion była z całej naszej piątki najmłodsza" - naszej? Patrząc na to, że cały tekst został napisany w narracji trzecioosobowe, to jednak coś tutaj nie pasuje. To mi się tak rzuciło w oczy i po prostu musiałam to napisać. :)
    Czytając, nie mogłam się pozbyć ani na chwilę uśmiechu z twarzy. Widać, że starałyście się, by wyszła jak najlepiej, i naprawdę możecie być z siebie dumne. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, naprawdę bardzo ciekawy pomysł na post urodzinowy! Miniaturkę czytało się bardzo przyjemnie i życzę wam, żeby wasza znajomość przetrwała jeszcze długie lata, tak jak w one-shocie. :D

    OdpowiedzUsuń